Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Pokazywałem zdjęcia Andrzeja w gronie przyjaciół. Także te z jego podroży po Ameryce. Dyskutując o nich, jeśli nazwać w ten sposób dzielenie się wrażeniami, ktoś z nas nie mógł sobie przypomnieć nazwiska wynalazcy fotografii. Zdarza się. Nie byłem lepszy, trzeba było więc sięgnąć do encyklopedii. Zaskoczyło mnie jednak, że nie pamiętałem nazwiska, o które się już przecież otarłem. Nie pamiętam wielu nazwisk, o które się otarłem. Pamiętam za to mnóstwo obrazów z mego życia. Niektóre z nich są w czasie odległe tak bardzo, iż sięgają nawet jego początkowych lat. Pamiętam wiele obrazów, wiele z nich układa się nawet w sekwencje, niemal w małe filmy. Nie jestem w tym wyjątkiem. Wszyscy obdarzeni jesteśmy przecież pamięcią. Jest w nas pełno szufladek, w których przechowujemy słowa, nawet całe teksty, numery, daty, ba - nawet zapachy i melodie. Nic nie jest wszakże trwalsze, niż pochwycone wzrokiem obrazy, migawki z naszego rzeczywistego pobytu w tym trójwymiarowym świecie.
A fotografia jest - na przekór - dwuwymiarowa, więc jak to pogodzić? Żaden namalowany portret czy krajobraz, żeby nie wiem jak się malarz starał, nie jest wiernym odbiciem rzeczywistości. A fotografia? Być może, w każdym razie ta, którą się nie manipuluje, wydaje się być bliska ideałowi, aby to, co postrzegamy, możliwie wiernie oddać. Ale czy jest tak naprawdę? Czy to, co oglądamy potem na zdjęciu jest faktycznie tym, co widzieliśmy w momencie zwolnienia migawki? Czy jest tym, co chcieliśmy wtedy utrwalić dla naszej pamięci, która często przecież nas zawodzi? Czy istnieje w ogóle obiektywna fotografia?
I teraz te zdjęcia Andrzeja. Widziałem ich już sporo i nawet jeśli ukazują przeróżne miejsca, odległe o setki kilometrów, leżące w różnych zakątkach naszego globu, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że maja wszystkie coś wspólnego. Nawet nie próbuję określić tej spójności, zbyt trudne jest to zadanie, a jednak pojmuję to "coś" podświadomie i jest mi to zaskakująco bliskie.
Pisać o kimś, "opowiedzieć kogoś", kogo się zna od pierwszych lat życia, nie jest zadaniem wbrew pozorom łatwym. Przechowujemy z Andrzejem w naszych zbiorach jedno zdjęcie, obrazek z lat, kiedy świat oglądaliśmy z wysokości liczącej sobie może niewiele ponad metr. Są na nim osoby, których już wśród nas nie ma, choć mogłyby z nami jeszcze być. Czy odeszły? Fizycznie tak. Fotografia ta wywołuje jednak bez trudu z jakiejś szufladki wspomnienia i dziwimy się, ile jeszcze naprawdę z tamtych szczenięcych lat pamiętamy. Kiedyś pokazałem pewnemu staruszkowi pożółkłe zdjęcie, takie z faliście wyciętymi brzegami, był na nim kadr z miejscowości, w której on żył od urodzenia, a w której ja znalazłem się przez przypadek. Wyblakłe już oczy starca rozbłysły przez moment, "tędy szedłem zawsze do szkoły" - powiedział, i zaraz potem jego oczy przygasły, "ale tego domu, o tutaj, już nie ma..." - dodał zaskoczony, a przecież się nad tym chyba już nie zastanawiał, kiedy tamtędy ostatnio przechodził. On to jeszcze pamiętał, jak wielu ludzi, którzy są jeszcze pośród nas, obcując z obrazami, które w nich jeszcze żyją, lecz które dla nas są przecież już jakby niedostępne. Coś różni, bowiem to, co oni widzieli i zapamiętali od tego, co my teraz postrzegamy.
W czym tkwi ta odmienność? Miejsca, które w dekoracjach swych są jeszcze niewiele zmienione, mają już inne znaczenie. Dla nas. Jak więc pogodzić ze sobą, jak nałożyć na siebie to, co było wtedy i to, co jest teraz, ale też wkrótce będzie się zwało, że "było"? Bezradność wobec czasu. I teraz te zdjęcia Andrzeja. Widziałem ich już sporo i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest w nich jakaś perfidna bezczasowość. Jest w nich nawet coś więcej. Pokazują wszakże miejsca, w których nie mogłem być, a zdaje mi się, że już je widziałem. Pole do skojarzeń jest w obfitości naszych prywatnych, w nas noszonych obrazów, bezgraniczne. To nie szczegóły jednak o tym wrażeniu decydują, bowiem gdy je wyłowić, pomyłka staje się oczywista. Czyni to ich szczególna atmosfera, jakaś niewidzialna cienka mgiełka koloru sepii, odgradzająca oczy oglądającego od realności tych pustych do rozpaczy ulicznych zaułków, samotnych domów, mostów i torów kolejowych wiodących znikąd i donikąd, parków czy cmentarzy. I wszystkie są tak samo doskonale obojętnie zastygłe w bezruchu, w bezczasie.
Te zdjęcia nie są wspomnieniami z miejsc, do których Andrzej dotarł w swojej podroży przez życie. Jest to swoista dokumentacja konfrontacji z nimi, ale nie taka, jaka cechuje dokumentację reporterów. Jest to bowiem jakiś osobisty rozrachunek z własną pamięcią, do której przymocowane zostały chwile z egzystencji innych ludzi, których już nie ma, a których opowiadania okaleczone są właśnie z ilustracji, które moglibyśmy oglądać słuchając ich.
W Paryżu mieszka Roberto Michael, tłumacz, postać tajemnicza, ale ciesząca się ogromnym zaufaniem Andrzeja. W swoich listach do niego Andrzej zwierza się często ze swoich refleksji na temat miejsc, które odwiedzał, a które potem utrwalił na swoich zdjęciach. "W poniedziałek byłem z Magdą kolejny raz na Coney Island. Lubię to miejsce. Lubię je, bo ma piękną historię. Lubię je za wyjątkową fotogeniczność i za jakiś wiszący ciągle w powietrzu nastrój i klimat, aurę przeszłości, aurę czasu, który bezpowrotnie minął. Tu świetnie mi się fotografuje... Tak jak kiedyś i tym razem fotografowałem plażę, Atlantyk i zniszczone obiekty starego wesołego miasteczka." W innym liście: "Dzisiaj jest wielka mgła. Otwieram okno i widzę Mały Staw. Gdzieś zapodział się Empire State Building. Nie widać tez Hudson River, przez którą przepływam promem dwa razy dziennie. Karkonosze i pokój numer siedemnaście..."
Te ciągle zaskakujące skojarzenia! O jednym ze swoich zdjęć Andrzej napisał: "Piękna jest ta fotografia... i do tego wszystkiego dołożyłem jej jeszcze idiotycznie śmieszny haczyk. I ta staroświecka zasłona z frędzelkami... Mówią fotograficzne myślenie. To oczywiście bzdury! Ja mówię o bolesnym przewidywaniu nadchodzącej podroży, o uczuciu pustki, oderwania, mówię kolejny raz o tym, że tęsknie. To zdaje się jest początek niekończącej się już nigdy rozmowy."
Obrazy wychodzące spod ręki Andrzeja są dokumentacją podroży w czasie. Podroży, która jednak jest umiejscowiona w jakimś punkcie niewiadomym, bez odniesienia do jej początku i do jej końca. Jest to zapewne moment, w którym taka podroż jest jeszcze możliwa. Jeśli się bowiem uważnie wpatrzeć w tę zasłonę przykrywająca owe fotografie, można by dojrzeć tętniące tam życie. Oczywiście potrzeba do tego wyobraźni, ale czyż jest to zadaniem aż tak trudnym? Spróbujcie opowiedzieć któryś z tych obrazów sięgając do skarbca "osobistej" pinakoteki.
Kiedy oglądam te obrazy, uświadamiam sobie już po raz nie wiem który, jak bezradne są próby opisania podobnych doznań słowem. Chowam więc moje wiersze do szuflady, gdy ty
"Idziesz nieodpartym pragnieniem pchany
by zasłonę horyzontu unieść
za nią następną ujrzysz
i za nią dalsza
a za nią?" - Krzysztof Rytka, Würzburg 4 sierpnia 2001
Andrzej Jerzy Lech urodził się we Wrocławiu 1955 w roku. Studiował fotografię artystyczną w Szkole Sztuk Pięknych w Ostrawie, w Republice Czeskiej.
W latach osiemdziesiątych Lech związany był z grupa fotografów działających we Wrocławiu w Galerii Foto-Medium-Art. Jego wystawa 60 furtek z roku 1983 była oficjalną proklamacja ruchu nazwanego później fotografią elementarną.
W latach 1979 - 1987 Andrzej Jerzy Lech prowadził w Opolu domową, prywatną Galerię w drodze.W roku 2003 Lech wziął udział w IV Międzynarodowym Biennale Sztuki Współczesnej we Florencji. Za zestaw fotografii z Dziennika podróżnego - Ameryka, Polska otrzymał IV nagrodę i Medal Lorenzo de Medici. Lech w Stanach Zjednoczonych reprezentowany jest przez Graphistock Alternative Photography- Nowy Jork, Frankfurt, Rzym, Paryż, Londyn. Prace Andrzeja Jerzego Lecha znajdują się w stałych kolekcjach: Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Icon Pictures w Nowym Jorku, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, BWA w Jeleniej Górze, BWA w Legnicy, Galerii Wymiany w Łodzi.
Kuratorem wystawy jest Krzysztof Miękus.
Wystawę Andrzeja Jerzego Lecha Dziennik Podróżny będzie można oglądać od 22 czerwca do 31 lipca 2006 roku w Yours Gallery mieszczącej się na Krakowskim Przedmieściu 33 w Warszawie. Ekspozycja prezentowana będzie na II piętrze galerii.