Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Może to dziwnie zabrzmi, ale fotografią interesowałam się, odkąd pamiętam. Mój tata był fotografem amatorem, pasjonatem, sam wywoływał zdjęcia. Jednym z najfajniejszych wspomnień z dzieciństwa do dziś jest dla mnie wspólne oglądanie slajdów. W święta przynosił z piwnicy rzutnik i całą rodziną przyglądaliśmy się powiększonym wspomnieniom. Czynnie zaczęłam fotografować w 2013 roku, choć fotografią interesowałam się dużo wcześniej. Kiedy pracowałam jako modelka, to współtworzenie obrazu było moją ulubioną częścią zawodu. Zawsze lubiłam analizować zdjęcia.
Na początku zaczęłam dokumentować podróże. Dopiero po jakimś czasie zdecydowałam się na portretowanie koleżanek modelek. Miałam ogromny opór przed fotografowaniem ludzi, krępowało mnie to, ale po wykonaniu pierwszej sesji wiedziałam, że to jest ta droga. W fotografii zdecydowanie najbardziej fascynują mnie ludzie.
Kampania dla Gosi Baczyńskiej. Modelka: Kasia Jujeczka / Division, Make up: Kasia Furtak, Hair stylist: Miha Oshima, Asystentka projektantki: Anita Szymczak, Retusz: Colorworkz, Fot. Zosia Promińska
Mój tata miał ciemnię kolorową. Niestety, kiedy zainteresowałam się fotografią bardziej profesjonalnie, okazało się, że ciemnia została sprzedana przed dwoma laty. Musiałam ją sobie na nowo kompletować, od obcych już ludzi. Nie było tej historii, która byłaby przy używaniu sprzętu mojego taty. I tym razem była to już ciemnia czarno-biała.
Do świata mody wkroczyłam w 2000 roku, będąc piętnastolatką. Zgłosiłam się na kurs organizowany przez agencję modelek, do czego namówiła mnie siostra koleżanki. W planie była nauka malowania się i chodzenia w butach na obcasach, ale jakoś wszystko szybko nabrało rozpędu i z ciekawości przerodziło się w sposób na życie. Po roku pracy na lokalnym rynku poznańskim wyjechałam do Paryża. Do tej pory mam stertę polaroidów wykonanych przez np. Marcina Tyszkę, bo początki przypadły jeszcze na erę fotografii analogowej.
To był zupełnie inny rodzaj pracy, który mi osobiście bardzo odpowiadał. Na sesji wszyscy byli bardzo skupieni, każdy wczuwał się w swoją rolę, co ja do teraz praktykuję. Niestety bardzo często pojawia się poczucie znudzenia na planie, ludzie zajmują się bardziej swoimi telefonami niż tym, że dzieje się coś fajnego. W wyobraźni wszystko można naprawić w Photoshopie. Ja jestem przeciwniczką takiego myślenia, staram się i siebie, i wszystkich na planie angażować do czynnej pracy, bo to jest najciekawszy aspekt tego zawodu.
Praca w charakterze modelki to była ciągła nauka fotografii. Miałam tę przyjemność, że pracowałam ze świetnymi fotografami pokroju Mario Testino, uczestniczyłam w sesjach do pięciu międzynarodowych edycji Vogue, dzięki czemu mogłam obserwować czołowych twórców podczas pracy. Zawsze czułam, że to jest to, co chciałabym robić, zazdrościłam stojącym po drugiej stronie aparatu fotografom. Nigdy nie przypuszczałam, że będę w stanie kiedyś zająć się tym profesjonalnie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że bardziej interesuje mnie obiektyw fotografa niż obowiązki związane z pracą modelki.
Z tego okresu dobrze pamiętam współpracę z duńską fotografką Signe Vilstrup. Pracowała w niezwykle kreatywny sposób, używając bardzo prostych środków. Jej proces twórczy mnie wciągnął i wydał mi się osiągalny. To był zupełnie inny rodzaj pracy niż ten, który stosował Testino, z licznym teamem i wieloma asystentami. Zrozumiałam, że pierwsze kroki w fotografii mogą być efektowne i zadowalające bez angażowania całego sztabu ludzi.
Projekt własny. Modelka: Celine / Scout model, Make up & Hair: Delia Sciullo, Stylistka: Arianna Pianca / Stylecouncilagency, Rerusz: Retouching eye, Fot. Zosia Promińska
To była wyjazdowa sesja we Włoszech do Vanity Fair. Na jedną sesję mieliśmy zarezerwowaną bardzo fajną lokalizację, a drugą, ze względu na koszty, robiliśmy trochę przypadkowo. Edytorial wykonaliśmy na stacji benzynowej, w drodze na tę zarezerwowaną na kolejny dzień zdjęciowy lokalizację. Signe malowała flamastrami po filtrze na obiektywie aparatu. Wykonywała takie drobne, manualne zabiegi, które cenię w pracy. Nie zawsze na planie jest dostępne wyposażenie studyjne, czasami prymitywnymi zabiegami można uzyskać świetne efekty.
To jest dobre pytanie. Są plusy i minusy. Minusem jest podejrzliwość ludzi, którym wydaje się dziwne, że modelka robi zdjęcia i odczytują moją historię jako coś negatywnego. Jest to błędna opinia. Moje doświadczenie zdobyte podczas pracy w charakterze modelki pozwala mi na absolutne zrozumienie bohatera. Uwielbiam pracować nie tylko z modelkami, lecz także z osobami, które nienawidzą być fotografowane.
Jest to sytuacja, którą trzeba rozpracować nie tylko na poziomie estetycznym, lecz także rozmową, zbudowaniem relacji z osobą portretowaną. To, że ja w 100% rozumiem, jak się czuje osoba stojąca po drugiej stronie, to jest bez wątpienia największy atut. Poziom empatii, którego może nie posiadać osoba, która sama nie była fotografowana, jest jednak w moim przypadku bardzo wysoki. Prowadzenie modela, jeśli chodzi o pozowanie, to jest warsztat, który nabyłam, stojąc po tamtej stronie.
Projekt własny. Modelka: Celine / Scout model, Make up & Hair: Delia Sciullo, Stylistka: Arianna Pianca / Stylecouncilagency, Rerusz: Retouching eye, Fot. Zosia Promińska
Ważne jest zrozumienie, wczucie się oraz stworzenie potrzebnej atmosfery. Kluczowe jest dla mnie pracowanie w możliwie jak najszybszym tempie. Wiem, jak to jest, kiedy modelka daje z siebie wszystko, a fotograf nie ma nadal „tego” ujęcia. Wpływa to bardzo niekorzystnie na to, jak osoba przed obiektywem pracuje. Tak samo jest w przypadku gwiazd, które nie zawsze lubią być fotografowane, czy nie mają na to czasu. W tej sytuacji ważna jest umiejętność prowadzenia ciała, ale też szybki wybór zdjęcia, które jest tym właściwym. Ja od razu widzę, na którym ujęciu bohater wygląda najlepiej, gdzie dobrze układa się ubranie czy włosy.
A w przypadku projektów prywatnych liczą się dla mnie relacje, które udało mi się nawiązać nie tylko z moimi bohaterami, lecz także z ich rodzinami. Myślę, że gdyby nie modeling i otwartość, której mnie nauczyło to 16 lat pracy jako modelka, na pewno nie byłabym w stanie wykonać projektu „Waiting room”.
Stało się to w momencie, kiedy dostałam od mojego partnera aparat na gwiazdkę. Była to pełnoklatkowa lustrzanka cyfrowa, którą do dzisiaj mam. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę marzeń i planów odkładać na później. Byłam w wieku, kiedy modeling przestał mnie bawić. Po 16 latach pracy było to już trochę frustrujące, bo nie na każdej sesji można się wykazać i kreatywność modelki bywa czasem bardzo ograniczona.
Kampania dla marki MMC. Modele: Oliwia Lis / Dvision, Kamil Wesołowski, Make up: Aga Wilk / Vandorsen, Hair stylist: Tomek Gorecki / Frizzme, Retusz: Karolina Koza-Marasek, Fot. Zosia Promińska
Pierwsze zdjęcia wykonałam koleżance w RPA. Usłyszałam, jak w agencji prosiła o umówienie sesji, bo potrzebowała nowego materiału do portfolio. Zagadnęłam tę dziewczynę. Powiedziałam, że mam aparat, nigdy nie robiłam sesji człowiekowi, ale jeżeli ona ma czas, to ja bym bardzo chętnie ją sfotografowała. Umówiłyśmy się następnego dnia o świcie. Sesja, którą jej zrobiłam, odbiła się szerokim echem w agencji. Potem zaczęłam fotografować więcej modelek i spotykałam się z bardzo pozytywnymi reakcjami.
Nie zapomnę uczucia, które towarzyszyło mi podczas tej pierwszej sesji. Byłam przekonana, że to jest jedyna droga, którą chcę iść, i że nie ma odwrotu. Modeling poszedł już w odstawkę, a kariera fotograficzna bardzo szybko się rozwinęła. Nigdy nie szłam na skróty. Robiąc zdjęcia testowe modelkom, bawiłam się przestrzenią, światłem – wtedy jeszcze tylko zastanym, później oczywiście zaczęłam eksperymentować z błyskiem.
To była sesja ze wspaniałą Magdą Boczarską. Miałam ogromne szczęście, bo wypadł fotograf, który miał tę sesję wykonać i kolega mnie polecił. To było moje pierwsze zlecenie do czasopisma. Po nim pojawiły się kolejne.
Za moich czasów było zdecydowanie więcej mężczyzn, z czasem zaczęło się to wyrównywać. W branży mody mamy bardzo fajne nazwiska: Agata Pospieszyńska, Sonia Szóstak, Zuza Krajewska, Martyna Galla. Oduczyłam się przejmowania tym, co ludzie myślą.
Ala (lat 13). Z cyklu “Waiting Room 2018-2019”, Fot. Zosia Promińska
Cieszę się, że jestem kobietą. Myślę, że moja płeć była atutem w przypadku pracy z nieletnimi dziewczynami i chłopakami przy projekcie „Waiting room”.
Pomysł zrodził się z własnych obserwacji. Od zawsze byłam zafascynowana stawianiem młodości na piedestale. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego modelki są aż tak młode. Odnajdywane są dziewczyny w wieku 12–13 lat. Na początku nie wiedziałam, jak się za ten projekt zabrać. Fotografowałam dziewczyny i chłopaków sauté w ich pokojach, ale nie dawało mi to takiego wyrazu, jaki chciałam uzyskać. Dopiero decyzja, by do ich przestrzeni prywatnej wprowadzić modę, połączyć ten świat pokoju ucznia ze światem blichtru i marzeń, pozwoliła osiągnąć zamierzony efekt. Mam nadzieję, że projekt wzbudzi emocje i wpłynie na lepsze traktowanie tak młodych osób w branży.
Proces pracy nad projektem to były dwa świetne lata, mimo tego, że wymagały ode mnie ogromnego poświęcenia. Nie jeżdżę samochodem, także dojazd do bohaterów dostępnymi środkami z ciężkim sprzętem i stylizacjami był czasem prawie ponad moje siły. A podróżowałam głównie sama, w dodatku po całej Polsce: od województwa pomorskiego przez Białystok, Tychy po Zieloną Górę. Ze względu na ogromne wydatki, gdy już jechałam na północ, realizowałam po trzy sesje dziennie. Zakończyłam pracę, gdy doszłam do setki wykonanych sesji. Czułam, że jestem na granicy wytrzymałości.
Zależało mi na totalnej demokracji. Jedynymi kryteriami był wiek – wszyscy przedstawieni modele i modelki są niepełnoletni – oraz fakt podpisanego kontraktu z agencjami.
Gabi (lat 14). Z cyklu “Waiting Room 2018-2019”, Fot. Zosia Promińska
Elementem dodanym jest moda, stylizacja włosów i makijaż, które zostały profesjonalnie wykonane, tak jakby bohaterowie byli fotografowani do magazynu. Niepasująca do tego anturażu sceneria to element zastany – przestrzeń prywatna.
Jasne. Często o tym myślę i ten projekt wziął się w dużej mierze z własnych doświadczeń. Zostałam modelką w wieku 15 lat. Najpierw pracowałam lokalnie, w Poznaniu. Gdy skończyłam 16 lat, zostałam zaproszona do Paryża, pojechałam tam autokarem, bo nie miałam pieniędzy na samolot. To było ciekawe doświadczenie, ale wydaje mi się, że odbyło się za wcześnie. Nie byłam gotowa na tę samodzielność i pracę wśród dorosłych. Lepiej, gdyby to nastąpiło 2–3 lata później.
Trudno jest generalizować. Ucieszyło mnie to, że mogłam odbyć jakieś rozmowy z tymi nastolatkami. Ze sobą – nastoletnią Zosią – już nie porozmawiam i nie ostrzegę jej przed pewnymi rzeczami, a tutaj mogłam powiedzieć dziewczynce, która już musi się odchudzać, że ja nie widzę takiej potrzeby, uważam ją za piękną i centymetr w jedną czy drugą stronę nie robi mi absolutnie żadnej różnicy.
Coś, co mnie zawsze raziło w modelingu, to seksualizacja dzieci. To się na szczęście zmienia, pojawiają się nowe prawa. Nazwa mojego projektu „Poczekalnia” odnosi się do tego okresu, w którym moi bohaterowie muszą poczekać na wiek pozwalający im na branie udziału w liczących się pokazach mody. Od tego roku grupa Kering ustawiła nowy limit wieku - 18 lat. Oznacza to, że moi dwunastoletni bohaterowie mają przed sobą jeszcze dużo czasu, zanim będą mogli legalnie wziąć udział w pokazach na topowym poziomie jak np. Gucci. Mogą w komforcie polskiego rynku, nie tak bardzo oddaleni od rodziców, powoli wdrażać się w ten rynek. Moim zdaniem chodzi o wygląd, a nie metrykę, a kiedyś wiek był dla ludzi bardzo ważny.Żyjemy w czasach, w których zaczęło się doceniać siwowłosych modeli. Są agencje, które reprezentują osoby starsze. Społeczeństwo się starzeje. Uważam, że to przesunięcie kanonu urody jest korzystne dla wszystkich.
Dominika (lat 13). Z cyklu “Waiting Room 2018-2019”, Fot. Zosia Promińska
Uderzyło mnie to, że wkraczałam w prywatną przestrzeń na etapie ogromnych zmian. To były jeszcze dziecięce pokoje albo już pokoje nastolatków. Ta faza przejścia była bezpośrednio odzwierciedlona w wyglądzie przestrzeni. Zwróciłam uwagę na to, że nie ma już tak dużej potrzeby personalizacji jak za moich czasów. Dzieliłam pokój z siostrą, miałyśmy masę naklejek, plakatów kryjących stare meble. Teraz to wszystko odbywa się na poziomie mediów społecznościowych.
Tam się człowiek realizuje, demonstruje swój styl, estetykę czy preferencje muzyczne.
Dla mnie jedną z najmocniejszych prac z cyklu jest fotografia dziewczynki pozującej obok wiszącego na ścianie zdjęcia komunijnego. To napięcie między światem dziecięcej duchowości a blichtrem świata mody budzi mój niepokój.
Gabrysia jest świetną osobą. Gdyby stała w swoich ubraniach, odebralibyśmy ją jako nastolatkę. W momencie, w którym jest ona wystylizowana, jakby pozowała do czasopisma, zmienia nam się perspektywa i widzimy z jednej strony atrakcyjną osobę, a z drugiej – jeszcze dziecko. Wydaje mi się, że to może powodować zaniepokojenie.
Staram się jak najmniej inspirować fotografią. Inspiracje czerpię z innych dziedzin sztuki, z otaczającej mnie rzeczywistości, zasłyszanych rozmów, muzyki czy kina. Bardzo dużą inspirację stanowią dla mnie podróże. Z fotografów modowych cenię np. twórczość Tima Walkera. Uwielbiam jego magiczny świat.
Moda przeżywa teraz dosyć trudny okres. Widzę, że przywiązuje się coraz mniejszą wagę do jakości obrazu. Smutne jest to, że ludzie nie patrzą na kluczowe szczegóły, produkują sesje niechlujnie lub wręcz amatorsko. Choć w czasopismach typu Vogue nadal pojawiają się przepiękne sesje zdjęciowe, widzę ogromny kryzys jakości otaczających nas zewsząd fotografii. Mam nadzieję, że to jest tylko przejściowa faza. Wymagana jest prędkość, obłędne wręcz tempo, w którym realizowane są sesje. Często już podczas trwania zdjęć retuszowana jest okładka. To jest pytanie o rozwój fotografii mody i kierunek, w którym to pójdzie.
Kampania dla marki MMC. Modele: Oliwia Lis / Division, Kamil Wesołowski, Make up: Aga Wilk / Vandorsen, Hair stylist: Tomek Gorecki / Frizzme, Retusz: Karolina, Koza-Marasek , Fot. Zosia Promińska
Odpowiada mi lawirowanie między projektami zawodowymi a prywatnymi. Lubię komercyjną pracę fotografa. Kocham modę i portret, ale nie wyobrażam sobie siebie bez realizacji osobistych projektów.
W tej chwili jestem pochłonięta wystawą, którą można oglądać w Instytucie Fotografii Fort w Warszawie (jeszcze do 29 marca przyp.red.), oraz książką, nad którą pracuję razem z wydawnictwem Kehrer. Jej premiera odbędzie się jesienią. W pracy komercyjnej chciałabym móc sprawnie wdrażać swoje pomysły i przemycać treści, żeby zdjęcia mówiły o czymś więcej niż tylko o ubraniu i pięknym wyglądzie.
Artystka wizualna, fotografka. Rocznik 85., pochodzi z Poznania. Studiowała etnolingwistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 15. roku życia przez blisko 16 lat wykonywała zawód modelki. Laureatka sekcji ShowOFF 2019 podczas krakowskiego Miesiąca Fotografii. Była również nominowana do ReGeneration5 w Museé l’Elysée. Jej prace publikowano m.in. na łamach Vogue, i-D, Harper’s Bazaar i L’Officiel. Żyje i pracuje w Szwajcarii oraz Portugalii, gdzie znajduje się jej studio. www.zosiaprominska.com
(Zdjęcie okładkowe: Portret Melanie Winiger, Make up / hair: Lilith Amrad, Fot. Zosia Promińska)