Łukasz Dziewic: "Nie należy bać się popełniania błędów. Ważne, by wyciągać wnioski"

Polaroid powraca dziś w wielkim stylu i bez wątpienia znów jest cool, ale ma też swoją specyfikę i wymagania. Jak fotografować, by się nie frustrować, pytamy doświadczonego portrecistę Łukasza Dziewica, któremu fotografia natychmiastowa towarzyszy od wielu lat.

Autor: Maciej Zieliński

3 Wrzesień 2024
Artykuł na: 9-16 minut

Ile masz Polaroidów?

36

36 różnych aparatów!?

Tak. Zaczęło się od SX-70. Chciałem zacząć robić zdjęcia natychmiastowe, ale przede wszystkim urzekło mnie to, jak on wygląda, jak się składa i jaki jest wtedy mały. Złożony mieści się w kieszeni! Ten design naprawdę robi wrażenie. Kupiłem go od zajawkowicza z Wielkiej Brytanii, który przerabia SX-70 tak, by można było używać ich również z filmami typu 600, które są znacznie łatwiej dostępne.

A dlaczego w ogóle Polaroid? Masz na to jakąś nieoczywistą odpowiedź?

Na poziomie estetycznym jest to pewne zmęczenie perfekcją cyfry, ale przede wszystkim Polaroid daje mi natychmiast skończony obrazek, od którego ja nie chcę nic więcej. Gdy używam cyfry, przynoszę z sesji średnio 1000 zdjęć i wiem, że czeka mnie jeszcze selekcja i edycja. Polaroidem robię 10-15 zdjęć, które muszę tylko zeskanować. Zero retuszu, pracy nad kolorami. Dziękuję, mam wszystko.

A wady?

Z pewnością wyzwaniem jest format. Kwadrat jest kompozycyjnie trudny. Świetnie sprawdza się w ciasnym portrecie, gorzej w zdjęciach całej sylwetki. I lubi prostotę, graficzne nieprzeładowane kompozycje. Ma swoje ograniczenia, ale zdecydowanie więcej daje niż zabiera. To bardzo kreatywne medium, które pozwala na ciekawe eksperymenty. Na przykład emulsion lift, czyli ściąganie warstwy zdjęcia w wodzie i przenoszenie jej na inną powierzchnię, np. kartkę akrylową. Chcę też poeksperymentować z chlorkiem sodu i kolarzami.

O co najczęściej pytają uczestnicy Twoich spotkań?

Często o bardzo podstawowe rzeczy, bo dla młodego pokolenia to jest zupełna nowość. Pytają o wkłady, różnice między poszczególnymi aparatami, zwłaszcza tymi starszymi i współczesnymi, jak zacząć przygodę z Polaroidem, który model będzie najlepszy na start.

I co im odpowiadasz?

Wiesz, ja uczyłem się na SX-70, bo wtedy nie miałem zbyt wielu opcji, nie było I-2, który pozwala wygodnie, manualnie kontrolować czas i przysłonę, ma kilka trybów pracy i świetny autofokus. Żeby robić dobre zdjęcia Polaroidem, myślę, że trzeba najpierw poznać uniwersalne zasady, którymi rządzi się fotografia, zależności czas–przysłona, zrozumieć światło, to, jak jego kierunek, charakter i przede wszystkim intensywność wpływają na wygląd zdjęć. Później trzeba próbować i wyciągać wnioski.

SX-70 to aparat prosty i manualny, ale ja obsługuję go już bardzo naturalnie. Właśnie dzięki doświadczeniu potrafię ocenić, jak skorygować ekspozycję w danym świetle, czyli o ile przekręcić to małe kółeczko w lewo lub w prawo, by zdjęcie wyszło od razu dobrze. Kiedyś każdy fotograf potrafił bez światłomierza dobrać czas i przysłonę do czułości filmu. Wystarczyło, że spojrzał na światło i wiedział. Dziś aparaty robią wszystko za nas. W przypadku Polaroida oczywiście zaoszczędza nam to sporo pieniędzy, niemniej nie pomijałbym podstaw edukacji.

Jest coś, co poradziłbyś, by nie zmarnować zbyt dużo wkładów? Poproszę o proste rady dla świeżo upieczonego posiadacza Polaroida.

Na pewno nie należy się bać popełniania błędów. Ważne jest jednak, by wyciągać wnioski. Ja na swojej drodze też zmarnowałem bardzo dużo wkładów. Po każdym zrobionym zdjęciu warto sobie napisać na tylnej belce, jakie ustawienia zostały zastosowane do danego ujęcia i później je analizować. Następnie zbierać, również te nieudane, żeby do nich wracać i porównywać. Kolekcjonować takie polaroidowe fiszki.

Jeśli podchodzimy do tego naprawdę poważnie, możemy też zapisywać wszystko w notesie: jakie było światło i z której strony świeciło; co zauważyłem i dlaczego zdjęcie mogło wyjść za jasne lub za ciemne itd. Tutaj jest sporo zmiennych, włącznie z tym, jak na światło reaguje światłomierz, który może dać się oszukać, gdy np. fotografujemy pod słońce albo bardzo jasne powierzchnie odbijające światło. W I-2 jest o tyle prościej, że aparat od razu alarmuje, jeśli zdjęcie może wyjść prześwietlone lub niedoświetlone.

Jakiego światła nie lubi Polaroid?

Bardzo mocnego. W Australii ściągałem na maksa ekspozycję, a zdjęcia i tak wychodziły za jasne. Dopiero później pomyślałem, że do Polaroida też można stosować szare neutralne filtry.

Czy na materiale kolorowym i czarno-białym pracuje się inaczej?

Czarno-biały jest zdecydowanie bardziej wymagający. Często robiąc testy przy tych samych ustawieniach, zdjęcia czarno-białe wychodziły za jasne. Trzeba ściągnąć więcej ekspozycji, żeby uzyskać odpowiedni kontrast. Czarno-białe dłużej też się „wołają”. Generalnie bardzo je lubię, są konkretne, mają ładne tony.

Ustawianie ostrości to jest jakieś wyzwanie w przypadku Polaroida?

W modelach z AF żadne. SX-70 wyposażony jest w system ultradźwiękowy, który działa jak sonar w łodzi podwodnej albo jak echolokacja u nietoperzy. Aparat wysyła impuls ultradźwiękowy i mierzy czas powrotu. W ten sposób oblicza odległość. Jest to o tyle dobre, że działa w każdych warunkach, nawet w zupełnej ciemności. W nowym I-2 mamy już AF oparty o LiDAR, czyli najnowszą, topową technologię. Natomiast w manualu sprawa nie jest taka prosta. Oczywiście ja już się tego nauczyłem, ale początki były trudne. Trochę tym kółkiem trzeba się nakręcić, zwłaszcza jeśli chcesz bardzo punktowo i dokładnie wyostrzyć, np. idealnie na oczy.

A czy minimalny dystans ostrzenia to jest coś, o czym należy tu pamiętać? Niewłaściwa odległość to częsty błąd?

Polaroid ostrzy od niecałego metra, częstszym błędem jest to, że fotograf staje za daleko. Oczywiście każdy może mieć swój pomysł na zdjęcie, ale uczestnicy warsztatów często popełniają podstawowe błędy kompozycyjne, zostawiają zbyt dużo miejsca nad głową, czy dziwnie obcinają postać. W przypadku Polaroida najlepiej sprawdza się stara dobra zasada złotego podziału.

Może wynika to z błędu paralaksy? Wizjer nie jest w osi obiektywu, w przypadku zdjęć z bliska to potrafi zupełnie zmienić kadr.

To prawda, choć to też zależy od aparatu. W wizjerze I-2 wyświetla się ramka korekcji paralaksy, co ułatwia przewidzenie, jak będzie wyglądał kadr. Ale w przypadku SX-70 musisz po prostu pamiętać, że to, co widzisz, to mniej więcej 80% tego, co będzie na finalnym zdjęciu, i że lewa i dolna krawędź to nie jest faktyczne cięcie kadru. Twoim wyznacznikiem jest lewy górny róg. Ma to kluczowe znaczenie, jeśli kompozycja ma być idealnie centralna. To znów kwestia doświadczenia i nawyku, który z czasem sobie wyrabiasz. Dziś już się nad tym nie zastanawiam, po prostu wiem, jak mam kadrować.

Czy zmierzamy do tego, że na początek poleciłbyś I-2? SX-70 to następny poziom wtajemniczenia?

Kiedy ja zaczynałem, nie było I-2, musiałem nauczyć się fotografowania na SX-70, co spowodowało, że mam teraz dużą łatwość w fotografowaniu każdym aparatem Polaroida. I-2 na pewno pozwoli zrozumieć wiele rzeczy bez marnowania wkładów. Dobierze parametry sam lub pozwoli nam wygodnie wprowadzać korekty ręcznie, by sobie poobserwować, jak konkretna zmiana wpływa na wygląd zdjęcia. Ale jeśli pytasz mnie, jaki aparat jest najlepszy na początek, odpowiadam – jakikolwiek analog. I nie musi to być aparat natychmiastowy. Jeśli opanujemy podstawowe zależności, Polaroidem też będzie się fotografować dużo łatwiej.

Polaroid I-2 - współczesny klasyk

Najnowszy Polaroid to najbardziej zaawansowany aparat natychmiastowy w historii. Łączy w sobie wysmakowany design nawiązujący do klasycznych konstrukcji i zaawansowane podzespoły oraz funkcje, w tym bardzo ostry obiektyw o ogniskowej 98 mm (odpowiednik 38 mm dla pełnej klatki), możliwość manualnej kontroli przysłony (w zakresie f/8–64) i czasu naświetlania (od 1/250 s do 30 s). Obsługuje popularne filmy Polaroid i-Type, ale także typu 600. Oprócz tego oferuje możliwość pracy w trybach preselekcji, zaawansowany pomiar światła i ciągły autofokus bazujący na technologii LiDAR. Ba, mamy nawet możliwość wyzwalania zewnętrznych lamp błyskowych przez złącze jack 2,5 mm. Do tego oczywiście tryb wielokrotnej ekspozycji, samowyzwalacz i łączność Bluetooth pozwalająca na sparowanie aparatu ze smartfonem i zdalną kontrolę urządzenia.

Co jeszcze zauważyłeś podczas warsztatów?

Zabawną rzecz. Śmiałem się ostatnio, że wszystkim jest strasznie gorąco. Zdjęciem nie trzeba już machać. Wszyscy widzieliśmy to na filmach czy w teledyskach, ale dziś to już zupełnie inny proces. Nowoczesna chemia nie wymaga „pomocy” w szybkim suszeniu, natomiast zdjęcie, zaraz po wykonaniu, nadal powinniśmy chronić przed światłem. Właśnie po to jest dark slide, ta czarna rozwijana zaślepka, która zakrywa wrażliwą stronę zdjęcia. Najlepiej odczekać 5-10 s lub schować zdjęcie od razu do kieszeni. Polaroidy podczas „wołania” generalnie lubią ciemne i ciepłe miejsca, jak tylna kieszeń spodni czy – i mówię zupełnie poważnie – stanik u dziewczyny. Wystawienie zdjęcia na światło oczywiście nie sprawi, że się nie wywoła, ale kontrast może być słabszy, a kolory – bledsze.

A co robić z tymi zdjęciami? Ty trzymasz je w pudełkach po butach, ale to dlatego, że masz ich po prostu tysiące…

Tak, to też jest częste pytanie podczas spotkań i warsztatów – jak przechowywać zdjęcia. Na pewno warto je trzymać w ciemnym miejscu. To trwałe materiały, ale z czasem pod wpływem światła się zmieniają. Ściana za mną jest na to najlepszym dowodem. Dwa górne rzędy były kiedyś czarno-białe. A teraz są jakie? Żółto-szarawe.

Bardzo ładne, szczerze mówiąc. Wyglądają jak klasycznie tonowane.

Ale w końcu są też ładne albumy. (red. Łukasz pokazuje duży elegancki album marki Polaroid). Z recyklingu. Lekkie, ładne i praktyczne. To chyba najładniejszy album na Polaroidy, jaki widziałem, i nie jest też specjalnie drogi. W jednym mieści się 160 zdjęć. Myślę o tym, by przenieść wszystkie zdjęcia właśnie do tych albumów.

A co z Twoim autorskim albumem? Gdy rozmawialiśmy ostatnio, wspominałeś, że chciałbyś wydać swoje zdjęcia.

Pierwszą makietę na 250 stron mam już nawet gotową. W tej chwili jestem na etapie poszukiwania wydawcy i finansowania, o co nie jest dziś łatwo.

W takim razie trzymamy kciuki. Dzięki za rozmowę!

Łukasz Dziewic

Rocznik 88. Pochodzi z Tarnobrzegu, obecnie mieszka w Warszawie. Fotografuje gwiazdy, modelki, aktorów, muzyków i influencerów, ale nie zapomina o dokumentowaniu życia codziennego. Samouk. Fotografuje od dziecka za sprawą taty fotografa, który pokazał mu sposób na wyrażanie siebie i łapanie ulotnych chwil. Fascynat fotografii analogowej. Poprzez zdjęcia uzewnętrznia emocje, nieustannie odkrywając przy tym samego siebie. Pracował m.in. dla Sephora, Valentino, Loreal, Calzedonia, Converse, Dior Backstage, Samsung, Puma i wiele innych. ig: @lukaszdziewic

Łukasz Dziewic będzie jednym z prelegentów na zbliżającym się festiwalu Światłosiła w Gdańsku. W piątek 6 września o godz. 9:45 wystąpi z wykładem “Jak zaskoczyć fotografią analogową i być na czasie”, a o 13:30 będzie można się z nim spotkać na stoisku Polaroid. Więcej o festiwalu Światłosiła na stronie swiatlosila.pl

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Mimo młodego wieku, jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. Meksykańska artystka pochyla się nad skutkami nadmiernej stymulacji...
12
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
15
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Z Katowic na Times Square. O niepewnych początkach, subkulturze amerykańskich skejtów końca lat 90. oraz o tym, jak dzieciństwo w Polsce wpłynęło na jej karierę w USA, rozmawiamy z Magdaleną...
12
Powiązane artykuły