Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Fotografowałeś w najróżniejszych warunkach: podczas wspinaczki, raftingu, w tropikalnym upale i arktycznym mrozie. Co jest według Ciebie największym zagrożeniem dla sprzętu fotograficznego?
Zdecydowanie największymi problemami są kurz i wilgoć, choć trudno określić co jest większym zagrożeniem, bo oba problemy wytwarzają pewien zakres wyzwań, wymagających innego przygotowania. Kiedy podróż przebiega w terenach pustynnych lub przy podejściu pod duże góry, gdzie są duże ilości rumoszu skalnego, trzeba przygotować się na walkę z kurzem. Z kolei przy dużych skokach temperatur dużym problemem jest wilgoć i kondensacja. Mamy też problem z wilgocią przy wszystkich eskapadach wodnych, takich jak rafting.
Zacznijmy od wilgoci. Jakie stosujesz zabezpieczenia?
Przede wszystkim należy przestrzegać kilku podstawowych zasad. Nie można robić zdjęć sprzętem, który jest zziębnięty w otoczeniu cieplejszym ponieważ wilgoć się skondensuje na optyce i elektronice. Jeśli wyjmiemy sprzęt z zimnej torby do namiotu świeżo zagrzanego przez pierwsze promienie słońca i od razu zaczniemy robić fotografować, to zdjęcia będą albo zamazane z powodu kondensacji na soczewkach albo nie wyjdą wcale.
Ciągła kondensacja to wielki problem, szczególnie na długiej wyprawie. Wiosną ubiegłego roku byłem z Piotrem Pustelnikiem na dwumiesięcznej wyprawie na południową ścianę Anapurmy, gdzie skoki temperatury w ciągu doby sięgały 70 stopni, od -20° do +50°. Dodajmy, że temperatura zmieniała się drastycznie w ciągu 2 godzin, zatem problem był poważny. Można zabezpieczać aparat przed zmianami temperatur pamiętając o pewnych zasadach, ale jeśli problem występuje codziennie, przez niemal dwa miesiące, to wilgoć jest prawdziwym wrogiem.
Co możemy zrobić jeśli wilgoć dostała się już do środka?
Na pewno trzeba zabrać ze sobą duże ilości hermetycznie zapakowanego żelu krzemikowego (silica gel), które ma silne właściwości hydroskopijne. Warto pamiętać także o dużej ilości jednorazowych worków na śmieci, nie tylko po to, żeby zabezpieczyć sprzęt w newralgicznych momentach (poranna zmiana temperatur, nagły opad deszczu monsunowego, rafting), ale także po to, żeby go wysuszyć. Stanowczo odradzam suszenie aparatu na słońcu czy na piecyku. Bezpiecznym sposobem jest szczelne opakowanie aparatu w dwa plastikowe worki z substancją silnie higroskopijną w środku.
Jeśli w gardłowej sytuacji nie mamy silikżelu, można zrobić tak, jak zrobiłem na moim pierwszym raftingu w 1994 roku, kiedy to podtopiłem mojego Nikona F90. Jak tylko dotarłem do miasta, kupiłem kilogram soli kamiennej w sklepie i wyprażyłem ją w kuchni hotelowej. Jak tylko trochę przestygła przesypałem ją do płuciennego woreczka, aparat wsadziłem do cienkiego woreczka też z tkaniny i wszystko to zostawiłem w plastikowej torbie na noc. Następnego dnia robiłem zdjęcia aparatem, z którego dzień wcześniej wylewałem wodę!
Zdarzyło Ci się, że zamokła karta pamięci?
Nie, ale może za krótko fotografuję cyfrą, stosując przy tym różne zabezpieczenia. Świat fotografów zawodowych związanych z fotografią wyprawową dopiero teraz przesiada się na cyfrę stąd niewielkie doświadczenie.
Jak zabezpieczasz się przy niskich temperaturach?
Niska temperatura nie jest wielkim wyzwaniem dla aparatów cyfrowych. Kiedyś mróz dostarczał znacznie większych problemów, chociażby w postaci sztywnienia filmu. Choć z pewnością przy siarczystych, syberyjskich mrozach możemy mieć problem z wydajnością baterii, która spada poniżej temperatury -20°C. W takich sytuacjach zawsze noszę zapasową baterię w ciepłym miejscu, blisko ciała. Trzeba pamiętać też o sztywniejących elementach plastikowych, które przy dużym mrozie po prostu łatwiej złamać. Wydaje mi się, że nowoczesne lustrzanki cyfrowe (mówię tu o uszczelnionych modelach z wyższej półki) dostarczają mniej problemów niż lustrzanki analogowe. Zamknięta na sztywno puszka aparatu, bez otwieranej części na film jest dużo mniej podatna na wpływ wilgoci. Dużo większym problemem w przypadku cyfry jest kurz. Problem z zabrudzoną matrycą jest o wiele większy niż z zabrudzonym filmem. Film po prostu się przesuwał i można było zmarnować jedną lub dwie klatki. Kurz, który przykleja się na matrycy zostaje nam na stałe, jest widoczny na zdjęciach, a niekoniecznie widoczne na wglądówkach, które oglądamy na wyświetlaczu. Po powrocie okazuje się ze mamy dużo retuszu. W aparatach analogowych łatwiej było także otworzyć migawkę i przedmuchać cały tor optyczny, kiedy znalazło się jakieś zabrudzenie.
Jak zabezpieczać się przed kurzem?
Najważniejsza zasada: uważać na sprzęt i minimalizować ryzyko. Zatem warto pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach - np. nakładać worek na body z otworem na obiektyw, zabezpieczony dodatkowo gumką. Przez folię mamy dostęp do przycisków, ale w dużym stopniu zabezpieczamy korpus. Po drugie zabezpieczać optykę. Po 2-3 latach nieużywania filtrów neutralnych (UV), powróciłem do tej zasady, i teraz zdejmuję je tylko do sesji w warunkach studyjnych lub wtedy gdy jestem w 100% pewny, że jest bezpiecznie. Ponadto stale używam osłon przeciwsłonecznych, które chronią dodatkowo soczewkę, dzięki czemu mniej kurzu dostaje się na przód obiektywu, a już na pewno zabezpieczają przód obiektywu przed uszkodzeniem mechanicznym czy kropelkami wody (np. z deszczu).
Podejrzewam, że mimo wszystko nie obywa się bez czyszczenia.
Rzeczą absolutnie podstawową jest dbanie o sprzęt w czasie wyjazdu i dokładne oczyszczenie go po każdej wyprawie. Warto także zaopatrzyć się w zestaw pędzelków na wyjazd. Polecam stosowania dwóch pędzelków - jednego delikatnego, miękkiego do czyszczenia optyki, drugiego sztywniejszego. Można je kupić w sklepach kosmetycznych, są to pędzelki do pudru, wygodnie chowane w osłonkach. Jeśli planuje się wyjazd w bardzo trudne warunki, trzeba zabrać bardzo sztywny pędzelek do usuwania kawałków błota z obudów aparatu czy obiektywu oraz opornego kurzu przy złączach.
Po każdej wyprawie trzeba aparat i optykę dokładnie oczyścić. W tej chwili mam przystawkę - własnoręcznie wykonaną ssawkę do odkurzacza z gumowego wężyka, ale planuję kupić specjalny odkurzacz do pracowni przeznaczony tylko do czyszczenia elementów optycznych, z odrębną końcówką do odkurzania skanowanych slajdów. W przypadku matrycy, jeśli nie ma filtra ultradźwiękowego, to najlepszym sposobem jest odkurzanie jej przez zasysanie, bo dmuchanie tylko odkłada problem na później. Ponadto cyklicznie oddaję sprzęt do serwisu, żeby sprawdzić czy nie ma jakiejś wilgoci, wielokrotnie zdarzały się jakieś naloty na soczewkach. Z tego co zauważyłem przez podwyższoną dbałość mój sprzęt wytrzymuje niejednokrotnie dłużej i jest w lepszym stanie niż u kolegów pracujących w "normalnych", reporterskich warunkach - nie ma więc powodu popadać w paranoję.
Każdy uczy się na własnych błędach i zapewne zdarzyło Ci się kiedyś coś stracić?
Na raftingu w 1994 mimo ostrzeżeń znajomych Nepalczyków zabrałam aparat na raf, zabezpieczając go workiem foliowym. Nie spodziewałem się, że będę walczył o utrzymanie się w pontonie. Kiedy wylądowałem na brzegu, wyjąłem aparat i wewnątrz mojego Nikona miałem akwarium, wszystko pływało. Wyjąłem baterię i nie korzystałem z niego przez następne dwa dni, a potem zastosowałem wspomniany już sposób z solą. Całe szczęście była to woda słodka, bardzo czysta, z lodowca. W kontakcie ze słoną wodą aparat nie miałby szans. Ten sam aparat drugiego zalania nie wytrzymał . W 1995 roku spływałem na przełomie lutego i marca Czarną Hańczą z kolegą, który twierdził, że potrafi pływać kanadyjką. Było to w okolicach jeziora Wigry, Czarna Hańcza nie jest tam szeroka, ale wartko płynie. Aparat był niestety w zwykłym plecaku. Po przepłynięciu 200 metrów mój siedzący na dziobie kolega wpadł w panikę i ustawił łódkę w poprzek rzeki. Napierająca woda nie sprzyjała uspokojeniu. W efekcie najpierw wyjąłem kolegę, potem plecak. Straciłem lampy, body Nikona F90, którego bardzo lubiłem, body swojego pierwszego FA. Udało się ocalić obiektywy. Całe szczęście nie było wtedy aparatów cyfrowych, bo straty byłyby dużo większe.
Warto zatem pamiętać o bardziej specjalistycznym zabezpieczeniu. Już nawet "prezerwatywy" z tkaniny nylonowej, które są w serii Lowepro AW wiele dają. Kiedyś przeprawiałem się przez rzekę w tropikach, niosąc torbę fotograficzną nad głową. Czasami się potykałem i torba wpadała kilka razy do rzeki? Wtedy nic absolutnie mi się nie zamoczyło.
W czym obecnie trzymasz sprzęt?
Korzystałem z produktów Peli, które dodatkowo doskonale chronią przed urazami mechanicznymi, a ostatnio dobrałem sobie świetny zestaw Lowepro. Plecaki, nie zabezpieczają tak jak walizki od wilgoci i dużych obciążeń mechanicznych, ale są zdecydowanie bardziej uniwersalne od kufrów, które z kolei są niezastąpione na codzień w samochodzie czy transporcie lotniczym. Podczas wypraw używam ich do transportu sprzętu na trasie np. kiedy oddaję coś tragarzom. Zazwyczaj z plecakiem idzie mój asystent, a ja mam lżejszą torbę z aparatem, kilkoma obiektywami i zwykle potrzebnymi akcesoriami - zawsze uzbieram jakieś 7-10 kg. W przerwach, w czasie postoju, wyciągam z plecaka komputer, dokonuje zrzutów z karty pamięci i wymieniam optykę. Przy dużych opadach deszczu staram się jak najszybciej schować cały sprzęt do wodoszczelnego plecaka.
Kolejny trudny temat - ubezpieczenia.
Walczę z tym tematem od początku roku. Na rozsądne ubezpieczenie sprzętu w Polsce nie ma szans. Nie dostałem żadnej solidnej oferty (firmy ubezpieczeniowe proponują mi składkę 8 000 zł rocznie!). Na zachodzie oferta jest dużo korzystniejsza, co z pewnością wiąże się z uczciwością klientów firm ubezpieczeniowych. Musimy pamiętać, że oferta specjalistycznych ubezpieczeń w Polsce ze względu na młody rynek jest uboga. Przykładem są ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków i kosztów leczenia przy uprawianiu sportów ekstremalnych. Zostałem członkiem Niemieckiego Klubu Górskiego (DAV), gdzie za niewiele ponad 120 euro rocznie jestem ubezpieczony z żoną i synkiem (dziecko bezpłatnie, małżonek 50%) na wszystkie kraje świata - wyjazdy, wyprawy, wszystkie wariactwa górskie itp. - od momentu wyjścia z domu. Ubezpieczenie obejmuje koszty leczenia, nieszczęśliwe wypadki, a także OC, co jest szczególnie ważne w górach, gdzie łatwo zrzucić kamień na głowę kolegi. W Polsce za taką kwotę ubezpieczyłbym się z rodziną zapewne na dwa narciarskie tygodnie!
Czy masz obecnie jakieś oferty zagranicznych ubezpieczycieli?
Obecnie rozważamy kilka ofert, które oscylują wokół 5-10 % wartości sprzętu na rok. Należy jednak pamiętać, że ubezpieczenie sprzętu za granicą nie zawsze się opłaca. Potwierdza to chociażby Reuters, który - z tego co mi wiadomo - nie ubezpiecza sprzętu na którym pracują fotoreporterzy. Dzieje się tak między innymi dlatego, że większość ubezpieczeń zawiera klauzulę, wyłączające z ubezpieczenia kraje objęte konfliktem zbrojnym i klęskami żywiołowymi. Ja osobiście jeżdżę często do Indii, bardzo spokojny kraj, gdzie od lat nie było żadnego przewrotu. Przez konflikt w Kaszmirze Indie znajdują się na liście krajów objętych konfliktem zbrojnym.
Rozmawialiśmy o tym jak uchronić się przed zniszczeniem sprzętu, ale problemem może być także kradzież.
Podróżowałem wiele lat, zawsze byłem bardzo ostrożny. Pierwszy raz okradziono mnie niedawno. Po tym incydencie zaopatrzyłem się w całą masę różnych alarmów, które działają tak, że jeśli jedna połowa urządzenia oddala się od drugiej, zaczyna emitować bardzo głośne, wysokie tony. Są też alarmy które działają przy pociągnięciu, np. wyrwaniu z ręki torby fotograficznej. Obecnie zakładam alarmy także w hotelach, które chronią w sytuacjach, kiedy złodziej uśpi nas gazem czy pokojówka przekaże komuś klucz.
Zdarzyła Ci się kradzież w hotelu?
Obudziłem się z żoną o 3 nad ranem z lekkim szumem głowy i splądrowaną chatką gdzie spaliśmy przy plaży. Wówczas na szczęście straciłem "tylko" zegarek i pieniądze. Rok temu sprzęt fotograficzny ukradziono mi w nocnym pociągu. Popełniłem wtedy duży błąd. Miałem duży bagaż i małą torbę. Zamiast włożyć do wielkiego wora aparat a w torbie fotograficznej trzymać ubrania czy śpiwór, trzymałam aparat na wierzchu, w podręcznej torbie. Kradzież zdarzyła się w nocy, w pociągu - przygaszono światło i nie mogłem odszukać złodzieja w tłumie ludzi na korytarzu. Z dużą walizką złodziej nie uciekłby daleko i nie schował się w tłumie, a z małą torbą szybko się ukrył. Alarm na pewno także pomógłby w takiej sytuacji, bo złodziej szybko pozbyłby się wyjącej torby.
Czy można powiedzieć, że są miejsca, gdzie jesteśmy bardziej narażeni na kradzież sprzętu?
W przypadku Indii najpierw wydawało mi się, że są niebezpieczne, ale wiele lat podróżowałem i nic się nie stało więc nabrałem przekonania, że jest bezpiecznie? do czasu kiedy zostałem okradziony we wspomnianym pociągu. Trudno generalizować - nie można powiedzieć że kraje arabskie są niebezpieczne. Na przykład w Dahabie na Synaju prawie nie wyjmuje się z samochodowych stacyjek kluczyków, które zwykle są tam przymocowane na stałe. Sklepy nie mają witryn, tylko są wnęką w budynku, a ich zamknięcie sklepu polega na wyłączaniu światła. Jak powiedział mój znajomy Arab, wszystkie lepkie ręce tam już dawno spadły. Na początku miałem obsesję, że mnie okradną, ale kiedy zauważyłem, że miejscowi o to nie dbają, poczułem się bezpiecznie. Na pewno jednak w tłumie turystów zwiedzających piramidy w Gizie możemy obawiać się kieszonkowców. Uważać trzeba zawsze - mojego kolegę okradli ostatnio w Szwajcarii, innemu znajomemu złodzieje kazali oddać torbę fotograficzną na starówce w Monachium. Nie ma reguły.
Czy stosujesz takie zabezpieczenia jak ukrywanie logo? Zaklejanie czarną taśmą, zamazanie flamastrem?
Kiedyś stosowałem, potem stwierdziłem, że to paranoja. Ale teraz wróciłem do tego sposobu. Jeśli nie znajdziemy się na celowniku, to nas nie okradną. Wiadomo, że jeśli nie rzucamy się w oczy to jest to świetne zabezpieczenie według zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć?
Dziękuję za garść porad i wskazówek. Życzę suchych, ale wolnych od kurzu wypraw.
Trudno o takie :-)
Marek Arcimowicz jako jedyny polski fotograf jest oficjalnie sponsorowany przez firmę Lowepro. Więcej szczegółów, można znaleźć tutaj.