Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
„Wysyłam zdjęcia do agencji, przygotowuję okładki książek. Świadomość, że mogę ufać temu co widzę jest dla mnie bardzo istotna”- mówi Magdalena Wasiczek, wielokrotnie nagradzana fotografka makro i ambasadorka Eizo
Kolor od zawsze był dla mnie istotny i bardzo szybko stał się jednym z moich znaków rozpoznawczych. Zorientowałam się, że moje nasycone kolory są niezłym wabikiem, przyciągają wzrok i pozwalają się wyróżnić w tłumie. Oczywiście zmienia się u mnie intensywność koloru, od mocno nasyconego, wręcz fluorescencyjnego po jasne pastele aż do ciężkich ciemnych barw… ale zawsze jest on obecny. Natomiast sam kolor raczej nie jest nigdy tematem. Częściej zdarza mi się coś „namalować” samym bokehem.
Wszystko zależy od przeznaczenia danego zdjęcia, tego czy będzie częścią publikacji np. w magazynie o ogrodach i wypadałoby żeby dana roślina była wiernie pokazana czy robię coś do szufladki z napisem „Art” i wtedy mogę dać upust ułańskiej fantazji i pobawić się kolorami.
Szczęśliwie stosunkowo szybko. Początkowo miałam do dyspozycji jedynie stary laptop, a trzeba nadmienić, że było to 15 lat temu, więc nie ma porównania do współczesnych laptopów. Natomiast miałam już wtedy okazję zobaczyć moje zdjęcia na ekranie wysokiej klasy w firmie mojej bratowej, która specjalizuje się w projektowaniu grafiki użytkowej. Dotarło do mnie, że muszę zacząć zbierać na komputer i monitor. Pytanie jaki, za ile, jakiej firmy?
Pamiętam, że wtedy znajomy z portalu PlFoto, Maciek Duczyński (Lonely Wolf) specjalizuje się w fotografii krajobrazowej, rzucił mi hasło: EIZO. A ja poszłam tym tropem. Jednak, wtedy jeszcze nie zarabiałam na zdjęciach, nie mogłam sobie pozwolić by wydać na monitor zbyt dużo. Pamiętam też, że wtedy jakiegoś szczególnego wyboru w sklepach też nie było. Poszłam na kompromis. Wybór padł na Eizo S1931, monitor klasy biurowej. Dla mnie to i tak była rewolucja w porównaniu do laptopa.
Posiadanie dobrego monitora, z możliwością kalibracji, świadomość, że mogę ufać temu co widzę jest dla mnie bardzo istotna. Ja od paru lat współpracuję z kilkoma agencjami fotograficznymi, które zajmują się zarówno zdjęciami do magazynów, kalendarzy, ale też okładkami do książek. Zanim zdjęcia trafią na stronę agencji, do mojego portfolio – pliki przechodzą przez gęste sito i są sprawdzane pod kątem jakości technicznej. Posiadając dobry monitor – jestem pewna tego co wysyłam. Wiem, że niczego nie przeoczyłam – że kolory się zgadzają, że zdjęcia nie są za ciemne lub za jasne, że nie ma brzydkich szumów, zdjęcia nie są przeostrzone, itp.
Osobiście w domu drukuję mniejsze formaty i czasem zdarza mi się, że muszę zrobić jedną, dwie próby i „dostroić” plik wyjściowy zanim wydruk będzie dla mnie satysfakcjonujący. W moim wypadku najczęściej dotyczy to właśnie niuansów, odcieni kolorów. Drukując zdjęcia z dużą ilością czerni też czasem trzeba się nagimnastykować, żeby nie stracić szczegółów.
Ale ja akurat mam to szczęście, że takie problematyczne zdjęcia oraz duże wydruki robi dla mnie mój Mistrz - Michał Wiatrowski z Fine Art Foto, który zna moje pliki lepiej ode mnie, zna też moje wymagania i preferencje. Gdyby nie fakt, że każdy wydruk, który trafia do klienta jest przeze mnie podpisywany odręcznie, mogłabym wysyłać wydruki od Michała w ciemno, bez sprawdzania. To jest zasługa długoletniej współpracy, docierania się i faktu, że pracujemy na skalibrowanych monitorach tej samej firmy - moje zdjęcia wyglądają tak samo u mnie jak i u Michała.
Wszystkomający Eizo CG2730. W wyborze tego konkretnego monitora pomogli mi eksperci z firmy Alstor (dystrybutor Eizo w Polsce, przyp.red.). Wybrano go dla mnie właśnie pod kątem specyfiki i obróbki moich zdjęć. Ale po wspomnianym już biurowym Eizo S1931 miałam też, wybierany już bardziej świadomie Eizo CS240 pod kątem jednolitej jasności, możliwości kalibracji i oczywiście reprodukcji kolorów.
Według mnie ważne jest, by uświadomić sobie, że monitor kupujemy na lata. Wcześniej zdarzy się nam raz lub dwa wymienić body aparatu niż monitor! Dlatego wybierając konkretny model, oczywiście w ramach naszych możliwości finansowych, zawsze warto zacisnąć pasa i kupić ten ciut lepszy, bardziej zaawansowany model. Należy pamiętać, że technologia szybko idzie do przodu, że my też się rozwijamy i rosną nasze umiejętności i oczekiwania.
Kupując więc monitor z wyższej półki, nawet jeżeli w danym momencie wydaje się, że on nas przerasta, że nie potrzebujmy aż tak „wypasionego” modelu – za rok, dwa okaże się pasować do nas jak ulał i będzie nam jeszcze wiernie służył przez następnych kilka lat. Pamiętajmy, że inwestujemy dużo w nasz sprzęt fotograficzny, inwestujemy czas i pieniądze w wiedzę, programy i umiejętności graficzne umiejętności graficzne, spędzamy często dużo czasu przy samej postprodukcji licząc na zapierający dech w piersiach efekt a w efekcie skazujemy się na fiasko – bo to co widzimy na swoim laptopie czy słabej klasy monitorze nie znajduje już pokrycia ani w druku ani oglądając te same zdjęcia na monitorach wyższej klasy.
Partnerem publikacji jest firma Alstor, dystrybutor monitorów EIZO.