Marek Arcimowicz "W poszukiwaniu straconych fotografii" - O wyborze i świadomości celu

Autor: Marek Arcimowicz

31 Sierpień 2014
Artykuł na: 6-9 minut
Mądrze mawia się, że fotografia jest sztuką wyboru. Stwierdzenie jak najbardziej prawdziwe, tym bardziej w dzisiejszych czasach - sprzyjających powstawaniu milionów przypadkowych fotografii. Fajnie, że jest taka łatwość, pierwszy raz w historii!

Jak bardzo jest wyjątkowe - to zjawisko beztroskiego pstrykactwa - wie każdy, kto choć na chwilę próbował zmierzyć się z medium aparatów wielkoformatowych. Tam selekcja obrazów musi odbywać się już przed wyjęciem aparatu z torby, na poziomie oka i głowy. Chodzimy, szukając ciekawych kadrów i od razu przeprowadzamy wstępną "fotoedycję" - i nie mam tu na myśli obróbki fotografii, a edycję w sensie selekcji. Musimy być dość surowi względem własnych złudzeń czy chciejstw. Trzeba mądrze balansować między odważną decyzją wykonania zdjęcia, a samokrytycznym odpuszczeniem sobie. Bo ile zdjęć zrobimy w ciągu całego dnia - łażąc w terenie z wielkoformatowcem 8x10”? Trzy?

Pięć?

Dziesięć?

Trzydzieści???

...

Czasem jedno, a czasem wcale.

Nie ma podglądu, każda klatka to kilkadziesiąt złotych i później długi czas w ciemni.

Tam, gdzie rozstawienie statywu, wyjęcie aparatu, założenie obiektywu, wkręcenie wężyka, pomiar światła, nastawienie ostrości, wsunięcie kasety to dla wprawnych przynajmniej 4-5 minut, kadr nabiera znów swojej historycznej ważności.

Historycznej, bo teraz jest zupełnie inaczej. Łatwiej pod wieloma względami, ale trudniej również, bo nie ma nic za darmo. Nie ma sensu jednak dowodzić, że zrobienie zdjęcia w obecnych czasach w sumie jest technicznie bardzo prostym zajęciem.

Kłopoty zaczynają się tam, gdzie kończy fotografowanie. Archiwizacja, a przede wszystkim wybór. Długie godziny spędzone przed monitorem, sprzed którego tak naprawdę powinniśmy uciekać jak najprędzej - bo niszczy wzrok, siedzenie rozwala kręgosłup, układ krążenia itd. - a przede wszystkim, kiedy siedzimy przy komputerze - przed monitorem, to z całą pewnością - nie fotografujemy!

I tu kłania się stara szkoła eliminacji zbędnego kadru... jeszcze przed jego wykonaniem. Pamiętam dyskusje w gronie fotografów spotkanych gdzieś na azjatyckim szlaku. Mieliśmy bardzo podobne spostrzeżenia i sposoby. Jeden z nich polegał na tzw. pustych strzałach. W sytuacji, w której nie dało się robić zdjęć ukradkiem i dochodziło do bezpośredniej konfrontacji z fotografowanym zwijaliśmy film - i pierwsze kilkadziesiąt zdjęć "robiliśmy" na pusto. Nasz obiekt w końcu tracił nadmierne spięcie albo zainteresowanie (nami). Wtedy się wkładało albo zaczepiało na nowo już wcześniej włożony film tak by naciąganie działało, po czym przystępowaliśmy do zdjęć. Tych "na serio".


Zabawna jest też opowieść o sesji Tomka Sikory. Historia, którą usłyszałem kiedyś od naszego wspólnego wtedy agenta Andrzeja Zycha. Tomek fotografował dla singapurskiego Sheratona. Godziny, jeśli nie dni przygotowań. Na schodach cała masa ludzi, kelnerzy z tacami, wrażenie ruchu, układ ludzi wydaje się być skomplikowany, klient w gotowości i napięciu, ludzie z agencji reklamowej skoncentrowani. Wiadomo. Czekają. Przychodzi Pan Fotograf, ustawia aparat, robi DWIE klatki i mówi - dziękuję.


Niedowierzanie.

Tomek biegnie do pokoju hotelowego, szybko się pakuje, bo spieszy się na następny samolot. Wychodzi - a po drodze przechodzi obok swojego zdjęciowego planu - a tam: wszyscy nadal czekają. Nie mogą uwierzyć, że te dwie klatki przy pewności zawodowca wystarczą i jest po robocie.


Dwa lata po przejściu na system cyfrowy wylądowałem na brzegu rzeki Kali Ghandaki w Nepalu. Prowadziłem grupę na raftingu i zdarzył nam się cudny biwak na pięknej, piaszczystej plaży w głębokim kanionie. Skały obrośnięte gęstą, subtropikalną roślinnością. Rano, jeszcze przed świtem przywitały nas twarze okolicznych dzieciaków. Jak tam dotarły - nie wiem, pewnie znają swoje ścieżki wryte w skałę. Nasi młodzi goście liczyli na poczęstunek, często lokalne dzieciaki przychodzą na śniadanie albo kolację.

Twarze miały ciekawe, szczególnie fotogeniczna wydała mi się dziewczynka w zielonym szalu. Założyłem jasną 50-kę na D-sa mk2. Profesjonalnego, dużego Canona trudno nazwać subtelnym, nieinwazyjnym aparatem do dyskretnego działania. Wiedziałem, że na zobojętnienie ze strony dzieciaków raczej nie mam co liczyć, więc skoncentrowałem się na portrecie wspomnianej dziewczynki. Zauważyłem, że ma wyjątkową zadumę, jakiś smutek i nieopisaną głębię w oczach. Zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć, potem zabrałem się za zdjęcia kolejnych dzieciaków, ale czułem, że maksimum tym razem już osiągnąłem.

I tu ciekawa sprawa. Po powrocie prowadziłem warsztaty fotograficzne. Padło pytanie - ile robię zdjęć w trakcie portretowania. Do kiedy fotografuję. Odpowiedziałem, że jakoś nad tym się nie zastanawiałem, ale mam wrażenie, że to się czuje, że w pewnym momencie człowiek wie, że to już, że jest - i zmieniamy temat albo kończymy. Czasem jest to 5 zdjęć, czasem 50, a czasem może wystarczyć i jedno. Szukałem w myślach jakiegoś dowodu i pamiętam jak przyszła mi do głowy ta sesja z Nepalu... Otworzyliśmy Adobe Bridge, szybka analiza zdjęć w tym katalogu. Zrobiłem w sumie 65 fotografii, z czego 44 w pierwszej kolejności, w serii wspomnianej dziewczynce (później jeszcze jedno, na koniec). Jako najlepsze wybrałem w trakcie edycji przedostatnie ujęcie ze wspomnianej serii. Wymagało jedynie "odrawienia". Robię to niezwykle rzadko, ale wtedy zdecydowałem się dodatkowo na przekadrowanie. W tym wypadku z 2x3 do kwadratu. Póki co nie mam cyfrowego body w kwadracie... Tutaj bardzo mała głębia ostrości, ustawionej na oczy - jakoś mi przeszkadzała na plamie zbyt dominującego, nieostrego czoła, a kwadrat zdecydowanie poprawił sytuację. Jest jakoś tak, że czujemy - że to już, że mamy tę klatkę. I wtedy się przerzucamy na inny temat, obiekt, albo kończymy sesję.

Bo zdjęcie już jest. W głowie i na błonie, o przepraszam... na karcie.

Marek Arcimowicz

Od kilkunastu lat zawodowo – fotograf od „zadań specjalnych“. Z wykształcenia architekt-planista, instruktor narciarstwa. Przez lata pracował multidyscyplinarnie – łącząc funkcję fotografa, testera i projektanta sprzętu. Pracuje dla liczących się klientów i największych agencji reklamowych w Polsce i za granicą. Z aparatem „zaliczył“ wszystkie strefy geograficzne. Od roku 2000 do 2004 był członkiem fotograficznej agencji PORTFOLIO. Również od początku, czyli od roku 1999 rozpoczął współpracę z polską edycją magazynu „National Geographic”, gdzie opublikował kilka reportaży. Poza tym jego prace i artykuły publikowano na łamach m.in.: “National Geographic Traveler”, „Podróże”, „Focus”, „GEO”, „CHIP – Photo-video-digital”, „Góry”, „Voyage”, „Newsweek”, „Wiedza i Życie”, „Gazeta Wyborcza”. Jego prace były eksponowane na kilkunastu wystawach indywidualnych i zbiorowych, w tym na wystawie “Oczami Fotografów National Geographic”. Wielekrotny juror konkursow fotograficznych. Uczestnik XII i XIII Biennale Fotografii Górskiej (jest dwukrotnym laureatem I nagrody). Od roku 2005 członek światowej “stajni” fotografów LOWEPRO. Wspierany ponadto przez VANTORO, MERRELL, TILAK, SONY. Prowadzi mobilne studio foto/graficzne – żyje i pracuje w międzykontynentalnym rozkroku. Poza pracą – mieszka z żoną, dwójką dzieci i psem w górach. Więcej prac Marka znajdziecie na www.arcimowicz.com.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (4)