Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Temat miesiąca
Fotografia krajobrazuPodobno fotografowie krajobrazów, którzy nie obrabiają swoich zdjęć, po prostu nie istnieją. Istnieją natomiast tacy, którzy kopiują sylwetki ludzi, rozciągają góry, dodają niebo z innych zdjęć czy sadzą kwiaty na skałach. Zapytaliśmy doświadczonych fotografów o to, gdzie leży granica retuszu zdjęć pejzażowych.
Postprodukcja zdjęć, nie tylko krajobrazowych, to temat, który często wywołuje wiele kontrowersji. Obróbka jest też podstawowym narzędziem, czy to cyfrowym czy tradycyjnym, do nadawania finalnego wyglądu, ostatnie szlifu zdjęć.
- W wielu przypadkach po samym sposobie obróbki zidentyfikujemy autora zdjęcia. Dla mnie to wszelkie działania na kolorach, jasności, maskach, krzywych, filtrach gradacyjnych, stemplowania brudów na matrycy jak również również łączenie kilku zdjęć w celu stworzenia panoramy czy HDR’a - mówi Krzysztof Szaro pasjonujący się fotografią krajobrazu.
Po lewej: zdjęcie "surowe", po prawej: fotografia obrobiona. Fot. Piotr Jamiński
Na forach i grupach internatowych od czasu do czasu rozbrzmiewają gorące dyskusje na temat tego, czy dany fotograf nie poszedł zbyt daleko z obróbką. Czy nie przesadził z podbiciem lub zmianą kolorów, a może złożył zdjęcia ze zbyt wielu klatek, przekleił kwiatki, chmury albo wydłużył pasmo górskie, w celu poprawy kompozycji. Gdzie leżą granice postprodukcji w fotografii krajobrazowej? Czy w ogóle takie są, a jeśli tak, to kto ma o tym decydować i dlaczego? O to wszystko spytałem doświadczonych fotografów pejzażu.
Kiedyś byłem tradycjonalistą – uważałem, że właściwy i jedynie słuszny jest tylko kosmetyczny retusz (kontrast, jasność, kadrowanie), a nadużywanie Photoshopa to błąd w sztuce. Później moje podejście się zmieniło. Wraz z rozwojem fotografii cyfrowej i ciągłym udoskonalaniem możliwości RAW-ów, podejście wielu fotografów do pejzażu wyewoluowało w rozmaitych kierunkach, także w kierunku fotografii mniej lub bardziej kreatywnej. Artystyczna fotografia pejzażowa to nie dokument, więc, moim zdaniem, nie ma potrzeby narzucania sobie sztywnych ograniczeń, a każdy powinien obrabiać zdjęcia zgodnie ze swoim gustem i sumieniem. Traktuję tego typu fotografię jako dziedzinę sztuki, a umiejętną pracę w programach jako wykształconą umiejętność, którą można porównać do postępu w technice pracy pędzlem przez malarza. W miarę jak fotograf się rozwija, tak postępuje jego technika i ewoluują jego poglądy na temat obróbki fotografii.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Karol Nienartowicz
Zdjęcie po obróbce, fot. Karol Nienartowicz
Podczas obróbki własnych zdjęć staram się nadać im konkretny nastrój i charakter, czasem koryguję jakieś niedoskonałości. Nie uważam, że pejzażysta powinien nadawać zdjęciom wygląd, imitujący taki nastrój, jaki był w rzeczywistości, bo to wartość niemierzalna i nie da się jej sprawdzić. Jeśli jednak ktoś ma takie podejście to szanuję to. Sam jednak lubię zdjęcia, które po prostu dobrze wyglądają, nawet jeśli autor podczas obróbki nieco popłynął. Też korzystam ze wszelkich dostępnych mi narzędzi, a więc podczas pracy w terenie będą to filtry szare, połówkowe i polaryzator, zaś w obróbce wykorzystuję możliwości obróbki RAW-ów oraz edycji TIFF-ów w Photoshopie. Fotografuję pejzaż od 15 lat i z reguły jestem w stanie rozpoznać na ile (mniej więcej) było edytowane zdjęcie, które w danej chwili oglądam, bo wiem jak wyglądają surowe pliki wprost z aparatu i co można dziś z nimi zrobić.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Karol Nienartowicz
Zdjęcie po obróbce, fot. Karol Nienartowicz
Dla mnie granicą, której staram się nie przekraczać jest fotomontaż, który całkowicie zmienia wymowę zdjęcia. Jeśli obejrzę zdjęcie z panoramą Tatr fantastycznie wynurzającą się w morza chmur, a okaże się, że góry zostały wklejone, bo w rzeczywistości nie było ich widać – wówczas jest to dla mnie przekroczona granica. To samo dotyczy wklejonego nieba (częsty zabieg w pejzażu czy plenerowych reportażach ślubnych), domalowywania mgieł i smug światła (często spotykane na zdjęciach stockowych) czy wklejania postaci ludzkich (np. dla nadania skali).
Zdjęcie przed obróbką, fot. Karol Nienartowicz
Zdjęcie po obróbce, fot. Karol Nienartowicz
W czasach, kiedy wielu fotografów korzysta z technik HDR, DRI, wielokrotnej ekspozycji, panoram wielorzędowych, a w plenerze z filtrów czy montaży paralaktycznych, granica między obróbką w tradycyjnym rozumieniu, a fotomontażem zaciera się, bo wiele zdjęć powstaje jako sklejka ze zdjęć bazowych, które są robione wyłącznie po to, aby je potem połączyć. Praca nad takim zdjęciem trwa czasem nawet wiele godzin i pokazuje efekt nieosiągalny tradycyjnymi metodami (np. zdjęcia nocne, panoramy, zdjęcia fal morskich). Czy to nieetyczne? Jeśli autor nie konfabuluje, że zdjęcie nie było łączone, to dla mnie nie. Uwielbiam korzystać ze zdobyczy technologii i cieszę się możliwościami, których nie dawała fotografia analogowa, na której się wychowałem i których zawsze mi brakowało.
Zdaję sobie sprawę, że każdy postrzega tę sprawę inaczej, dlatego staram się nie krytykować nikogo za jego podejście do obróbki pejzażu, nawet wtedy, kiedy go nie rozumiem, nie popieram lub po prostu mi się nie podoba. Uważam, że rozumiany pejzaż jest na tyle szeroką dziedziną, że miejsca wystarczy dla wszystkich.
W dzisiejszych czasach najlepsze zdjęcia krajobrazowe nie mają dużo wspólnego z realnym światem. Trzeba to niestety powiedzieć, ponieważ taka jest prawda. Gdyby ludzie wiedzieli, jak bardzo są niektóre zdjęcia obrobione, to zapewne byli by w szoku. Dlatego jestem zdania, że aby być dobrym fotografem krajobrazowym, nie wystarczy tylko robić dobre zdjęcia, a również trzeba znać bardzo dobrze programy graficzne. Moim zdaniem nie ma granic postprodukcji zdjęć krajobrazowych. Mam tu jednak na myśli zmianę różnych wartości np. kolorów, kontrastu , malowanie światłem w programach graficznych za pomocą różnych filtrów. Przeklejanie elementów z innych zdjęć np. nieba, ludzi nie jest dla mnie w porządku. Oczywiście znajdą się tacy fotografowie, którzy stosują tego typu zabiegi, ale dla mnie to już nie jest fotografia, a grafika.
Zdjęcie przed postprodukcją, fot. Piotr Jamiński
Zdjęcie po postprodukcji, fot. Piotr Jamiński
Obrabiając moje zdjęcia zdarza mi się usuwać rzeczy które psują kompozycję np. gałęzie, ślady na śniegu, trawie itd. Stosując takie zabiegi możemy wydobyć ze zdjęcia to, na czym nam zależy najbardziej np. linie prowadzące wgłąb kadru, postać z krajobrazu (jeżeli mamy celowo umieszczonego w kadrze człowieka) itd.
Żyjemy w czasach, kiedy każdy jest fotografem. Wystarczy telefon komórkowy, który zazwyczaj mamy zawsze pod ręką, aby uwieczniać scenę na zdjęciach. Mało tego, światowi producenci różnych akcesoriów mają tego świadomość i gdybyśmy tylko chcieli możemy dokupić do telefonu obiektywy, statywy, filtry szare i całe mnóstwo dodatków. Obecnie sporo dostępnych modeli zapisuje zdjęcia nawet w formacie RAW. Jeśli publikujemy nasze prace jedynie w Internecie, taki sprzęt w zupełności wystarczy. Przewaga aparatów fotograficznych (lustrzanek/bezlusterkowców) zaczyna być widoczna gdy na przykład nasze zdjęcia chcielibyśmy wydrukować w dużym formacie. Posiadanie dobrego sprzętu fotograficznego daje nam pewność, że jakość naszych zdjęć będzie zadowalająca. Moim zdaniem jedną z najważniejszych cech dobrego body to umiejętność rejestrowania szerokiej rozpiętości tonalnej czyli możliwość uchwycenia wielu szczegółów w jasnych i ciemnych miejscach kadru. Mimo imponujących wyników dzisiejszych matryc fotografowie krajobrazu często korzystają również z techniki HDR co dodatkowo poszerza ten zakres. Tak stworzony plik jest świetną bazą do postprodukcji.
Zdjęcie przed postprodukcją, fot. Paweł Pardała
Zdjęcie po postprodukcji, fot. Paweł Pardała
To nie sprzęt robi zdjęć tylko my. A to w jaki sposób „obrabiamy” nasze dzieła może być naszą wizytówką i spowodować, że dzięki oryginalnemu podejściu do retuszu, nasze fotografię będą rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. To oczywiście nie jest rzeczą łatwą, ale warto próbować.
Jako fotograf krajobrazu uwielbiam czyste kadry, bez kombinowania, dodawania sztucznego słoneczka czy ptaszków. W moim odczuciu fotografia krajobrazu jest zbliżony do reporterki. Ma przedstawiać pejzaże takie jakie są, a Ci którzy je oglądają powinni mieć pewność, że gdy odwiedzą miejsce ze zdjęcia zastaną dokładnie to, co im pokazaliśmy. Postprodukcja jest ważna i należy jej używać, ale należy również zachować pewną powściągliwość przed naginaniem rzeczywistości. Mimo że jestem zwolennikiem fotografii rzetelnej, czasami lubię dodawać do zdjęcia coś od siebie. I nie mam tu na myśli ptaszków…
Przykład zdjęcia wykonanego techniką HDR, fot. Paweł Pardała
Lubię kierować wzrok widza w miejsca istotne, w głąb kadru, podkreślać dzięki postprodukcji ciekawe elementy kompozycji. Dzięki tym zabiegom mogę wykreować własną wizję miejsca, pokazać je tak, jak zarejestrował to mój mózg.
Postprodukcja daje nam spore możliwości … wykorzystajmy ją mądrze, aby pokazać wyjątkowość danego miejsca, wyłapmy jego najlepsze zalety i wzmocnijmy ich przekaz, a ukryjmy wady. Umiejętne wykorzystanie technik postprodukcji … no właśnie. Czy nie macie wrażenia, że w dzisiejszych czasach postprodukcja stanowi ponad 50% sukcesu zdjęcia?
Granice postprodukcji w fotografii krajobrazu są różne dla różnych fotografów i grup odbiorców. Inne będą u tych dla, których fotografia krajobrazu jest w jakiejś mierze tożsama z fotografią przyrodniczą. Tutaj granica może być przekroczona nawet przy niewielkiej lokalnej ingerencji w kolor czy tony, nie mówiąc już o stemplowaniu niewygodnych elementów z kadru. Na drugim biegunie są twórcy tacy jak Max Rive czy Karol Nienartowicz i ich fani o mniejszym lub większym poziomie świadomości fotograficznej. Dla jednych rozciąganie szczytów gór, by były bardziej atrakcyjne, jest oszustwem. Dla innych normalnym zabiegiem. Podobnie doklejenie ujęć z teleobiektywu do sceny sfotografowanej szerokim kątem po to, aby księżyc był większy.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Piotr Lisowski
Zdjęcie po obróbce, fot.Piotr Lisowski
Rozpatrując kwestię granic postprodukcji na tej płaszczyźnie wkraczamy w sferę etyki. Granice leżą tam gdzie odbiorca naszych zdjęć zaczyna traktować naszą pracę jako wprowadzenie go w błąd gdy zyskuje świadomość jak faktycznie zdjęcie powstało lub jak konkretny krajobraz na prawdę wygląda. Nie jest winą twórcy to, gdy użytkownik np z Instagrama nie zdaje sobie świadomości z tego, że zdjęcie to tak na prawdę kompilacja. Problem pojawia się wtedy, kiedy twórca zaprzecza tak mocnej obróbce, bądź zgłasza takie prace na konkursy pokroju National Geographic, gdzie jury i publiczność wymaga zdjęć wierniej oddających rzeczywistość.
Z jednej strony sztuka od zawsze polegała na przekraczaniu granic. Z drugiej strony, w dobie nieograniczonych możliwości manipulacji obrazem i prostych instagramowych filtrów, tym większą dla mnie wartość zyskuje przemyślany, wyczekany i dopracowany czysty czarno biały kadr podany na Hahnemuhle.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Piotr Lisowski
Zdjęcie po obróbce, fot. Piotr Lisowski
Dla mnie osobiście granicą, której nie chcę przekraczać, jest podmiana nieba czy powiększenie szczytów naciąganiem panoramy. Jednocześnie dopuszczam wszelkie formy sekwencji HDR obróbkę lokalną czy doświetlenie kadru światłami samochodu. Z drugiej strony nie uznaję też sztucznej granicy nie dopuszczającej użycia gradientu w Photoshopie zamiast szarego filtra połówkowego. Przekroczenie granic w fotografii znaczy dla mnie migrację przekazem do innego odbiorcy. Zwykle w przypadku fotografii krajobrazu im więcej granic postprodukcji fotograf przekracza, tym dalej migruje od grona miłośników przyrody i parków narodowych do użytkowników mediów społecznościowych konsumujących to, co im wyświetlą algorytmy.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Piotr Lisowski
Zdjęcie po obróbce, fot. Piotr Lisowski
Pierwsza grupa odbiorców potrafi rozpoznać szczyty czy parki narodowe i wymaga oddania rzeczywistości niekoniecznie rozumiejąc, że trójwymiarowej rzeczywistości nie da się przenieść wprost na płaszczyznę matrycy, z której trzeba czasem wystemplować paprochy. Druga grupa odbiorców lajkuje i bardzo szybko zapomina wszystko, co najbardziej wybija się krzykliwością w mediach społecznościowych. Tak, jak przekarmiony, przyzwyczajony do człowieka wilk nie powinien być zgłaszany do konkursu, jako dziki choćby nawet zdjęcie było wywołane bez retuszu. Tak też naciągnięte szczyty z dodanym niebem z innego dnia, bardziej pasują na Facebookowy plebiscyt z kupowaniem lajków, niż na konkurs National Geographic. Można jednocześnie uprawiać różną odmianę fotografii krajobrazowej i przekraczać granice z zachowaniem uczciwości. Przekroczenie tych granic z intencją wprowadzenia odbiorcy w błąd np. w konkursie, oznacza dla mnie jednak oszustwo. Prawda i pewnie sztuka jak zwykle są gdzieś po środku, a granicą nieprzekraczalną jest etyka i zdrowy rozsądek.
W obróbce komputerowej fotografii jestem zwolennikiem niewielkiej ingerencji w obraz. Jednocześnie stoję na stanowisku, że fotografia krajobrazowa nie musi dokładnie dokumentować rzeczywistości. Może ukazywać piękno otaczającego krajobrazu w typowy sposób, ale i też być narzędziem do przedstawiania artystycznych wizji. W moim przypadku, podczas obróbki, ograniczam się w większości tylko do wykadrowania, ustawienia żądanej ekspozycji, kontrastu i edycji kolorystyki zdjęcia. Po zakończeniu zawsze porównuję efekt końcowy z plikiem wyjściowym i sprawdzam czy nie przesadziłem. Oczywiście, im bardziej przemyślana kompozycja i poprawne naświetlenie, tym mniej pracy wymaga zdjęcie podczas obróbki.
Zdjęcie przed obróbką, fot. Grzegorz Błachuta
Zdjęcie po obróbce, fot. Grzegorz Błachuta
Granicą nieprzekraczalną jest dla mnie naturalny odbiór zdjęcia. Jeśli, nawet pomimo sporej ingerencji w zdjęcie, odbiór jego pozostaje ciągle naturalny – w sensie „nie boli nas jego oglądanie” - to można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Ból ten pojawia się w różnym momencie i dla niektórych odbiorców rozmyta woda poprzez długie naświetlanie czy podwójna ekspozycja to nieakceptowalne sztuczki rodem z Photoshopa, a nie narzędzia do uzyskania artystycznej formy obrazu...ale to już jest temat na odrębne rozważania.
Przed i po obróbce, fot. Grzegorz Błachuta
Postprodukcja to obco brzmiący termin sprytnie zaadoptowany przez polskich fotografów w celu unikania określenia „obróbka”. Boimy się tego stwierdzenia jak ognia. Nie lubimy być posądzani o zbyt dużą ingerencję w efekt końcowy naszej pracy. Wymyślamy realistyczne historie z jakim poświęceniem czekaliśmy na odpowiednie światło i warunki. Doskonale jednak wiemy, że współczesna fotografia np. krajobrazu, bo taką się od kilku lat zajmuję i o niej tylko mogę się wypowiadać, nie istnieje bez zaawansowanej postprodukcji. Osobiście również unikam stwierdzenia „obróbka”, ponieważ uważam, że takie stwierdzenie zarezerwowane jest dla grafików. Ja swoje zdjęcia przygotowuje do prezentacji. Jak widać, też nie lubię być posądzany o przekłamywanie rzeczywistości.
Fot. Paweł Dudka
Każdy fotograf przez lata pracy wypracował swój styl fotograficzny. Tych najlepszych, lub kontrowersyjnych, rozpoznaje się w pierwszej sekundzie spojrzenia na zdjęcie. Najwygodniej mają fotografowie mianujący siebie kreatorami krajobrazu, być może są to prawdziwi artyści, a Ci jak wiadomo rzadko doceniani są za życia. Cokolwiek zrobią, nawet jak zostaną posądzeni o błędy w warsztacie lub przekroczą tę nieustaloną granicę, zawsze mogą powiedzieć, że tak postrzegają rzeczywistość i tak właśnie chcieli to przekazać. Jestem pewien, że styl taki przynajmniej na początku powstaje przypadkowo. Jednak po zdobyciu już sporej rzeszy wielbicieli, głównie w mediach społecznościowych, trzymają się obranej ścieżki chociaż jest to droga prowadząca do nikąd.
Ja osobiście nie wyobrażam sobie fotografii bez postprodukcji. Niestety nie ufam programistom, którzy przygotowali procesy przyczyniające się do powstania gotowego obrazka (jpg) w moim sprzęcie fotograficznym. Wręcz uważam, że powinno się ich publicznie zlinczować, ponieważ sprzęt za grube tysiące powinien z czystej przyzwoitości produkować obrazek przynajmniej w stopniu dopuszczalnym.
Fot. Paweł Dudka
Na szczęście są narzędzia, które pozwalają nam decydować o intensywności tych procesów. Ja bez żadnych skrupułów z nich korzystam i korzystać będę. Nie jestem kreatorem krajobrazu, więc wszystkie czynności związane z postprodukcją będą dążyć do przywrócenia naturalności. Naprawienia niedociągnięć sprzętowych. Jak również błędów, które popełniłem sam podczas pracy w terenie.
W mojej opinii tak naprawdę nie sposób stwierdzić, gdzie leży granica pomiędzy dobrą, a zbyt dużą postprodukcją w fotografii krajobrazu. Jedyną rzeczą, jaką należy się kierować to posiadanie "dobrego smaku". Według mnie dobre zdjęcie krajobrazowe przedstawia wyidealizowany świat i chyba każdy z fotografów zdaje sobie sprawę, że nawet najlepsze światło nie wystarcza czasami, by stworzyć naprawdę magiczną scenę oddającą to, co widziała nasza wyobraźnia. Bardzo wiele z wszelkich sporów o postprodukcję bierze się również z niezrozumienia przez wiele osób, czym jest obróbka i jak tak naprawdę działa aparat fotograficzny. Wiele osób zapomina o tym, że "prawdziwe zdjęcie, prosto z aparatu" w zasadzie nie istnieje, bo nawet podstawowe pliki JPEG są poddane interpretacji algorytmu producenta aparatu, a osoby bardziej biegłe w temacie obrabiają po prostu RAWy zamiast pozostawiać wolną rękę algorytmowi. Te techniki istniały po za tym już przed wynalezieniem Photoshopa, bo on sam jest tylko przeniesieniem ciemni i maskowania do cyfrowego środowiska. A prawdziwe zdjęcie prostu z aparatu to tak naprawdę zbiór informacji mówiący o tym, jakiej długości fali światło padło na matrycę i o jakim było natężeniu.
Jeżeli chodzi o astrofotografię to techniki, które stosuję to stacking, panoramy, długie ekspozycje i łączenie ekspozycji ze śledzeniem na niebo i z nieruchomym pierwszym planem. Z tym, że zawsze wykonuję te ekspozycje z jednego miejsca. Fot. Michał Ostaszewski
Fotografia to dla mnie umiejętność zarządzania światłem i "informacją”, którą potrafimy zebrać aparatem, czyli po prostu narzędziem. Osobiście swoją postprodukcję mam już w głowie w momencie wykonywania zdjęcia i samo zrobienie zdjęcia jest tylko połową procesu. Druga połowa, tak samo ważna, to obróbka tego materiału. Dla mnie obróbka dotyczy kontrastu, nasycenia, stackingu czy techniki takiej jak Luminosity Mask. To są jak najbardziej dopuszczalne ingerencje. Nie przepadam za to za doklejaniem dodatkowych elementów takie, jak postać człowieka w kadrze itp. W swojej fotografii nie używam też na przykład filtrów połówkowych, które według mnie przysparzają więcej problemów niż korzyści. Dokładnie to samo można osiągnąć kilkoma kliknięciami w PS-ie i to nawet w bardziej naturalny sposób. Za to uważam, że umiejętnie wykorzystywany filtr polaryzacyjny jest bardzo przydatny.
W fotografii krajobrazu poszukuję ciekawych scen, które będą zróżnicowane pod względem oświetlenia i bardzo dynamiczne, co sprawia możliwość stworzenia w postprodukcji bardzo klimatycznego efektu. Fot. Michał Ostaszewski
Tutaj jest bardziej skomplikowana sytuacja niż np. z kadrowaniem, gdzie są nakreślone reguły/zasady, którymi powinniśmy się kierować, aby kadr był poprawny, a wyjście poza te zasady w większości prowadzi po prostu do zepsucia zdjęcia. W przypadku postprodukcji granice wyznaczają sobie już sami autorzy, a związane jest to z ich gustem. Może nam się nie podobać sposób obróbki jakiegoś zdjęcia, ale to nie znaczy, że autor popełnił błąd, czy wyszedł poza jakiś schemat. Taka była po prostu jego wizja. W komentarzach pod zdjęciami przewija się masa głosów, uwag że zdjęcie jest nie naturalne, nie odzwierciedla rzeczywistości, ale czy fotografia krajobrazowa ma to robić?
Fot. Krzysztof Szaro
Uważam, że każda fotografia, czy krajobrazowa, portretowa czy studyjna ma za zadanie wzbudzać w odbiorcy emocje, a dzięki postprodukcji mamy większy wpływ na nie. Swoją obróbką zdjęć staram się nie odbiegać jakoś znacząco od tego, co widziałem obserwując daną scenę, co nie znaczy że nie zdarza mi się eksperymentować. Jedyna granica jaka przychodzi do głowy to ta pomiędzy postprodukcją a fotomontażem, której przekroczenie prowadzi po prostu do wyjścia ze świata fotografii krajobrazowej, a wkroczenia w świat grafiki.
W dzisiejszych czasach fotografia krajobrazowa budzi wiele kontrowersji. Słyszy się, że prezentowane landszafty nijak maja się do rzeczywistości. Moim zdaniem część z tych zarzutów ma swoje uzasadnienie, ponieważ obecnie zdjęcia pejzażowe są mocno odrealnione i nie mówię tutaj o zwiększonym nasyceniu czy kontraście. Z drugiej strony fotografia krajobrazowa to nie reportaż i nie wszystko na zdjęciu musi być takie, jak zastaliśmy. Oczywiście zaznaczam, że dodawania do zdjęć elementów, których w rzeczywistości na miejscu nie było, nie biorę pod uwagę, bo to już grafika.
Fot. Paweł Uchorczak
Według mnie, zmiana kontrastu, nasycenia, selektywna obróbka oraz zmiana balansu bieli (np. lubię użyć cieplejszego balansu bieli) to nie zbrodnia i nazywam to kreowaniem mojej wizji pejzażu za pomocą dostępnych technik. Na samym etapie wykonywania zdjęć, czyli długa ekspozycja, użycie teleobiektywu, tutaj też w jakimś stopniu oszukujemy, bo ludzkie oko tak nie widzi. Obecnie wśród fotografów krajobrazu można znaleźć techniki, które bardzo mocno odstają od rzeczywistości. Mam tu na myśli zmianę perspektywy/rozmiaru elementów na zdjęciu, przez co krajobraz znacząco zmienia odbiór, a także dodawanie rzeczy, których nie było w kadrze i diametralną zmianę kolorystyki. Można powiedzieć, że powstały odpowiednie terminy opisujące taki typ krajobrazowej fotografii: "Creative Landscape".
To zdjęcie z zaćmienia Superksiężyca w 2015 roku powstało z połączenia 30 kadrów w jedną fotografię. Poszczególne ujęcia Księżyca były wykonywane co ok. 10–15 minut. Sam księżyc został także powiększony, aby lepiej ukazać cały spektakl. Autor poinformował o tym na swoim profilu na Facebooku. Fot. Paweł Uchorczak
Jak znaleźć balans? Myślę, że tutaj każdy fotograf krajobrazu sam wie, na ile może sobie pozwolić. W przypadku swoich zdjęć staram się bazować na tym co dała mi natura, czyli światło, ciekawe chmury i tak zagrać kompozycją, by nie trzeba było tego poprawiać w programie graficznym. Owszem obrabiam zdjęcia w PS, LR stosuję techniki HDR, aby ominąć niedoskonałości matrycy, ale zawsze pokazuję krajobraz taki, jaki był - nie dodaję elementów, których nie było na zdjęciu. Jeśli łącze jakieś elementy, tak jak w przypadku zaćmienia czerwonego księżyca, to powiadamiam o tym odbiorców. Informuję, że to jest montaż, żeby nie było niedomówień z mojej strony. Granica? Staram się nie przesadzać z obróbką, tak by krajobraz był moją wizją danego miejsca, ale bez znaczących zmian w kolorystyce, perspektywie itp.
Co fotograf to osobna opinia. Najczęściej jednak moi rozmówcy podkreślali, że przekroczeniem granic jest mocna ingerencja w strukturę zdjęcia, wręcz oszukiwanie odbiorcy, czyli dodawanie elementów, których w danym miejscu nie ma lub nigdy nie było. Dobrym przykładem jest doklejanie kwiatów w miejscu, gdzie rosnąć nie mają prawa albo rozciąganie szczytów gór. Dużo większa tolerancja panuje dla podbijania kolorów, mocnego wyciągania z cieni czy zdjęć HDR. Jestem bardzo ciekawy, co Wy sądzicie na ten temat? Gdzie Waszym zdaniem leży granica w postprodukcji zdjęć krajobrazowych?
Fot. Grzegorz Błachuta
______
Zdjęcie otwierające: przed i po obróbce, fot. Piotr Jamiński