Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Do szerokiej sprzedaży trafia właśnie mniejsza wersja monumentalnego albumu Annie Leibovitz "SUMO". Nie jest to klasyczna retrospektywa, ale przepiękny i bardzo osobisty zbiór fotografii, które zdaniem artystki wyznaczały punkty zwrotne w historii popkultury.
Mówienie o mniejszej wersji albumu może być mylące. Nowe SUMO będzie z pewnością jednym z większych albumów na Waszej półce. Spodziewaliśmy się książkowej edycji, podobnej do tych, które wydawnictwo Taschen wypuszczało chociażby w przypadku albumów Lindbergha, tymczasem otrzymujemy wielkoformatowy, niemal 600-stronicowy album zamknięty dodatkowo w sztywnym kartonowym pudełku.
Wydawca skaluje i udostępnia szerszemu gronu ekskluzywną książkę, która oryginalnie mierzyła 50x69 cm i ważyła, bagatela, 26 kg! Dostarczana była z wykonanym ze szkła, stali i aluminium designerskim standem (zaprojektowanym przez Marca Newsona), a za całość musieliśmy zapłacić stosowne 6000 euro.
Prace nad wydanym w 2014 roku oryginalnym SUMO trwały kilka lat. Album, choć nie jest klasyczną retrospektywą, stanowi podsumowanie ponad 40-letniej kariery fotografki. A to oznacza, że znajdziemy w nim zarówno wczesne reportażowe zdjęcia realizowane dla magazynu Rolling Stone, najbardziej fantazyjne i rozbuchane modowe sesje dla Vogue i Vanity Fair, jak i ikoniczne portrety, które zdefiniowały ją jako światowej klasy artystkę.
Kogo tutaj nie ma! Album to kawał historii światowego kina. Plejada hollywoodzkich gwiazd, ale także politycy, sportowcy, duchowi przywódcy, działacze społeczni, pisarze i malarze, ludzie świata nauki. Są też martwe natury, a raczej portrety opowiedziane poprzez artefakty – telewizor Elvisa Presleya, skrzypce Yo-Yo Ma, biurko, przy którym pracowała Virginia Woolf, a nawet rękawiczki Abrahama Lincolna.
Są zdjęcie najbardziej ikoniczne (John Lennon w embrionalnej pozycji u boku Yoko Ono, ciężarna Demi Moore), ale też wiele zdjęć zupełnie nam nieznanych, publikowanych rzadko lub wcale: z eksperymentalnych, autorskich projektów artystycznych (oniryczne studium kobiecego ciała), quasi-dokumentalnych (tancerki go-go z Las Vegas) czy tak zwane outtakes z sesji, czyli zdjęcia odrzucone przez redaktorów mody, które nie weszły do edytoriali.
Format ma ogromne znaczenie dla odbioru tych przepięknych zdjęć. Rozkładówki stanowią wydruki w rozmiarze galeryjnym, a nie brakuje też „skrzydełek” – gdy rozkładają się na dwie strony, jak chociażby w przypadku słynnego zdjęcia rodziny Soprano upozowanej na biblijną ostatnią wieczerzę, mamy do czynienia z ponadmetrową panoramą. Najważniejsze jest jednak to, że w przypadku albumu znika szkło i oprawa. Inaczej niż w przypadku ściennej ekspozycji możemy dotknąć zdjęcia (jest tylko nasze) i niemal poczuć pod palcami grube ziarno wykonanych w dużej mierze na filmie zdjęć.
Tak duże wydruki powodują też pewną refleksję nad warsztatem pracy fotografa. Zdjęcia rejestrowane na średnio- i wielkoformatowym filmie są przyjemnie miękkie, a tony – malarskie. Te wykonane na wysokorozdzielczych cyfrowych ściankach przerażają szczegółowością i matematyczną dokładnością reprodukcji detalu.
Z rytmu wybija (celowo?) również chaos edycji. Próżno szukać klucza dla sposobu ułożenia zdjęć. Nie ma tu chronologii, podziału choćby na projekty komercyjne i osobiste. Sama Leibovitz przyznaje zresztą, że książka to „wizualny rollercoaster”. Jest bardzo osobista, a narracja prowadzona poprzez symboliczne obrazy pop kultury, wyznaczające punkty zwrotne w jej fotograficznej podróży.
Ogromną wartością dodaną jest w końcu ponad 60-stronicowy appendix zawierający eseje, wywiady oraz obszerne opisy do wszystkich publikowanych w albumie zdjęć. Poznajemy historie wielu kultowych kadrów opowiedzianych przez samą artystkę.
Album jest już dostępny w księgarni artystycznej bookoff.pl w promocyjnej cenie 499 zł.