Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Rozmowa pierwsza (Kraków, 7 maja 2006)
Martin Kollar, ur. 1971, ukończył wydział operatorski w Bratysławie. Zdobył wiele nagród, przede wszystkim w kategorii życie codzienne.
Pod mało mówiącym na pierwszy rzut oka tytułem Nic szczególnego Martin Kollar, słowacki fotograf, zrobił projekt, który można śmiało nazwać historią życia codziennego. Nie sięga po egzotykę, nie wyjeżdża, jak sam mówi do Afryki, wygląda za to przez okno swojego samochodu, którym podróżuje w poszukiwaniu dobrych zdjęć. I nagle się okazuje, że to, co ciekawe, jest tuż obok. Albo inaczej, że to, co pozornie nieciekawe, a nawet niezauważalne od razu, bo przecież nikt z nas żyjąc, nie myśli na okrągło: hm, a oto moja codzienność; zatem to, co nie jest niczym specjalnym, może się stać niecodziennym, gdy wyrwiemy to z prądu życia i zatrzymamy, by się temu przyjrzeć.
Nie będę pisać, że fotografie Kollara to doniosły dokument w badaniach nad przemianami społeczno-kulturowymi. Nie będę też pisać, że zdjęcia Kollara mają w sobie dużo ironii i ciepłego uśmiechu dla swoich bohaterów. Że bohaterowie czują się w nowym świecie (po wejściu do Unii), jakby trochę zagubieni. A Kollar to ich przechodzenie z jednego świata w drugi, w pół kroku, zatrzymał. Ma się wrażenie, że był zawsze tam, gdzie tradycja witała to, co nowe. Na przykład, supermarket Tesco a na froncie rodzina paląca ognisko i smażąca na patykach jedzenie. Prawda to czy fałsz? Albo mężczyzna kąpiący się w małym basenie, który stoi na niemałym stadionie. Prowokacja fotografa? Nie, zwyczaj. Chrzest Świadków Jehowy.
Bohaterowie nie przystają do zmian, które zachodzą wokoło. Dlatego po pierwszym uśmiechu przychodzi refleksja i smutek. A ci bohaterowie to nie tylko pojedyncze historie, lecz krople w morzu, w którym wszyscy pływamy.
Tekst i Foto: FotoNarrativa
Sylwia Biernacka / Justyna Tomska
Przywiozłeś do Krakowa na Miesiąc Fotografii swój projekt pt. Nic szczególnego Opowiedz o nim.
Mój projekt fotograficzny dotyczy naszego drugiego życia. Pierwsze życie to jest to, którym żyliśmy w czasach komunizmu. Komunizm upadł i dostaliśmy drugie życie. I kiedy tak zacząłem żyć tym drugim życiem, to stwierdziłem, że nie muszę podróżować po świecie, do Afryki czy gdziekolwiek, ponieważ najbardziej interesujące rzeczy dzieją się w naszej kuchni, w sąsiedztwie. Dlatego kupiłem samochód kempingowy i zacząłem jeździć wokół mojego domu od 2002 do 2004 roku. Pięć dni poza domem, dwa w domu. Robiłem zdjęcia tego, co widziałem, co mnie dotykało w jakiś sposób.
Ale zdjęcia dotyczą konkretnej rzeczy w życiu człowieka, mianowicie czasu wolnego.
Nie byłem zainteresowany tym, co ludzie muszą robić, aby przetrwać. Ale wyobraź sobie sobotni poranek. Masz wolny czas i musisz go czymś zabić. Zrobić coś, co sprawi, że będziesz zadowolona ze swojego życia. Musisz podjąć jakąś aktywność, aby uczynić swoje życie interesującym. I to jest ciekawe, co ludzie już w wolnym kraju mogą dla siebie zrobić.
Byłeś bardziej obserwatorem czy reżyserem fotografowanych scen? Jakim cudem na wielkim stadionie pełnym ludzi stoi mały basen i kąpie się w nim jakiś mężczyzna? To żart?
To był chrzest Świadków Jehowy. Prawdziwe wydarzenie. Wydarzenie, które zmienia życie tych ludzi. Nie mogę powiedzieć, że manipuluję. Ja coś pokazuję. W jakiś określony sposób. Nie oceniam. Pokazuję coś, co mnie porusza. Ktoś oglądając moje poszczególne zdjęcia stwierdził, że jest w nich dużo poczucia humoru, ale gdy opuszczał wystawę, to raczej z wrażeniem jakiegoś smutku. Bo ja nie robię sobie jaj z czyjegoś życia. Starałem się raczej zadawać pytania niż dawać odpowiedzi. Nie znam odpowiedzi. Jestem jednym z tych ludzi, którzy próbują zorganizować sobie sobotni poranek.
Jeden w ten poranek pływa w małej rzeczce obok pracującej koparki, drugi leży jak wieloryb w leśnym runie, inny zagląda do kanału ściekowego. A ten koń?
To rodeo w Brnie. Chciałem pokazać zderzanie się kultur w czasie transformacji.
Robiłeś jakieś zdjęcia w Polsce?
Tak. Robiłem też w Rumunii, na Węgrzech i w Czechach. Pojechałbym do tych miejsc, które fotografowałem nawet bez kamery. Nie robię zdjęć dla sukcesu. Właściwie fotografuję bardzo nudne rzeczy.
No, ale robisz je interesującymi. Twój sposób patrzenia, twoje oko.
I nagle się zatrzymałem. Przestałem robić. Weszliśmy do Unii i nagle to się stało jeszcze bardziej nudne. Transformacja już została zakończona. Teraz nastał nowy okres. Gdybym chciał kontynuować projekt, musiałbym znaleźć nowy pomysł na to. Do tego nie chciałem być polityczny, a miałem wrażenie, że to by się takie stało.
Czy życie fotografa jest trudne?
Sztuka ogólnie to ryzyko. Gdyby człowiek był pewny, że osiągnie sukces, nastałaby nuda. Oczywiście, że mam problemy z publikacją moich zdjęć. Ale trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Wszyscy próbujemy być szczęśliwi. To nie jest nic niezwykłego. Zwykłe życie.
Jak ci się podoba w Krakowie?
Teraz będę agitować, ale lubię Kraków. Ludzie są fajni, młodzi, pełni entuzjazmu. Macie tu naprawdę fajnie. Mnóstwo galerii. Dla kogoś, kto tu nie mieszka, bo nie wiem, jak jest naprawdę, Kraków wydaje się rajem. Na Słowacji, skąd pochodzę, nie ma ludzi, którzy mając pieniądze, zainwestowaliby w sztukę. A w Krakowie tak jest. Ktoś mieszka w kamienicy na rynku na drugim piętrze, a na parterze zakłada galerię. U nas jest mnóstwo marzycieli, którzy właściwie nic nie robią.
Byłeś w Waszyngtonie ze swoim projektem i jaka była reakcja ludzi?
Po pierwsze, ja sam nie do końca rozumiałem to społeczeństwo. Po drugie, ani oni nie byli przygotowani na moje zdjęcia, ani ja na ich reakcję. Inna kultura. Tutaj jest inaczej.
Dziękuję za rozmowę.
Dziekuję.
W Krakowie rozmawiały Sylwia Biernacka i Justyna Tomska | Machina FotoNarrativa
Rozmowa druga (Arles, 7 lipca 2006)
Widziałeś coś ciekawego w Arles?
Oczywiście, jest tu kilka interesujących wystaw do obejrzenia. Nie byłem za to specjalnie poruszony pokazami przygotowanymi przez Agence Vu?
Nie! Chciałbym, żeby widzowie... Nie wiem co powiedzieć [śmiech].
To może inaczej. Po co właściwie robisz zdjęcia?
Być może to co powiem zabrzmi jak wytarty slogan, ale nie jestem ani dobrym mówcą, ani nie umiem pisać, nie umiem praktycznie niczego innego robić. No może z wyjątkiem jazdy na rowerze. Fotografia to jest mój sposób na komunikowanie się a także sposób na stymulowanie własnego umysłu i zajmowanie go czymś.
Wiec robisz to dla siebie czy raczej żeby cos powiedzieć?
To jedno i to samo. Ja jestem widownią i przychodzi taki moment kiedy coś widzisz i po prostu reagujesz w określony sposób. Szczerze mówiąc myślę, że to co próbuje teraz powiedzieć będzie nieprawdą już za 5 minut. Są wycinki rzeczywistości, momenty, które pasują do tej rozmowy, a są i takie które mogą być zupełnym przeciwieństwem tych pierwszych. Tak samo jest z fotografią. Tego typu "zasadnicze pytania" są najtrudniejsze. A odpowiedź powinna być prosta - lubię fotografowanie, lubię moment, kiedy biorę zdjęcie do ręki i czuję, że ono działa. To niezwykle interesujące gdy zdjęcie opowiada dobrze jakąś historię i żyje własnym życiem. Nie ma nic, albo jest jakaś chwila w realnym życiu i nagle powstaje zdjęcie, które jest czymś zupełnie nowym i samoistnym.
Opowiedz jak było z projektem Nothing Special, który pokazałeś w Krakowie w ramach Miesiąca Fotografii. Tu każde zdjęcie to osobna historia, ale jako całość jest to opowieść o Europie Wschodniej. Jak rozpocząłeś realizację projektu?
Chodziłem do szkoły filmowej i pracowałem przy produkcji filmów na Słowacji i w wielu krajach Europy Wschodniej. Czasem widzisz rzeczy, które lepiej odda zdjęcie niż film, po prostu nie umiesz lub nie da się tego sfilmować. Oczywiście są też sytuacje odwrotne, w których lepiej coś nagrać niż sfotografować.
A co lubisz bardziej, filmowanie czy fotografowanie?
To zależy. Są to nieporównywalne techniki. Film jest jak sport drużynowy, jesteś członkiem większego zespołu, i odpowiadasz tylko za wycinek całości. Fotografia to sport indywidualny - jesteś tylko ty i fotografowana rzeczywistość.
A masz czasem problem z wyborem medium?
Pewnie [śmiech]. To jest ciągła walka ze sobą. Fotografuję coś i w tle cały czas jest myśl, że może lepiej nagrać to na kamerę. Najbardziej komfortowa jest sytuacja, gdy pełnię funkcję "dyrektora zdjęć" i nie stoję sam za kamerą, choć odpowiadam za to co zostanie nagrane. Mogę w tedy wziąć do ręki aparat.
Wiele osób oglądających Twoje zdjęcia zastanawia się "jakim cudem on znalazł się w tak dziwnych sytuacjach". Przeciętni widzowie raczej nie mają zbyt wielu okazji by oglądać takie obrazki w życiu.
Nie zgodzę się. Wszyscy widujemy je niemal codziennie. Idea Nothing Special jest następująca: jest to opowieść o Europie Wschodniej i opowieść o transformacji, od komunistycznych stereotypów do kapitalizmu, czy raczej zachodniego stylu. Zanim wszystko się zmieniło ludzie byli bardziej pasywni i nagle pojawiła się nieskończona ilość nowych rzeczy. Zaczęli się tym cieszyć, robić coś, szukać swoich przyjemności. Mój pomysł polegał na próbie odpowiedzi, samemu sobie, dlaczego ludzie robią te zabawne rzeczy, dlaczego ja robię to co robię. Wstajesz w sobotę rano i nie masz nic do roboty i zaczynasz się zastanawiać jak spędzić wolny czas. Chcesz zrobić coś ze sobą i swoim życiem. Jest przecież tyle możliwości i właśnie to mnie zaciekawiło - podejmowane w tym momencie wybory. Możesz na przykład przebrać się za indianina i upiec kiełbaskę przed Tesco...
Teraz mieszkasz w Nowym Jorku, podobnie jak bardzo wielu fotografów z Europy. Czemu ty wyjechałeś?
Powodów było wiele. Na przykład, rok temu prawie nie mówiłem po angielsku, a teraz mówię [śmiech]. A tak poważnie, skończyłem projekt i miał on zostać opublikowany w postaci albumu (jeszcze nie został, ale teraz wszystko jest na dobrej drodze). Z jednej strony czułem, że temat jest wystarczająco wyczerpany, a z drugiej podoba mi się idea zmiany kraju. Mieszkałem wcześniej w miejscu, gdzie przez 15 ostatnich lat ludzie byli rozdwojeni - jedną nogą w przeszłości i stereotypach, a druga w nowej rzeczywistości. Bardzo lubiłem to pomieszanie. Ale teraz to się już skończyło, zmiana się dokonała, ludzie zaakceptowali nową rzeczywistość i znaleźli sobie miejsce w jej strukturach. To jest tak jak z kulą z zamkniętą w środku zimową sceną - potrząsasz i niby-śnieg zaczyna wirować, a po pewnym czasie opadnie i wszystko się uspokoi. Z Europą Wschodnią jest podobnie, ktoś potrząsną kulą, a teraz wszystkie płatki opadły. Mógłbym próbować kontynuować ten temat, ale potrzebny byłby zupełnie nowy pomysł jak to zrobić, bo świat się zmienił. Na przykład z jakiegoś powodu coraz trudniej dotrzeć do ludzi i ich fotografować. No więc kiedy skończyłem projekt doszedłem do wniosku, że pora na zmianę we mnie. A najlepszym sposobem na to jest wyjazd w całkowicie odmienne miejsce. Nowy Jork jest jak inna planeta. Poza tym Stany Zjednoczone stały się ważniejszym miejscem niż Europa, i nie chodzi tu tylko o pieniądze i politykę, ale o sposób postrzegania świata. Na Słowacji, zresztą w Polsce chyba też, jest on popularniejszy niż sposób europejski.
Jak było po przyjeździe?
Po przyjeździe do Stanów, starałem się jakoś przetrwać. Nie było źle, choć kosztem jest strata masy czasu. Musisz znaleźć się w nowej strukturze, poznać ludzi, poznać wszystkie nowości, które cię otaczają. Potem zastanawiasz się co chcesz robić i jak to zrobić. Zrozumienie siebie i tego co cię interesuje też wymaga nieco czasu. Ja staram się unikać projektów, w które nie jestem osobiście zaangażowany, musze rozumieć po co to robię. Z trudem przychodzi mi robienie "ładnych zdjęć" na zamówienie. Dotyczy to zresztą wszystkich projektów, w których nie czuję się u siebie.
A czy podzielasz pogląd, że wyjazd do Stanów to warunek zrobienia kariery?
Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie - najlepsze zdjęcie możesz zrobić nawet we własnej kuchni, w sypialni lub gdziekolwiek indziej. Historie dzieją się wszędzie. Co więcej, nie musisz wyjeżdżać, żeby odkrywać jakiś kraj - wszystko jest już odkryte. Chodzi raczej o to, żeby w odmiennych warunkach odkryć własny sposób patrzenia, klucz, którym mogę być ja sam albo cokolwiek innego. Teraz fotografują niemal wszyscy, ale żeby zdjęcie było dobre, moim zdaniem, musi stać za tym nie tylko jakiś pomysł, ale i coś osobistego. I w masie zalewających nas obrazów da się wyłowić co jest dobre a co złe - ile jest dobrych filmów? Albo ile samochodów zostało wyprodukowanych, a przecież tylko kilka z nich to naprawdę dobre modele. Z fotografią jest podobnie. Jest dużo zdjęć dobrych lub poprawnych, ale tylko niewielka część z nich naprawdę cię porusza. Tak to już jest.
W Arles rozmawiał Tomasz Gutkowski
Odwiedź stronę Martina Kollara: www.martinkollar.com
{GAL|25957