Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
Ponad 4 lata minęło od premiery SL2. Według producenta nowa Leica SL3 ma oferować bezprecedensową jakość obrazu zarówno w fotografii, jak i w wideo. Ma przy tym łączyć najnowocześniejszą technologię, wyjątkowy design i mistrzowską jakość wykonania. Nowy aparat jest też mniejszy, lżejszy i jeszcze bardziej przyjazny dla użytkownika.
Sprawdziliśmy możliwości nowego korpusu i porównaliśmy do Sony A7R V, który obecnie wydaje się jedynym konkurentem dla SL3. Oba aparaty oferują bowiem najwyższą rozdzielczość wśród pełnoklatkowych aparatów, a do tego stoi za nimi bogate zaplecze optyki systemowej.
Nowy korpus zachował swoją oszczędną stylistykę, ale producent zdecydował się na drobny lifting i pewne przeorganizowanie przycisków. Ale po kolei…
Zacznijmy od tego, że korpus nadal jest równie solidny, wręcz pancerny. Jest uszczelniony na poziomie IP54, wykonany w całości z aluminium i pokryty okleiną o przyjemnej w dotyku fakturze. W takiej postaci wydaje się aparatem, który może wiele przetrwać.
Producent zdecydował się na małą, ale zauważalną zmianę wymiarów. SL3 jest parę milimetrów krótszy od poprzednika i nieco grubszy. To raczej zmiana na plus, bo w efekcie wydaje się przez to bardziej poręczny. Nadal pozostaje jednak stosunkowo dużym i masywnym korpusem, choć jest też nieco lżejszy od SL2 - bez baterii waży 770 g, czyli 65 g mniej.
Poniższe zdjęcia pokazują porównanie do modelu SL2-S, który poza czarnymi napisami Leica nie różni się pod względem budowy od SL-2.
Uchwyt zachował surowy styl, ale jest dłuższy, a wgłębienie na palce jest teraz płytsze. Zmiana ta jest mało widoczna, ale wyraźnie poprawia wygodę dłuższej pracy z aparatem. Dłoń na gripie jest mniej zaciśnięta, przylega do niego bardziej anatomicznie, a przez to chwyt jest pewniejszy.
Ogólny ergonomia obsługi nie zmieniła się, ale SL3 ma teraz nowe przyciski i nieco inny układ sterowania. Z lewej strony pojawiło się dodatkowe pokrętło, które odpowiada za zmianę czułości. W efekcie zmiana ekspozycji jest teraz bardzo szybka i wygodna (jak w EOS-ach R6 i R5), bo wartości przysłony, czasu migawki, czułości lub kompensacji ekspozycji przypisane są do konkretnych pokręteł.
Aparat zyskał też zupełnie nowy włącznik. To teraz okrągły przycisk, a wokół niego jest świecący pierścień - generalnie świeci na biało, ale w trybie ładowania przez USB na zielono. Szybkie kliknięcie nowego przycisku usypia korpus, aby go wyłączyć, należy przytrzymać dłużej. To rozwiązanie bardzo oryginalne i na początku irytujące, bo trzeba wyczuć czas nacisku, by aparat całkiem wyłączyć. Z czasem jednak przestaje to przeszkadzać.
Trzecia zmiana to przyciski PLAY, FN i MENU, które powędrowały na prawą stronę wyświetlacza i teraz są w zasięgu prawego kciuka. Reszta przycisków, włącznie z niepozornym, ale bardzo wygodnym joystickiem pozostała na starym miejscu.
Leica SL3 to także zmodyfikowane menu. Nadal bez polskiej wersji i teraz jeszcze bardziej oszczędne w formie - zniknęła numeracja zakładek, którą zastąpiły przewijanie w dół kropki. Szybka obsługa przychodzi więc dopiero z czasem, gdy zapamiętamy co gdzie leży.
Pierwsze kliknięcie w przycisk MENU nadal jednak uruchamia panel szybkiego wyboru, którego wygląd także został odświeżony. Można po nim poruszać się dotykowo lub joystickiem. W dodatku dzięki oznakowaniu na czerwono opcji Photo, a na żółto Video, trudniej o błędy w obsłudze, bo to właśnie determinuje w jakim trybie jest aparat. Naciśnięcie migawki służy bowiem i wyzwalaniu zdjęć, i rozpoczęciu filmowania.
Nowa Leica obsługuje teraz dwa rodzaje kart pamięci - CFexpress typu B i SD UHS-II. Bardziej pojemny jest też akumulator BP-SCL6 (teraz 2200 mAh), ale wydajność jak na dzisiejsze czasy jest niestety dosyć słaba. Producent mówi o 260 zdjęciach na jednym ładowaniu, jednak jeśli częściej zerkamy na wyświetlacz, ta liczba będzie jeszcze mniejsza.
Gumowe zaślepki z lewej strony korpusu chronią ten sam zestaw gniazd co u poprzednika, który zawiera pełnowymiarowe HDMI 2.1, a także wejście i wyjście audio. Jest też USB-C do komunikacji i ładowania akumulatora. Dodatkowo, Bluetooth i Wi-Fi z technologią MIMO zapewniają stabilne i szybkie połączenie z aplikacją Leica FOTOS. Warto też wspomnieć, że SL3 to certyfikowane akcesorium Apple "Made for iPhone® and iPad®".
Jedną z głównych zmian w nowym aparacie jest odchylany wyświetlacz. Niestety wyraźnie odstaje od płaszczyzny korpusu, co nie wygląda za dobrze. Mechanizm mocowania przypomina rozwiązanie z modelu Q3 - ekran można odchylać w zakresie 45 stopni w dół i 90 stopni w górę, co pozwala na wygodne kadrowanie z niskiej i wysokiej perspektywy. Nie ma jednak możliwości odchylania w pionie, ani do selfie. Tak jak u poprzednika przekątna panelu wynosi 3.2”, ale rozdzielczość jest minimalnie większa i wynosi 3.33 Mp.
Wyświetlany obraz jest naprawdę bardzo dobrej jakości - to chyba jeden z najlepszych paneli wśród aparatów. Widać na nim wszystkie szczegóły, rzeczywistą tonację i kolorystykę. To bardzo ułatwia kadrowanie i korekcję ekspozycji. Poza tym podczas fotografowania i filmowania interfejs dostosowuje się do formatu poziomego lub pionowego, w zależności od położenia aparatu.
Co ciekawe, zmienił się także wyświetlacz pomocniczy. Ma praktycznie te same wymiary, ale teraz informacje prezentowane są w luźniejszej, bardziej czytelnej formie.
Producent zachował natomiast bez zmian elektroniczny wizjer. Moduł, ma już swoje lata, ale przy powiększeniu 0.78x, rozdzielczości 5.76 Mp i odświeżaniu 120 kl./s nadal dobrze spełnia swoje zadanie. Obraz jest wyraźny i szczegółowy, tylko z lekkim smużeniem przy szybkim panoramowaniu, choć przy jaśniejszych scenach wyraźnie ciemniejszy od tego co prezentuje wyświetlacz.
W trybach seryjnych, czy to z mechaniczną migawką, czy elektroniczną, nie ma blackoutu, ale jest, gdy wykonujemy pojedyncze zdjęcia. Przypomina to trochę fotografowanie lustrzanką średnioformatową, w której duże, ciężkie lustro nie było aż tak dynamiczne. Tutaj lustra nie mamy, a i tak, bez względu na czas ekspozycji czy rodzaj migawki, po każdym wykonanym zdjęciu obraz w wizjerze lub na wyświetlaczu staje się na około 0.3-0.4 s ciemny. To trochę wymusza na nas wolniejszą pracę i wraz z bardzo głośną migawką potęguje wrażenie, jakbyśmy fotografowali średnim formatem.
Leica SL3 jest zaskakująco szybka w obsłudze. Rekordów prędkości nie bije włączenie czy wybudzenie aparatu, bo pierwsze zdjęcia można wykonać po około 1 sekundzie, ale w trakcie użytkowania nie odczuwamy żadnych opóźnień. Aparat reaguje zarówno na przyciski, jak i na dotyk w czasie rzeczywistym. Bezproblemowo można też powiększać i przeglądać zdjęcia wysokiej rozdzielczości.
Nie ma też opóźnień między spustem a migawką. Zdjęcie jadącego roweru poniżej wykonane zostało w trybie zdjęć pojedynczych bez autofokusa ciągłego. To dowód, że aparat pozwala reagować szybko na dynamiczną akcję.
Tryb seryjny nie jest mocną stroną tego aparatu, ale też nikt tego po nim nie oczekuje. Biorąc pod uwagę tak wysoką rozdzielczość matrycy i tak jest naprawdę dobrze.
Wybór prędkości rejestracji zdjęć jest w SL3 nieco zawikłany, bo uzależniony od tego, czy aparat ma zapisywać 12- czy 14-bitowe RAW-y oraz czy autofokus ma działać w trybie ciągłym.
W efekcie 14-bitowe RAW-y mogą być rejestrowane z maksymalną szybkością 4 kl./s, a na pełne wsparcie AF możemy liczyć do prędkości 5 kl./s, ale wtedy już tylko z zapisem 12-bitowym. Z taką prędkością trybie aparat rejestruje około 80 zdjęć RAW lub 100 JPEG-ów.
Kolejna granica to 7 kl./s - jest to najszybszy tryb seryjny z mechaniczną migawką, oczywiście już bez wsparcia AF-C. Tu także bufor zapełnia się po 80 zdjęciach.
Maksymalna prędkość zdjęć seryjnych dla SL3 to natomiast 15 kl./s. Można z niej korzystać w trybie migawki elektronicznej i zapisywać 12-bitowe RAW-y bez wsparcia AF. W tej serii bufor zapełnia się po wykonaniu 64 zdjęć RAW lub JPEG.
Po całkowitym zapełnieniu bufora, aparat przestaje robić zdjęcia, ale po odpuszczeniu spustu i ponownym naciśnięciu, można dalej fotografować. W trakcie zrzucania zdjęć na kartę można też wejść do menu, czy zmieniać parametry ekspozycji, ale na podejrzymy wykonanych zdjęć. Na to należy czekać dobrych kilkadziesiąt sekund, aż bufor całkowicie się opróżni.
Przyjemną funkcją w aparacie jest grupowanie zdjęć seryjnych. Każda seria, nawet w trybie małej prędkości jest zapisywana odrębnie. Można więc między nimi przeskakiwać, usuwać wszystkie zdjęcia z serii jednocześnie, ale także wejść do serii i przeglądać każde ujęcia osobno. To duża wygoda.
Wraz z nową matrycą, tak jak w modelu Q3, SL3 dysponuje całkowicie nowym sposobem ustawiania ostrości. Łączy on w sobie trzy systemy, wykorzystujące różne technologie: detekcję fazy (PDAF), mapowanie głębi (AF z wykrywaniem obiektu) i detekcję kontrastu. Autofokus ma być dzięki temu bardzo precyzyjny i szybki, nawet w słabym oświetleniu. A jak jest w rzeczywistości?
Nowy autofokus jest wyraźnie szybszy od poprzednika, ale nie ma między nimi przepaści. Działa bardzo skutecznie i szybko o ile przeostrzanie odbywa się w bliskiej dla autofokusa odległości. W słabszym oświetleniu, na mniej kontrastowych tematach lub przy przeostrzaniu z bliskiego na daleki plan widać wyraźne lekkie zawahanie i “pompowanie” ostrości. Producent ma więc jeszcze w przyszłości, co poprawiać i z pewnością to zrobi. Jak dowiedzieliśmy się od przedstawicieli, już teraz planowane są stosowne poprawki firmware'u, które mają m.in. zwiększyć skuteczność systemu AF.
To jednak nie znaczy, że AF sprawia problemy. Wręcz przeciwnie, jest bardzo czuły i skuteczny, do tego wspierany jest algorytmami wykrywania sylwetki, twarzy i oczu. Detekcja ta jest bardzo szybka i wydaje się bezbłędna, a gdy w kadrze jest więcej twarzy joystickiem można wskazać priorytetową.
W menu znajdziemy także wykrywanie zwierząt, choć ta opcja jest jeszcze w wersji beta (być może zostanie udoskonalona po aktualizacji firmware’u w przyszłości). Wykrywa czworonogi i ptaki, ale tylko ich sylwetki lub głowę. Jeśli więc zależy nam na ostrości na oczach, lepiej skorzystać z punktowego AF.
Sercem nowego aparatu jest pełnoklatkowy sensor BSI CMOS z technologią Triple Resolution. To ten sam świetny czujnik co w modelach M11 i Q3. Rejestruje on pliki w trzech rozdzielczościach: 60, 36 lub 18 megapikseli, przy czym w każdym przypadku do rejestracji obrazu wykorzystywana jest cała powierzchnia sensora.
Pozwala to w razie potrzeby zarejestrować obraz o bardzo dużej rozdzielczości, który może być wykorzystany np. do pracy zawodowej lub artystycznej. Jeśli jednak tak duża szczegółowość nie jest potrzebna – aparat można przełączyć w tryb niższej rozdzielczości. Wówczas do odwzorowania każdego punktu zdjęcia wykorzystywanych jest kilka pikseli matrycy, co dodatkowo zwiększa dynamikę obrazu, obniża szum i… generuje plik o mniejszych rozmiarach. W każdej z tych trzech rozdzielczości możliwy jest zapis plików RAW (DNG) i JPG.
Nie ma co owijać w bawełnę - jakość obrazu to flagowa cecha tego aparatu. Szczegółowość, dynamika tonalna i kolorystyka zdjęć jest rewelacyjna. Doskonale spisuje się także automatyczny balans bieli.
Matryca pracuje w zakresie ISO 50-100000, ale nawet na ISO 25600 możemy liczyć na ogrom detali, których nie rozmył szum. Jedynie maksymalna wartość czułości przynosi drastyczny spadek szczegółów, choć nawet wtedy obraz nie traci na kolorach i dynamice.
Leica SL3 dysponuje też dobrze działającą stabilizacją matrycy. Ostre zdjęcie byliśmy w stanie wykonać przy ⅛ s, fotografując na ogniskowej 90 mm. Średnia wydajność to blisko 4 EV - świetny wynik, biorąc pod uwagę tak wysoką rozdzielczość matrycy.
Poniżej prezentujemy porównanie zdjęć z aparatów Leica SL3 oraz Sony A7R V. Są to zdjęcia prosto z aparatu zapisane przy standardowych ustawieniach JPEG z wyłączoną lub minimalną redukcją szumów. Portret pod kątem tonacji i kolorystyki wydaje się lepszy w przypadku SL3, choć ostrość (wyostrzenie) jest większa w Sony. Ciekawie prezentuje się także wysoka czułość. W przypadku Leiki nie można całkiem wyłączyć odszumiania, ale mimo to obraz prezentuje się zdecydowanie lepiej od Sony.
Zachęcamy do własnej oceny szczegółowości, kolorystyki i tonacji na niskich czułościach oraz poziomu szumów na wysokich. Paczkę z tymi zdjęciami w wersji RAW i JPEG można pobrać tutaj (uwaga, paczka zajmuje 750 MB).
Leica SL3 to także zaawansowane funkcje filmowe. Nagrywa filmy w rozdzielczości do 8K/C8K i wspiera wydajne kodeki, takie jak H.265 i ProRes firmy Apple.
Aparat oferuje swobodną konfigurację wszystkich składowych. W menu możemy skomponować 5 dowolnych profili wideo, dopasowując: format, rozdzielczość, klatkaż, kodek, kompresję, model barw, bitrate, log, crop, dźwięk i wyjście sygnału. To bardzo wygodne rozwiązanie.
Przykładowo możemy rejestrować materiał C8K 30p 4:2:0 10-bit H.265 HLG L-GOP 300 Mbps lub 4K 60p 4:2:2 10-bit H.264 ALL-I 600 Mbps.
W trakcie filmowania można oczywiście liczyć na ciągły autofokus, wspierany detekcją oczu czy wykrywaniem zwierząt. Przeostrzanie odbywa się bardzo płynne, ale za szybkim obiektem nie jest w stanie nadążyć, nawet przy podkręceniu dynamiki AF w menu. Tę kwestię maja poprawić jednak wspomniane już wcześniej nadchodzące poprawki firmware'owe.
Leica SL3 to wyjątkowa i oryginalna konstrukcja. Pod kątem, wykonania, ergonomii i obsługi daleko jej do klasycznych korpusów Canona, Nikona czy Sony. Zastosowany w niej minimalizm w pierwszym kontakcie na pewno szokuje, ale jest bardzo duża szansa, że z każdym kolejnym zdjęciem niepewność zmieni się w zauroczenie. Ta prostota ma bowiem sens i co ważne, zdaje egzamin w praktyce.
SL3 ma wiele atutów. Wręcz pancerny i uszczelniony korpus, o wyjątkowej stylistyce świetnie leży w dłoni. Aparat jest przy tym szybki w obsłudze i responsywny, a nowa ergonomia w postaci dodatkowego pokrętła i odchylanego wyświetlacza pozwala na naprawdę wygodną i sprawną pracę (do ideału brakuje LCD odchylanego w pionie). Jeśli zapamiętamy już układ menu i dopasujemy funkcje przycisków pod swój charakter pracy, możemy tym aparatem pracować bardzo sprawnie.
Pewnym minusem w tej konstrukcji jest bardzo głośna migawka i krótkie zaciemnienie w trybie zdjęć pojedynczych. Do tego słaba wydajność akumulatora. Poza tym w porównaniu do topowych aparatów na rynku, szybkością nadal nie imponuje autofokus, ale jego możliwości z powodzeniem wystarczają do pracy studyjnej, portretowej, ślubnej czy reportażowej. Ten aparat nie jest przecież kierowany do fotografowania sporu i dzikiej przyrody.
Kluczowym atutem jest w tym aparacie oczywiście matryca. Jej potężna rozdzielczość i wysoka dynamika w połączeniu z optyką Leica oferują imponującą jakość obrazu. Ostrość zdjęć, kolor i zakres tonalny stoją tu na najwyższym poziomie. Dużą zaletą w tym wszystkim jest także możliwość ograniczenia rozdzielczości zdjęć RAW.
Nie można przy tym wszystkim zapomnieć, że Leica SL3 należy do systemu L-Mount. Gama optyki nie ogranicza się więc tylko do niemieckiego producenta, ale sięgać można także po najnowsze obiektywy marki Panasonic czy Sigma, partnerów aliansu L-Mount. Co ważne, nowych szkieł ciągle przybywa.
Z pewnością wielu zainteresowanych nowym korpusem zniechęcać będzie cena, bowiem Leica SL3 będzie dostępna w sprzedaży za 29 990 zł. To obecnie 9 000 zł więcej niż Sony A7R V. Jak zawsze decyzja należy do Was…
Wszystkie zdjęcia przykładowe zostały wykonane na standardowych ustawieniach, ale z wyłączoną redukcją szumu. Użyte obiektywy to Leica Vario-Elmarit-SL 24-90 mm f/2.8–4 ASPH., Leica APO-Summicron-SL 50 mm f/2 ASPH. i Leica Summicron-SL 35 mm f/2 ASPH.