Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
„Zadziwiające, jak łatwo wydajemy pieniądze na nowe korpusy, a zakup monitora zazwyczaj traktujemy po macoszemu” - mówi fotograf National Geographic Marcin Dobas
Rozmawiamy o fotografii czyli czymś, co widzimy i do czego potrzebujemy wykorzystać zmysł wzroku, więc tak, monitor jest bardzo ważny, żeby nie powiedzieć, kluczowy. Gdybyśmy byli muzykami i chcieli ocenić jakość utworu, ma znaczenie, czy będziemy go odsłuchiwać na starym tranzystorowym radioodbiorniku, czy na samochodowym sprzęcie z podkręconymi basami i wyciszonymi wysokimi częstotliwościami. Tu jest dokładnie tak samo.
Fotografia wypracowała pewien standard urządzeń, na których powinniśmy oglądać nasze zdjęcia. Ta sama fotografia wyświetlona na laptopie, na smartfonie czy na graficznym monitorze będzie wyglądała zupełnie inaczej. Jeden powie, że jest za ciemna inny, że kolory zbyt nasycone. I kto ma rację? Odpowiedź jest prosta – ten, kto trzyma się standardu i ten, kto ogląda nasze zdjęcie na sprofilowanym i skalibrowanym monitorze graficznym.
Tak jak wspomniałeś, możemy dopieścić naszą fotografię na smartfonie czy kiepskim monitorze, ale gdy odbierzemy wydruk z LAB-u okaże się, że jesteśmy bardzo rozczarowani, bo na papierze widzimy zupełnie coś innego. Najczęściej wtedy padają gorzkie słowa na temat drukarni, tylko w większości przypadków przyczyna leży po naszej stronie. To my źle wywołaliśmy to zdjęcie w oparciu o monitor, na którym nie do końca wiemy co jest wyświetlane.
Odpowiedź jest złożona, bo z jednej strony fotografia nigdy nie była wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, a z drugiej trzeba uważać, żeby nie przedobrzyć. Gdy zaczynałem przygodę z fotografią, korzystałem z czarno-białych negatywów. Trudno pokusić się o stwierdzenie, że wiernie oddawały one barwy natury. Gdy fotografowałem na przezroczach, moje ulubione diapozytywy to były Fuji Velvia 50 i Kodak E 100 VS. Oba “podkręcały” nasycenie, tylko w troszkę inny sposób.
Wykonując zdjęcia, korzystamy z wielu zabiegów, żeby było ładniej niż w rzeczywistości. Filtr czerwony w fotografii czarno-białej wydobywał obłoki, filtr polaryzacyjny podbija nasycenie i pozwala na pokazanie nieba w sposób ciekawszy. Korzystanie z lamp błyskowych, filtrów CTO/ CTB – to wszystko zabiegi, które powodują, że z całą pewnością nie oddajemy barw natury. Oczywiście wierne oddanie barw może być kluczowe w fotografii produktowej, jednak w przypadku większości dziedzin fotografii po prostu oszukujemy.
Problem niestety jest jeden, bardzo łatwo przekroczyć cienką linię między ładnie nasyconym obrazkiem a landrynkowym kiczem. Nie zawsze się to udaje i każdy z nas ma inną tolerancję na wszelkie tego typu zabiegi. Znów wracamy do monitora – to Ty obrabiając zdjęcie, musisz dokładnie widzieć, jak zmienia się obraz, gdy przesuwasz suwak nasycenia. Nie można dopuścić do sytuacji, w której monitor oszukuje fotografa. Co więcej, myśląc o dalszych losach naszych zdjęć, druku w kolorowym magazynie, w książce, przygotowaniu wystawy musimy rozmawiać tym samym językiem i widzieć to samo, co każde ogniwo w tym łańcuchu. Dlatego właśnie wszyscy profesjonaliści, bez względu na to czy to laborant, drukarz fotoedytor czy fotograf muszą mieć tak samo skonfigurowane monitory. Siadając przy cudzym komputerze i patrząc na swoje zdjęcie, chcę widzieć taki sam obraz a nie bardziej niebieski, ciemniejszy i bardziej nasycony.
Laptopy w założeniu mają służyć do wielu rzeczy i nie są wąsko wyspecjalizowane. Większość matryc w laptopach jest podłej jakości, nie ma powodu, aby miały szeroki gamut, równomierne podświetlenie czy możliwość kalibracji sprzętowej. Do tego laptop w założeniu ma być przenośny, więc raczej matryce 27 czy 31 cali w takich komputerach też odpadają. Większość z tych matryc jest błyszcząca, co w moim odczuciu jest już całkowitym nieporozumieniem, bo obrabianie zdjęcia na matrycy, w której mogę się przejrzeć jest jakąś męczarnią.
Oczywiście używam laptopa w terenie, ale raczej do wstępnej selekcji i opisywania zdjęć niż do kolorystycznej obróbki. Na tę przyjdzie czas, gdy podepnę laptop do zewnętrznego monitora. Z własnego doświadczenia mogę też powiedzieć, że charakterystyka matrycy laptopa zmienia się bardzo. Mimo iż matryca w moim laptopie jest całkiem niezła, to na przestrzeni kilku lat w miarę równomierne podświetlenie całkowicie zniknęło. Obecnie gołym okiem widzę, że lewy dolny róg świeci znacznie jaśniej niż cała reszta matrycy.
Problemy natomiast wychodzą, gdy zaczynamy rozmawiać z drukarnią, patrząc na ten sam plik i okazuje się, że nasz fotoedytor widzi zupełnie inne zdjęcie na graficznym monitorze niż my na matrycy laptopa. Co więcej cała nasza obróbka i dążenie do idealnego zdjęcia to strata czasu, bo to idealne zdjęcie widzimy tylko my, no i może kilka osób z takim samym laptopem. Doskonale pamiętam gdy kiedyś fotoedytor powiedział mi „Marcin, fajne kadry, ale nie wywołuj tych zdjęć”. Lekko się wtedy oburzyłem, bo przecież to ja jako fotograf decyduję, jak zdjęcie ma wyglądać. Zrozumiałem go dopiero wtedy, gdy zdjęcie z mojego laptopa obejrzałem na monitorze graficznym w wydawnictwie.
To na pewno kwestia upodobań, ale i miejsca na biurku oraz odległości między nami a monitorem. Ja używam dwóch monitorów o przekątnej 24 cale. Myślę, że to kwestia bardzo indywidualna i każdy sam powinien sprawdzić, jak duży monitor mu pasuje. Dla mnie praca na dwóch czy trzech monitorach jest najwygodniejszym rozwiązaniem. Gdy wywołuję zdjęcie w Lightroomie, na jednym ekranie mam wszystkie suwaki, a na drugim wyświetlam podgląd zdjęcia. Dzięki temu nie brakuje mi przestrzeni na narzędzia i nie muszę przeskakiwać ciągle między oknami. Jestem przekonany, że w sporej mierze to kwestia przyzwyczajenia.
Zdecydowanie tak. Pojęcie 4K kojarzymy jednoznacznie z filmowaniem, jednak to nie do końca tak. Filmów nie robię prawie wcale, ale monitora 4K nie zamieniłbym na nic innego. Obecnie pracuję na dwóch CG248-4K i to, co jest dla mnie kluczowe w takim rozwiązaniu to to, że siedząc przed monitorem nie widzę pojedynczego piksela. Są gęściej upakowane na matrycy, a więc plamka jest mniejsza. W przypadku moich monitorów ta wartość osiąga 185 ppi, czyli na jeden cal przypada 185 pikseli, zatem plamka ma ciut ponad jedną dziesiątą milimetra.
Praca na takim monitorze jest bardzo wygodna, bo oglądane zdjęcie przypomina bardziej odbitkę fotograficzną niż poszatkowany na małe kwadraciki obraz. Jest większa szczegółowość, jest więcej detali a przesiadka na normalny monitor staje się bolesna i uciążliwa. Trzeba pamiętać, że monitor 4K ma więcej pikseli niż monitor Full HD o takim samym rozmiarze, a więc jeżeli będziecie pracować na monitorze 24” 4K to zdjęcie na nim wyświetlone będzie mniejsze niż na 24” monitorze Full HD – niektórym to przeszkadza i spotkałem się z takimi opiniami, że w przypadku fotografii, wybór 4K jest wyborem złym, bo na monitorze wyświetlamy 4-krotnie większy rozmiar fotografii a więc jest ono mniejsze. Mi osobiście to nie przeszkadza i tak jak pisałem, widzę więcej zalet niż wad takiego rozwiązania.
To też jest trudne pytanie. Dziś nie jesteś profesjonalistą, ale zajmujesz się fotografią. Kto wie, może za rok wygrasz World Press Photo i Twoje potrzeby się zmienią. Może dziś nie potrzebujesz AdobeRGB, a za rok czy dwa będziesz głównie drukował w CMYK i sRGB będzie Cię ograniczało. Każda decyzja zakupowa jest trudna, bo z jednej strony musimy trafnie określić swoje potrzeby te obecne i te „za jakiś czas”, z drugiej mamy zawsze budżet, w którym musimy się poruszać.
Ja jestem zwolennikiem kupowania monitorów szerokogamutowych. Długo pracowałem na monitorze sRGB i bardzo tego żałuję, wtedy też nawet nie sądziłem, że szerokogamutowy monitor do czegoś mi się przyda w życiu. Na pewno na takie pytanie nie odpowiem jednoznacznie na zasadzie „musisz kupić model CS2731!”. Jeśli chcesz jak najrzadziej martwić się o kalibrację, możesz zdecydować się na monitor, który zrobi to za Ciebie. Niektóre z monitorów EIZO, na przykład CG2420 czy CG2730 posiadają wbudowany kalibrator. W tym przypadku nie musisz martwić się o nic, bo całą robotę za Ciebie zrobi monitor i oprogramowanie. Raz na jakiś czas monitor podejmuje decyzję, że już czas. Z ramki wysuwa się kalibrator, a na ekranie wyświetlane są kolorowe prostokąty. Monitor będzie regularnie kalibrowany, a Ty nie będziesz się niczym martwić.
Gdy kupowałem swój pierwszy przyzwoity monitor umówiłem się na spotkanie, przemiły Pan zadał mi serię trudnych pytań: na czym mi zależy, do czego ma mi służyć dany monitor, ile pieniędzy chcę na to przeznaczyć. Potem usiadłem przy każdym z tych modeli i dopiero wtedy podjąłem decyzję o zakupie. Myślę, że o ile z siadania przy monitorze możemy zrezygnować, o tyle warto porozmawiać z kimś, kto coś nam zaproponuje w oparciu o nasze potrzeby czy preferencje. Zadziwiające dla mnie jest to, jak łatwo wydajemy pieniądze na nowsze korpusy, na lepsze matryce w aparatach, a zakup monitora zazwyczaj traktujemy po macoszemu, wydając na to jak najmniej pieniędzy. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie monitor jest jedynym miejscem, a może „medium”, na którym gdzie w całej okazałości możemy zobaczyć nasze prace i gdzie decydujemy o tym, jak dane zdjęcie wywołamy.
Partnerem publikacji jest firma Alstor, dystrybutor monitorów EIZO.