Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Od współczesnych kompaktów powinniśmy wymagać wysokiej jakości obrazu, szybkości działania, ergonomicznego korpusu i bogactwa funkcji dodatkowych. Sprawdziliśmy czy takim aparatem jest nowy Lumix LX15.
Panasonic nie myśli zwalniać tempa. Zaprezentowany dziś Lumix LX15 to kolejny reprezentant rodziny kompaktowych aparatów firmy. Nowy model został zaprojektowany z myślą o kreatywnych fotograf. Co więcej ma wyznaczać zupełnie nowe standardy – zwłaszcza w dziedzinie plastyki obrazu i jakości zdjęć wykonywanych w słabym oświetleniu. Mimo niewielkich rozmiarów korpusu znajdziemy w nim szereg zaawansowanych rozwiązań i funkcji dobrze znanych ze wcześniejszych modeli producenta. Uczynić ma to z niego idealnego kompana podróży, który pomoże nam uchwycić niezapomniane momenty.
Podczas premiery mieliśmy okazję nieco dokładniej przyjrzeć się aparatowi Lumix LX15. Niestety był to model przedprodukcyjny, który w detalach może różnić się od ostatecznego egzemplarza.
Niech nikogo nie zwiedzie niepozorny korpus. Nowy Lumix LX15 może zaskoczyć – i to bardzo. W większości został wykonany ze stopu metalu (przednia i górna ścianka). Z kolei wszystkie pierścienie i pokrętła są aluminiowe i mają wyczuwalne żłobienia. Dzięki temu z łatwością możemy z nich korzystać. Co więcej, plastikowe i metalowe części oraz klapki złącz, baterii i lampy błyskowej sprawiają wrażenie wytrzymałych i są ze sobą dobrze spasowane. W efekcie otrzymujemy solidnie zaprojektowany korpus.
Lumix LX15 reprezentuje nowszą generację kompaktów producenta, która charakteryzuje się minimalistyczny designem. Wystarczy powiedzieć, że wygląd jest łudząco podobny do innego kieszonkowca firmy, modelu TZ100. Tak więc mamy do czynienia ze stonowaną stylistyką oraz przemyślanymi detalami i starannym wykończeniem. Całość może się podobać i aparat z pewnością ma szanse trafić w gusta niejednego fotografa. W trakcie dłuższego użytkowania jedyną wadą może być gładka obudowa, która jest nazbyt śliska i bardzo podatna na zabrudzenia. Na szczęście równie szybko można przywrócić ją do stanu wyjściowego.
Pomimo małego rozmiaru nowy Lumix wygodnie leży w dłoniach, ale do perfekcji trochę brakuje. Wprawdzie na korpusie znajdziemy nawet delikatnie zaakcentowany grip – co należy pochwalić – niemniej jednak szkoda, że nie został on wyłożony żadną fakturą poprawiającą chwyt. Z kolei na tylnej ściance pewnego „wsparcia dla kciuka” możemy doszukać się w projekcie zarysowanej obudowy wokół przycisku Fn1. Niestety nie do końca sprawdza się ona w tej roli. Dlatego też osoby z nieco większymi dłońmi mogą czuć pewien dyskomfort i niepewność chwytu.
LX15 – mimo małych rozmiarów – to wyjątkowo ergonomiczny korpus. Użytkownicy, którzy mieli już styczność z kompaktami Panasonica będą czuć się jak w domu. Na obudowie znajdziemy przyciski z przypisanymi już najważniejszymi ustawieniami takimi jak balans bieli, tryb zdjęć seryjnych, tryb makro czy kompensacji ekspozycji. Co więcej, mamy do wyboru także trzy przyciski Fn, które będziemy mogli spersonalizować. Do tego wszystkiego otrzymujemy dwa pierścienie nastaw – pierwszym wybierzemy przysłonę, drugim manualnie zmienimy ostrość.
Z kolei na górnej ściance zostało umieszczone w wygodnym miejscu dodatkowe pokrętło, które stawia odpowiedni opór podczas użytkowania. Przypisane są do niego zdefiniowane przez producenta funkcje i zależą one od trybu pracy, w którym się znajdujemy.
Poza tym wszystkie przyciski znajdujące się na tylnej ścianie aparatu znalazły się po prawej stronie ekranu. Dzięki temu będziemy w stanie fotografować przy użycie jednej dłoni, a poszczególne parametry i ustawienia kontrolować za pomocą kciuka. Tak więc, pod względem ergonomii i personalizacji nowy Lumix oferuje naprawdę sporo.
Niestety jest też druga strona medalu. Przyciski mogłyby być zdecydowanie lepiej wyczuwalne. Te są umieszczone za głęboko, przez co ich wciskanie jest mało wygodne i precyzyjne. Wspomniany problem dotyczy głównie przycisków funkcyjnych, dlatego też możemy zapomnieć o szybkim i intuicyjnym wybieraniu przypisanych do nich ustawień. Również pokrętło PASM mogłoby stawiać nieco mniejszy opór podczas obracania.
Osoby, które liczyły na wizjer elektroniczny będą musiały obejść się smakiem. Komponować ujęcia będziemy mogli wyłącznie za pomocą 3-calowego ekranu o rozdzielczości 1 040 000 punktów. Ten jest jednak kontrastowy i wiernie odwzorowuje kolory. Tak więc praca z nim nie powinna stwarzać problemów – choć w ostrym słońcu czasem trudno poprawnie ocenić kadr.
Jak przystało na Panasonica nie obyło się także bez nowinek technicznych. Ekran jest dotykowy i odchylany, jednak tylko w jednym kierunku. Na szczęście spodoba się to miłośnikom selfie, gdyż wyświetlacz obrócimy aż o 180 stopni.
Niestety w pozycji pionowej (portretowej) informacje prezentowane na ekranie nie są obracane, jak u konkurencji. Przez to trudno jest poprawnie odczytać ustawione parametry. Ponadto sam mechanizm odchylania wyświetlacza jest bardzo toporny i mało wygodny. Zabrakło wyraźnego wyżłobienia, które pomogłoby podważyć ekran – ten jest wręcz idealnie spasowany z korpusem.
Serce nowego Lumixa LX15 to dobrze znana 1-calowa matryca MOS o rozdzielczości 20,1 megapiksela, która – jak zapewnia producent – będzie rejestrować obraz „z zachwycającą szczegółowością”. Fotografować będziemy mogli w zakresie ISO 125-12 800 z możliwością rozszerzenia o ISO 80 i ISO 25 600. Efektem zastosowania przetwornika obrazu MOS ma być także zmniejszenie zaszumienia i korzystniejszy stosunek sygnału do szumu, co pozwali robić wyraźne i szczegółowe zdjęcia nawet na wyższych czułościach i w bardziej wymagających warunkach oświetleniowych. Ponadto LX15 może rejestrować zdjęcia w formacie RAW i przetwarzać je w aparacie. W związku z tym jakość zdjęć nie powinna odbiegać od tej, którą zapewniają wcześniejsze konstrukcje Panasonica z takim samym sensorem. Niemniej jednak zweryfikujemy to w naszym laboratorium DxO.
LX15 to także skrzętnie schowany w korpus w nowy obiektyw Leica DC Vario-Summilux. Charakteryzuje się on standardowym w tej klasie sprzętu zakresem ogniskowych 24-72 mm (odpowiednik dla systemu małoobrazkowego), zmiennym światłem f/1.4-2.8 i optyczną stabilizację obrazu HYBRID+. W dniu premiery producent zapewniał, że połączenie zaawansowanego układu optycznego, który składa się z 11 elementów rozmieszczonych w 9 grupach (4 soczewki ASPH, 2 elementy ASPH. ED i 1 szkło UHR) i 1-calowego sensora dostarczy wyjątkowej plastyki obrazu. I faktycznie zdjęcia prezentują się dobrze – możemy nawet uzyskać miękkie rozmycia nieostrości. Niestety mieliśmy do czynienia z przedprodukcyjnym modelem, dlatego też nie możemy publikować żadnych fotografii wykonanych tym aparatem. Nadrobimy to, jak tylko w nasze ręce trafi finalny egzemplarz.
Nowy Lumix pozytywnie wyróżnia się także w kwestii rejestrowania wideo. Aparat zapewnia bogaty tryb filmowy, do którego przechodzimy poprzez wybranie odpowiedniej opcji na pokrętle PASM (ikona kamery). Podczas nagrywania będziemy w stanie zmieniać najważniejsze parametry ekspozycji. Oczywiście obraz będziemy rejestrować w maksymalnej rozdzielczości QFHD 4K (3840 x 2160 przy 30p /25p 50 Hz lub 24p w formacie MP4). To wszystko w połączeniu ze stabilizacją obrazu, a także uchylanym o 180 stopni ekranem sprawia, że wideo to jedna z mocniejszych stron Panasonica, który może okazać się pierwszym wyborem vlogerów (świetny autofokus, małe wymiary i jakość 4K). Co więcej, otrzymujemy także możliwość nagrywania z szybkością 120 kl./s, dzięki czemu utworzymy filmy w zwolnionym tempie. Dochodzi do tego funkcja przycinania 4K Live Cropping, która ma zapewnić stabilność panoramowania lub zoomowania podczas rejestrowania materiału. Przyjrzymy się temu bliżej w teście.
Do tego wszystkiego otrzymujemy masę dodatkowych funkcji ułatwiających fotografowanie. Dobrze znane Post Focus, 4K Photo i 4K Video oraz nowy Post Focus Stacking, który polega na robienia wielu zdjęć tej samej klatki z różnymi wartościami przysłony, a następnie łączenie ich w jedno zdjęcie i wybieranie dowolnego obszaru ostrości. Gdyby tego było mało nowy LX15 zapewnia bezprzewodową łączność z urządzeniami mobilnymi oraz 22 filtry, które nałożą na zdjęcia różne efekty wizualne. Słowem – w menu znajdziemy dużo dodatkowych rozwiązań, jak na tak kompaktowy aparat. Ale do tego już zdążyły już nas przyzwyczaić konstrukcje Panasonica.
Z pewnością nie możemy narzekać na prędkość działania nowego Lumixa. Wszystko przebiega bardzo sprawnie i płynnie. Wertowanie kart menu, czy przeglądanie zdjęć nie spowalnia aparatu, co jest niewątpliwie zasługą wykorzystanego procesora. Co więcej, od włączenia do momentu wykonania pierwszego zdjęcia upływa około półtorej sekundy. Jest to więc bardzo dobry wynik, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że konstrukcja potrzebuje czasu na wysunięcie obiektywu. Zyskujemy więc pewność, że z winy aparatu nie umknie nam żaden decydujący moment. Niewątpliwie pomoże w tym także szybki tryb zdjęć seryjnych – 10 kl./s (AFS) lub 6 kl./s (AFC) – oraz autofokus z technologią DFD (Depth From Defocus). Wszystko to pozwoli zatrzymać w kadrze dynamicznie zmieniającą się akcję. Tak naprawdę jedyne większe opóźnienie zaobserwowaliśmy w momencie nałożenia niektórych filtrów kolorystycznych. Podgląd obrazu nie był płynny i stosunkowo często się zacinał.
Podsumowując, na pochwały zasługuje bardzo kompaktowy rozmiar nowego Panasonica Lumix LX15 oraz to ile rozwiązań i funkcji dodatkowych udało się producentowi w nim zmieścić. Czy w takim razie nowy model może okazać się użytecznym towarzyszem podróży? Wiele wskazuje na to, że tak. Jednak aparat nie pozostaje wolny od wad, które podczas użytkowania mogą denerwować. Dlatego tez na ostateczną ocenę musimy jeszcze poczekać.