Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Krótka lekcja budowy zdjęciowej opowieści
W styczniu 2014 roku spędziłem cztery dni w Key West. To najbardziej wysunięte na południe małe miasteczko w U.S.A., które dzieli zaledwie 90 morskich mil od Kuby. Ale nie ten fakt uczynił mały, rybacki port słynnym. Żył i pracował tutaj Ernest Hemingway, wypijając przy każdej nadarzającej się okazji nieskończone ilości Mojito, powszechnie serwowanego w miejscowych barach. Przyjeżdżały również tutaj na zimowy odpoczynek gwiazdy Hollywood. Nakręcono wiele filmów rozsławiających gorący, zmysłowy klimat tego wyjątkowego miejsca.
Dzisiaj jest już inaczej. Wyrafinowaną klientelę wyparła w latach ostatnich klasa średnia ze znacznie skromniejszym budżetem oraz nieco innymi oczekiwaniami związanymi z wakacyjną rozrywką. Z dawnej świetności wydawało mi się, że pozostała jedynie architektura oraz powietrze nasycone nie tyle upałem, ale raczej dziwnym nastrojem dekadencji, czegoś ulotnego i bezpowrotnie odchodzącego.
Cztery dni jakie tu spędziłem to stanowczo za mało, aby pokusić się o stworzenie spójnej i pełnej opowieści. Dawniej nie ośmieliłbym się nawet pomyśleć o pracy nad takim materiałem, ale czasy obecne wskazują, że oczekiwania większości magazynów nie dotyczą skomplikowanej, wielowątkowej formy jaką jest reportaż fotograficzny. Również konkursy fotograficzne zawężają ilość zdjęć raczej do cyfry, rzadziej natomiast do liczby. Spróbowałem więc, a rezultaty prezentuję poniżej.
9. zdjęciowy materiał rozpoczyna "otwarcie", które powinno łatwo naprowadzić odbiorcę na temat. Zwykle jest nim fotografia atrakcyjna, o mało skomplikowanej wizualnie formie. Ma intrygować i sugerować, ale niczego nie objawiać. Inspirować, ale nie określać. Jej zadaniem jest zainteresować, zaskoczyć, ale również wprowadzić odbiorcę w stan niejednoznaczny, nieokreślony.
Druga fotografia przybliża główny motyw naszej opowieści. Staramy się jednak robić to niejednoznacznie, utrzymujemy coś w rodzaju tajemnicy, o której wiadomo, że zawsze wciąga, intryguje.
Kolejne zdjęcia powinny tę tajemnice powoli wyjaśniać, dając satysfakcję odbiorcy, że rozumie intrygę, że potrafi ją rozwikłać. W greckiej tragedii, z której osiągnięć konstrukcyjnych często korzystam, nazywano to kulminacją. W moim przypadku to pewnego rodzaju prostota, a nawet wulgarność, z jaką mam do czynienia, stanowi ten najważniejszy przekaz.
Teraz czas na zdjęcie lokalizujące. To taka fotografia, która pokazuje miejsce, jego odmienność architektoniczną lub geograficzną. Nie mogę nazbyt długo zastanawiać się przecież gdzie jestem, jakiego kraju, czy miejsca dotyczy prezentowana opowieść.
Taka fotografia ma jeszcze jedną funkcję, często w literaturze nazywaną retardacją. Spowalnia akcję naszej opowieści, daje odbiorcy chwilę oddechu potrzebną na refleksję, zanim pokażemy kolejne dynamiczne ujęcia.
Teraz kolej na prezentacje innych istotnych wątków naszej opowieści. W moim wypadku jest to długa tradycja tego miejsca, ale również i fotografia mówiąca o rybackim porcie, jakim Key West był przez całe lata, oraz symboliczne zdjęcie sportowe. Wielu tu przecież przyjeżdża w sprawie aktywnego wypoczynku.
Czas na zdjęcie zamykające, w więc i na pointę naszej historii, która powinna dotyczyć głównego jej motywu. Dlatego też wybrałem scenę z baru. Zdjęcie kończące nie powinno być bardzo dynamiczne. Raczej nastrojowe, refleksyjne, spokojne.
Nie miałem problemu z wyborem. Jedną z moich obsesji są psy. Nie walczę z nią. Raczej traktuję to jako szczególną misję i wszędzie tam gdzie mogę używam choć jednej fotografii, na której jest to ulubione przeze mnie zwierzę. Ale w tym wypadku wydaje mi się, że pasuje też merytorycznie jako zakończenie tej kilkuzdjęciowej opowieści.
Tekst i zdjęcia: Tomasz Tomaszewski