Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Fotopolis.pl: "Nie znajduję twarzy" - tak powiedział Pan w jednym z wywiadów. Czy wciąż tak jest?
Antanas Sutkus: Coś w tym jest, że twarze obecnie nie są tak interesujące... Wynikać to może również z tego, że dużo czasu poświęcam na opracowanie swojego archiwum, w którym ciągle znajduję nowe fotografie, rzeczy o których zapomniałem, a teraz mogę je przywołać. Poza tym, na mojej głowie spoczywają wszystkie problemy związane z finansami Litewskiego Związku Artystów Fotografów. Do tego problemy ze zdrowiem, z wiekiem... to wszystko nie pozwala mi na tak aktywne, jak kiedyś, fotografowanie. W chwili obecnej stoję przed poważną decyzją, z czego powinienem zrezygnować... Mój kolega, znany litewski pisarz po przeczytaniu książki powiedział do autora: "jeśli możesz nie pisz więcej". Jestem w podobnej sytuacji.
Już nie chodzi Pan po ulicach i nie fotografuje?
Fotografowanie na ulicy jest ryzykowne i niesie ze sobą wiele zagrożeń. Nie chcę fotografować ludzi bogatych, którzy żyją w dostatku, bo dla mnie nie są interesujący. Nie szanują fotografa, nie szanują fotografii. A może zwyczajnie nie fotografuję, bo mi za to nie płacą:) W moim archiwum jest ok miliona negatywów - to wystarczający powód by się nim zająć. Ale nikogo u nas ono interesuje. Bardzo mnie boli, że ogromne pieniądze przeznacza się na imprezy, festiwale, akcje, które niczego nie wnoszą do kultury. Nie dba się o historię. Tworzy się rzeczy, które nie pozostawiają śladu.
Czy przez tyle lat twórczości zmienił się Pana stosunek do fotografii?
Jest taki jak kiedyś. I dla mnie nie ma znaczenia, jaki to kierunek. Nie pociągają mnie mody. Dla mnie istotne jest, aby fotografia przekazywała innym moje odczucia, mój stosunek do świata. Tak wybieram zdjęcia ze swojego archiwum, aby przekazywały informacje o tamtym czasie, o ludziach i ich wrażliwości. Dziś Litwa jest innym krajem: jesteśmy w Unii, w strukturach NATO, demokracja rozkwita, ale pamiętam jak Jan Paweł II podczas pobytu w Wilnie powiedział "nie odrzucajcie wszystkiego z innego systemu".
A czy nadal nosi Pan ze sobą aparat?
Do niedawna jeszcze w kieszeni miałem mały aparat. To był mój notes. Ale już nie noszę.
W 1965 roku jako jedyny litewski fotograf towarzyszył Pan w podróży Sartre'a po Litwie. Później słynne zdjęcie z wizerunkiem filozofa posłużyło jako model do rzeźby, która obecnie prezentowana jest w bibliotece paryskiej. To ogromne wyróżnienie. Czy zawsze takie szczęście towarzyszyło Panu w życiu, w twórczości?
Dziś, żeby robić interesujące fotografie trzeba być w wielkiej przyjaźni z ludźmi, z otoczeniem i z życiem. Coraz trudniej jest mi tak funkcjonować, coraz więcej mam wątpliwości, coraz częściej przeżywam różne rozterki.
Pana portrety są legendą. Fotografował Pan wiele osobistości z całego świata, m.in Czesława Miłosza czy wspomnianego Sartra. Kto z perspektywy czasu był najtrudniejszym modelem?
Sartre'a bardzo łatwo było fotografować, bo nie wiedział, że jestem fotografem. Ciągle rozmawaialiśmy o literaturze... Najtrudniej było fotografować działaczy partyjnych z czasów Związku Radzieckiego. Za każdym razem było to wielkie ryzyko. Gdyby zdjęcia nie zyskały aprobaty, byłoby to równoznaczne z wykluczeniem z życia zawodowego.
A teraz nie żałuje Pan, że został fotografem, w czasach, gdy sztuka jest tak nie doceniana?
To nie jest tak. Nie żałuję, że jestem fotografem. Fotografia jest bardzo potrzebna. Mam wystawy na całym świecie, dzięki którym moje prace cieszą się zainteresowaniem. Tylko w moim kraju nie czuję, żeby były komuś potrzebne... Niewielu ludzi Bóg obdarza talentem, dlatego należałoby ich dopieszczać, aby stworzyli coś wartościowego, coś co po nich zostanie. Niestety na Litwie tak nie jest. Z bólem patrzę na twórców, którzy będą musieli żyć i tworzyć w takim państwie... Nie mogę narzekać na swoją sytuację, ale nie mam gwarancji, że zaraz nie zachoruję, upadnę i przestanę zawodowo funkcjonować. Nie będzie mnie stać na lekarza, życie i opiekę. I cóż tedy mam zrobić? Mojego zbioru nikt nie chce, nie jest nikomu potrzebny, a bez niego staję się nikim.
No właśnie, Pana twórczość doceniania jest zagranicą, zdobył Pan wiele nagród i wyróżnień? Czy jest coś czego Pan jeszcze nie zdobył, a zawsze tego pragnął?
Nie interesują mnie nagrody. To chwilowa radość. Obecnie ważne jest dla mnie, czy moje prace znajdą nabywców. Środki uzyskane ze sprzedaży przeznaczam na kopiowanie nowych zdjęć, które wciąż odnajduję w archiwum. Chciałbym, jak najwięcej ich skopiować, by jak najwięcej pozostawić potomności. Pozostawienie po sobie wymiernych efektów jest najważniejsze.
Osoby, które miały okazję zobaczyć Pana w akcji mówiiły, że zachowywał się Pan jak w transie. Czy nie tęskni Pan za takim uczuciem?
To był taki etap i nie żałuję go. Być może jeszcze wrócę do takiego okresu, może powtórzy się druga młodość i znów fotografowanie będzie sprawiało mi taką przyjemność.
Wielu fotografów, którzy zaprzestali robienia zdjęć, naciskają spust w aparacie tylko po to, aby usłyszeć odgłos migawki. Czy Panu też się to zdarza?
Ja fotografuję oczami i nawet jeśli nie mam w ręku aparatu, patrząc np. na Panią zrobiłem już dwa portrety oczami. To daje mi wielką przyjemność.
Dziękuję bardzo za portret . A co sądzi Pan o współczesnej fotografii? W jakim kierunku wg. Pana ona podąża?
Z perspektywy czasu uważam, że sztuka powinna pomóc człowiekowi zrozumieć siebie, innych i ułatwić funkcjonowanie w życiu. W zachodniej fotografii za dużo jest kultury masowej oraz erotyki. Właściwie to nie erotyka, ale ginekologia, w której pokazuje się najintymniejsze części ciała bez żadnego powodu. Kiedyś wydawało nam się, że komputery to wielkie wyzwanie i dobro dla człowieka. Wszyscy mówili "komputeryzacja narodu", podobnie jak kiedyś Lenin wołał: "elektryzacja narodu". A obecnie efekt jest taki, że dzieci cały swój wolny czas poświęcają na bezsensowne gry.
Czy zatem technologia jest wrogiem człowieka, wrogiem fotografii?
Fotografia cyfrowa nie wiadomo czemu służy. Podobnie jak w farmakologii, gdy nieznane są do końca działania leków, tak w nowych technologiach występują działania uboczne, które w konsekwencji mogą być bardzo przykre.
Rozmowę chciałabym zakończyć Pana słowami: "sztuka tworzy osobistości".
Dziękuję.
W sumie mało rozmawialiśmy o fotografii, a bardziej o życiu, ale to życie jest obiektem fotografii i to ono powoduje, że fotografujemy.
Przypominamy, że wystawę Antanasa Sutkusa można oglądać do 15 sierpnia 2008 roku w Starej Galerii ZPAF, mieszczącej się na warszawskiej starówce.
Dziękujemy Związkowi Polskich Artystów Fotografików za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu. Szczególne podziękowania dla Mariusza Wideryńskiego, Prezesa ZPAF-u, za ciekawą rozmowę i tłumaczenie.
{GAL|25884