Wydarzenia
„Wewnętrze” - Marta Zgierska i refleksje na temat domu w Galerii Centrala
Przedłużony weekend w Paryżu był świetną okazją do wypróbowania - w różnych warunkach i sytuacjach - wszystkich trzech stałek Fujifilm z nowej, kompaktowej i przystępnej cenowo serii. Jak Fujinony 23, 35 i 50 mm sprawdzają się w praktyce?
Co łączy Henri Cartier-Bressona, Elliotta Erwitta, Roberta Capę czy Josefa Koudelkę? Każdy z nich cenił i wykorzystywał w swojej pracy „nifty fifty”, czyli jasny obiektyw o standardowej ogniskowej 50 mm - a właśnie tyle, po przeliczeniu na pełną klatkę, daje Fujinon XF 35 mm f/2 R WR.
Wystarczy powiedzieć, że w złotej erze fotografii każdy dokumentalista, reporter, a nawet portrecista w swojej stajni musiał mieć stałkę 50 mm. Tak więc przez dekady kształtowała ona nowe pokolenia fotografów. Uczyła ich sposobu patrzenia na otaczający świat oraz komponowania ujęć. Słowem, uczyła ich fotografii.
W czym więc tkwi cała tajemnica „pięćdziesiątki“? Do głowy przychodzi mi tylko jedno - niebywała wszechstronność. Ogniskowa 50 mm pozwala skutecznie zachować odpowiedni dystans, dzięki któremu będziemy na tyle blisko, by „poczuć atmosferę fotografowanych wydarzeń“, a na tyle daleko, by nie być w stanie w nie ingerować. Jest to możliwe dzięki uniwersalnemu i naturalnemu polu widzenia, które swobodnie możemy wykorzystać czy to w fotografii ulicznej, czy też w portrecie. Obiektyw nie generuje przerysowań perspektywy typowych dla szerokich kątów, obraz wygląda wyjątkowo naturalnie.
Na dodatek ogniskowa 50 mm wymusza na nas inny sposób patrzenia (inny niż w przypadku chociażby zooma) i w efekcie uczy bardziej świadomego budowania kadrów. Już w trakcie fotografowania musimy zwracać uwagę na wszystkie elementy planu fotograficznego - również te znajdujące się w oddali. Początkowo może się to wydawać trudne, lecz z czasem będziemy natychmiastowo komponować nasze ujęcia.
Moja przygoda z fotografią zaczęła się właśnie od 50 mm. Był to pierwszy obiektyw, na który się zdecydowałem. I być może właśnie przez sentyment, a może też przez wspomnianą uniwersalność tej konstrukcji, fotografowanie Fujinonem XF 35 mm f/2 R WR sprawiało mi tak wielką frajdę.
Części ujęć nie udałoby mi się wykonać, gdyby nie fakt, że Fujinon to bardzo kompaktowa (mierzy 45.9 x 60 mm i waży zaledwie 170 g) i wyjątkowo elegancka, a przy tym dyskretnie wyglądająca konstrukcja. Delikatnie zwężana sylwetka, klasyczny pierścień przysłony oraz czarne i połyskujące wykończenia metalowego tubusu sprawiają, że obok niego wprost nie da się przejść obojętnie. Zresztą to właśnie ten obiektyw zapoczątkował w firmie Fujifilm linię stylowych, niewielkich i uszczelnionych stałek o świetle f/2, które designem nawiązują do klasycznych konstrukcji. Moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę. Srebrny X-T20 z takim szkłem wygląda obłędnie.
Poza tym tak kompaktowy i niegroźnie wyglądający duet (a już na pewno mniej groźnie niż duża lustrzanka z nie mniejszym obiektywem) często był zaczątkiem do rozmowy, której punktem wyjścia była oczywiście fotografia. Poza tym z takim zestawem nie zwracałem na siebie uwagi, dzięki czemu z różnych sytuacji wychodziłem z kadrami, które wcześniej mogłem spokojnie zaplanować.
Ta niewielka konstrukcja skrywa w sobie całkiem rozbudowany układ optyczny - 9 elementów w 6 grupach, w tym dwie soczewki asferyczne. Otrzymujemy wyraziste obrazy bogate w szczegóły, dlatego też nie możemy narzekać na rozdzielczość - obraz w centrum jest ostry. Nieco słabiej wygląda sytuacja na obrzeżach kadru, ale w żadnym wypadku nie ma mowy o irytujących rozmyciach, a już na pewno nie po delikatnym przymknięciu przysłony do f/2.8. Do tego dochodzi magiczna wręcz plastyka i kolorystyka zdjęć Fujifilm (oczywiście duża w tym też zasługa nowej matrycy X-Trans).
Po testach laboratoryjnych wiedziałem, że nie powinienem zbyt wiele oczekiwać po korygowaniu wad optyki. Tragedii nie ma ale po wyświetleniu zdjęć na monitorze zauważyłem całkiem sporą aberrację chromatyczną, która kilka razy znacznie objawiła się na fotografiach. Podobnie zresztą jak winieta, która na f/2 już nieco zaciemnia nam brzegi kadru. Oczywiście nie jest to coś, z czym nie można sobie poradzić podczas postprodukcji. Jednak w Lightroomie poświęciłem na to więcej czasu niż w przypadku edycji zdjęć wykonanych XF 23 mm f/2 R WR.
Całkiem dobrze poradził sobie autofokus, choć do prędkości wspomnianego wyżej modelu trochę brakuje. System AF z silnikiem krokowym jest cichy i precyzyjny, ale nie aż tak szybki - przeostrzanie planu z dalekiego na bliski zajmowało około 0,4 sekundy. Mimo to nie odniosłem wrażenia, że nie jestem w stanie wykonać natychmiastowego ulicznego ujęcia - nawet po zmierzchu.
Przy okazji omówienia AF nie mogę zapomnieć o jednej ważnej rzeczy - minimalnej odległości ogniskowania. W XF 35 mm f/2 R WR wynosi ona 35 cm, dzięki czemu mogłem znacznie bliżej podejść do fotografowanego obiektu. A ten fakt w połączeniu z 9-listkową przysłoną, światłem f/2 i ogniskową o ekwiwalencie 50 mm daje bardzo plastyczny obrazek z płytką głębią ostrości.
Nie będę ukrywał - ten Fujinon ma kilka wad. Na szczęście ma znacznie więcej zalet. Na pewno jedną z nich jest cena - 1700 zł. Ale dla mnie największym plusem tego modelu jest jego uniwersalność i wszechstronność. Dlatego też jeśli musiałbym wybrać tylko jeden z obiektywów Fujinon, to byłby to właśnie XF 35 mm f/2 R WR.