Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Lustrzankopodobne aparaty zwane superzoomami to specyficzny - i często pogardzany przez "prawdziwych" fotografów - segment rynku. Dla entuzjastów są uniwersalnym narzędziem rejestracji otaczającego świata. Dla przeciwników - przerośniętymi kompaktami, udającymi coś czym nie są i wymuszającymi ze swej natury (małe matryce vs. obiektywy o wielkich zakresach ogniskowych) frustrujące kompromisy. Stoję w tej debacie dokładnie po środku - jako pasjonat fotografii krajoznawczej i na poły reportażowej, doceniam zalety superzoomów (moim pierwszym aparatem cyfrowym był Nikon 5700, mam doświadczenia z Fuji 5600 oraz Sony HX1), wciąż poszukując w nich szybkości i jakości obrazu choć trochę bliższej mojej lustrzance (Pentax K20D), niż kieszonkowemu kompaktowi.
Zrozumiałe wobec tych poszukiwań, zaciekawienie wzbudziła we mnie nowa konstrukcja Fujifilm HS30exr, z autorską technologią EXR rozwijaną przez japoński koncern od kilku lat i chwaloną m.in. za to, czego w dotychczasowych superzoomach było mi brak: kolorystykę, tonalność i zakres dynamiczny zdjęć. Na liście moich życzeń jest też oczywiście poprawna konstrukcja optyczna niezbędna do sukcesu aparatu tego typu. Dzięki wyborowi redakcji Fotopolis miałem - krótką, ale treściwą - możliwość sprawdzenia, jak te oczekiwania mają się do rzeczywistości. Poniższy tekst jest subiektywnym, nie opartym na żadnych pomiarach, efektem kilkudniowego obcowania z nowością Fuji. Starałem się zwracać uwagę na cechy, które mnie, jako użytkownika, interesują najbardziej.
Pierwsze wrażenia
Po wyjęciu z pudełka, aparat zaskoczył mnie nieco swoimi rozmiarami. Wciąż - jak na superzoom przystało - jest stosunkowo mały, ale wielkością zbliża się już do małych lustrzanek. Mimo wymiarów i imponującego zakresem obiektywu (30x zoom) jest jednak lekki. Wygląda ładnie, a dzięki kilku kantom nabiera nawet swego rodzaju rasowości. Uchwyt jest dość pewny a palec wskazujący automatycznie wędruje na spust, umożliwiając też bez trudności uruchomienie przycisków kompensacji ekspozycji oraz trybów zdjęć seryjnych. Gorzej jest z kciukiem, którym trudno jest sterować pokrętłem głównym (służącym m.in. do regulacji kompensacji ekspozycji); dużo wygodniej byłoby kółko to umieścić z przodu pod spustem. Poduszka dłoni pod kciukiem dotyka ponadto prawej strony kółka wybieraka, co jednak na szczęście w moim przypadku nie wywoływało żadnej widocznej reakcji aparatu.
Na tylnej ściance umieszczono cały szereg przycisków, ułatwiających pracę, np. regulację czułości, trybów pomiaru światła czy AF. Zoom reguluje się ręcznie, co jest fajnym rozwiązaniem rodem ze świata lustrzanek. Regulacja - mimo ciasnej przestrzeni między lampą błyskową a obiektywem jest płynna (obiektyw łapie się po prostu od spodu).
Aparat uruchamia się stosunkowo szybko, ale z pewnością w tym zakresie "szału nie ma". Co dziwne, po włączeniu - w przeciwieństwie do swojego dobrze mi znanego, mniejszego i starszego brata F70 exr - HS30 na moment "zamyśla się" w nadeskpozycji po czym dopiero za chwilę prawidłowo "zauważa" świat przed obiektywem. Być może ten konfudujący moment można by zamaskować jakimś ekranem powitalnym, ale nic takiego nie udało mi się znaleźć.
Wyświetlacz jest jasny, wyraźny (nawet w słońcu), prezentuje ładne kolory, ma dużą rozdzielczość i jest wystarczająco duży, żeby zasłużyć na pochwałę. Co ważne, jest również uchylny, ułatwiając robienie zdjęć makro (które są mocną stroną tego modelu) czy znad głowy. Wadą wyświetlacza jest za to przekłamywanie ostatecznego efektu - np. zdjęcie wyglądające na wyświetlaczu na dobrze naświetlone, na monitorze komputera (na którym standardowo obrabiam zdjęcia) okazywało się czasami zbyt ciemne.
Aparat dysponuje też wizjerem elektronicznym (EVF). Powiem krótko: nie jest źle, da się z tym wizjerem pracować (dużo lepiej niż w Sony HX1) i robić zdjęcia, ale spodziewałem się więcej (większego rozmiaru i większej rozdzielczości).
Potencjalnie ciekawym rozwiązaniem jest czujnik zbliżeniowy - aparat po przyłożeniu oka do wizjera przełącza się z LCD na EVF. Jednak czułość tego elementu jest tak duża, że aparat przełączał się już nawet wtedy, gdy trzymałem go dobre 20 cm od ciała, co irytowało szczególnie przy robieniu zdjęć z uchylonym LCD. Na szczęście czujnik można wyłączyć i zdecydować się na sam LCD lub EVF.
Menu aparatu - przy zasługującym na uznanie bogactwie możliwości, jakie oferuje - jest mało intuicyjne i czasami można się w nim zwyczajnie zagubić.
Są jeszcze trzy rzeczy, które nie spodobały mi się przy pierwszych chwilach z HS30EXR: brak papierowej instrukcji obsługi, brak przejściówki hdmi w zestawie (Sony daje to w standardzie) oraz niewygodny dekiel obiektywu.
Fotografowanie, filmowanie i jakoś zdjęć
Zgłaszając się do testu, zakładałem sprawdzenie sprzętu w nienajlepszym świetle (bo to dla mnie istotna miara postępu w fotografii cyfrowej) oraz w warunkach turystycznego wypadku w góry (co jest dla mnie jednym z zasadniczych zastosowań superzoomów). Ograniczony czas spowodował, że zamierzenia swoje zrealizowałem w pośpiechu (szczególnie zdjęcia z pogranicza mody i blogów), jednak uważam ich efekt za miarodajny i... zadowalający (zważywszy na wymagania, jakie Fuji stawia przed użytkownikami).
Po pierwsze więc - fotografuje się tym aparatem przyjemnie, jednak nie od razu. Trzeba go poznać i - jakkolwiek to zabrzmi - zrozumieć. Trudno to jasno wyrazić, ale z każdym dniem obcowania z HS30exr osiągałem coraz lepsze efekty. Od razu dodam, że - w moim odczuciu - nie warto korzystać z pełnej rozdzielczości 16 mpix. Dlaczego? "Odkryłem" to już kilka lat temu, poznając kompakt Fuji f70exr: technologia exr poprzez swoiste podwajanie pikseli pozwala na sztuczki np. z zakresem dynamicznym zdjęć, jednak gdy chodzi o ich rzeczywistą rozdzielczość, proszę mi wierzyć, warto podzielić ją przez 2 (co zresztą czyni sam aparat w moim ulubionym trybie EXR - priorytet dynamiki) i nie zawracać sobie głowy zapychaniem karty pamięci zdjęciami 16mpix (i ich oglądaniem w pełnym powiększeniu). Wg moich doświadczeń - ilość detali w tzw. pełnej rozdzielczości nie wzrasta znacząco w stosunku do jej połowy (co zresztą jest cechą wielu kompaktów i wynika m.in. z rozdzielczości optycznej obiektywów), a na dodatek specyfika obróbki obrazu z matryc exr powoduje, że w pełnej rozdzielczości gęste faktury w 100 proc. zbliżeniu wyglądają na rozmyte - jedynym wyjątkiem, w którym warto, wg mnie, stosować tzw. pełną rozdzielczość są zdjęcia makro. Inna sprawa, że HS30exr jako aparat 8mpix imponuje szczegółowością obrazu i być może salomonowym wyjściem byłoby obniżenie maksymalnej rozdzielczości zdjęć z matryc exr do ok. 3/4 nominalnej ilości pikseli, czyli w HS30exr do ok. 10-12 mpix.
Autofocus Fuji HS30exr jest szybki, jednak - szczególnie na dłuższych zakresach ogniskowych, bywa że musi się namyślić. Celność AF stoi na wysokim poziomie. Przy intensywnym pstrykaniu przez parę dni, pomylił się może z 5 razy. Przypadłością, która kilkakrotnie dała mi się we znaki było za to lekkie opóźnienie migawki - pod tym względem HS30exr wciąż jest bliżej kompaktów niż lustrzanek. Czas między zdjęciem a zdjęciem jest stosunkowo krótki i w codziennej praktyce nie stwarzał problemów. Pomiar ekspozycji spisuje się dobrze, choć miewa niespodziewane "odjazdy", podobnie jak wskaźnik baterii, który zrobił mi dowcip i od lekko rozładowanej (po 300 zdjęciach) do rozładowanej przeszedł w... 10 zdjęć.
Istotną wpadką tego modelu jest tryb filmowania - teoretycznie mamy do dyspozycji Full HD, jednak w praktyce filmy wyglądają źle i daleko im do osiągów kompaktów Sony czy Panasonica. Jeśli dla kogoś jest to ważna cecha - powinien pomyśleć o innym sprzęcie.
Dla mnie najważniejsza jest jednak jakość zdjęć, które "produkuje" aparat. I tutaj - z zastrzeżeniem, że fotografowałem głównie w rozdz. 8 mpix - superzoom firmy Fuji niemalże rzucił mnie na kolana. Zdjęcia mają naturalne, ładnie zbalansowane kolory (nawet w trybie filmu Velvia, który podbija nasycenie i kontrast). Kolorystyka i tonalność jest moim zdaniem doskonała. Zakres dynamiczny imponuje (choć chcąc uzyskać szczególne efekty trzeba pomagać automatyce aparatu). Wysokie ISO nie umywa się do lustrzanki jednak do wartości ISO 800 (a czasem ISO 1600) wciąż jest użyteczne. Reprodukcja szczegółów na niskich ISO nie pozostawia - jak na tę klasę sprzętu - wiele do życzenia. Przyczepić można się do lekkiego rozmydlenia na skrajnie długich wartościach zoomu, jednak do fotografii architektury obiektyw nawet na zoomie x30 sprawuje się całkiem w porządku. Niemiło zaskoczyło mnie za to zakurzenie wnętrza obiektywu, co dawało nieładne artefakty przy bocznym świetle i źle wróżyło na przyszłość (aparat jest przecież prawie nowy).
Reasumując: Fujifilm HS30exr to aparat niełatwy ale przy wszystkich swoich ułomnościach, w kwestii zasadniczej - czyli jakości zdjęć - jest, wg mnie, superzoomem prawie doskonałym tyle, że w trybach... 8 megapikselowych (co zwyczajnemu fotografowi powinno wystarczyć w zupełności).
Szybkie podsumowanie
Wady: tego aparatu trzeba się uczyć - pełna automatyka może wyprowadzić w pole, maksymalny zoom nie nadaje się do satysfakcjonującej fotografii zwierząt, stabilizacja obrazu działa przeciętnie, czujnik zbliżeniowy jest zbyt czuły, EVF ma wciąż za małą rozdzielczość, filmy są złej jakości, zatyczka obiektywu - niewygodna, osłona przeciwsłoneczna łatwo się przekręca i wchodzi w kadr, pod światło obiektyw łatwo łapie bliki, gwint statywu jest plastikowy, łatwo otworzyć klapkę karty pamięci, otwieranie klapki baterii jest z kolei piekielnie utrudnione, ekran LCD lekko przekłamuje;
Zalety: świetna jakość zdjęć, celny (i dość szybki) AF, niezła optyka, bardzo dobry tryb makro, uchylny ekran, możliwość zapisu RAW (choć ich użyteczności nie zdążyłem sprawdzić) i... to wystarczy.
PS zdjęć testowych nie poddawałem żadnej obróbce, co w przypadku fotografii modowo-blogowej jest nie do pomyślenia ;)
Tekst i zdjęcia: Cyprian Skała