Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Niewątpliwie jako krętą (śmiech)! A tak serio - oczywiście kiedy zaczynałam, nawet nie śniłam o tym, że kiedyś moje zdjęcia będą drukowane w magazynach czy na okładkach książek. Świat wydawnictw wydawał mi się bardzo hermetyczny i dostępny tylko dla zawodowców. I zapewne te 20 lat temu tak było. Z czasem, kiedy wybuchła internetowa rewolucja, wszystko się zmieniło - świat się skurczył, ale też stał się bardziej otwarty. Granice i odległości przestały mieć znaczenie. Nowe platformy i galerie internetowe sprawiły, że takie osoby jak ja mogły zaprezentować swoje prace na całym świecie, a fotoedytorom z różnych magazynów łatwiej jest pozyskiwać „nowe talenty” do współpracy. Najpierw były pojedyncze publikacje, a później, po kilku wygranych konkursach, posypały się propozycje współpracy z agencjami. I tak się ta karuzela zaczęła kręcić coraz szybciej.
Nie. To był i nadal jest proces. Każdy sukces - konkurs, publikacja, wystawa - wzmacniały moją wiarę we własne możliwości i wydaje mi się, że to było bardzo istotne dla mnie: uwierzyć w siebie, w to, że wszystko, co się dzieje, to nie przypadek, nie ślepy traf. W ten sposób budowałam swoją pewność siebie, która dawała mi odwagę, by nie krępować się, oczekiwać i sięgać po więcej. Natomiast w miarę jak otwierały się kolejne drzwi i pojawiały się nowe możliwości i propozycje; zmuszało mnie to do dalszego rozwoju, przełamywania własnych barier i lęków, rozwijania nowych umiejętności.
fot. Magda Wasiczek, "Little Wonders"
Na przykład kiedy przyszła propozycja prowadzenia warsztatów, to nie byłam przekonana, czy się do tego nadaję. Sama nigdy nie uczestniczyłam w takich warsztatach, nie wiedziałam czy podołam, czy spełnię oczekiwania kursantów. Drugi przykład: zaczynałam od fotografii makro, która była mi najbliższa i w tej dziedzinie zaczynałam się czuć pewnie. Aż tu nagle przychodzi propozycja sfotografowania pięknego ogrodu, niekoniecznie z perspektywy krasnoludka. Musiałam więc zmierzyć się z wyzwaniem i nauczyć się fotografować nie tylko z bliska, lecz także operować szerszymi kadrami. I tak jest do dzisiaj. Co jakiś czas pojawia się nowa propozycja, nowe wyzwanie. Ale z czasem też dałam sobie prawo, żeby być w zgodzie z własnym sumieniem. Nie rzucać się na wszystko, jak leci.
W mojej karierze była przygoda z fotografią dziecięcą i produktową. Ale z czasem doszłam do wniosku, że nie mogę, ale przede wszystkim nie chcę trzymać kilku srok za ogon. Nie czuję się z tym szczęśliwa - wręcz przeciwnie - zaczęłam czuć frustrację. Nie kleiło mi się to. Pewnego dnia postanowiłam więc wybrać. I wybrałam fotografię kwiatów i ogrodów. To niestety nie jest najłatwiejsza pod względem komercyjnym działka, ale w tym świecie czuję się najlepiej i każdy sukces, każda publikacja i każde zarobione pieniądze dają mi największą radość i satysfakcję.
Jestem samoukiem. Oczywiście szukałam wiedzy i korzystałam z informacji, jakie udało mi się znaleźć w książkach i raczkującym Internecie. Ale kiedy już opanowałam podstawy, zaczęłam eksperymentować. To mi zostało do dzisiaj. Nigdy nie szukałam gotowych recept. Brałam swoje zabawki do ogrodu czy na łąkę i eksperymentowałam. Pewnie czasem wyważałam otwarte drzwi lub dochodziłam do pewnych efektów okrężną drogą, ale ileż przy tym miałam frajdy! A to chyba jest w tym najważniejsze - radość fotografowania!
fot. Magda Wasiczek
A czy doszłam do perfekcji? Sama nie wiem. Z tym perfekcjonizmem technicznym to chyba u mnie bywało różnie, zwłaszcza na tych zdjęciach, gdzie główną rolę gra bokeh. Zawsze robiłam wszystko tak, jak podpowiadał mi mój gust i poczucie estetyki. Na przykład kadrowałam od zawsze, jak się okazało, w zgodzie z regułami, ale nie dlatego, że miałam wiedzę, tylko dlatego, że tak widzę i czuję. Wiedza o regułach przyszła z czasem. Często zadaję pytanie na początku warsztatów o oczekiwania, o to czego każdy z kursantów chce się nauczyć. I jak słyszę, że ktoś przyjechał nauczyć się robić ostre zdjęcia, to, odpowiadam, że wybrał złe warsztaty (śmiech)! Na moich zdjęciach ostrość nie jest najistotniejsza. Ale, jeżeli już jest, to musi być we właściwym miejscu i na to zwracam uwagę.
Nie, nie mam listy ani konkretnych pomysłów. Nawet jeżeli jakiś błąkał się po mojej głowie, to najczęściej i tak przyroda korygowała te plany. Idę na żywioł.
fot. Magda Wasiczek
Zraszacz z wodą zawsze warto mieć pod ręką. Kiedy prawdziwą rosę osuszy już słońce, warto sobie spryskać rośliny na drugim planie, żeby uzyskać więcej rozświetlonych blików. Ale od razu muszę zaznaczyć, że prawdziwej rosy i tak nie da się podrobić żadnym zraszaczem! I nie pryskamy nigdy wodą po owadach np. motylach. One wcale wtedy nie wyglądają spektakularnie, Wręcz przeciwnie - uzyskujemy co najwyżej efekt „zmokłej kury”.
Nie, nigdy. W plenerze tylko światło naturalne i odbłyśniki, ewentualnie właśnie latarka, żeby np. sobie coś doświetlić, jeżeli blenda nie daje rady.
Właśnie dzięki tym analogowym szkłom stałam się rozpoznawalna. Dziwnie się teraz czuję, jak kombatant, a minęło zaledwie 15-16 lat od czasu, gdy zaczęłam wrzucać swoje „mazaje” na strony galerii internetowych. Dzisiaj już wszyscy, nawet początkujący wiedzą, że można taki obiektyw podpiąć do każdej cyfrówki. Na aukcjach internetowych, polskich i zagranicznych roi się od ofert przejściówek na M42. Obiektywów jest też stosunkowo dużo, ale ich wartość wzrosła często o kilkaset procent w stosunku do cen, które pamiętam.
Chyba najlepszym przykładem jest obiektyw lustrzany Rubinar. Kilkanaście lat temu nikt ich nie chciał. Obwarzankowy bokeh był uznawany za najbrzydszy. A mnie się bardzo podobał ten efekt. Oczywiście nikt wtedy nie używał ich do makro. Ja zaobserwowałam ten bokeh na jednym z portali u dziewczyny, która jeszcze wtedy analogowo fotografowała konie. Piękne dla mnie były te jej zdjęcia, bardzo malarskie. Dowiedziałam się, czym były robione, i zapragnęłam go mieć. Okazało się, że na portalach aukcyjnych ceny zaczynają się od 50 zł za używany egzemplarz. Ja zapłaciłam 150 zł za nowy. Stworzyłam karkołomną konstrukcję: podpięłam do mojego Nikona D80 dwa komplety pierścieni pośrednich oraz Rubinara i wykonałam moje pierwsze zdjęcie muszelki z kółeczkami w tle.
fot. Magda Wasiczek, pierwsze zdjęcie z Rubinara
Dzisiaj cena takiego Rubinara 300 mm to ponad 3000 zł. O ile w ogóle uda się go zdobyć. Z czasem moja kolekcja obiektywów manualnych zaczęła się powiększać. Efekty, które dzięki nim osiągałam, dla wielu osób był wytworem Photoshopa, którego nawet wtedy jeszcze nie posiadałam. I często gęsto musiałam się tłumaczyć, że to, co widać na zdjęciu, zwłaszcza te wszystkie kółeczka czy gwiazdki - nie są zasługą programów graficznych.
To się zmienia co sezon. Jestem osobą, która stosunkowo szybko się nudzi danym efektem i muszę co jakiś czas znaleźć coś nowego. Stosuję więc metodę, którą sprawdza się w przypadku dzieci - chowanie zabawek. Nie używam wszystkich obiektywów na raz. Wybieram w danym sezonie jeden lub dwa i tylko na nich pracuję. Reszta czeka grzecznie schowana w szafce. Rok później, robiąc remanent, wyciągam kolejną zabawkę, odkrywam ją na nowo i cieszę się jak dziecko. Czasem, kompletując sprzęt na warsztaty znajduję jakiś szczególnie głęboko ukryty skarb, który w zasadzie przeznaczony był na sprzedaż, ale nagle okazuje się, że w połączeniu z innym body i moimi nowymi umiejętnościami zyskuje nowe życie i że to obiektyw, bez którego już nie mogę żyć!
Tak. Fotografia studyjna to odskocznia od pleneru, słodkich, bajkowych obrazków pełnych kolorów i blików oraz sposób na przetrwanie zimy. W tzw. studiu powstają też aranżacje na potrzeby okładek do książek.
fot. Magda Wasiczek
Samodzielnego myślenia i kreatywności. Cierpliwości. Unikania banału. Umiejętności opowiadania historii o kwiatach czy ze świata mchu i paproci. Pokory i szacunku względem przyrody.
Za dużo niepotrzebnego sprzętu! I niecierpliwość! Oczekiwanie, że to przyroda się do nas dostosuje, a nie odwrotnie (na zawołanie mają być rosa, światło, motyle, biedronki). I brak samokrytyki…
Warsztaty indywidualne to warsztaty „szyte na miarę” dla każdego kursanta, który zapragnie do mnie przyjechać. Przed warsztatami ustalamy dokładnie czego ktoś się chce ode mnie nauczyć, na co mamy położyć nacisk, ile mają trwać warsztaty, np. jeden czy dwa dni. Możemy poświęcić czas tylko na obróbkę, tylko na fotografię studyjną lub plenerową, lub też połączyć wszystko. To dobra opcja dla osób początkujących lub dla tych, które np. z natury są nieśmiałe, czują się skrępowane w grupie. Na warsztatach indywidualnych moja uwaga w 100% jest poświęcona danej osobie i to do niej dostosowane jest tempo pracy.
fot. Magda Wasiczek, "The Lullaby"
Często też przyjeżdżają do mnie kursanci, którzy zaczęli od warsztatów grupowych, ale nadal czują niedosyt lub chcą spróbować teraz fotografii studyjnej, gdyż moje warsztaty grupowe jednak nakierowane są na fotografię plenerową (makro, kwiaty, ogrody). Lub zwyczajnie są ciekawi środowiska naturalnego, w którym pracuję na co dzień. W swoim domu oczywiście czuję się też najbardziej komfortowo, bo nic mnie nie może zaskoczyć i jestem przygotowana na każdą sytuację, zwłaszcza związaną z pogodą. Mam swoje domowe studio wewnątrz i na zewnątrz, ogródek i łąki za płotem. Do tego w odległości dosłownie 2 minut spacerem od mojego domu mam dwa hotele i restauracje, co dla kursantów jest bardzo wygodne. Oczywiście nadal mam w ofercie również warsztaty grupowe (daty i miejsca znajdziecie na stronie magdawasiczek.pl/workshop).
Magda Wasiczek - absolwentka filologii ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoje zainteresowania artystyczne realizuje w obszarze fotografii przyrodniczej oraz makrofotografii, tworząc oryginalne obrazy świata przyrody. Wypracowała sobie w tej dziedzinie własny styl, który określa mianem „malarstwo bokehowe“. W krótkim czasie stała się wpływową postacią, która wyłania nowe trendy w makrofotografii. Swoje prace prezentowała na kilku wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą.
Otrzymała wiele wyróżnień i zdobyła wiele nagród w konkursach fotograficznych w Polsce i za granicą, w tym konkursy pod patronatem organizacji międzynarodowych FIAP i PSA. Jest pierwszą w historii podwójną zwyciężczynią International Garden Photographer of the Year w 2012 i 2015 roku. Od 8 marca 2018 roku jest członkiem Programu Ambasadorzy EIZO ColorEdge, który promuje profesjonalnych fotografów, projektantów, filmowców oraz ludzi kreatywnych, którzy swoją pracą inspirują i edukują artystów na całym świecie.