POYi 2016 – kawa na ławę, czyli o wynikach subiektywnie

Autor: Joanna Kinowska

11 Kwiecień 2016
Artykuł na: 6-9 minut

Pictures of the Year international to amerykański odpowiednik World Press Photo, choć o dłuższej niż WPP tradycji. Wyniki tegorocznej edycji można podsumować w zasadzie w 5 krótkich punktach.

POYi to zdecydowanie bardziej rozbudowany konkurs niż WPP – niedawno ogłoszono wyniki już 73 edycji! Jest mniej nagłośniony, daje mniejszą rozpoznawalność, zwykły widz w Europie raczej nie zetknął się z nim nigdy. Jest to jednak konkurs, na który patrzy się od lat w redakcjach, podpatrując co nagradzane jest przy edycji materiału zdjęciowego – jak opowiadać obrazem ze względu na temat i cel.

Z tego jedynie powodu konkurs można uznać za elitarny, bardzo zamknięty i branżowy. Nie ma czegoś takiego jak zdjęcie roku, a galeria zwycięzców jest ułożona tak, że trzeba się nieźle naklikać. Utrudniają, odstręczają, nie podają też danych technicznych o zdjęciach ani geotagowania.

Jest to konkurs, na który patrzy się od lat w redakcjach podpatrując co nagradzane jest przy edycji materiału zdjęciowego – jak opowiadać obrazem ze względu na temat i cel.

Nie przebrniemy przez wszystkie zdjęcia, bo jest ich najzwyczajniej zbyt dużo. To co rzuciło mi się w oczy w tym roku da się streścić w kilku punktach. Oczywiście bardzo tendencyjnie i subiektywnie.

PO PIERWSZE:

W 2016 roku w POYi pojawiła się osobna kategoria: „Exodus”. Temat przewodni wszelkich wiadomości ze świata nie tylko skutkował największą ilością reportaży. Tu został wyjęty, odosobniony. Przyznano trzy nagrody i aż sześć wyróżnień „award of excellence” zdjęciom pojedynczym. To są dobre zdjęcia, to są przerażające zdjęcia! Są tak dobre, że chwytają za serce widza. Opowiadają o potworności świata, ogromnej klęsce humanitarnej. Na ośmiu z dziewięciu występują dzieci w ramionach rodziców/opiekunów.

fot. Fabio Buciarelli

Jedyne zdjęcie, gdzie nie występują dzieci to Francesco Zizola z kadrem, który znamy z nagrody World Press Photo (druga nagroda w kategorii reportaży „Contemporary Issues”). Tam w czarnobieli, tu w kolorze. Ciągle szukam sensownego wyjaśnienia jak do tego doszło.

Exodus jako temat zdjęć pojawia się także w innych kategoriach. Warto obejrzeć finalistę nagrody „rozumienia świata” Guido Piscitelli. W aż trzydziestu ośmiu zdjęciach opowiada niemal chronologiczną historię wędrówki z Libii, Egiptu, Tunezji do Włoch, Hiszpanii, Francji, Grecji, przez Serbię, Węgry, Bułgarię. Chyba zdumiewa najbardziej (jedynie), że był wszędzie.

fot. Guido Piscitelli

PO DRUGIE:

W reportażach warto zajrzeć do trzeciego miejsca: Rachel Mummey „Another Chance”. W jedenastu zdjęciach opowiada historię jednej osoby, która stara się o drugą szansę w życiu – po wyrokach, odsiadce, itd. – pragnie wrócić do społeczeństwa i zająć się swoją rodziną. Historia mocna (chyba?), kontakt intymny i unikalny (chyba?), długoterminowy projekt (z pewnością). Tylko, że na wszystkich jedenastu zdjęciach występuje bohaterka. Jest absolutnie na każdym. Nie wierzę, że takie materiały się jeszcze zdarzają. A oczy przecieram ze zdumienia, że wygrywają nagrody. 

fot. Rachel Mummey

PO TRZECIE:

Sport w POYi zajmuje osobne miejsce. To aż 5 kategorii, w tym najważniejsza: sportowy fotograf roku. Pierwsze miejsce to przegląd absolutnych klasyków w nowoczesnej formie: biegacz z poziomu chodnika, ale koszykówka znad tablicy: są gracze, jest i obręcz no i oczywiście piłka. Jest też uderzenie boksera z obowiązkowym „grymasem” przyjmującego cios, jest rozdziawiona buzia tenisistki (dość ryzykowny wybór na otwarcie serii). Jest kadr z pływalni wykonany z poziomu wody, i tak dalej – jeśli jest to sport wodny – krople są na obiektywie.

Al Bello zarejestrował także przegrane i zwycięstwa. Wszystko co znamy, co było, na solidnym poziomie. Jest tenis, pływanie, narciarstwo, football amerykański, koszykówka, bieganie, boks – pełen przegląd dyscyplin. Fotograf aktywny cały rok, brał udział w największych imprezach. Nagroda ‘fotografa roku’ to właśnie solidny poziom za cały rok, w miarę różnorodny i sprawdzalny w przeróżnych warunkach.

fot. Al Bello

A potem oglądamy miejsce drugie i trzecie i ciągle widzimy brawurowe ujęcia. „Ten moment” w znakomitej kompozycji, dobrym świetle, z potem i łzami, obowiązkową wodą na obiektywie. Nic nowego, kolejne świetne ujęcia. Poziom jest wyrównany, nie ma też szans na odnalezienie odosobnionej wizji fotografującego. Właściwie wszystkie te zdjęcia mogłaby wykonać jedna osoba.

Poziom jest wyrównany, nie ma też szans na odnalezienie odosobnionej wizji fotografującego. Właściwie wszystkie te zdjęcia mogłaby wykonać jedna osoba.

To przypadek, że cała trójka nagrodzonych robi zdjęcia dla Getty Images? Same mocne klasyki, ale ciągle klasyki. Wystarczy obejrzeć je wszystkie i wrażenie deja vu gwarantowane po chwili. Zdjęcie Matthiasa Hangsta (3 miejsce) i Al Bello (1 miejsce) – inny mecz, inna hala, zabawa w znajdź 10 różnic. Taki wymóg rynku i kategorii. Co niewątpliwie cieszy to ilość zdjęć z różnych dyscyplin. Wracając na podwórko polskie, ileż dyscyplin mamy na zdjęciach w prasie drukowanej?

PO CZWARTE:

Inaczej się dzieje reportażu sportowym „Sports Picture story”. Fotograf jest obecny i drąży jeden temat, towarzyszy bohaterom dłużej niż podczas finałowego występu. Wszystkie materiały ułożone zostały według jednakowego wzoru: przygotowanie bohatera, trening lub ubieranie, miejsce zawodów, obowiązkowi kibice, moment ogromnych emocji. To wszystko opowiadane podobnie – musi być detal, portret, zbliżenie, szeroki kadr, jakieś ogólne i niedopowiedziane zdjęcie - najlepiej na początek.

fot. Todd Heisler

Czy to torreador czy drużyna koszykówki, przestajemy trochę odkrywać i cieszyć się nową historią w trakcie oglądania. Przewidujemy co będzie dalej. To znowu jest świetny poziom, każdy fotograf zostawia swój ślad. Jeden znakomicie wyczuwa kolory i światło – Daniel Ochoa De Olza, inny podchodzi za blisko, w efekcie jego prace są intymne i jakby zbyt gęste – Todd Heisler, jest też po prostu kompozycja i dryg do dobrego streetphoto – Scott Strazzante.

PO PIĄTE:

Kategorie związane z wydarzeniami niosą pewne ryzyko w sobie, znane i ogrywane przy każdej edycji konkursów fotografii prasowej: krew i mięso, epatowanie śmiercią. Nie zawiedziemy się w POYi w tym temacie, z resztą są tutaj dość tradycyjni, rok w rok niezawodnie wybierają sporo obrzydliwych zdjęć. Nie jestem zagorzałym przeciwnikiem ukazywania drastycznych efektów ludzkich działań w zdjęciach, ale niech to ma jakiś sens.

fot. Manu Brado

Modelowy, wzorowy przykład jak bardzo tego sensu nie ma i zabrakło edytora przed wysyłką zdjęć: drugie miejsce w reportażach „News Picture Story” Manu Brabo. Dwanaście zdjęć, cztery trupy. Jedno porażające, dziewczyna na ulicy. Już nie mamy ochoty oglądać kolejnych zdjęć. A dalej dziecko w trumnie. Czterolatek. Przejmujące potwornie. To zaledwie piąte zdjęcie w serii. Ten sam chłopiec jest też na ostatnim zdjęciu – inny kąt, tym razem większa rozpacz. Po co?! Dla utrwalenia?!

Może to tylko przypadek? Może nie warto sobie tym zawracać głowy? A może na tym profesjonalnym, elitarnym i zamkniętym obrazie, pojawiły się już rysy?

Może to tylko przypadek? Może nie warto sobie tym zawracać głowy? A może na tym profesjonalnym, elitarnym i zamkniętym obrazie, pojawiły się już rysy? Tak jak w World Press Photo brakowało mi w tym roku zdjęć niedopowiedzianych, niedosłownych, tak po obejrzeniu wyników POYi mam ochotę ciut złagodzić tamten ostry sąd.

Tu jest dopiero prostota przekazu! Czasem chociaż finezja i brawura, czasem przynajmniej aż miło spojrzeć (sport), ale w większości wypadków kawa na ławę. Tak było – tak ma zostać w zdjęciu. Nie był to strach fotografujących przed obostrzeniami związanymi z manipulacją, nadużywaniem obróbki graficznej.

Może to jednak jest ta nowa fala najprostszego przekazu? Bez niuansów, bez myślenia. Ciągle uparcie wierzę, że nie. Tylko gdzie my będziemy oglądać te wymagające zdjęcia?

 

Skopiuj link

Autor: Joanna Kinowska

Z wykształcenia historyk sztuki. Pracuje w Służewskim Domu Kultury gdzie odpowiada za program fotograficzny. Niezależna kuratorka wystaw fotograficznych.  Prowadzi autorskiego bloga  na temat kultury fotograficznej miejscefotografii.blogspot.com

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)