Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Tak, jestem z Tarnobrzega. Podkarpacie, mała miejscowość.
Ojciec pracował jako fotograf w gazecie, w "Echu Dnia", jarał się sprzętem. Pierwszy raz przyjechałem do Warszawy właśnie z nim, na giełdę do Stodoły. Od zawsze siedział w Canonie, ale zastanawiał się nad przesiadką na Nikona F3. Pamiętam, że ostatecznie kupił jednak AE-1 Program. I to była najlepsza rzecz jaką miałem w rękach. Ojciec miał w bloku ciemnię w lokalu po szewcu. Na początku przychodziłem tam niechętnie - chemia strasznie mi śmierdziała. Myślałem „fajna sprawa, ale to nie dla mnie”.
Może 10? Wszystko zmieniło się, gdy pozwolił mi wywołać własny film. Zobaczyłem, że jestem w stanie przerzucić to co zrobiłem na papier, w pewnym momencie zatrzymać ten proces wywoływania. Wtedy pierwszy raz naprawdę pomyślałem, że fotografia jest fajna, jest czymś ciekawym.
Zupełnie przez przypadek. Znajoma poprosiła mnie żebym zrobił jej zdjęcia. Zatrzymałem się u jej koleżanki. Okazało się, że ma do wynajęcia pokój. Z dnia na dzień, w wieku 19 lat, zdecydowałem się przeprowadzić. Rzuciłem się na głęboką wodę, ale miałem sporo szczęścia, bo spotkałem od razu wspaniałych ludzi. Szybko polubiłem się z właścicielem studia, z którego korzystałem. Bardzo dużo mnie nauczył o pracy ze światłem. Dzięki temu nie musiałem iść klasyczną ścieżką, przeskoczyłem etap asystowania. Przez niego niestety zacząłem też palić szlugi! (śmiech)
Zaocznie w Tarnobrzegu.
To prawda! (śmiech). Chciałem iść na „filmówkę”. Składałem nawet teczkę, dostałem się do drugiego etapu. Musiałem decydować, czy chcę podchodzić do zadania. Zrezygnowałem.
Nie chciałem. Z perspektywy czasu nie żałuję.
Raczej w drugą stronę. Najpierw łapałem kontakt z modelką. Ona mówiła w swojej agencji, że jest chłopak, który chce jej zrobić zdjęcia. Tak zaczynała się współpraca. Testów robiłem dużo i to było naprawdę fajne, ale w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że zmieniają się twarze, ale ciągle robię to samo – wtedy testy były utrzymane w bardzo podobnej stylistyce. Zarabiałem, zacząłem być rozpoznawalny, ale czułem, że się nie rozwijam.
Czy był jakiś punkt zwrotny? Chyba nie. Dla "HIRO" zrobiłem kilka okładek. Zauważyli, że mam dostęp do programu Top Model i z nimi pracuję.
To jest jedno z tych pytań, na które do dziś nie znam odpowiedzi. Ktoś napisał, zaprosił mnie do sesji, ja się zgodziłem. Nigdy nie pytałem skąd o mnie wiedzą. Life-changerem była być może kampania sukien ślubnych dla Macieja Zienia. To mogło mnie trochę wystrzelić. Moje nazwisko gdzieś zaczęło funkcjonować, robiłem więcej komercyjnych zleceń dla polskich projektantów, kilka edytoriali do "K-Mag’a".
To prawda. Kiedyś miałem ambicje, żeby robić więcej typowej „modówki”. Ale magazyny są dobrze obstawione, no i też nie płacą. A ja już miałem wtedy sporo pracy. Może to jeszcze przede mną.
Z Instagrama na początku korzystałem tak jak każdy, to był pamiętnik, wrzucałem tam wszystko, miałem ponad 3500 postów. W pewnym momencie uznałem, że skupię się tylko na tym co robię zawodowo. Wyrzuciłem prawie wszystko. Zamieniłem mój profil w portfolio. Czasem oczywiście wrzucam też prywatę...
To zależy. Na pewno trzeba mieć jasną wizję siebie, bo łatwo się zgubić. Można kreować i pokazywać swoje prace tylko na www, ale jestem zdania, że Instagram jest teraz swoistym portfolio dla fotografów, grafików etc. Dzięki niemu masz o wiele większe spectrum odbiorców. Ja osobiście nie wyobrażam sobie być fotografem i nie mieć konta na Instagramie.
To prawda, często jest tak, że wrzucasz naprawdę świetne zdjęcie, dopracowujesz opis, opowiadasz historię, jesteś dumny. I widzisz, że zbiera 500 lajków. Wrzucasz po prostu ładny portret i dostajesz 1500 lajków. I zaczynasz się zastanawiać, czy algorytm aplikacji zrobił Ci krzywdę? Czy wrzuciłeś zdjęcie o złej porze? Mało tego, widzisz w statystykach, że zdjęcie zobaczyło 15 tys. osób, a lajka zostawiło tylko 500. Co jest z zresztą tych ludzi, którzy nie dali serduszka?
Nie, staram się nie usuwać zdjęć. Jeśli coś wrzuciłem, niech już tam będzie. Niestety właśnie polubienia napędzają tę machinę. Ja to porównuję trochę do czasów "Digartu". Wrzucałeś fotę, leciały komentarze i oceny. Tu jest bardzo podobnie, choć oczywiście tu odbiorcą nie jest fotograf, więc może nie należy się na tym tak fokusować? Oczywiście po drugiej stronie są ludzie, którzy Cię oceniają, więc jak tu się nie przejmować? Błędne koło. Chcesz z jednej strony oczarować widownię, z drugiej być w tym dalej sobą.
Na pewno przez Instagram jest nadproduktywność. Z jednej strony mamy o wiele łatwiejszy dostęp do treści, których moglibyśmy nigdy nie zobaczyć, ale z drugiej ciężko jest zrobić coś czego jeszcze ktoś przed Tobą nie zrobił. Uważam, że Instagram nie psuje fotografii - wręcz ją napędza, bo każdy kto ma telefon może zrobić zdjęcie i je tam opublikować. Jest jednak coś, co bardzo mnie denerwuje, a mianowicie filtry, które możesz nałożyć na zdjęcie - skoro już muszą być, mogli zrobić je lepiej.
Oczywiście. Kiedyś robiliśmy zdjęcia do portfolio, spotykałeś się, żeby zrobić coś zajebistego, może to gdzieś pokazać, opublikować. Dzisiaj umawiasz się z kimś, kto ma milion followersów, robisz mu zdjęcia za darmo, by dotrzeć do jego odbiorców, gdy Cię podpisze czy oznaczy. Bardzo szybko orientujesz się, że jeśli robisz zdjęcia komuś, kto ma zasięgi, to one do Ciebie wracają.
Staram się przede wszystkim wyłapywać osoby, które widzę, że są w jakimś moim kluczu, są charakterystyczne, wiem, że mogę z nimi osiągnąć coś fajnego. I mogą mi też coś zaproponować, są jakieś. Nie jestem fanem pracy z modelkami, które nie potrafią się zaangażować, dać czegoś od siebie. Przerabiałem to na etapie testów. Mówię „stara, te zdjęcia są dla Ciebie, więc daj z siebie ile tylko możesz”. Oczywiście super jest pomagać tym początkującym dziewczynom, i nie raz agencje wysyłały do mnie nowe dziewczyny, żebym trochę je rozpędził.
Na czynsz się uzbiera! (śmiech). Jest grupa osób, z którymi na stałe współpracuję. I warto się starać, bo wiem, że jak zrobimy coś super, to ta osoba do mnie wróci. Poza tym wychodzę z założenia, że lepiej wyjść z domu i coś zarobić, niż siedzieć i czekać na duże zlecenie. Zawsze miałem takie podejście. Uważałem, że lepiej zrobić dziesięć testów za 700 złotych niż czekać na jedno zlecenie za 3500. Poznaję nowych ludzi, mam większe dotarcie, ciągle robię coś, jestem na plus.
Oczywiście! Aśka też ma takie sytuacje (Asia Piwka, modelka, prywatnie dziewczyna Łukasza, przyp.red), bywa że na niektórych castingach wypełniając formularz musi podać ilość followersów. To ma duże znaczenie zwłaszcza w przypadku małych marek i małych kampanii. Myślenie jest takie: weźmiemy modelkę, która ma 40 tys. obserwujących, fotografa, który ma 30 tys. i jeszcze stylistkę i wizaż. I nagle zbiera się dodatkowy, darmowy zasięg 100 tys., odbiorców.
Ze każdym razem jest to dla mnie miłe zaskoczenie, ale też wyzwanie. Wbrew pozorom nie jest mi łatwo stanąć po drugiej stronie i pozować. Wolę robić zdjęcia, niż na nich być. Co nie zmienia faktu, że czuję się z tym super i czekam na więcej takich współprac.
Oczywiście nadal nadawanie cyfrowym zdjęciom analogowego looku. To jest po prostu straszne, nienawidzę takich zdjęć. Dodawanie ziarna, analogowych ramek. Ja po prostu pracuję i na cyfrze i na analogu, choć muszę przyznać, że coraz częściej zabieram cyfrę tylko jako backup. Na topie są zdjęcia naturalne, przyłapane, lifestyle chętnie przytula się do reportażu, i to mi się nawet podoba.
Widzę też, że retusz stał się passe. Retuszujemy tylko zdjęcia naprawdę tego warte i w niedużym zakresie - drobne niedoskonałości. Kolejna sprawa, to proste świecenie. Gdy zaczynałem, rządziła filozofia „im więcej lamp tym lepiej”. Oczywiście cieszę się, że opanowałem pracę z wieloma źródłami światła, ale teraz wystarcza jedna lampka skierowana w górę, odbite światło i dziękuję.
Naturalność i dużo światła dziennego. Zauważ, że większość dużych studiów fotograficznych oferuje dziś też światło dzienne – ma zazwyczaj też wielkie okna. To jest target. Po co Ci lampy skoro masz piękne światło zastane?
Tak, i widać to też w castingu. Coraz częściej angażuje się „prawdziwych” ludzi, naturszczyków. Brałem ostatnio udział w akcji KPH do której zaproszono dwadzieścia normalnych osób. I to jest zupełnie inne doświadczenie - fotografować takie osoby a nie zawodowe modelki.
Totalnie. Miałem ostatnio kilka zleceń, w których pracowałem z osobami z wadami, nadwagą, modelkami size+. Dobrze jest czasami odkleić się od tych pięknych ludzi.
Dokładnie tak. Szybki i organiczny kontent. Krótkie terminy oddania zdjęć. Mniejsze stawki, ale też dużo zleceń. Odpowiada mi to, co nie znaczy, że nie mam apetytu na więcej.
Tak, mam nadzieję, że się pojawi w czerwcu, w moje urodziny.
Wszystko co robiłem do tej pory ale też rzeczy, których nie publikowałem. I nie tylko zdjęcia modowe czy portretowe, ale też podróżnicze czy Polaroidy. Na pewno nie chcę pokazywać zdjęć komercyjnych. Wciąż pracuję nad selekcją. Z 40 tys. analogów udało mi się na razie zejść do 2000. Kolejny cel to zawężenie do 200 i 50, które uzupełnię digitalem.
Rocznik 88. Fotograf, samouk. Specjalizuje się w modzie i portrecie. Fascynat fotografii analogowej. Na swoim koncie ma liczne sesje zdjęciowe dla wielu marek i gwiazd show-biznesu. W fotografii stara się uzewnętrzniać emocje i charakter, nieustannie odkrywając przy tym samego siebie. Miłośnik dobrej książki i podróży, z których czerpie inspiracje. @lukaszdziewic