Roger Deakins: "W fotografiach odbija się to, kim jesteś"

Współpracuje z braćmi Coen i Samem Mendesem, na półce ma dwie statuetki Oscara, a teraz także pierwszą książkę. Operator legenda mówi, czym jest dla niego fotografia, zdradza, jak czuje się w roli debiutanta i wyjaśnia, dlaczego w Byways znajdziemy tylko jedno zdjęcie z planu.

Autor: Kamila Snopek

24 Styczeń 2022
Artykuł na: 23-28 minut

Po setkach wywiadów poświęconych filmom, które współtworzyłeś, siadasz dzisiaj, by porozmawiać ze mną o swojej pierwszej książce. Jakie to uczucie być znowu debiutantem?

(śmiech) Dosyć dziwne, ale jednocześnie bardzo przyjemne. Robię zdjęcia przez większość swojego życia i zawsze chciałem zobaczyć je jako zwartą kolekcję. I lubię książki. Nie zastanawiałem się ani nie wiedziałem, jak zostanie przyjęta moja. To miłe, że ludzie się nią interesują, bo tak naprawdę to bardzo osobista rzecz.

Dlaczego zdecydowałeś się wydać Byways właśnie teraz?

Cóż, tak jak wspomniałem, myślałem o niej od dłuższego czasu, a potem przyszła pandemia. Wydawało się, że to dobra okazja: mieliśmy czas, nie kręciliśmy zdjęć, nie pracowaliśmy przy filmie. Nadarzył się odpowiedni moment, żeby to zrobić.

Jak wyglądał proces pracy nad książką? Zgaduję, że Twoje archiwum liczy tysiące fotografii.

Tak właściwie to nie. Nie przechowuję dużej liczby zdjęć. Zachowuję te, które lubię i które z jakiegoś powodu są dla mnie ważne. To znaczy, mam chyba wiele zdjęć, ale zawsze starałem się je selekcjonować, wybierać tylko te kluczowe, które najbardziej mi się podobają. Wędrówka wstecz za ich pośrednictwem i decydowanie, które włączyć do książki, a których nie, były bardzo przyjemnym procesem.

„Paignton Lion and the Gull”, Paignton, 2015, fot. Roger Deakins

Domyślam się, że pracowaliście nad książką zespołowo, razem z żoną James.

Tak, razem z James i Eleonorą z Wydawnictwa Damiani.

A fizyczna forma książki, kto był pomysłodawcą projektu?

To był efekt dyskusji. Ta książka jest właściwie bardzo prosta. Najważniejsza decyzja dotyczyła tego, które zdjęcia w niej umieścić i w jakiej liczbie, i którą fotografię wybrać na okładkę. To było bardzo istotne, podobnie jak wybór tytułu. Praca nad książką była świetnym doświadczeniem.

Ta oszczędność formy rzeczywiście uderza. Znając Twoje filmy, które są w większości w kolorze, byłam zaskoczona, że w Twojej książce znalazły się tylko czarno-białe zdjęcia.

Od samego początku fotografowałem w czerni i bieli. Mam zdjęcia, które podobają mi się w kolorze, ale generalnie od zawsze lubiłem właśnie czarno-białą fotografię. W okresie, gdy zaczynałem, wszyscy fotografowie, których podziwiałem, używali czarno-białej kliszy. Tak właściwie niewielu fotografów pracowało w kolorze aż do późnych lat 70., prawda? Moje zdjęcia są bardzo proste. Chodzi w nich o kompozycję, o zestawienie w kadrze pewnych obrazów i myślę, że kolor może w tym przypadku dekoncentrować. W kolorze nie potrafię patrzeć w taki sposób.

Czy podczas przeglądania wszystkich tych fotografii z wielu lat zauważyłeś zmiany albo podobieństwa w Tobie jako twórcy i jako człowieku?

Tak naprawdę najbardziej zaskoczyły mnie podobieństwa. W książce jest kilka zdjęć z najwcześniejszego okresu mojego fotografowania, które są bardzo podobne do tych, jakie robię teraz, które zrobiłem tego lata, bo wciąż fotografuję. To podobny sposób patrzenia i zamiłowanie do prostoty obrazu.

Na planie otaczają mnie setki ludzi. Zdjęcia robię sam. To ogromna przyjemność mieć możliwość obserwacji bez skupiania się na konkretnym celu, tak po prostu

Czy w takim razie zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że fotografia w pewnym sensie ukształtowała sposób, w jaki widzisz świat, w jaki komponujesz i tworzysz obrazy, czy jest ono zbyt ryzykowne?

Nie jestem pewien. Myślę, że w fotografiach odbija się to, kim jesteś. Nie wiem, w jakim stopniu fotografia wpłynęła na moją twórczość filmową, patrzę na nią zupełnie osobno. Oczywiście istnieją podobieństwa w zakresie kompozycji i podejścia do tematu, ale to, co robię w fotografii, postrzegam przede wszystkim jako hobby, coś, czym zajmuję się całkowicie dla przyjemności, kiedy nie czuję presji związanej z pracą nad filmem. To zupełnie coś innego.

Podczas przeglądania książki zauważyłam jeszcze coś: fakt, że jest bardzo cicha i ma w sobie dużo spokoju. Zastanawiałam się, czy właśnie dlatego fotografujesz. Czy to dla Ciebie sposób na reset i naładowanie „baterii”?

Tak, zdecydowanie tak. Podczas pracy na planie otaczają mnie czasem setki ludzi. Zdjęcia robię sam. To jedna z ogromnych przyjemności: mieć możliwość obserwacji bez skupiania się na konkretnym celu, tak po prostu. Fotografuję coś w rodzaju pejzaży, tak bym to nazwał. Nie lubię „wchodzić” ludziom w twarze. Moje fotografie są obserwacyjne; tak jak wspomniałem, to z reguły forma krajobrazów. Robię je dla odprężenia. Są tym, czym są. (śmiech)

„Looking for summer”, Weston-super-Mare, 2004, fot. Roger Deakins

Mamy więc do czynienia z dwoma światami: jeden to Twoja fotografia, drugi – kino…

Tak.

…ale czy zdjęcia podczas pracy nad filmem, powstają po to, by czerpać z nich inspirację? Słuchałam dzisiaj Twojego podcastu o „Zabójstwie Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Wspomniałeś w nim, że fotografie posłużyły Ci do stworzenia pewnego rodzaju nastroju.

Tak. Często ja, reżyser albo scenograf przynosimy obrazy referencyjne, fotografie, które pomagają w budowaniu danej atmosfery. Czasem przyglądasz się pracom konkretnych fotografów, bo mają w sobie cechę, którą chcesz osiągnąć. Ale zdjęcia są tak naprawdę punktem wyjścia do rozmowy. Nie debatujesz nad nimi, nie mówisz: „Chcę, żeby to wyglądało dokładnie tak, chcę dokładnie tej kompozycji”. Od nich zazwyczaj zaczynasz. Podczas pracy nad filmem robisz tak bardzo często.

Kogo najbardziej podziwiasz? Czyimi zdjęciami najczęściej inspirujesz się w swojej pracy?

Jest ich tak wielu. Trudno wymienić jednego bez wspominania o wszystkich. Jeżeli zobaczyłeś ich prace, w jakiś sposób już na ciebie wpłynęli. Muszę powiedzieć, że istnieje dwóch twórców fotografujących współcześnie w kolorze, których najbardziej podziwiam: Alex Webb i Harry Gruyaert. Ich fotografia jest według mnie niesamowita. Ale jest jeszcze tak wielu fotografów z przeszłości, od Billa Brandta po Roberta Stieglera… Są ich dziesiątki.

Chciałabym wrócić jeszcze do tych „odrębnych światów”. Wiem, że wielu filmowców było także fotografami. Kubrick był najpierw fotoreporterem, Tarkowski robił swoje wspaniałe polaroidy, a nasz Kieślowski też w pewnym okresie fotografował. Niemniej ostatecznie wszyscy wybierali kino. Ty także wybrałeś operatorstwo, nie fotografię. W czym „lepsze” jest kino?

Nie uważam, żeby było „lepsze”. Myślę, że dobra fotografia to najwspanialsze, co można stworzyć. Niemniej uwielbiam działać na planie, uwielbiam filmową współpracę. Nie jestem reżyserem, ale kocham pomagać w opowiadaniu historii, kocham współpracę z reżyserem i całą ekipą. Pracujesz, mając przed oczami cel. To wyjątkowe. Ale lubię także przebywać sam ze sobą, robić swoje własne zdjęcia. To inny rodzaj satysfakcji. Poważnie zastanawiałem się nad tym, by całkowicie poświęcić się fotografii, ale ten rodzaj samotności… Myślę, że dobrze się dla mnie stało, że trafiłem do filmu i że stałem się częścią czegoś większego.

„Lodz railway station”, Łódź, 2008, fot. Roger Deakins

Zarówno w fotografii, jak i filmie zaczynałeś jako dokumentalista.

Dokładnie tak.

Czy myślisz o powrocie do pracy w tym obszarze?

Myślałem o tym dosyć dużo, ale filmy i kinematografia zmieniły się tak bardzo. Bardziej prawdopodobny jest mój powrót do fotografii i koncentracja tylko na niej. Dużo zależy od tego, w jakim kierunku pójdzie przemysł filmowy i jakie propozycje będę otrzymywał. Przemysł zmienił się ogromnie i to moim zdaniem nie tylko przez pandemię. Zmienił się generalnie w ostatnich kilku latach.

Ta decyzja oznaczałaby dla Ciebie całkowitą rezygnację z kina i zajęcie się wyłącznie fotografią czy raczej łączenie jednego z drugim?

Robiłbym jedno i drugie, tak jak zawsze. Ale biorę pod uwagę także możliwość rezygnacji z pracy w filmie.

O ile dobrze pamiętam, w jednym z wywiadów powiedziałeś, że ludzie oczekiwali, że w Twojej książce znajdzie się wiele zdjęć z planu.

Jeżeli to książka o kinie, to nie ma sprawy”. Ale nikt nie był zainteresowany publikacją moich osobistych zdjęć

Tak, tylko jedno. Żałujesz, że ich nie robiłeś?

To była jedna z problematycznych kwestii wiążących się z próbami znalezienia wydawcy. Wielu ludzi mówiło: „Jeżeli to książka o kinie, o Twojej pracy w filmie, to nie ma sprawy”. Ale nikt poza Damiani nie był zainteresowany publikacją książki z moimi własnymi fotografiami, a to było wszystko, na czym mi zależało. Nie chciałem tworzyć książki o pracy filmowca lub mojej roli jako operatora. Moja praca to moja praca, a filmy są, jakie są. Miałem fotografie i spodobała mi się idea zrobienia książki, niewielkiej, mam nadzieję, bezpretensjonalnej i właśnie taka powstała. Bardzo się cieszę, że ją stworzyliśmy.

Czy jesteś zadowolony z jej finalnej postaci?

Tak. To znaczy, jest kilka drobiazgów, które bym zmienił. Ale jestem szczęśliwy. Zdecydowanie tak.

„Germany train hands”, Niemcy, 2007, fot. Roger Deakins

Jak była odbierana do tej pory?

Wczoraj mieliśmy premierę, było małe spotkanie. Wydaje się, że ludziom całkiem się podoba! Jestem zaskoczony, bo to przecież tylko moje wprawki, rodzaj szkicownika. To dzieło zupełnie inne od tego, czym zajmuję się w filmie. Cieszę się, że ludzie nie machnęli na nie ręką. (śmiech) Właściwie podoba im się do tego stopnia, że w kolejne lato będziemy mieć tutaj (w Santa Monica – przyp. redakcji) wystawę. To bardzo miłe, nowe wyzwanie.

Myślisz, że Twoja książka może zainspirować innych operatorów do podzielenia się swoimi fotografiami, o ile oczywiście je robią?

Myślę, że większość z nich fotografuje. Nie miałem okazji widzieć zbyt wielu prac innych ludzi, więc byłoby świetnie, gdyby rzeczywiście je pokazali.

Domyślam się, że wystawa fotografii operatorów filmowych byłaby czymś zdecydowanie wartym zobaczenia.

The American Society of Cinematographers zorganizowało taką wystawę podróżującą po różnych miejscach. Jest ciekawa dlatego, że fotografie bardzo się od siebie różnią. Niemniej masz okazję zobaczyć tylko jedną, dwie prace każdego z twórców. Byłoby miło zobaczyć ich więcej. Są bardzo zróżnicowane i tworzą fantastyczny fotograficzny zbiór.

„Donkey rides”, Weston-super-Mare, 2019, fot. Roger Deakins

Różnią się od siebie czy także od „zwykłej” filmowej twórczości operatorów?

Cóż, część z nich to fotografie wykonane na planie, ale styl każdego z autorów jest bardzo odmienny. Niektóre są wystylizowane i poddane mocnej postprodukcji, inne to intymne portrety. Znajdzie się wśród nich każdy gatunek fotografii i to tę różnorodność najciekawiej się ogląda. Poza tym nie wiem, co każdy z tych ludzi tworzy w sferze fotograficznej.

Wróćmy jeszcze do aspektów technicznych. Wiem, że po rewolucji, gdy kamery cyfrowe zastąpiły analogowe, zmieniłeś swoją metodykę pracy na planie filmowym. Ale czy zamieniłeś aparat analogowy na cyfrowy także dla prywatnych celów fotograficznych?

Tak, chociaż nieco później niż w swojej pracy na planie. Fotografia cyfrowa przynosi moim zdaniem znacznie więcej korzyści. Najważniejszą z nich znamy: możesz spojrzeć na obraz, który właśnie wykreowałeś, i sprawdzić, czy masz to, o co chodziło, czy nie. Witam cyfrowy świat z otwartymi ramionami. Poprzedniego wieczora rozłożyliśmy część moich fotografii w postaci dość dużych powiększeń. Był tam fotograf, zawodowiec, który zapytał: „Niektóre to zdjęcia analogowe, a niektóre cyfrowe?”. Nie potrafił wskazać, które są które. I myślę, że to świetnie, bo nie chodzi przecież o technikę, tylko o kompozycję i przekaz obrazu. Co próbuje powiedzieć fotografia? Kwestie techniczne, sposób, w jaki budujesz obraz, mają drugorzędne znaczenie, przynajmniej dla mnie.

Zauważyłam w Twojej książce dwa zdjęcia wykonane w Polsce w Łodzi. Opowiesz nam o okolicznościach, w jakich powstały?

Przyjechałem do Łodzi tylko na Camerimage i na wędrówce po mieście spędziłem może 4–5 godzin. Zatrzymał mnie ten widok pustego ekranu na stacji kolejowej. Potem na scenę wkroczyła para i zaczęła szukać czegoś w bagażu. Nad zupełnie pustym billboardem widać napis: Clear Channel. Pomyślałem, że to interesujące.

Zdziwiłam się, kiedy spojrzałam na datę, bo byłam pewna, że to zdjęcie z poprzedniego stulecia. A tymczasem to 2008 rok.

Tak, to nie było aż tak dawno (śmiech). Wydaje mi się, że większość moich fotografii ma w sobie coś podobnego – szczególnie te, które robię nad morzem w Anglii. Mogłyby pochodzić z minionego wieku.

„Dog jumping”, Teignmouth, 2000, fot. Roger Deakins

Kiedy je oglądałam, dostrzegłam pewne podobieństwa do twórczości Martina Parra. Mam wrażenie, że łączy was podobne poczucie humoru. Jest w nich pewna dawka absurdu.

Tak, trochę, zgadzam się z tym. Podobieństwo do wczesnych prac Martina Parra w czarnobieli. Uwielbiam je. A drugim angielskim fotografem, którego bardzo lubię, jest nieżyjący już Tony Ray-Jones. Jego twórczość była niezwykła. Moim zdaniem oddał w niej coś specyficznego dla Anglików, zwłaszcza dla struktury klasowej w Anglii. Uważam, że moje zdjęcia są znacznie mniej złożone niż to, co robili tamci dwaj goście.

Myślisz, że to właśnie to poczucie humoru sprawiło, że chciałeś pracować z braćmi Coen? Ich filmy mają w sobie coś podobnego.

(śmiech) Tak, myślę, że to właśnie dlatego tak dobrze rozumieliśmy się przez te wszystkie lata. Podobne ironiczne poczucie humoru.

Jestem szczęśliwy, robiąc to, co robię. Kiedy rozumiesz siebie, wiesz, gdzie jest Twoje miejsce

Zastanawiałeś się nad tym, by zająć się reżyserią? Marzyłeś kiedyś o nakręceniu własnego filmu?

Marzyłem, ale to było dosyć dawno temu. I napisałem kilka rzeczy. Filmy, do których mnie ciągnie, byłyby dosyć mroczne i nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek powstały. (śmiech) Jestem szczęśliwy, robiąc to, co robię. Kiedy rozumiesz siebie, wiesz, gdzie jest Twoje miejsce. Mówiąc szczerze, nie mam dość pewności siebie, by zostać reżyserem.

Czy w tym momencie, gdy jesteś szczęśliwy, że robisz to, co robisz, a na rynku właśnie pojawiła się Twoja książka, myślisz o sobie jako o człowieku spełnionym?

(śmiech) Nie! To znaczy, tak i nie. Tak, jestem szczęśliwy, wszystko układa się naprawdę cudownie, życie jest dobre. Ale chcę zrobić jeszcze wiele więcej. Zostało kilka rzeczy, których trzeba spróbować i doświadczyć.

Książka "Byways" ukazała się nakładem wydawnictwa Kehrer. Stron: 160; Oprawa: twarda; Cena: 50 euro

A więc czekajmy na te rzeczy, które mają nadejść.

Będzie ich więcej, mam nadzieję. Cały czas się uczysz. Cały czas się uczysz i szukasz czegoś, co będzie dla Ciebie wyzwaniem, czyż nie?

Czy wystawa Twoich fotografii pojawi się kiedyś w Europie, na przykład w Polsce?

Tak, prowadzimy na ten temat rozmowy. Byłoby miło. Do tego momentu chcę spędzić czas, fotografując. Nie możesz robić wszystkiego jednocześnie.

Trzymamy za to kciuki. Tymczasem patrzę na zegarek i widzę, że skończył nam się już czas…

Jest w porządku, jeżeli o mnie chodzi. Ale rzeczywiście powinienem iść i spojrzeć jeszcze na kilka odbitek!

Roger Deakins

Rocznik 1949. Brytyjski operator filmowy, wielokrotny laureat BAFTA i innych nagród, zdobywca dwóch statuetek Oscara („Blade Runner 2049”, „1917”), z pasji wędkarz i fotograf. Razem z żoną James Ellis Deakins tworzy portal (www.rogerdeakins.com) i podcast (Team Deakins Podcast) popularyzujące tematykę filmową i operatorską. We wrześniu 2021 roku na rynku ukazała się jego debiutancka książka fotograficzna zatytułowana Byways. Znajdziecie ją m.in. na stronie internetowej wydawnictwa Damiani (www.damianieditore.com).

Skopiuj link

Autor: Kamila Snopek

Absolwentka archeologii i fotografii na Uniwersytecie Warszawskim, trochę archiwistka, trochę dziennikarka. Nałogowo ogląda (stare) zdjęcia i dzieli się opowieściami na ich temat; kiedyś ma nadzieję napisać o tym wszystkim książkę. W wolnym czasie lubi fotografować analogiem i wędrować po filmowych i literackich światach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
15
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Z Katowic na Times Square. O niepewnych początkach, subkulturze amerykańskich skejtów końca lat 90. oraz o tym, jak dzieciństwo w Polsce wpłynęło na jej karierę w USA, rozmawiamy z Magdaleną...
12
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
O poszukiwaniu tematów, świadomym budowaniu narracji, pułapce mediów społecznościowych i szansach oraz zagrożeniach, które stawiają przed nami nowe technologie, rozmawiamy z...
36