Obiektywy
Tamron 11-20 mm f/2.8 DiIII-A RXD - pierwszy obiektyw Tamron z mocowaniem Canon RF
Naiwny ten, który uważa, że w świecie technologii można cokolwiek przewidzieć co do najmniejszego detalu. Co jakiś czas prognozy, których jeszcze niedawno mieliśmy stuprocentowe przekonanie, przeradzają się w zabawną, historyczną anegdotę. Tak właśnie jest z aparatami bezlusterkowymi, które miały być ślepą uliczką w rozwoju tego typu urządzeń. Dziś stanowią one groźną konkurencję dla - wydawałoby się - niepokonanych lustrzanek.
Tymczasem debiut bezlusterkowców na światowych rynkach nie był łatwy. Początkowo amatorzy fotografii podchodzili do nich ze sporą rezerwą. Troszkę nawet z nich żartowano, określając je mianem zabawek dla żółtodziobów, które i tak prędko znikną z masowej świadomości. Jedynie azjatyccy fotoamatorzy - zwykle najbardziej przychylni nowinkom technologicznym - postanowili udzielić aparatom bezlusterkowym kredytu zaufania.
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby zgadnąć, skąd pochodzi ta nazwa. Specyfiką tych aparatów jest bowiem brak lustra. Nie ma również typowego wizjera, który z powodzeniem zastąpiono ekranem LCD. Jednak cechą charakterystyczną, która decyduje o wyjątkowości tych aparatów, jest wspomniana „bezlusterkowość”. Takie rozwiązanie umożliwia wyprodukowanie mniejszego urządzenia z jednoczesnym zachowaniem rozmiaru matrycy znanego z popularnych lustrzanek. Miniaturyzacji uniknęły również obiektywy, których rozmiary porównywalne są do znanych z większych aparatów.
Bezlusterkowce wydają się odpowiedzią na potrzeby społeczeństwa pierwszego dwudziestolecia XXI wieku. Jeżeli spróbujemy scharakteryzować nowoczesnego obywatela (zwłaszcza tego młodego), wyłoni nam się osoba zasypana elektroniką, niepewna swojego miejsca zamieszkania, znajdująca się w bezustannym ruchu, nieskora do szybkiego zapuszczania korzeni, mobilna zawodowo i głodna nowości.
Producenci, którzy chcą osiągnąć sukces na takim rynku, muszą oferować urządzenia poręczne, nieskomplikowane i szalenie skuteczne. Kolejny atut, który pozwala zjednać sobie przychylność (i zawartość portfela) „millenialsa“ to prędkość. Tak jest, dziś liczy się szybki, namacalny efekt. Duży ekran, na którym wyświetlić można rezultaty sesji fotograficznej to dziś jeden z podstawowych wymogów rynku. I tak dzięki trybowi Live View użytkownik aparatu bezlusterkowego jest w stanie na bieżąco wpływać na ostateczny kształt swojego dzieła. Zastosowanie mocowania obiektywu o dużej średnicy, pełnoklatkowej matrycy, a także możliwość wykonywania szybkich serii zdjęć o niezwykłej ostrości to kolejne, choć nie mniej istotne zalety nowoczesnych bezlusterkowców.
Zatrzymajmy się na moment przy pierwszym z wymienionych atutów. Nikon, czyli jeden z najpoważniejszych graczy na rynku sprzętu fotograficznego, zaproponował niedawno bezlusterkowy system oparty o mocowanie obiektu o największej dostępnej średnicy (stan na 23 sierpnia 2018 rok - jeśli coś się w tej materii zmieniło, proszę dać znać). Ma to umożliwić korzystanie z bardzo jasnych obiektywów, które ułatwiają robienie doskonałych zdjęć przy fatalnym oświetleniu. Co więcej, gwarantuje to większy zakres głębi ostrości. Jeżeli to prawda, złe światło nie będzie już wymówką.
Bezlusterkowce radzą sobie coraz lepiej, ponieważ dają te same możliwości, co lustrzanki, odznaczając się jednocześnie mniejszymi gabarytami, a co za tym idzie masą. Fotografia to jednak nie wszystko. Aparaty bezlusterkowe są w stanie zagwarantować również świetną jakość filmów. Podobnie jak w przypadku zdjęć, ruchome obrazy można na bieżąco edytować, co przyspiesza uzyskanie upragnionego finalnego efektu. Jedyną grupą, którą najtrudniej będzie przekonać do przejścia w tryb bezlusterkowy, są zawodowi fotografowie. Przede wszystkim dotyczy to reporterów i fachowców zajmujących się fotografią eventową czy ślubną. Narzekają oni najczęściej na opóźnienia w wizjerze elektronicznym, które jednak w najnowszych modelach są coraz mniejsze. Artyści, których głównym punktem zainteresowania jest martwa natura, a więc przedmioty nie znajdujące się w ruchu, o wiele przychylniej patrzą w stronę nowinek technologicznych.
Zgodnie z zeszłorocznymi raportami, supremacja Sony w kategorii bezlusterkowców została mocno zagrożona przez legendy, które początkowo przespały nieco start tej nowej technologii. Choć wielkie marki kojarzone wyłącznie z fotografią, czyli Canon i Nikon, dały się początkowo wyprzedzić w wyścigu o nowego klienta, dziś sytuacja jest o wiele bardziej interesująca. W połowie ubiegłego roku udziały w rynku przedstawiały się już następująco: Canon - 49,1 proc., Nikon - 24,9 proc. i Sony - 13,2 proc. Ta trójca posiada 87,3 proc. udziałów w rynku, deklasując mniejszą konkurencję. I to właśnie między tymi graczami będzie się toczyła najbardziej zaciekła walka, którą warto śledzić.