Marek Arcimowicz "W poszukiwaniu straconych fotografii - Mniej znaczy więcej. O wpadaniu w wir..."

Autor: Marek Arcimowicz

7 Grudzień 2014
Artykuł na: 6-9 minut
Jakoś rok temu na Festiwalu FotoArt w Bielsku-Białej uczestniczyłem w spotkaniu, którego bohaterem był Jacob Sobol. Uwagę wielu z nas przykuły jego osobiste fotografie z Grenlandii. Cykl „Sabine”, bo o nim mowa, został wykonany na kliszy negatywowej, czarno-białej, prostym aparatem point’n’shoot.

W tym wypadku technika, jaką posłużył się Sobol wydała mi się dość istotna. Próbowałem rozniecić dyskusję na ten temat - on jednak sprawę uciął i stwierdził, że w tym wypadku aspekt techniczny (narzędzie) nie miał znaczenia. Czy na pewno? Nie wydaje mi się... Popierwsze te fotografie są bardzo osobiste, często bardzo intymne. Trudno mi sobie wyobrazić rozstawianie w tym celu aparatu 4x5” czy 8x10”, dodatkowych świateł i tak dalej. Nawet średni format utrudniłby działanie w takich warunkach i zwyczajnie „zabił” moment. I to nie dlatego, że nie wyobrażam sobie Jacoba biegającego ze statywem po łazience... Mały, nieinwazyjny aparat nie niszczył tej jakże ważnej, kluczowej sprawy w niniejszym cyklu - mam na myśli: nastroju.

To była nuta, którą Sobol świadomie, czy nie do końca świadomie, bo używając swej wrażliwości i intuicji - zagrał. Wydaje mi się, że ogromne znaczenie miał też specyficzny, graficznie uproszczony obraz z prostego aparatu, wyposażonego w prosty flash. Przy jego użyciu naturalnie następuje wygaszenie drugiego i kolejnych planów, które stopniowo toną w ciemności. Taki aparat pozostawia gdzieś z tyłu, daleko za sobą troskę o techniczny aspekt fotografii. Bywają bardzo nieostre, są kadrowane bardzo intuicyjnie. Tytułowa Sabine jest portretowana bez teoretycznych założeń - czasem niejednoznacznie - tam jej ciało bywa „przycięte”, albo zajmuje jakiś margines kadru.

Czasem przyjmuje pozę kojarzącą się z modelkami Rubensa, a czasem jej głowa wskakuje w kadr niczym wyjęta z wojennych kadrów Nachtway’a - choć tu, zupełnie inna w warstwie emocji. Piszę o tym, bo wydaje mi się, że zastosowana z przymusu technika (Sobol nie miał wtedy innego aparatu) pchnęła fotografa we właściwym dla niego kierunku - intuicji, emocji, spontanicznej naturalności, o którą jakże trudno w sytuacji, w której przesadnie dbamy o warstwę rzemieślniczą, zapominając co decyduje o mocy kadru. W tym wypadku - w bardzo osobistym reportażu.

Środek poprzedniej dekady - to moment eksplozji fotografii, dzięki popularyzacji aparatów cyfrowych. Chwilę później inwazja aparatów w telefonach, Instagram... Łatwość w uzyskaniu technicznie poprawnej fotografii powoduje, że coraz większą popularność zdobywają sobie filtry degradujące obraz. Tak, nie pomyliłem słowa. Fotografii poprawnych mamy taką liczbnę, że teraz często trzeba je “popsuć”, żeby je wyróżnić i zwrócić na nie uwagę odbiorców... Pojawiają się kolejne filtry cross, old school, collodion, BW high contrast, ...a Jacob Aue Sobol miał ten swój “filtr” ze sobą od razu, w aparacie! ;) - i bardzo, naprawdę bardzo, umiejętnie go wykorzystał. I doskonale trafił taką fotografią we właściwy dla niej czas, i poszedł za ciosem.

Przemyślenia te naszły mnie kilkukrotnie w czasie trwającej ciągle podróży przez Wenezuelę. Wydawało się, że wziąłem mało sprzętu, bo tylko ulubionego bezlusterkowca z trzema obiektywami, zaawansowany, ale mały kompakt i kompakt wodoszczelny. Pamiętając, że ten ostatni już nie raz uratował mi tyłek, działając tam - gdzie inne aparaty zastrajkowały lub zwyczajnie bałem się o ich “zdrowie”. Aha, mam też ze sobą mały statyw. Na tyle mało, że pojechałem bez torby fotograficznej - jedynie z pasem i pokrowcami do niego wpiętymi. Wziąłem też kamerę GoPro z podstawowymi akcesoriami, bo trzeba było zrobić kilka ujęć filmowych z jej użyciem.

Do wszystkiego od razu dwa duże segregatory - coś do czyszczenia, kable, zasilacze, przedłużacze, baterie, baterie, baterie, baterie... Ach, i jeszcze jasną 50-kę z adapterem do bezlusterkowca. Mała głębia z precyzyjnym MF może przydać się w filmie. I mikrofony z kablami, bo na mikroport nie miałem już siły. Oszczędnie. Przynajmniej miało być... Jak spoglądam teraz na swój bagaż, to widzę, że oszczędnie to będzie zabrać jeden niewielki korpus i dwa małe szkła. 35 mm i 50 mm albo 85 mm. Nic więcej. Bo kolejne akcesoria i możliwości odciągają naszą uwagę. Nawet jeśli ich nie używamy, to i tak absorbują nasz umysł. Dekoncentrują. Czy nie zginęły? Czy są bezpieczne? Czy spakowane tam gdzie trzeba, bo może - a nóż - będą za chwilę potrzebne? A może właśnie przyszedł ich czas?

Nadmiar możliwości odciąga nas od najważniejszego - od obrazu i emocji. Im jest ich więcej, tym bariera rośnie. Bariera, jaką stwarzają narzędzia - utrudnia wpadnięcie w tzw. flow - czyli, jak ja to nazywam wir twórczy. Stan zbliżony do medytacji - właściwy też muzykom, czy sportowcom - kiedy to nie zastanawiają się nad użyciem narzędzia - po prostu działają. Pianista, w trakcie koncertowego uniesienia nie zastanawia się, gdzie na klawiaturze znajdzie potrzebny dźwięk. Po prostu tworzy, jego instrument staje się nierozłącznie związany z jego ciałem. On jest fortepianem, a fortepian nim. Razem zatopieni w muzyce. Tak samo dobry narciarz, który wpada w ciąg bramek na zawodach, czy gna w dół, po białym puchu. W tym momencie nie ma dla niego granicy - gdzie kończy się on, a zaczynają narty, a czasem i góra.

Te same prawa obowiązują w fotografii. Im bardziej “jesteś obrazem, kadrem”, tym lepiej. Każda myśl błądząca wokół plecaka ze sprzętem na pewno nie pomaga w tym procesie. I kiedy tak zatopiłem się w tych rozmyślaniach - po raz kolejny przewija mi się przed oczami, za oknem naszego busa - fascynujący, tropikalny las niczym ciąg obrazów. Sięgam po aparat, ten najbardziej poręczny - kompaktowy, odruchowo koryguję manualną ekspozycję, czekam moment i naciskam spust. Raz. Wiem co

wyszło, czuję. Rytmiczny monochrom. Czas długi, więc pewnie część nieostra. A kto powiedział, że ma być ostra? Wiem, że będzie fajny kadr, nawet nie zaglądam kontrolnie na ekran. Nie odkładam aparatu od oka, staram się delektować obrazem - medytując po swojemu...

Post Scriptum.

Początki mnie rozpieściły, bo internet działał, a ja chciałem czegoś bardziej aktualnego, od tekstu, który napisałem w samolocie. Czekałem na fotografię i treść z drogi. Felieton miałem wysłać dobre parę dni temu. Termin - to termin. Ale internet w Wenezueli to

rzecz deficytowa. Nawet jak się w końcu pojawił, to odbierać jeszcze coś tam mogłem, ale wysłać - już nie. Myślę sobie, zadzwonię, zaraz znów małym, kilkunastoosobowym samolotem wrócimy w zasięg, przynajmniej telefonii. Próbuję zadzwonić do domu, potem do redakcji - network busy. Puerto Ordaz - myślę. Dolecimy do Caracas, będzie lepiej. W stolicy to samo, tylko dowiaduję się, że już nie mogę zadzwonić do Polski. W ogóle zagranicę. Rozmowy zablokowano, bo pewnie strona wenezuelska nie zapłaciła zagranicznym operatorom. Wykupionego wysokiego limitu prepaid nikt nie odda. Nie tutaj. W końcu dojeżdżam do domu przyjaciół. Jest internet. Hurrra! Mogę wysłać materiał. Pojawia się niniejszy temat do P.S. Czasy takie, że korespondencja na bieżąco jest rzeczą normalną. Te same zdjęcia po tygodniu czy dwóch już nie są aktualne, już tak „nie grzeją”. Co zrobić - fotograf, chcący przesyłać korespondencję musi pomyśleć o kolejnym sprzęcie... Tak, tak - telefon satelitarny z transmisją danych. Nawet nie myślę o kosztach, tylko o kolejnych kablach, zasilaczu, baterii, pokrowcu... i na samą myśl mnie mdli. Nie. Tylko nie to

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (4)
zamknij
Partner:
Zagłosuj
Na najlepsze produkty i wydarzenia roku 2024
nie teraz
nie pokazuj tego więcej
Głosuj