Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Jestem "kompakciarzem". To ciężkie wyznanie w świecie gdzie lustrzankę można kupić już za ok. 1000 zł, ale pamiętam jak dziś zarzut jeszcze sprzed kilku lat, gdy robiłem zdjęcia analogową Minoltą: "Ty masz drogi aparat to robisz dobre zdjęcia". Tak zaczęła się przygoda z udowadnianiem całemu światu, że można robić dobre a nawet świetne fotki "czymś" za 300-400 zł. Przez moje ręce przewinęło się kilkadziesiąt kompaktów, gdy ktoś znajomy czynił nowy zakup testowałem sprzęcik pod każdym możliwym kątem, ubolewając jednocześnie, że większość portali testuje jedynie bardziej zaawansowany sprzęt.
Kiedy pierwszy raz przeczytałem gdzieś notkę o Samsungu WB1000 zaciekawił mnie zwłaszcza szerokokątny obiektyw 24mm, bo zmorą kompaktowych aparatów jest nieszczęsne, ciasne 36mm, czy nawet Panasonicowate 28. Pomyślałem, że ciekawie byłoby pobawić się tym sprzętem i o to czytam na Fotopolis.pl, że portal ów taką możliwość udostępni.
Pierwsze wrażenia
Otrzymuję paczkę, otwieram ją. Zawartość: aparat, dwa kabelki (usb i mono av), ładowarka i ON. Biorę WB1000 do ręki, od pierwszej chwili zaskakuje: świetnie wyważony, "grip" i uchwyt pod kciuk umiejscowione perfekcyjnie, powala na kolana jakość obudowy.
99% producentów kompaktów uparła się na tanie materiały, a jak już idziemy wyżej niż plastik z chińskiego pilota, to aluminiowe obudowy trzeszczą, czuć luzy. Tutaj mamy poczucie że to solidna bryła, która wytrzyma wiele wycieczek i spacerów. Aparat "wrósł" mi w dłoń. Tu pojawił się pierwszy kłopot, gdyż ten "przyrośnięty" aparat należało naładować i okazało się ze z bólem serca muszę go wypuścić. Kabelek usb, który jednocześnie jest integralną częścią systemu ładowania okazał się mieć ok. 30 cm. Ja rozumiem, że kryzys, że cięcia... ale dlaczego w takim razie Samsung zamontował w aparacie gniazdo niespotykane nigdzie indziej? Wydawać by się mogło że standardem jest miniUSB, a tu podczas ładowania muszę kłaść aparat na ziemi. Problem ten na pewno dostrzegą również użytkownicy stacjonarnych PC którzy będą zmuszeni do tego żeby kłaść sprzęt za komputerem, ewentualnie posiadacze wysoko obstalowanych gniazdek.
Aparat naładowany, pierwsze uruchomienie. Tu też Samsung już od pierwszych chwil zachwyca. Błyskawicznie gotów do działania i wtedy... widzisz ekran AmoLED. Już nie chcesz innych technologii. Jasność ekranu jest imponująca (słoneczko, nawet ostre nie wadzi, ten ekran zakończył dyskusje czy montować w kompaktach wizjer typu "Judasz"), nie ma żadnych opóźnień. Na dodatek 3 cale plus wysoka rozdzielczość gwarantuje wyświetlanie przez ekran bardzo szczegółowego obrazu. Pogrzebiemy w menu, może wreszcie znajdziemy jakąś poważna wadę? Kolejne zaskoczenie, niesamowita czytelność, to czego szukasz znajdujesz w kilka sekund (Prywatnie lubię jak do jakieś funkcji nie muszę wchodzić przez k-te podmenu) i obsługa owego menu kółeczkiem. Za to kółko powinni być błogosławieni konstruktorzy aparatu i ich potomkowie do ósmego pokolenia. Proste rozwiązanie spotykane raczej w lustrzankach sprawiło, że WB1000 można obsługiwać jedną ręka. "Można" to mało powiedziane, w tym aparacie używając tylko kciuka wykorzystujesz w pełni tryb manualny. Przeskok między zmianą przesłony/czasu jest natychmiastowy. Błyskawicznie zmieniasz parametry, kolorystykę itp. Kolejnym plusem w konstrukcji są analogowe wskaźniki. Prosta rzecz a cieszy, zwłaszcza wskaźnik stanu baterii. Wreszcie użytkownik WIE kiedy musi naładować/zmienić baterie. Nie ma problemu (typowego np. dla Kodaków), iż dowiadujesz się, że baterie masz pełną albo pustą. Bateria, kolejny temat. Bateria mnie zaskoczyła dość pozytywnie, wykonując praktycznie zdjęcie za zdjęciem zrobiłem 400 zdjęć (tryb preselekcji przysłony lub manualny, wyłączona lampa, jasność wyświetlacza na maksimum przez 2 godziny) bez międzyładowania, wskaźnik pokazywał połowę baterii, natomiast ekranowy pełną. Jak dla mnie przyzwoity wynik.
Bierzemy się za robienie zdjęć. Ilość trybów i opcji jest gigantyczna, aparat ma wszystkie możliwe nowinki techniczne plus parę dodatków. Pozwolę sobie wymienić w punktach co ciekawsze:
Jakość zdjęć
Teraz słów kilka o samej jakości zdjęć. Kolory w trybie kolorystycznym naturalnym są świetnie nasycone (niebo niebieskie, trawa zielona), odpowiadają temu, co widzi oko. Uderza duża jak na kompakt rozpiętość tonalna. Szumy występują dość standardowo, czyli sens jest używać do ISO 400, a maksimum tylko w chwilach desperacji( warunki: impreza w ciemnym klubie, 0,4 promila, włączona stabilizacja) i to najlepiej w monochromatycznych barwach. Obiektyw pozwala na robienie zdjęć w naprawdę wąskich pomieszczeniach, ewentualnie przydaje się gdy robimy fotkę grupy znajomych siedzących przy jednym stoliku (WRESZCIE uda się zrobić zdjęcie całej rodzinki przy wigilijnym stole stojąc przy nim a nie w przedpokoju).
AF nadąża za średnio rozbieganym pięciolatkiem choć z siedmiolatkiem miał już kłopoty, z psem też sobie radził. Jako "stary" kliszowiec lubię niskie ISO, i tu bardzo pomagała stabilizacja, której istnienie można stwierdzić nie tylko w opisie na pudełku, ale poprzez konkretne wydłużanie czasu ekspozycji. Zadowolenie pojawia się również, gdy bawimy się trybem makro, który przydaje się również przy portretach, gdyż domyślnie aparat ostrzy od 80 cm.
Filmy
Filmy HD również są miłe dla oka. Stabilizacja dużo pomaga, duży plus za możliwość manipulowania ogniskową w trakcie kręcenia.
Minusy
Aparacik ma kilka minusów, ale są to raczej niedociągnięcia w sofcie: w manualnym trybie wartość EV pojawia się dopiero po naciśnięciu do połowy spustu migawki; brak auto przekręcania fotek (próbowaliście obrócić kiedyś 700 fotek?), wielkość plików w trybie najmniejszej kompresji: ok. 5Mb, chyba tylko ku radości producentów PC i kart SD, toć można było dać już ten tryb RAW. Samsung jako firma podpadł brakiem drukowanej wersji instrukcji.
Podsumowanie
Podsumowując: byłem z góry nastawiony negatywnie do Samsunga, gdyż mój główny kontakt z tą firma to S760 (którego plusem jest cena), więc miło stwierdzić, że WB1000 to dla mnie kompakt KIESZONKOWY skończony. Ma wszystko to, czego oczekuję od sprzętu, który mogę bez dodatkowych toreb czy innych lamp, statywów mieć przy sobie 24 godziny 7 dni w tygodniu: nie czujesz, że go masz, ale jest gotów gdy go nagle potrzebujesz. Amatora zadowoli udane auto, a kogoś z większym pojęciem miło połechce świetny manual. Sprawa jest bezdyskusyjna, zamiast wydawać odkładaną od roku kasę na lowendową lustrzankę z wątpliwej jakości optyką lepiej zainwestować w ten sprzęcik, gwarantuję, że do takich zdjęć jakie będziecie robić będzie wystarczał w 200%.
Zadanie foto: Gigapanorama
Tu legły nadzieję na to, że stanę się posiadaczem tego cudeńka (a przynajmniej nie w drodze konkursu). Co mnie pokonało? Po pierwsze brak szacunku dla perspektywy i faktu iż słońce pędzi po nieboskłonie, tu szalenie ułatwił mi życie tryb manualny. Po drugie: Ogródki piwne, które w niektórych momentach tak zawęziły szerokość deptaku, że i 14mm to było by za mało żeby objąć budynek. Na deser: Brak komputera który by to cudo przetrawił. Wykonałem około 800 fotek (mniej więcej co 1-2m), przezornie matryce zmniejszając do 2 megapikseli, ale 2x3GHZ i 2 giga RAM to jak widać zbyt mało. Programy darmowe dostawały zawału i nawet nie zawieszały komputera tylko się zwyczajnie wyłączały. Kombinowanie ze składaniem ręcznie czy na raty też nic nie dało. Jeśli ktoś ma ochotę chętnie udostępnię wszystkie zdjęcia. Do konkursu wystawiam najsensowniejszy fragment który udało mi się zespawać.
P.S. Chciałbym też pozdrowić młodzież z lubelskiego starego miasta która dwukrotnie usiłowała zaopiekować się WB1000, ale zadowoliła się moją karta do bankomatu.