Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Festiwal w Arles jest dla fotografii tym, czym festiwale w Edynburgu i Avignon dla teatru a Roskilde i Glastonbury dla muzyki rockowej. Tu po prostu trzeba być, jeśli nie w pierwszym "tygodniu otwarcia" to chociaż przed 17 września, czyli dniem kiedy zamykane są pierwsze wystawy. Pierwsze dni festiwalu przyciągają jednak największy tłum, w którym prawdopodobnie 90% osób stanowią zawodowcy lub amatorzy z poważnymi ambicjami. Po co przyjeżdżają? Nie tylko by zobaczyć wystawy. Także po to, by spotkać się ze swoimi mistrzami, zaprezentować propozycje wystaw kuratorom, znaleźć wydawcę, poddać krytycznej ocenie swoje portfolio lub by po prostu spotkać znajomych i pooddychać tą niezwykłą atmosferą.
Wystawy - wybór Raymonda Depardona
Program wystaw w Arles zawsze podzielony jest na kilka bloków. W tym roku organizatorzy powrócili do pomysłu zaproszenia honorowego kuratora, który odpowiadałby za główną część programu. O ile wybory Martina Parra, kuratora Arles 2004 odznaczały się świeżością spojrzenia i różnorodnością, o tyle wybór Raymonda Depardona, znanego francuskiego fotografa i filmowca, sugerował dużą dawkę "klasyki i polityki" z dominującą pozycją fotografii francuskiej. Tytuły dwóch głównych bloków, "Towarzysze podróże" i "Fotografowie polityki i społeczeństwa" nadawały programowi bardzo dookreślony kierunek.
"Towarzysze podróży" to ludzie, których spotkał, lub z którymi przyjaźnił się Depardon podczas swojej wieloletniej pracy zawodowej. Można ich podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowią fotoreporterzy będący świadkami konfliktów politycznych i militarnych w różnych, najczęściej odległych zakątkach globu. Duże wrażenie robi podwójna ekspozycja "Point/Counterpoint", na której zebrano najlepsze zdjęcia dwóch rywalizujących ze sobą (a z czasem przyjaźniących się) reporterów, Gilles'a Caron'a i Dona McCullina. Nie da się ocenić, które ze zdjęć wykonanych w Czadzie, Wietnamie czy Irlandii Północnej są lepsze - kryterium rywalizacji był czas dostarczenia materiału do redakcji - ale trzeba podziwiać odwagę i upór obu bohaterów. Gilles Caron przypłacił ją życiem. Został porwany i prawdopodobnie zabity przez Czerwonych Khmerów w Kambodży, w 1970 roku.
Nieco inną wymowę ma instalacja Susan Meiselas, która zdjęcia z Nikaragui z 1979 powiesiła po 25 latach w tych samych miejscach, w których je wykonała. O swoich odczuciach i indywidualnych tragediach opowiadają świadkowie tamtych wydarzeń. Drugi cykl Meiselas pokazany w Arles to świetny "reportaż społeczny" z lat 1972-75 poświęcony objazdowym striptizerkom wizytującym prowincjonalne bary w Nowej Anglii.
Gratką dla miłośników reportażu politycznego będzie spotkanie z Davidem Burnettem, o którym Depardon mówi, że jest "najbardziej francuskim z amerykańskich fotografów". Najciekawszym fragmentem wystawy Politics 1973-77 jest klasyczny już cykl z Chile okresu puczu wojskowego (1973) skierowanego przeciw władzy Salvadora Allende.
Drugiej grupy "kompanów" nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika. Niestety w kilku przypadkach trudno oprzeć się wrażeniu, że jedynym powodem zaproszenia do Arles była znajomość z kuratorem (nie zapadające w pamięci portrety Jean-Marca Duruo czy wywołujące wyłącznie wzruszenie ramion scenki spreparowane przez Sophie Ristelhueber). Duża wystawa zasłużonego dla "francuskiego społeczeństwa, jazzu i Afryki" Guy'a Le Querreca'a składa się z dziesiątek znakomitych, ale powiązanych nieco przypadkowo obrazków. Zresztą jeszcze większy grzech popełnili organizatorzy podczas montowania dużego pokazu slajdów tego samego autora. Klucz typu "powtarzający się motyw" (np. podniesiona noga fotografowanej osoby!) był tak kuriozalny, że publiczność była wyraźnie znudzona. Na szczęście grający na żywo kwartet Texier, Sclavis, Portal, Drouet był wystarczającym powodem do odwiedzenia Teatru Antycznego w czwartkowy wieczór.
Wiele przyjemności, także ze względu na lokalizację - dający chwilę wytchnienia od upału kościół, dostarczy każdemu znakomicie przygotowany pokaz Pocztówek Dominique Issermann. Wysmakowane zdjęcia modowe i reklamowe, choć w większości wykonane na zamówienie kreatorów lub producentów perfum, podniosły fotografię reklamową do rangi sztuki.
Drugi duży blok, także firmowany w całości przez Depardona, obejmował kilkanaście indywidualnych prezentacji poświęconych "polityce i społeczeństwu". Ten klucz był już bardziej rzeczowy niż znajomość z kuratorem, ale szczerze mówiąc dominacja Francuzów w tej grupie (18 z 21 wystaw) była nieuzasadniona. Natomiast to w ramach tej części pokazano bodaj najlepsze wystawy festiwalu. Niepokojące i pełne napięcia zdjęcia Szweda Andersa Petersena przekraczają momentami granicę intymności, za którą widz czuje się nieco skrępowany. Uczucie to szybko jednak wypiera podziw dla autora potrafiącego nawiązać tak bliski i bezpośredni kontakt z modelami. Cykl powstał podczas pracy Petersena przy festiwalach w Gap i Sant-Etienne, gdzie spędził około miesiąca (w sumie!). Nie jest to jednak fotografia teatralna, choć hasło "teatr życia" pasuje tu całkiem dobrze. W rolach głównych szwedzki fotograf obsadził napotkanych w knajpach dziwaków i "typy spod ciemniej gwiazdy". Jak sam mówi, najważniejsze jest spotkanie. I szczerość. Wkrótce napiszemy więcej o tym niezwykłym artyście.
Na przeciwległym biegunie fotografii społecznej znajduje się retrospektywna wystawa południowo-afrykańskiego klasyka, Davida Goldblatt'a. Kuratorowana przez samego Martina Parra ekspozycja to złożony z kilku cyklów dokument o kraju pełnym przemocy, rasowej nienawiści, ale i nieodpartego piękna.
Jedynym francuskim fotografem w tej grupie, którego nazwisko trzeba zapamiętać to Philippe Chancel. Korea Północna jest dla nas miejscem egzotycznym, kompletnie nieznanym, ale i niezbyt pociągającym. Po obejrzeniu wyestetyzowanych zdjęć Chancela pewnie się to nie zmieni, ale na pewno pomoże nieco lepiej zrozumieć ten dziwny kraj. Niektóre z fotografii mogłyby powstać na zamówienie komunistycznych władz, inne obnażają smutną, a momentami wręcz absurdalną codzienność. Zawsze pod czujnym okiem wodza łypiącego z portretu lub posągu. Zatrważające i znakomite!
Niestety pozostałych 17 "fotografów polityki i społeczeństwa" o francuskim rodowodzie nie pozostawiła w pamięci większego śladu. Być może dlatego, że połowa z nich doczekała się wyłącznie pokazu multimedialnego (skądinąd świetnie zaaranżowanego - niestety, o tym że nie mamy do czynienia z klasyczną wystawą dowiadujemy się dopiero na miejscu). A może wina leży po stronie kuratora, który zbyt dosłownie potraktował hasło "francuskie uderzenie". Warto jeszcze wspomnieć nazwisko Malika Nejmi, który zaprezentował niezły reportaż z Maroka, kraju swoich przodków. A także poruszający zestaw zdjęć autorstwa duetu Raphael Dallaporta, Ondine Millot poruszający problem współczesnego niewolnictwa.
Znacznie ciekawsze rzeczy działy się w innych częściach Arles.
Aby zamknąć wątek "depardonowski" pozytywnym akcentem polecamy zbiorową wystawę Fotografia amerykańska we francuskich kolekcjach. Oto prawdziwa lekcja historii fotografii! Ansel Adams, Harry Callahan, William Eggleston, Walker Evans, Robert Franc, Lee Friedlander, Weegee, Edward Weston... w sumie 250 zdjęć kilkunastu autorów. Pasjonującą lekturą mogą być same podpisy pod pracami. Nie, nie chodzi o nazwiska bo te mówią same za siebie. Chodzi o właścicieli kolekcji - Ministerstwo Kultury i Komunikacji, Francuska Biblioteka Narodowa, Europejski Dom Fotografii, Centrum Pompidou i kilka innych. Osoby zainteresowane tematem wiedzą co zawierają zbiory polskich instytucji państwowych powołanych do tworzenia kolekcji sztuki (a raczej czego nie zawierają). Tylko pozazdrościć.
Wystawy w Mejan
W tym roku bardzo ciekawą prezentację przygotowało Stowarzyszenie Mejan. Jest to instytucja kulturalna, która przygotowuje we własnym zakresie kilka wystaw wpisanych do programu festiwalu. W galeriach Mejan ugoszczono kilka prezentacji fotografów związanych z obchodzącą 20-lecie istnienia Agence VU'. Dwie z nich, Half Life Michaela Ackermana oraz Scenes of War Paolo Ventury mieli okazję obejrzeć goście tegorocznego Miesiąca Fotografii w Krakowie. Wystawie Ackermana towarzyszy kręcony w Krakowie film przybliżający postać tego niezwykłego i zdobywającego coraz większy rozgłos artysty. Z kolei Ventura buduje misterne scenki wojenne, które same w sobie są małymi dziełami sztuki (modelarskiej). Stworzenie jednej trwa kilka tygodni, ale efekt jest niebywały. Nowy projekt, nad którym pracuje pochodzący z Włoch a mieszkający w Nowym Jorku autor to scenki zimowe.
Dla wielu gości festiwalu wystarczającym powodem przybycia do Arles będzie wystawa Le Fil Rouge Sarah Moon. Artystka znów zabiera nas do swojego bajkowego świata tym razem tkanego tytułową Czerwona nicią. Jest to fotograficzna, a raczej filmowo-fotograficzno-ksiąźkowa adaptacja bajki Charlesa Perrault. Szkoda, że obszerne teksty towarzyszące zdjęciom nie zostały przetłumaczone na angielski.
I jeszcze jeden autor prezentowany w Mejan to znany także krakowskiej publiczności Lorenzo Castore. Kolorowy, niepokojący, gęsty od dusznej atmosfery kubańskich i meksykańskich miast projekt Paradiso został uhonorowany w ubiegłym roku nagrodą Leica European Publishers Award.
Inne wystawy, których przegapić nie wypada to ciekawe projekty tegorocznych laureatów nagrody Fundacji HSBC, Telewizje Mariny Gadonneix oraz Samotność duetu Clark & Pougnaud. Wypada też poświęcić 15 minut wystawie Camargue Josefa Koudelki. Nastrojowe, ale nieco nudnawe krajobrazy wykonane w pobliskim Parku Narodowym Camargue nie zachwycają.
Arles Awards 2006
Oczywiście wszystkie wystawy prezentowane w Arles warte są zobaczenia. Choćby po to by wyrobić sobie własne zdanie. Jeśli jednak ktoś przybędzie tu na mniej niż 3-4 dni powinien wybierać, najlepiej pod kątem lokalizacji - albo centrum miasta, albo hale SNCF oddalone o niecały kilometr. To właśnie tu prezentowani są kandydaci do prestiżowych nagród Arles Award.
Nagrody przyznawane są w czterech kategoriach. Pięciu zaproszonych kuratorów nominuje po jednym artyście do każdej z nich. Zwycięzców wyłania festiwalowa publiczność, która w trakcie oglądania zgromadzonych w jednym miejscu 20 prezentacji głosuje na najlepszą w danej kategorii. W tym roku tylko jedna z nich, Przygody Guille i Melindy oraz enigmatyczne znaczenie ich snów Alessandry Sangunetti z Argentyny zdecydowanie zasłużyła na nagrodę (kategoria "Odkrycie", nominował Yto Barrada). Kanwą rozważań na temat młodości jest tu opowieść o dwóch kuzynkach, które w pozornie niewinnych zabawach odkrywają swój kobiecy potencjał. Widz wie, że ich miejsce w dorosłym świecie jest już ustalone. Nagrody w pozostałych kategoriach nie były już tak oczywiste - takie są uroki demokracji. Pokazywany na festiwalu w Lille projekt Wspaniałe życie Wanga Qingsonga z Chin (kategoria Outreach Award, nominował Vincent Lavoie) to seria misternych, ale dość banalnych w wymowie scenek obrazujących zmiany jakim uległo chińskie społeczeństwo w dobie przeobrażeń od quasi-komunizmu do quasi-kapitalizmu. Z kolei Randa Mirza porusza temat koszmaru wojny w Libanie. Fotografuje wnętrza opuszczonych domów, których mieszkańcy zostali zmuszeni do ucieczki lub zostali zabici (kategoria No Limit, nominował Abdoulaye Konate). Dodatkowa nagroda przyznawana jest za najlepszy album. W tym roku wyróżnienie to otrzymało wydawnictwo Steidl za książkę Form aus Licht und Schatten Heinza Hajek-Halke (1898-1983). W ubiegłorocznej relacji z Arles pisaliśmy, że samo przejrzenie 400 albumów zgłoszonych do konkursu zajmuje bite dwa dni. Pod tym względem nic się nie zmienia - na 150-metrowy stół trafiają wszystkie najciekawsze publikacje z ostatniego roku wydane na całym świecie.
Arles a sprawa Polska
W Arles najliczniej reprezentowali nasz kraj... dziennikarze (poza Fotopolis, także redaktorzy z Foto, Pozytywu i Laboratorium Reportażu). Z jakiegoś nieznanego nam bliżej powodu nie docierają tu fotografowie z Polski! Być może jest to kwestia odległości i kosztów związanych z podróżą. Jednak bardziej wygląda to na swoiste samozadowolenie, które powstrzymuje rodzimych twórców przed próbą skonfrontowania swoich dokonań z tym co robi się na świecie. Pomijamy fakt, że pobyt w Arles daje gwarancję nawiązania znakomitych kontaktów i jest okazją do wypromowania się. Choć jest to ważne, cenniejsza jest chyba możliwość podniesienia swoich umiejętności. Chyba warto, zwłaszcza gdy policzymy ilu fotografów z Polski regularnie wystawia się podczas ważnych imprezach międzynarodowych.
W programie wystaw Arles 2006 znalazł się Roman Cieślewicz, twórca plakatów do filmów Raymonda Depardona (gościnnego kuratora festiwalu). Fakt, że w materiałach prasowych obok nazwiska Michaela Ackermana pojawił się wpis "USA / Poland" nasz Krakus z wyboru zawdzięcza prawdopodobnie nadgorliwości organizatorów. Podsumowując, drodzy artyści, Arles to miejsce, w którym powinniście być co roku, bez względu na koszty! Na szczęście Prowansja to coraz popularniejszy kierunek wycieczek i wśród "zwykłych" widzów od czasu do czasu można było usłyszeć mowę ojczystą.
HP w Arles
I jeszcze kilka słów o aktywności sponsora naszej relacji, firmy Hewlett-Packard. Amerykański koncern z niebywałą konsekwencją i skutecznością walczy o klienta profesjonalnego. Zwraca uwagę sam fakt, że HP jest jedynym "fotograficznym" sponsorem festiwalu w Arles. Poza wsparciem finansowym imprezy, współpraca ta polega na produkcji kilku ważnych wystaw. Ponadto HP ma udział w rozbudowie programu imprez towarzyszących. Cykl wykładów oraz "sesji kreatywnych" prowadzonych między innymi przez fotografów związanych z Agencja Magnum cieszył się sporą popularnością (wystąpili: Joel Meyerowitz, Douglas Kirkland, Bruno Barbey, Davis Alan Harvey i wielu innych). Owocem kooperacji HP i Magnum będzie cykl wystaw, które, mamy nadzieję, zawitają także do Polski. Przyczynkiem do popołudniowych wykładów i porannych "śniadań technologicznych" była premiera rynkowa drukarki HP Photosmart B9180. O jej możliwościach sporo już pisaliśmy, ale w Arles mogliśmy przekonać się jak radzi sobie z trudnymi wyzwaniami - każda osoba akredytowana przy festiwalu mogła wykonać wydruk swojego zdjęcia w formacie A3. Chętnych nie brakowało. Szczególnie gdy rozeszła się fama, że dostępna jest już cyfrowa wersja papieru Hahnemühle (na razie w dwóch wersjach: HP Hahnemühle Watercolor oraz HP Hahnemühle Smooth Fine Art). Jakość wydruków czarno-białych naprawdę robi wrażenie.
Jak dojechać
Wystawy prezentowane w ramach Rencontres d'Arles Photographique 2006 czynne będą do 17 września 2006 roku. Do Arles można dojechać samochodem (ponad 2 tyś. km w jedną stronę) - ulokowany blisko centrum City Camping oferuje przyczepy mieszkalne, a poza pierwszym tygodniem otwarcia nie powinno być problemu z rezerwacją miejsca w jednym z tanich hoteli (ok. 40-60 Euro za pokój 2-osobowy z prysznicem). Inne drogi do Arles to: samolot do Paryża i pociąg TGV do Avignonu, gdzie należy przesiąść się w zwykły pociąg do Arles lub samolot do Marsylii (brak połączeń bezpośrednich z Polski) skąd godzinę zajmie podróż pociągiem lub autobusem do Arles.
Warto jednak połączyć taką wyprawę ze zwiedzaniem całej Prowansji. Pobliskie Nimes, Avignon (gdzie trwa słynny festiwal teatralny), Orange, nobliwe Aix-en-Provence, rzymski akwedukt Pont du Gard, a także wielokulturowa Marsylia to najpiękniejsze zakątki Europy. Słowem, przyjemne z przyjemnym. Gorąco polecamy!
{GAL|25953