Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Vintage miało być chwilową modą, okazało się jednym z najsilniejszych trendów ostatnich lat. Dowodem na to jest nowy Olympus PEN-F, stylistyką nawiązujący bezpośrednio do analogowego przodka z lat 60.
Dla mnie zdecydowanie jest to projekt, który nie do końca sygnalizuje, że jest tu i teraz, co jest bardzo ciekawe – przyznaje Lange. - Zdecydowanie w duchu urządzeń, które powstawały kilkadziesiąt lat temu, pokazujących, że rzeczy techniczne są jednak dość skomplikowane. Ostatnie kilkanaście lat w designie udowadnia, że technologię można zamknąć w bardzo przystępnej i prostej formie, żeby taki “mainstreemer” jak ja dał sobie z nią radę. Tutaj widzimy, że oprócz oczywistego nawiązania do historii otrzymujemy także komunikat, że jest to urządzenie dużo bardziej profesjonalne niż zwykły aparat cyfrowy. Ciekawy kierunek obrany przez producenta.
Jeżeli chodzi o materiały, widzimy tu sporo ukłonów w stronę klasycznych konstrukcji. Stylizowana faktura i frezowane pokrętła robią dobre wrażenie, choć musimy pogodzić się z tym, że mamy do czynienia z interpretacją, a nie dosłownym przeniesieniem dawnego wzornictwa. Lata 60. i 70. w designie to czas projektowania skupionego na funkcji, z dbałością o szczerość materiału - skóra była skórą, a metal metalem. Nie było udawania. To tylko jeden delikatny zgrzyt, ale też bez przesady - czytamy to przecież jako swojego rodzaju cytat. Oczywistym jest też, że aparat wykonany z odpowiadających epoce materiałów byłby kilkukrotnie droższy i wychodził poza grupę docelową producenta. - komentuje Magdalena Kochanowska.
- Wykorzystanie nowoczesnych materiałów to też coś więcej niż kwestia oszczędności. Te używane kiedyś dużo szybciej się zużywały. Mieliśmy do czynienia z gorszego gatunku plastikami, a zespolenia były mniej dokładne. Technologia oferowała też dużo mniej precyzyjne możliwości jeśli chodzi o detal, który w wykończeniu jest bardzo ważny, a który w dzisiejszych czasach dopracowany jest do perfekcji. W związku z tym aparaty są dziś dużo wytrzymalsze niż kiedyś. - dodaje Lange
Jednym z aspektów tworzenia rzeczy stylizowanych na stare jest zawarcie w nich pewnej spuścizny. I ten aparat dokładnie to posiada. Widać zaawansowaną technologię, zamkniętą w obudowie, która równie dobrze mogłaby pochodzić z lat 60. i być przekazywana przez pokolenia. Widać, że to profesjonalne urządzenie dla osoby, która wie jak się nim posługiwać - dodaje drugi z braci Lange. - Jeżeli chodzi o design to widzimy, że wynika on z funkcji, że to przeznaczenie narzuciło ostateczny wygląd aparatu. To ważny aspekt projektowania ergonomii - aby produkt był zarówno piękny, jak funkcjonalny. Myślę, że zachowano tu ten kompromis. Już na pierwszy rzut oka aparat wygląda na coś profesjonalnego, na instrument do precyzyjnej fotografii, a przy tym świetnie się prezentuje. Moim zdaniem to bardzo fajny zabieg, który na pewno znajdzie odbiorców. - kontynuuje.
Nowy Olympus PEN-F to produkt, który zarówno pod względem projektowym jak i wizualnym został zatrzymany w epoce. Główną cechą dobrej ergonomii i patrzenia na projekt jako użytkowy jest możliwość szybkiej, manualnej regulacji jego parametrów i ustawień. Tutaj większość ważnych funkcji została wypchnięta na wierzch w formie pokręteł i przycisków, co na pierwszy rzut oka -podobnie jak stare lustrzanki - wydaje się nieco skomplikowane. Najważniejsze jednak, że przywrócony został pełny fizyczny kontakt z przedmiotem służącym do robienia zdjęć, co według mnie jest bardzo fajne i będzie zmuszało użytkownika do tego, żeby wszedł w interakcję z urządzeniem nie tylko przez naciskanie na ekran i ustawienia automatyczne.
Porównując aparat do oryginalnego modelu PEN-F z lat 60. widzimy, że konsekwencja została zachowana. Brakuje mi jedynie trochę tego stylizowanego loga F. Analogia byłaby mocniej podkreślona, a sam symbol robi dobre wrażenie jeżeli chodzi o dostojeństwo. Bardzo ciekawym, stylistycznym nawiązaniem jest przednie pokrętło (pokrętło trybów artystycznych), które choć pełni zupełnie inną funkcję niż w starym modelu, dla wielu osób będzie stanowić duże ułatwienie i otworzy pole do ekspresji.
Ważnym elementem są tu także dodatkowe akcesoria. Stylizowana lampa błyskowa, dekielek, skórzany pokrowiec, pasek, zestaw do dekoracji aparatu - ja to lubię, bo akcesoria tworzą całość z danym produktem i rozbudowują jego “look”. Olympus PEN-F jako całość, to kawał dobrej roboty. Zaprojektowanie tego wszystkiego wymagało od projektantów poświęcenia ogromnej ilości czasu na przeszukanie archiwów, zebranie niezbędnych wiadomości i prześledzenie wszystkiego od początku. Na pewno też pozwoliło im na nowo odkryć uroki zarówno aparatu jak i fotografii. - mówi Lange.
- Myślę, że wśród ludzi zajmujących się fotografią jest także wielu pasjonatów jakości samego przedmiotu. Aparat jest pewnym fetyszem i podejrzewam, że im wyższa jakość i precyzja tym większa miłość do przedmiotu. Osoby te z pewnością docenią design proponowany przez Olympusa. - dodaje Kochanowska.
Obecnie zmieniło się nasze spojrzenie na aparat jako na przedmiot służący fotografowaniu. Kiedyś każdy instrument miał być przede wszystkim odporny i niezawodny, kwestia wyglądu przychodziła na końcu. W obecnych czasach trochę się to zmieniło. Przedmiot jakim jest aparat ma dla klienta znaczenie wizualne - ma się z nim utożsamiać, ma stanowić część jego wizerunku. Tego nie da nam aparat w komórce. Obecnie użytkownik ma tak duże spektrum wyboru, że może precyzyjnie dobrać aparat do swoich wymogów. Aparat taki jak Olympus PEN-F może stać się elementem wizerunku użytkownika, świadczącym o jego stylu i zainteresowaniach - mówi Gustaw Lange.
Olympus PEN-F kierowany jest do fajnej niszy odbiorców. Ci kompletnie niezwiązani z tematem fotografowania zadowolą się komórkami. Ci, którzy potrzebują superprofesjonalnego sprzętu do pracy, raczej nie oglądają się na tego typu konstrukcje i korzystają z zawodowych aparatów, które odpowiadają ich wymaganiom. W tym wypadku mamy obiekt dla osób, które żyją zdjęciami, robią ich dużo i lubią to pokazywać
- Jest w tym coś sympatycznego. Decydując się na tego typu obiekt, otrzymujemy też specyficzne całościowe doświadczenie zdjęcia - sposobu w jaki je wykonujemy. Na pewno nosimy wtedy taki aparat na szyi, nie chowamy go. Jest elementem naszego stroju i staje się czymś więcej niż tylko i wyłącznie aparatem. W pewnym sensie kreuje nasz wizerunek. Jest ozdobą, niczym biżuteria.
Kiedyś Zygmunt Baumann napisał, że wszystkie obiekty, które znajdują się w naszym otoczeniu są cegiełkami, z których układamy nasze tożsamości.
Partnerem publikacji jest firma Olympus.