Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Z Mikołajem spotykamy się po pokazie prasowym filmu „Rzeka” - drugiej części dokumentalnej, orkiestrowej trylogii Jennifer Peedom, której celem jest ukazanie relacji człowieka z naturą. Film spogląda z lotu ptaka na związek ludzkości z rzekami, pokazując je w niespotykanej dotąd skali i z niezwykłej perspektywy.
Bardzo mi się podobał. „Rzeka” to film bardzo poetycki, pięknie zrobiony. Obecnie coraz bardziej przekonuje mnie właśnie taki język obrazu, bo mam wrażenie, że język newsowego reportażu fotograficznego i filmowego trochę już się zużył. To wizualna poezja sprawia, że obraz ten trafia głębiej.
fot. Chris Burkard, z filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Totalnie. To coś, co noszę w sobie już od bardzo wczesnego dzieciństwa. Wychowałem się nad Odrą i od samego początku czułem, że moje emocjonalne korzenie wrastają w przyrodę rzeki. Dlatego tym bardziej porusza mnie temat jej niszczenia. Gdy byłem młody, a pilarze wycinali przepiękny starodrzew na Wyspie Opatowskiej, odczuwałem to jak fizyczny ból.
Dzisiaj wycinane są całe połacie starych lasów. Na przykład w okolicy Siechnic, w środkowym biegu Odry, nieopodal Wrocławia. Rosną tam stukilkudziesięcioletnie dęby. Lasy Państwowe robią wszystko, co tylko mogą, by wyciąć je zanim te drzewa osiągną wymiary kwalifikujące się do ochrony jako pomniki przyrody. To po prostu straszne i wywołuje we mnie niemoc, gniew i frustrację. To temat o którym mógłbym mówić bez końca.
Tak, ale niestety na gorsze. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem, w latach 80. Odra była rzeką potwornie skażoną chemicznie i biologicznie. Nawet my, dzieci z pokolenia, które dużo rozrabiało i szwendało się bez opieki, wiedzieliśmy, że nawet krótka kąpiel w rzece grozi chorobami skórnymi. Gdy w 2004 roku weszliśmy do Unii Europejskiej przepisy mocno się zaostrzyły i rzeki zaczęły się oczyszczać. Pamiętam, gdy ze zdziwieniem zauważyłem, że z syfu o przejrzystości kilku centymetrów Odra zamieniła się w rzekę o przejrzystości do półtora metra. Wtedy pomyślałem sobie, że może nie jest tak źle.
fot. Mikołaj Nowacki, z projektu "Odra"
Potem, w 2010 r. zrobiłem to moje znane zdjęcie z dziećmi kąpiącymi się w pobliżu mostu. Wtedy można było już w Odrze pływać, ale dzisiaj znów nie można. Jest coraz gorzej. Rząd prowadzi rabunkową gospodarkę leśną a drewno stało się współczesną kością słoniową. Gospodarka w dolinach rzek jest katastrofalna i prowadzona w sposób absolutnie arogancki. Podczas gdy nauka wie już np., że tamy są złe nie tylko dla środowiska, ale w perspektywie czasu także dla nas samych, to rząd nie przyjmuje żadnych racjonalnych argumentów i te tamy uparcie chce dalej budować.
Albo weźmy tę historię z zeszłego roku. Zatrucie Odry przez złote algi, które pojawiły się wskutek zasolenia wody. Ale to zasolenie nie wzięło się przecież z wody deszczowej, a sposób w jaki rząd podchodzi do tego tematu jest absolutnie skandaliczny. W każdym normalnym, w pełni demokratycznym kraju, gdyby pojawiły się informacje, że dzieje się coś złego, że ryby giną dziesiątkami ton, państwo wzięłoby się natychmiast do działania, dogłębnie zbadało kto miał z tym do czynienia - jaki zakład przemysłowy zrobił zrzut mocno zasolonej wody i ukarało winnych. Ale nie u nas. U nas jest wszystko ok, bo przyczyną okazały się złote algi, czyli winę można zwalić na samą naturę. Rzeka zasoliła się sama.
fot. Mikołaj Nowacki, z projektu "Odra"
Polscy politycy patrzą jedynie na czubek własnego nosa i interes finansowy własny i swoich pociotków. W szerszej perspektywie dochodzi do tego jeszcze koszmarny biblijny paradygmat, aby „czynić sobie ziemię poddaną”. To miało może jakiś sens 2-3 tysiące lat temu, gdy pustynny lud z Bliskiego Wschodu, aby przetrwać musiał wieść pasterski i rolniczy tryb życia, ale w XXI wieku ten paradygmat jest już dawno nieaktualny i skrajnie szkodliwy dla nas samych! Dziś powinien on brzmieć: „Szanujcie dziką przyrodę, bo z niej się wywodzicie i bez niej zginiecie”. Podchodzę do tego być może trochę gniewnie, ale po prostu widzę, że to, co udało się naprawić po okresie komunizmu jest ponownie niszczone.
Różnica jest kolosalna, ale zacznijmy od początku. Odra ma swoje źródło w Czechach, gdzie doszło do jeszcze innej katastrofy, która jest nie tyle winą samych Czechów, co wynikiem ludzkich działań sięgających początków ery industrialnej - skutkiem globalnego ocieplenia i błędnej gospodarki leśnej.
Źródło Odry znajduje się w tak zwanych Górach Odrzańskich, wschodnim paśmie Sudetów. Po raz pierwszy pojechałem fotografować je około roku 2013. Źródło było ukryte w pięknym, wręcz mistycznym lesie, na który składały się około stuletnie świerki. Kolejny raz pojechałem tam w 2019 i byłem w absolutnym szoku, bo w miejscu, gdzie oczekiwałem tego mistycznego lasu nie było absolutnie niczego. Ani jednego drzewa.
fot. Mikołaj Nowacki, z projektu "Odra"
Setki tysięcy hektarów drzew pokrywających te góry po prostu umarło, uschło i zostało wycięte, bo świerk, będący gatunkiem północnym, nie poradził sobie z cieplejszym klimatem i cyklicznymi suszami. Upały zwyczajnie uniemożliwiły świerkom produkcję żywicy niezbędnej do walki ze szkodnikami. Gdy więc pojawiła się plaga kornika, cały ten ekosystem po prostu zniknął. Ta katastrofa nie wydarzyłaby się, gdyby sadząc ten las zachowano pierwotny skład gatunkowy Sudetów (las mieszany), a nie stawiano na monokulturę świerkową. Teraz leśnicy poszli po rozum do głowy i sadzą w górach od nowa las mieszany.
W Polsce z kolei prawie wszystkie dzikie brzegi Odry objęte są programem Natura 2000, ale to ochrona niedostateczna - nie przeszkadza Lasom Państwowym w wycince. W moich okolicach, w pobliżu wspomnianych Siechnic, gdzie latem brzegi rzeki wyglądają jak brzegi Amazonki, wycinane są w starym lesie ogromne prostokąty. Widać to wyraźnie z samolotu. Na Odrze granicznej boli to tym bardziej, bo przyroda po polskiej stronie rzeki jest według mnie dużo ładniejsza, dziksza i mniej naruszona niż po stronie Niemieckiej. I tam jest ustanowiony park narodowy, a u nas jest g****.
fot. Mikołaj Nowacki, z projektu "Odra"
Frustruje mnie, że nie doceniamy tego, co posiadamy. Do Polski na tak zwaną ekoturystykę przyjeżdżają ludzie z Zachodu, którzy zniszczyli już tę dziką naturę u siebie i dobrze wiedzą jak dużą ma ona wartość. Nasze władze tego nie dostrzegają i zachowują się tak, jakbyśmy nadal żyli w głębokiej komunie. Gdy już ta świadomość ekologiczna społeczeństwa jest tak wysoka i gdy nauka nie ma już żadnych wątpliwości co do tego, że dzika natura jest nam niezbędna, to w Polsce robimy wszystko, by powtórzyć błędy europejskich sąsiadów.
Przede wszystkim najpierw trzeba za wszelką cenę przywrócić w Polsce pełną, zdrową demokrację. Jak my mamy walczyć o środowisko, gdy działania naszego półautorytarnego rządu jak żywo przypominają czasy komuny? Ten neobolszewizm przypomina mi arogancję komunistów, którzy uważali Polskę za swoje podwórko, na którym mogli robić co chcieli. Gdy już uda się przywrócić zdrową demokrację, to libki nadal będą mogły się kłócić z lewakami i odwrotnie, ale będzie przynajmniej w ogóle możliwość dogadania się i walczenia o przyrodę. Póki co, większość działań spełza na niczym. Ostatni park narodowy powstał w naszym kraju w 2001 roku!
To dobre pytanie. W „Rzece” przede wszystkim podobała mi się narracja - pokazywanie różnorodności przyrody, jej niszczenia, ale także nadziei na przyszłość. Wydaje mi się, że zniszczyliśmy już przyrodę do tego stopnia, że akcentowanie tej nadziei jest absolutnie konieczne, by ktokolwiek jeszcze uwierzył, że bieg spraw da się jeszcze odwrócić.
fot. Chris Burkard, z filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Natomiast co do sposobu kreowania dokumentów, to każdy twórca kieruje się własnym językiem. Dzięki różnorodności i demokracji w sztuce, możemy trafiać ze swoim przesłaniem do różnych odbiorców, co pozwala nam dotrzeć dużo dalej. Jeśli zaś chodzi o samo zaangażowanie, to wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach forma dokumentalna powinna być zaangażowana, ale bez uciekania do ekstremów i robienia socrealizmu.
Obserwując współczesny dokument, przede wszystkim w oczy rzuca mi się to, że realizując materiał na dany temat powinniśmy przykładać większą wagę do tego, by nasz język artystyczny znalazł oparcie w nauce. Jeśli na przykład opowiadamy fotografiami o lasach, powinniśmy wgryźć się w naukę o ekologii lasu, poznać procesy naturalne i wiedzieć jak dokładnie odbija się na nich działalność człowieka. Bez tego nasze projekty gubią swoje sedno.
fot. materiały promocyjne filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Dla mnie, jako nie tylko artysty ale i dziennikarza, ważne jest by opowiedzieć o różnych punktach widzenia. Natomiast zarówno dziennikarz jak i artysta także ma przecież swój osobisty punkt widzenia i według mnie zupełnie w porządku jest to, aby go pokazywać. Bo to spojrzenie bazuje przecież na własnej wrażliwości i wszystkim, co przez całe życie chłonęliśmy.
Oczywiście mamy też kwestię materiałów tworzonych na zlecenie NGO-sów, w ramach których wpisujemy się w jakąś propagandę. Ale tu też każdy kieruje się swoim sumieniem. Gdyby zgłosiła się do mnie np. jakaś organizacja myśliwska, która chciałaby żebym pokazał jak fajnie zabija się zwierzęta i jak bardzo potrzebna jest nam gospodarka łowiecka w obecnym kształcie, to po prostu bym odmówił. Natomiast gdy ktoś na tego typu zlecenie realizuje dokumentalny projekt artystyczny zgodny ze współczesną nauką, to nie widzę w tym nic złego.
W Polsce raczej nie, bo obecna władza jest głucha na jakiekolwiek argumenty, które są przeciwne jej interesom. Natomiast ogólnie wydaje mi się, że tak, bo przecież politycy też czytają prasę i oglądają filmy. Podam ci bardzo egzotyczny przykład, który potwierdza, że warto robić projekty dokumentalne o poetyckim charakterze.
fot. materiały promocyjne filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Jest taki fotograf Michael „Nick” Nichols. To człowiek, który w czasie swojej kariery praktycznie zmienił fotografię przyrody, pokazując że naturę można fotografować w osobisty sposób. W roku 2000 dostał od National Geographic zlecenie dokumentowania wyprawy Michaela Faye’a - naukowca i aktywisty, który prowadził 15-miesięczną ekspedycję przez dżungle Konga, Kamerunu i Gabonu, aby stworzyć kronikę dziewiczych lasów i dzikiej przyrody regionu oraz walczyć o ich ochronę.
Nichols dokumentował samą wyprawę Faye’a i życie rdzennej ludności pigmejskiej na filmie czarno-białym, a kolorowe slajdy poświęcił zdjęciom zwierząt, realizując w zasadzie dwa projekty fotograficzne jednocześnie. Gdy wskutek lobbowania Faye’a zdjęcia te zobaczył prezydent Gabonu, to się nimi zachwycił i powiedział, że nie miał bladego pojęcia, iż na jego terenie są takie cuda. W następstwie większość tych terenów objął specjalną ochroną - powstało 13 nowych parków narodowych. To piękna historia i spektakularny przykład tego, że nasze artystyczne zaangażowanie może coś zmienić.
Przez lata pracowałem w gazetach codziennych. Wierz mi, że jutro nikt nie będzie pamiętał, jakie zdjęcia ilustrowały dzisiejsze newsy. Język dziennikarstwa fotograficznego jest już kompletnie zgrany i przypomina suche liczby, które trafiają do głowy, ale szybko z niej wylatują. Język poezji trafia natomiast do serca.
fot. Pete McBride, z filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Uważam, że mówiąc o takich rzeczach, jak ochrona środowiska i przyrody, musimy pokazywać to właśnie w taki sposób, aby trafiało do głębokich emocji. Żeby poruszało i wywoływało wzruszenie. Żeby człowiek, który pójdzie nad rzekę przypomniał sobie migawki z filmu czy projektu fotograficznego, bo tylko wtedy zostanie to z nim na dłużej.
Moim zdaniem tak. Widzę zresztą jak bardzo przez lata wzrosła świadomość potrzeby ochrony dzikiej przyrody. Pamiętam, że gdy miałem około 10-12 lat i rozwijała się u mnie ta przyrodnicza wrażliwość, a my z przyjacielem rozmawialiśmy o ekologii, to wszyscy patrzyli na nas, jak na dziwaków.
Podczas chyba 1. akcji sprzątania świata w komunistycznej Polsce lat 80., razem z naszą drużyną harcerstwa wodnego poszliśmy sprzątać Wyspę Opatowicką. Uzbieraliśmy cały wielki wór po ziemniakach, jakieś 160 litrów. Młodsze harcerki, które nam pomagały, postanowiły przenieść go za most, w miejsce, z którego potem mieliśmy zawieźć śmieci na wysypisko. Obserwowałem z daleka jak te dziewczynki idą przez most i podchodzi do nich pracownik Jazu Opatowice. Ten, chcąc im pomóc, wziął te śmieci i po prostu wypierniczył je prosto do Odry.
fot. Pete McBride, z filmu "Rzeka" / Against Gravity 2023
Tak mniej więcej wyglądała wtedy świadomość ekologiczna w społeczeństwie. Dziś widzę natomiast, że coraz więcej ludzi przejmuje się losem przyrody i dostrzega jak ważny i piękny jest świat naturalny. Widać to także na przykładzie turystyki. Na Dolnym Śląsku mamy górę Ślężę - miejsce kultu starożytnych Słowian. Kiedyś na szlaku mogłeś spotkać co najwyżej garstkę osób. Dziś bywają ich tysiące, a w sezonie na parkingu u podnóża trudno znaleźć miejsce. Ale ci wszyscy ludzie nie idą tam po to, by zdobyć ten szczyt, który ma raptem 700-kilkadziesiąt metrów, ale po to, by zażyć trochę tej przyrody.
Przez te kilkadziesiąt lat świadomość ekologiczna wśród społeczeństwa zwiększyła się kolosalnie i jestem przekonany, że to właśnie głównie dzięki takim filmom, programom edukacyjnym i projektom artystycznym. Być może ktoś zobaczy „Rzekę”, z monumentalnymi, spektakularnymi zdjęciami, z narracją wspaniałego aktora, uwielbianego przeze mnie Willema Dafoe, z przepiękną muzyką symfoniczną zawierającą utwory m.in. Bacha, Vivaldiego, Sibeliusa czy Ravela i ta poetycka forma trafi właśnie do jego czy jej serca, otwierając oczy na piękno przyrody i bardzo pilną potrzebę jej chronienia.
Wizualna opowieść, łączącą zapierające dech w piersiach obrazy z muzyką. „Rzeka” to spektakularny film o roli rzek w naszym życiu, do którego zdjęcia zrobili wybitni fotografowie przyrody w 39 krajach.
Oglądamy strumień zachwycających pod względem wizualnym obrazów, autorstwa najlepszych fotografów przyrody (m.in. Yanna Arthusa-Bertranda), oddających hołd rzekom zasilającym naszą planetę. Zdjęcia z sześciu kontynentów, często w zwolnionym tempie, w tym spektakularne ujęcia satelitarne, ukazują teksturę wody, prędkość, z jaką się porusza, a także niebezpieczeństwa, nieprzewidywalność i ekscytujące piękno, które trudno dostrzec z normalnej perspektywy. Film dokumentuje też negatywny wpływ człowieka na ekosystem, związany z fragmentacją rzek i ich kontrolowaniem, a także skutki tych krótkowzrocznych prób rządzenia naturą.
Wspaniałe obrazy uzupełnia poetycki scenariusz napisany przez pisarza i wykładowcę Uniwersytetu w Cambridge Roberta Macfarlane’a a czytany przez Willema Dafoe oraz wspaniała muzyka w wykonaniu Australijskiej Orkiestry Kameralnej wykorzystująca zarówno klasyczne utwory J.S. Bacha, A. Vivaldiego, G. Mahlera, jak i Jonny’ego Greenwooda, Radiohead czy oryginalną kompozycję Richarda Tognettiego i muzykę Williama Bartona.
Film, oparty na filozoficznych i naukowych danych, jest drugą częścią trylogii orkiestrowych filmów reżyserki Jennifer Peedom, których celem jest ukazanie relacji pomiędzy człowiekiem a naturą (pierwsza część to „Góra” – najbardziej dochodowy australijski film dokumentalny w historii, pokazywany na festiwalu MDAG w 2019 roku).
"Rzeka" trafi do polskich kin 10 lutego 2023 roku.
Pełną listę kin grających film znajdziecie na stronie againstgravity.pl.