Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Ostatnio w światku fotogra... użytkowników sprzętu fotograficznego wydarzyło się coś, co wydawało się właściwie nie do pomyślenia. Chyba na skutek upartych, wieloletnich żądań jednego faceta - fotografa niedzielnego - bardzo droga firma na L wprowadziła do sprzedaży czarno-biały aparat cyfrowy. Taki, który robi TYLKO czarno białe zdjęcia.
Okazało się, że premiera ta odbiła się w światku fotograficznym całkiem znaczącym echem. Choć okazało się, że (mimo spodziewanego entuzjazmu Mike'a Johnstona) bardzo wielu komentujących było baaardzo niechętnych aparatowi (ktoś nawet uznał, że ten aparat to "golenie snobów").
I te wszystkie pogardliwe komentarze wymagają komentarza.
Zanim zacznę, chcę uczciwie zauważyć, że nie miałem w ręku tego aparatu i pewnie nie będę miał. To dość ogólna cecha polskich naukowców w mniej więcej moim wieku: nie mają aparatów tej firmy na L. ;) Zatem proszę NIE traktować tego, jako recenzji konkretnego aparatu. Raczej jako dywagacje na temat ogólnej idei czarno-białego "cyfraka", która jakoś jest póki co dostępna tylko w jednym (ciut drogim) wcieleniu.
Jak zrobić czarno-białą cyfrówkę?
To jest całkiem zabawne. Otóż zrobienie aparatu, który nie rozróżnia kolorów nie polega na tym, że trzeba coś specjalnego zrobić, ale na tym, że czegoś się nie robi. Mianowicie fotodiody krzemowe, które są czujnikami w fotograficznych matrycach, wykrywają światło w zakresie długości fal mniej więcej od 400nm (fiolet) do 1100nm (to już podczerwień - widzimy mniej więcej do 700nm). Przy czym zazwyczaj NIE POTRAFIĄ one rozróżniać kolorów. Produkując aparat kolorowy, trzeba odciąć podczerwień (co tego czarno-białego również dotyczy) oraz dołożyć mozaikę filtrów barwnych. Aby w świecie kolorowych aparatów cyfrowych zrobić czarno-biały po prostu trzeba zapomnieć o filtrach barwnych. Co można na tym zyskać?
Po pierwsze świetne szumy na wysokich czułościach.
Trzeba pamiętać, że de facto konwencjonalny aparat cyfrowy zawsze robi zdjęcia przez filtry. Każdy barwny filtr na każdym pikselu działa tak samo, jak kolorowy filtr założony na obiektyw - absorbuje światło w kolorach innych niż ten, który ma przepuszczać. Oczywiście możemy się starać, aby przepuszczał możliwie dużo, ale jak dobrze to się da zrobić? Upraszczając nieco, część światła, jaką filtr przepuszcza, można wyznaczyć jakoś tak:
To na przykładzie filtra zielonego.
Jaki efekt możemy uzyskać? Nawet gdy filtr będzie w maksimum przepuszczał ponad 90% światła, to i tak więcej, niż 1/4 całego (białego) światła filtr zielony nie przepuści. Bo jak zacznie, to przestanie być zielony, a zacznie się robić szary i aparat przestanie rozróżniać kolory. Z czerwonym i niebieskim pikselem jest pewnie równie źle, albo gorzej. A więc stosunek sygnału do szumu przy określonej czułości spada nam jakieś cztery razy tylko dlatego, że matryca widzi kolory. Mało? To mniej więcej taka różnica, jak pomiędzy matrycą systemu 4/3, a "pełną klatką", odwołując się do porównania, które wszyscy lubią.
Przy czym jest to zgrubny szacunek, wydaje mi się, że raczej zaniżony, niż zawyżony. Na potwierdzenie dodam, że pewna duża firma na K opatentowała matryce, które na każde cztery piksele miały jeden zielony i jeden bez filtra barwnego (zamiast dwóch zielonych , czerwonego i niebieskiego) i tym zabiegiem uzyskała dość efektowne rezultaty.
Druga rzecz, którą producent się chwali, to ostrość. Posługuje się przy tym takim samym obrazkiem, jak wcześniej ja w jednym z odcinków niedawnego fotopolisowego cyklu. Nie będę się więc powtarzał, tylko odeślę, aby sobie obejrzeć, jak mozaika filtrów barwnych rozmywa obraz. A jeszcze należy dodać efekt używania filtra dolnoprzepustowego, który, aby zapobiec wystąpieniu efektu Moire'a (zwanego dale "morą") w konwencjonalnym aparacie psuje rozdzielczość tak, żeby na zdjęciach nie było widać nic mniejszego (albo podobnego), niż odległość pomiędzy sąsiednimi pikselami. Tu jednak ważna uwaga dotycząca aparatów z mozaiką Bayera: pomiędzy pikselami tego samego koloru. A to co drugi piksel w rzędzie i w kolumnie, więc rozdzielczość trzeba popsuć do poziomu 2x2 piksele. W nowym, czarno-białym filtra dolnoprzepustowego nie ma. Po prawdzie, to w kilku kolorowych aparatach też już go nie ma, jednak jeszcze bardzo niewielu. Przy rozdzielczościach współczesnych matryc z jednej, a obiektywów z drugiej strony mora na poziomie samej jasności już właściwie nie grozi. Za to na poziomie koloru (który jest próbkowany co drugi piksel) nadal jeszcze trochę tak. Więc matryca, która koloru nie widzi jest w tej kwestii... bezpieczniejsza.
A czym producent się nie chwali?
Żeby nie było zbyt słodko, należy pamiętać o sprawie, która dla wielu cyfrowych czarno-białych fotografów jest bardzo ważna. Kolorowy RAW pozwala na robienie zdjęcia czarno-białego poprzez mądre mieszanie kanałów. Można w ten sposób symulować używanie kolorowych filtrów i to w znacznie szerszym zakresie, niż w przypadku... prawdziwych kolorowych filtrów. Z nowym aparatem jest to niemożliwe. Obraz już wychodzi czarno-biały i kropka.
Nowy aparat to niewątpliwie produkt niszowy. Kupi go zapewne Mike Johnston i jeszcze kilka osób wystarczająco zdeterminowanych, aby sprzedać w tym celu swoje domy. Nie jest to też aparat uniwersalny, więc zapewne większość tych, co go kupi, kupi też wersje kolorowe. Równocześnie, ponieważ jest to nisza tak wąska, to ten aparat musi być wręcz astronomicznie drogi, a i tak zyski ze sprzedaży będą zbyt małe, aby chciało się po nie schylić wielkim koncernom na N, lub na C (choć kto wie?). Nie jest też tak, że konwencjonalnym aparatem cyfrowym nie da się zrobić dobrego zdjęcia czarno-białego. Ale jednak nie jest też tak, że aparat cyfrowy z czarno-białą matrycą nie ma żadnych realnych zalet. Ma i to takie, które zupełnie bezpośrednio mogą się przełożyć na jakość obrazu. To jednak nie jest tylko "golenie snobów". Na ten przydomek znacznie lepiej zasługuje sprzedawanie aparatów pozłacanych, czy wysadzanych ozdobnymi kamieniami