Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Tydzień otwierający 39. edycję jednego z najsłynniejszych festiwali fotograficznych na świecie, Rencontres Internationales de la Photographie d'Arles, za nami. Ponad 60 wystaw, spotkania z autorami, wieczorne projekcje, debaty, a przede wszystkim niekończące się przeglądy portfolio, przyciągnęły na południe Francji kolejne rzesze miłośników fotografii, właścicieli galerii, wydawców, krytyków, edytorów oraz samych fotografów. Moda i historia Arles to najważniejsze punkty tegorocznego programu. W roli kuratora honorowego tym razem Christian Lacroix. Zapraszamy na relację z wydarzenia.
Raz na dwa lata organizatorzy festiwalu zapraszają do współpracy kuratora gościnnego, któremu powierzają trzon głównego programu. W ubiegłych latach z zadaniem mierzyli się m.in. Martin Parr i Raymond Depardon. Znany projektant mody - Christian Lacroix, długo nie godził się na odpowiedzialność związaną z przygotowaniem imprezy w swoim rodzinnym mieście. Dał się namówić dopiero w tym roku.
W programie festiwalu możemy wyodrębnić kilka bloków. Pierwszy to wystawy gości, zaproszonych przez Christiana Lacroix, oraz prezentacje dawnych fotografii, m.in. duża ekspozycja poświęcona historii Arles. Prace pokazują również artyści nominowani do nagrody festiwalu. Kilka wystaw przygotowało Stowarzyszenie Le Méjan. Poza tym festiwalowi towarzyszą prezentacje Agencji VU, FNAC oraz młodych adeptów Szkoły Fotografii w Arles.
Jak co roku, w teatrze antycznym, zaraz po zmierzchu rozpoczynały się uroczyste projekcje fotografii oraz ceremonie wręczenia nagród. Ponad to przez cały tydzień trwały konsultacje i przeglądy portfolio. Na spotkania z kuratorami, krytykami, fotoedytorami i innymi osobistościami ze świata fotografii, po wcześniejszym zarejestrowaniu, mogli zjawić się wszyscy zainteresowani, bez względu na osiągnięcia czy stopień zaawansowania swoich fotograficznych projektów.
W kamiennych, chłodnych wnętrzach kościoła Des Fréres-Précheurs przygotowano wystawę Petera Lindbergha, niemieckiego autora, zamieszkałego obecnie we Francji. Dużych rozmiarów czarnobiałe powiększenia, oprawione w ramy i eksponowane za szkłem, to wybrane z lat 1990 - 2003 prace, realizowane w Arles lub nieodległych plażach Beauduc. Wybór pięćdziesięciu dziewięciu zdjęć, wykonanych między innymi dla włoskiego i francuskiego "Vogue", "Go Style" czy niemieckiej edycji "Marie Claire", to nie tyle przypomnienie fotograficznych osiągnięć, co podkreślenie i wyeksponowanie bliskiej relacji Lindbergha z Arles i regionem Camargue. Młody Lindbergh, rozczarowany berlińską akademią sztuki już jako osiemnastolatek przybył do Arles, by śladami Van Gogha poszukiwać inspiracji. 28 lat później przyjechał raz jeszcze, by odkryć nieodległe plaże Beauduc, przestrzeń, w której zrealizował wiele późniejszych sesji.
Świetnej jakości powiększenia z pewnością mogą dostarczyć niemałej przyjemności podczas oglądania. Jako całość, ekspozycja pozostawia jednak wiele wątpliwości i pewien niedosyt. Miłośnicy stylu Lindbergha, spragnieni dużej dawki specyficznej energii, która bije z bezpretensjonalnych, a zarazem wyrazistych, intensywnych serii czarno-białych fotografii, mogą wyjść nieco rozczarowani. Wśród licznych, pojedynczych portretów niewiele miejsca poświęcono inscenizowanym scenom, owianym atmosferą realności. Dużo większy nacisk położono na związek Lindbergha z regionem, niż na prezentację dorobku, o czym Christian Lacroix mówi otwarcie we wstępie do wystawy. Pomysł na prezentację wydaje się zrozumiały, trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że nie pozwolił on na ukazanie tego, co w fotografiach Lindbergha najciekawsze.
W innym kościele, tym razem przy głównym Placu Republiki, przygotowano wystawę drugiego wielkiego gościa tegorocznych spotkań, Paolo Roversiego. Studio to projekt, obejmujący prace z lat 1986 - 2005, przede wszystkim czarno-białe portrety modelek oraz akty zrealizowane w studio. Serii ponad sześćdziesięciu prac, emanujących naturalnością, prostotą, oszczędnością wykorzystanych środków towarzyszą pojedyncze fotografie studia Roversiego. Kolekcja mocno nadwyrężonych krzeseł i taboretów, pojedyncze lampy, drewniana podłoga, puste ściany, drzwi, rozwieszone prześcieradło, dziesiątki fotografii schnących na linkach, kobiece buty pozostawione gdzieś w przejściu... skromne fotografie, przesiąknięte atmosferą ciszy i spokoju, od czasu do czasu pojawiają się wśród fotografii kobiet.
To jedna z niewielu wystaw, na której zbiór wielu pojedynczych prac stworzył zarazem całościową, spójną prezentację. To zupełnie banalne stwierdzenie, że siła prac, myślę o portretach, tkwi w charakterze poszczególnych, niepowtarzalnych, samodzielnych ujęć, które rzadko służą rozbudowanym, dłuższym historiom. W tym przypadku, oprócz ciekawych portretów, mamy jednak do czynienia z szerszą opowieścią o miejscu i panującej atmosferze.
Wśród festiwalowych propozycji, sporym zainteresowaniem cieszyła się prezentacja prac Richarda Avedona. Nieżyjący już amerykański twórca, autor dokumentów, reportaży, portretów, zasłynął przede wszystkim jako fotograf mody. Christian Lacroix pokazał jeden z ostatnich jego komercyjnych projektów, opublikowany na łamach magazynu "The New Yorker" w roku 1995 IN MEMORY OF THE LATE MR. AND MRS. COMFORT. A FABLE BY RICHARD AVEDON. Kolorowy cykl to przewrotna historia, w której ku zaskoczeniu środowiska, ujawnia i piętnuje naiwność i obłudę rządzącą światem mody. Dobitne, niedwuznaczne sceny z udziałem atrakcyjnej modelki i ludzkiego szkieletora, zrealizowane we współpracy z Doon Arbus, bez wątpienia sprzeciwiają się kultowi piękności i zasadom konsumpcyjnego świata.
Na wystawie prezentowano egzemplarz magazynu, czyli publikowaną wersję projektu (27 stron), pojedynczo oprawione prace, eksponowane na ścianach oraz wycinki z prasy, z komentarzami do sesji. Odwiedzający prezentację nie raz dawali wyraz rozczarowaniu. Wielu z nich, słysząc o Avedonie, miało nadzieję obejrzeć wcześniejsze jego prace, te najbardziej znane, cenione i lubiane, dzięki którym zasłynął jako doskonały fotograf mody. Przygotowana prezentacja, to bardziej przypomnienie o zaskakującym geście i zwrocie w sposobie myślenia autora, głos w możliwej dyskusji wokół fotografii mody, niż przywołanie osiągnięć twórcy.
Podobnie jak w ubiegłym roku, duża część festiwalowych wystaw zagościła w kompleksie dawnych zabudowań kolejowych, zwanych dzisiaj "Parc des Ateliers". W budynku nr 9. pokazano jedną z ciekawszych prezentacji tegorocznej edycji: zestaw przeszło stu kolorowych fotografii Tima Walkera, brytyjskiego fotografa, pracującego obecnie dla brytyjskiej edycji "Vogue" i "Vanity Fair". Pojedyncze zdjęcia, oprawione w białe ramy, zaprezentowano na różnokolorowych ścianach, dzielących przestrzeń wystawową na kilka mniejszych sektorów. Prace Walkera, to popis niezwykłej wyobraźni, wrażliwości, kolorystycznego smaku, poczucia humoru i solidnego rzemiosła.
Spotkanie z fotografiami, to niejednokrotnie podróż do bajkowego świata, pełnego zadziwiających zdarzeń, budzących sympatię i miłe skojarzenia. Tajemnicze ogrody, kwiaty, dziergane na drutach samochody, zwierzęta w niecodziennych sytuacjach i kolorach, przedmioty w dziwnych rozmiarach, przepływające przez pokoje rzeki, łazienki porośnięte bluszczem... a wszystko z delikatnością, umiarem, w uwodzących barwach, precyzyjnie zaplanowane, bez nachalności i zagrażającego kiczu, bez banału i fałszywej ckliwości. Część fotografii koresponduje z obeznanym klimatem fotografii mody, zdecydowana większość ucieka jednak od utartych schematów, pozwalając tym samym zapomnieć o kontekście, w którym powstały. Wybrane prace potrafią zaintrygować bez jakichkolwiek dodatkowych informacji. Nie potrzebujemy wiedzieć, po co i dla kogo zostały zrobione. Przyjemne dla oka, intrygujące a zarazem uwalniające wyobraźnię... niewielu pokazywanym w tym roku fotografiom można przypisać tak wiele.
Z przygotowanych na terenie "Parc des Ateliers" prezentacji, w pamięci zostaje wystawa dużych, kolorowych portretów Pierre'a Gonnorda. Tajemnicze postaci, sfotografowane na ciemnym tle przypominają obrazy Velázqueza, Caravaggia czy Murilla. Powtarzające się światło, wydobywa z ciemności wyraziste twarze wraz z poważnym spojrzeniem ciemnych oczu. Postaci o niezwykle charakterystycznych wizerunkach, przyciągają wzrok, pozostając przy tym nieobecne i nie do końca prawdziwe.
Bezpośrednie odwołanie do malarstwa cechuje z kolei prace Włocha, Guido Mocafico. Specjalista od fotografowania kropli perfum czy pudrowego pyłu daje się poznać jako autor niezwykle precyzyjnych fotografii martwych natur, do złudzenia przypominających XVII i XVIII -wieczne obrazy W. Claesza Heda, J. Bruegela czy J. Davidsza de Heema. Wśród prezentowanych prac możemy obejrzeć bukiety kwiatów, kompozycje z owocami, rybami, cykl "Vanitas" z ludzką czaszką; wszystkie oprawione w czarne, rzeźbione ramy.
Do ciekawszych wystaw, prezentowanych na terenie "Parc des Ateliers" należy ponadto skomponowana ze zdjęć i tkanych abstrakcyjnych obrazów ekspozycja Georgesa Tony Stolla (Contellations-2008) oraz "Komunalka" Françoisea Huguiera.
Szukający wytchnienia od fotografii mody, inscenizacji, portretów, a tęskniący za reportażem i dokumentem, mogą zajrzeć do nieodległego pawilonu numer 16., gdzie wśród kilku prezentacji przygotowano m.in. wystawę prac Paolo Pellegrina. Cykl AS I LAY DYING..., nagrodzony w zeszłym roku 14th Leica European Publishers Award for Photography, to seria czarno-białych fotografii wykonanych m.in. w Kosowie, Kambodży, Ugandzie, miejscach dotkniętych wojną czy epidemią. Pięćdziesiąt cztery duże powiększenia wypełniają całą przestrzeń jednej z sal. Wystawa z pewnością warta obejrzenia, szkoda tylko, że prace zawisły tak gęsto, trudno bowiem całkowicie oddać się każdej z nich z osobna.
W Musée Départemental de l'Arles Antique pokazywana jest niecodzienną wystawa fotografii Henri Rogera, pioniera fotograficznych trików, który w roku 1892 jako pierwszy uzyskał zdublowaną postać na fotografii. Mężczyzna i jego podwojenie to tytuł zdjęcia, na którym zmultiplikował swój autoportret. Kolejne eksperymenty, przyniosły z czasem fotografie z postaciami potrojonymi. Na wystawie możemy oglądać serię przepełnionych humorem, oryginalnych prac, na których widzimy Rogera nalewającego drugiemu Rogerowi wino, podpalającego cygaro, podstawiającego wymiotującemu miskę... Roger eksperymentował również ze skalą. Zachowały się fotografie, na których zdublowane postaci mają różne wielkości. Trikowe fotografie były realizowane głównie w studio, później powstawały w plenerze, przy udziale całej rodziny. Szerszy wybór prac, także późniejszych, bardziej dokumentalnych, w których zrezygnował z manipulacji i trikowych zabiegów, prezentowany jest na dużym ekranie w postaci slide show. Poza tym, obok oryginalnych fotografii znalazły się autentyczne notatki fotografa wraz z zapiskami z laboratoryjnych eksperymentów.
Kolekcja wizerunków najsłynniejszych francuskich kurtyzan, to interesująca prezentacja dawnej fotografii. Oryginalne, malutkie zdjęcia z drugiej połowy XIX wieku pokazano w niedużej salce wraz z wyborem fragmentów policyjnych akt. Wśród nich znalazły się urywki z donosów obywateli oraz krótkie życiorysy.
Natomiast w Espace Van Gogh pokazano wybór ponad stu czarno-białych fotografii, na których w latach dwudziestych i trzydziestych zarejestrowano całe dziesiątki kolekcji odzieży i różnych dodatków. Zapoczątkowane w latach dwudziestych archiwum miało wesprzeć projektantów mody w walce z fałszerstwami, podróbkami i kradzieżami pomysłów. Do tego czasu ich twórczość nie podlegała żadnej ochronie, w tej branży nie było mowy o prawach autorskich.
Nie sposób wspomnieć o wszystkich wystawach. W tym roku trudno je nawet pogrupować. Oczywiście trzon programu to propozycja Christiana Lacroix. W tej części znalazły się jednak zarówno najnowsze fotografie mody, fotografie martwych natur, fotografie strojów, prezentacje dawnych zbiorów, magazynów mody. Nie wspomnieliśmy o dużej, historycznej wystawie poświęconej Arles. We współpracy z wieloma instytucjami oraz z prywatnymi właścicielami zdjęć, przygotowano obszerną ekspozycję o historii miasta. Znalazły się na niej wspomnienia o ważnych wydarzenia, zmianach, imprezach, a także opowieści o codziennym życiu mieszkańców.
Jak już wspominaliśmy na początku, stałym punktem festiwalowego programu jest konkurs dla nowych twórców, mało jeszcze znanych szerokiej publiczności. Sześciu zaproszonych kuratorów nominowało piętnastu artystów. Indywidualne wystawy walczyły o głosy festiwalowej publiczności. W tym roku laureatem i zdobywcą nagrody został Pieter Hugo, autor projektu Ludzie i hieny oraz Zbieracze dzikiego miodu. Werdykt budził pewne kontrowersje, trudno bowiem mówić o rzeczywistym odkryciu w odniesieniu do laureata nagrody World Press Photo, autora projektu wydanego w postaci albumu. Faktem jest jednak, że pośród pozostałych nominowanych propozycji, tylko niektóre mogły konkurować z zaawansowanym poziomem, a przede wszystkim z konsekwencją realizacji wystawy Pietera Hugo.
Po raz kolejny przyznano nagrody za publikacje książkowe. "Contemporary Book Award" trafiła do rąk wydawcy (Loosestrife Editions) i autora (Michael Abrams) albumu Strange and Singular. W kategorii książki historycznej, uhonorowano album Nein Onkel wydany przez "Archive of Modern Conflict". Jury przyznało też nagrodę specjalną. Otrzymała ją książka Le vocabulaire technique de la photographie. Wszystkie nominowane pozycje udostępniono publiczności w pawilonie dwunastym. Wśród setek tytułów, w tym roku pojawiły się również propozycje z Polski takie jak: Małopolska. To niczego nie wyjaśnia, Klisze przechowuje się z fotografiami Stefanii Gurdowej oraz nieduża pozycja z fotografiami Moniki Sosnowskiej.
Specjalnie na potrzeby tegorocznego festiwalu przygotowano przekrojową prezentację fotografii krajów Unii Europejskiej. 27 kuratorów wytypowało po trzech autorów ze swojego kraju, którzy przedstawili serie zdjęć. Polskę reprezentowali: Aneta Grzeszykowska, Anna Orlikowska i Rafał Milach. Wyboru dokonał Krzysztof Miękus. Uroczysta prezentacja projektu odbyła się na dużych ekranach, na dziedzińcu Parc des Ateliers, podczas Nocy Europejskiej. Całość można obecnie oglądać przy stanowiskach komputerowych ulokowanych w pawilonie nr 12. Spośród wszystkich państw, najciekawiej zaprezentowali się autorzy z Niemiec, Danii, Francji i Czech.
Trzy wieczory Otwierającego Tygodnia to uroczyste projekcje w teatrze antycznym. Piątkowa noc, po raz kolejny, należała do agencji, kolektywów i magazynów fotograficznych. W osiemnastu punktach miasta, na dziedzińcach, podwórkach, większych placach, i w jednym kościele, rozstawiono duże ekrany na których z towarzyszeniem muzyki prezentowano fotograficzne projekty autorów z całego świata. Noc Roku, bo oto nazwa dorocznej imprezy, to jednak nie tylko uczta dla miłośników fotografii, lecz przede wszystkim wielka zabawa całego centrum miasta... rozbrzmiewająca zewsząd muzyka, intensywne zapachy najróżniejszych potraw, knajpki pełne ludzi, tańce na skwerach i placach... to fiesta do samego rana!
Podsumowując...
W wywiadach, jak i we wstępie do festiwalowego katalogu, Christian Lacroix wielokrotnie podkreślał, że nie przygotowuje festiwalu stricte "modowego", imprezy skoncentrowanej na pokazie makijaży, póz, kreacji... Proponował zarazem, by spojrzeć na modę, jako na sposób bycia, sposób pojawiania się, pokazywania siebie. Tym samym, do udziału w festiwalu zaprosił artystów, którzy, jak mówił, fotografiami strojów, ubrań, twarzy, gestów, mówią o obecności i nieobecności, pustce, tożsamości, życiu, teraźniejszości... czymś więcej, niż najbanalniejszej powierzchowności. Założenie ambitne, interesujące i obiecujące. Pozostaje w tej chwili zapytać, czy udało się je zrealizować?
Tegoroczny festiwal z pewnością stworzył szansę obejrzenia ogromnej ilości fotografii. Jak to zazwyczaj bywa, każdy mógł znaleźć rzeczy dla siebie, bardziej lub mniej interesujące. W gigantycznej masie pojawiło się wiele dobrych zdjęć. Trudno jednak doszukać się tego, o czym wspominał Lacroix.
W moim odczuciu naprawdę niewiele pojawiło się interesujących szerszych prezentacji, wystaw jako całości, które byłyby rzeczywiście spójne, zapadające w pamięć, świeże, otwierające na coś nowego, zastanawiające czy skłaniające do refleksji.
Myślę sobie czasami, że tegoroczna wizyta w Arles zdecydowanie bardziej przypominała spotkanie z samym kuratorem niż fotografią jako taką. Oglądanie wielu ekspozycji, to jakby kolejne kroki ku poznaniu i zrozumieniu jego fascynacji i wrażliwości. Krótkie teksty towarzyszące prezentacjom, w których Lacroix zdradza powody realizacji danych wystaw, potęgowały owo wrażenie. Prezentacje poświęcone rodzinnemu miastu, niczego nie ujmując ich wadze, rozmachowi i atrakcyjności, w całej tej atmosferze, także nosiły znamiona osobistego gestu samego Christiana Lacroix. Rola kuratora nieodzownie wiąże się z realizowaniem własnych preferencji, ujawnianiem gustów i wizji. Tego nie da się przeskoczyć. W tym przypadku jednak, przy pełnym zaangażowaniu i bardzo osobistym podejściu Chrystian Lacroix, mimo wszystko, najlepiej przede wszystkim zaprezentował... samego siebie. Nie uważam, że to bezwzględnie zła sytuacja, wymagająca potępienia czy ostrych słów krytyki. Nic z tych rzeczy. Z niej może również wyniknąć coś dobrego czy interesującego. Wydaje mi się jednak, że tegorocznej edycji i przede wszystkim fotografii, nie do końca wyszło to jednak na zdrowie. Bardzo niewielu projektom udało się uwolnić i samodzielnie zaistnieć, zaproponować coś, czego nie zapowiedziano przed wejściem. Przy tak ogromnej ilości wystaw, przede wszystkim indywidualnych, to dosyć smutna refleksja.
Wiele osób z przekąsem wypowiadało się o pomyśle organizowania festiwalu, na którym główna część programu poświęcona zostanie fotografii mody. Bardzo możliwe, że również z jej powodu do Arles przybyło w tym roku mniej zainteresowanych niż w latach ubiegłych. Osobiście, z dużym zainteresowaniem czekałam na wszelkie nowe próby podjęcia tego tematu. Ciekawa byłam pomysłów na prezentacje fotografii, mimo wszystko, często "niegaleryjnej". Zastanawiałam się, czy można liczyć na odświeżający i porządkujący głos w sprawie fotografii, która coraz częściej kojarzyć się może z zalewającą masą pustych obrazów; fotografii niewątpliwie zmieniającej swoje miejsce i znaczenie.
Zgodnie z zapowiedzią Christiana Lacroix, festiwal stricte modowym nie był. Pomimo wielu wystaw, jak i debat podczas których próbowano podjąć związane z nią problemy, problematyka fotografii mody, jako takiej, rzeczywiście nie zdominowała imprezy, ani w postaci fotograficznej, ani szerszej refleksji. Momentami chciałoby się powiedzieć, że trochę szkoda.
Jeśli ktoś będzie w najbliższym czasie w Arles, z pewnością znajdzie coś dla siebie. Kilka propozycji jest naprawdę wartych zobaczenia. Jeśli chodzi o tzw. wystawy jedyne w swoim rodzaju, absolutnie nie do przegapienia, to muszę przyznać, że z czystym sumieniem trudno mi polecić coś szczególnie gorąco.
DODATKOWE INFORMACJE
Większość festiwalowych prezentacji pozostanie otwarta do 14. września, część do 31. sierpnia.
Szczegółowe informacje wraz z mapką dostępne na stronie festiwalu: www.rencontres-arles.com.
Bezpłatne nagrania z komentarzami i informacjami o poszczególnych wystawach można znaleźć: tutaj.