Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
W marcu wystartowaliśmy z konkursem, w ramach którego laureaci mieli okazję testować aparat Fujifilm X-S10. Oto recenzja trzeciego uczestnika, Serga Garkusa.
Mając pewne doświadczenie z aparatami z różnych systemów, do testu nowego Fujifilm X-S10 podchodziłem z dozą nieufności. Czy ten “maluszek” pomoże mi uwierzyć, że marzenie o wygodnym, lekkim aparacie na co dzień, który poradzi sobie z profesjonalnymi zadaniami może się ziścić? Czy stabilizacja matrycy w tak małym body może być skuteczna? Czy dobrze sprawdza się autofokus i wykrywanie oczu w trudnych warunkach? A jak z ergonomią? Zacznijmy od początku.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to niewiarygodnie mały rozmiar aparatu - X-S10 mieści się w dłoni, w związku z czym nie zajmie też wiele miejsca w plecaku. I od razu drugi plus - mimo małych rozmiarów oferuje dobry, wygodny i głęboki chwyt. Przycisk On/Off jest gładki, schludny, nie zaczepia się i nie łamie paznokci. Trzeci ogromny plus - Fujifilm wreszcie odeszło od retro designu, dodając pokrętło PASM, do którego są przyzwyczajeni użytkownicy innych systemów. Nie trzeba więc na nowo uczyć się systematyki obsługi. Z poziomu pokrętła otrzymujemy też dostęp do osobnego trybu wideo i trzech trybów użytkownika, które można dowolnie konfigurować - bardzo, bardzo dobrze.
Czwarty, mniej oczywisty plus, to gwint statywowy znajdujące się wystarczająco daleko od komory akumulatora, dzięki czemu wymiana baterii jest możliwa bez zdejmowania aparatu ze statywu.
Wreszcie odchylany, obrotowy ekran. Dla mnie ta funkcja jest jedną z kluczowych wartości aparatu. Wykonując rocznie ponad 100 sesji kulinarnych, zdarzają się sytuacje, gdy statyw z aparatem stoi wysoko na stole. Bez obracającego się ekranu, komponowanie ujęcia w takich warunkach jest po prostu niemożliwe. Na dokładne pełnowymiarowe gniazdo Mini Jack 3,5 mm na mikrofon, które nie blokuje możliwości obracania ekranu.
Tyle o samej konstrukcji, przejdźmy teraz do testów w praktyce.
Jedną z cech, która sprawiła, że zainteresowałem się kamerą, jest nagrywanie wideo z dużą liczbą klatek na sekundę. Teoretycznie nic specjalnego, bo na takie rzeczy pozwalają nawet nowoczesne smartfony. Ale w smartfonach jest to opcja mocno okrojona i wideo obarczone jest zwykle dużą kompresją i nie nadaje się do użytku profesjonalnego.
Full HD, 100 kl./s, 200 Mb/s, bez obróbki
O jakości obrazu można dyskutować długo i przytoczyć różne metody testowania, ale dobrym wykładnikiem jakości materiału, może być akceptacja nagranego wideo dla banku zdjęć. Test ten wykonałem na przykładzie domowego akwarium. Ujęcie nagrane z ręki, z manualnym fokusem, przy czułości ISO 1000. Wysłałem go na próbę do banku zdjęć i bez problemu uzyskałem akceptację.
Drugim testem był nocny portret, gdzie musiałem poradzić sobie z rozmyciem powodowanym przez ruch (zarówno aparatu, jak i modelki). To normalne, bo modelka pozuje, porusza się i mruga oczami, wiatr potrząsa gałęziami drzew, a ja w jednej ręce trzymam aparat, a w drugiej lampę LED. Tutaj z pomocą przyszedł imponujący tryb seryjny. 8 klatek na sekundę z migawką mechaniczną to wystarczający wynik, by uzyskać zdjęcie nadające się do publikacji w mediach społecznościowych, nawet przy czasie ekspozycji 1/20 sekundy.
1/20 s, f/2, ISO 320, ogniskowa 56 mm
Podczas tego testu nagrałem też materiał wideo. I w tym momencie totalnie zakochałem się w profilu obrazu Eterna / Kino. Obraz natychmiast i bez obróbki uzyskał ciekawy, kinowy wygląd. Wideo nagrane z ręki, bez dodatkowego oświetlenia.
1/50 s, f/1.4, ISO 640, ogniskowa 56 mm
Do tego testu zaprosiłem zawodową baletnicę. Zza chmur wyszło jasne poranne słońce, przy którym bardzo pomogła mi możliwość skrócenia czasu naświetlania przy wykorzystaniu migawki elektronicznej. Po pierwsze, dała mi możliwość fotografowania przy szeroko otwartej przysłonie bez wykorzystania filtra ND. Po drugie, szybkość serii wzrosła do 30 klatek na sekundę! Muszę jednak przyznać, że dźwięk migawki elektronicznej jest dla mnie mało przyjemny. Na szczęście przy tym ustawieniu możemy fotografować też zupełnie bezgłośnie.
1/20000 s, f/1.2, ISO 320, ogniskowa 56 mm
Jestem fanem fotografowania w nocy i przyzwyczaiłem się targać ze sobą nie tylko aparat, ale i statyw. Ciekawie było więc przetestować, na ile skutecznie stabilizacja poradzi sobie w takich warunkach i czy pozwoli mi rozładować plecak, zostawiając statyw w domu.
1/2 s, f/9, ISO 3200, ogniskowa 35 mm
Po kilku dniach spędzonych z tym cudownym aparatem postanowiłem przetestować jego możliwości filmowe w bardziej wymagających warunkach, które byłyby podobne do wesela czy koncertu. W tym celu poprosiłem się na trening artystów z Grupy Locomotora, z którymi nakręciłem fire show. W szczególności ujęło mnie to, że podczas gdy ustawiałem aparat i wybierałem parametry ekspozycji, autofokus rozpoznał twarze i oczy w niemal całkowitej ciemności. Nawet kiedy ja nic nie widziałem na ekranie, aparat nie miał problemu z poprawnym wyostrzeniem.
1/50 s, f/1.6, ISO 640, ogniskowa 35 mm, profil Eterna Kino
W czasie tego testu mój poziom zaufania do X-S 10 i oferowanej przez niego stabilizacji wzrósł do pewności graniczącej z bezczelnością. Trzymając aparat w jednej ręce, drugą wyciągnąłem z kieszeni telefon, żeby nagrać relację na Instagrama… Byłoby ciekawe spróbować nagrywać z dwóch X-S 10 jednocześnie:)
Na potrzeby tego testu wykonałem serię artystycznych portretów z kolorowym światłem LED. Wszystko wypadło super - autofokus błyskawicznie ostrzy na oczy, a tryb seryjny pozwala na pewną pracę. Tutaj stanąłem jednak przed ograniczeniem, które daje zrozumieć, że mamy do czynienia z modelem w pewnym sensie okrojonym. Chodzi mianowicie o brak opcji tetheringu, czyli możliwości sterowania aparatem z komputera. Nic strasznego, ale jednak chciałoby się mieć taką opcję. To samo dotyczy zresztą zdalnego sterowania za pomocą smartfona. Niestety aplikacja często się zacina i nie chce działać.
1/60 s, f/4, ISO 800, ogniskowa 56 mm
W tym wypadku aparat sprawdził się po prostu cudownie. Doskonała ergonomia aparatu pozwala na szybkie dobranie niezbędnych ustawień, odchylany ekran umożliwia wygodne kadrowanie z dowolnej perspektywy, a kompaktowe rozmiary i waga nie męczą ręki. Ekran może nie jest doskonały, ale jest wystarczająco czytelny nawet w jasnym świetle dnia.
1/160 s, f/9, ISO 160, ogniskowa 16 mm
Myślę, że moje eksperymenty ze stabilizacją obrazu w nowym aparacie Fujifilm byłyby niepełne, gdybym nie przetestował działania X-S10 z klasyczną optyką z mocowaniem M42. Wiele osób zaczyna swoją przygodę z fotografią czy filmowaniem właśnie od starych Heliosów czy Zeissów. Aby skomplikować eksperyment, wybrałem obiektyw o najdłuższej ogniskowej jaką posiadam - Pentakon 135 mm f/2.8
Jak widać, stabilizacja sensora bardzo dobrze radzi sobie także w przypadku filmowania dłuższymi szkłami.
Aparat Fujifilm X-S10 jest dla mnie niemałym odkryciem. Po tylu dniach testów nie zanotowałem żadnych ważnych uwag. Wręcz przeciwnie - ciągle znajduję nowe fajne i przyjemne atuty, jak na przykład możliwość osobnej konfiguracji szybkiego menu (Q) dla zdjęć i filmowania, czy wygodne sterowanie dotykowe (przesunięcie w górę otwiera rozszerzony histogram RGB, a przesunięcie w lewo - wirtualną poziomicę). Do tego dostępny zaraz po wyjęciu z pudełka, płaski profil F-LOG i bezpłatne LUT-y na stronie internetowej producenta. A jeśli mówimy o płaskim profilu, świetnie spisuje się funkcja podglądu ekspozycji przy nagrywaniu w tym trybie. Na ekranie wyświetlany jest obraz z nałożonym profilem, a na karcie zapisywane jest wideo w profilu LOG.
Wniosek z całego testu mam w zasadzie jeden - ten model na 100% znajdzie swoje miejsce w mojej torbie fotograficznej.
Tekst i zdjęcia: Serg Garkus | @photo_fun_art