Wydarzenia
Zakupy w Sony – teraz w promocji Cashback
W jej PRL-u sfotografowanym na potrzeby sesji reklamowych chce się zwyczajnie żyć. To rzeczywistość estetyczna, fotogeniczna i modna, a jednocześnie swojska, ciepła i bliska. Kuszący vintage przypominający bardziej Stranger Things niż szarą polską rzeczywistość.
O Danucie Rago, jej twórczości i karierze piszemy z okazji wystawy „Fabryka złudzeń”, którą jeszcze do 10 grudnia można oglądać w Fundacji Archeologia Fotografii (ul. Chłodna 20, Warszawa)
Spójrzmy na reklamy jak na baśnie. W nich strojne szaty, wystawne potrawy, pierścienie z diamentami, piękni lub umownie zwykli ludzie stojących u progu wyśnionego życia. Uniwersum rządzące się swoimi prawami, bez pryszczy i zbędnych przedmiotów w tle. Nawet jeśli wiemy, że taki świat nie istnieje, to z baśni, jak i z fotografii reklamowej - wystudiowanej, zakłamanej, kreowanej - wyczytamy wiele o społeczeństwie, które za nią podąża i o tych, którzy ją tworzą. O marzeniach, kanonach piękna, i tym, kto rządzi lub kto chciałby rządzić światem. Ważne są też pęknięcia w idealnej strukturze - z nich sączy się przypowieść.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Teoretycznie nasza baśń rozpoczęła się w 1989 roku, po otwarciu wrót Królestwa Mamony i dóbr materialnych, które dosłownie zdominowały polski krajobraz. W latach 2000 billboardy zaciemniły okna w kamienicach, przykryły secesyjne stiuki, oplotły ogrodzenia. Nadrabialiśmy sztukę marzenia: jak 1001 baśni na każdą noc, u nas była opowieść na każdy metr kwadratowy. Reklama bywała (i bywa) ponad prawem, niejednokrotnie ponad zdrowym rozsądkiem. Tak bardzo chcieliśmy zaczarować rzeczywistość.
Język - często pokraczny, dziś tak ukochany przez pokolenie Z - pokazywał, jak nowi jesteśmy na tym dworze i że lekcje kultury wizualnej musimy odrobić, bo nie były powszechne. Skąd zresztą miałaby znaleźć się finezja w mówieniu o karocach, gdy większość z nas dopiero co zeszła ze składaków. Zarządzali tym wszystkim Panowie. Na ich zamówienie księżniczki i królewny reklamowały wiertarki, nieruchomości, a nawet trumny (słynne wągrowieckie kalendarze firmy Lindner) swoją nagością. Kobiece ciało jako promocyjny wabik to zabieg podpatrzony od Kowbojów z Dzikiego Zachodu. To oni wtedy nosili spodnie i portfele.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Dziś królewny i księżne z obrazków coraz częściej pokazują owłosione nogi i pachy i zapraszają na salony koleżanki z innych sfer. A to dlatego że kobiety coraz częściej tworzą, a koledzy po fachu się wyedukowali, przynajmniej część z nich. Autorzy podróżują po innych krainach, zaczynają żonglować konwencjami, opowiadanie staje się świadomym i rzetelnym rzemiosłem. Świat reklamy zyskuje rangę wizualnej elity, znajduje się miejsce na artystyczne aspiracje. Opowiadający osiągają wysoki status w społeczeństwie. Reklama to Branża Kreatywna z rycerskimi, połyskliwymi mieczami. Zdjęcia reklamowe goszczą w galeriach sztuki. Zaczęliśmy marzyć z finezją.
Tak marzyła wcześniej jedna kobieta i jej nieliczni koledzy. Były to czasy, gdy bujanie w obłokach zostało systemowo zabronione. Komunizm to w końcu specyficzna kraina, nie uznająca elity i burżuazji, oficjalnie przedkładająca równość i wspólną pracę narodu ponad bogactwa. Chyba że trzeba było sprzedać coś tym złym zza siedmiu gór i murów. W tym celu powstało Foto-service - wydawnictwo handlu zagranicznego, jedyna dość wyspecjalizowana instytucja wykonująca komercyjne fotografie mające za cel pokonać konkurencję.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
W 1966 Zachęta otwiera Ogólnopolską Wystawę Fotografii Użytkowej, w katalogu której pisze się o coraz szybszym rozwoju tej części medium w odpowiedzi na „rosnącą krzywą wzrostu eksportu”. Są tam prace 62 artystów i 9 artystek, ponad połowy działających w Warszawie, m.in. Dłubaka, Hartwiga, Plewińskiego, Zofii Rydet, Natali LL. Od połowy lat 60. Zbigniew Dłubak prowadzi Pracownię Fotografii Reklamowej w Szkole Filmowej w Łodzi, w Warszawie w bliskich zakresach edukuje Wojciech Zamecznik.
Z założenia jednak większa część „fotografii użytkowej” to nie wielkie baśni a bliskie życiu opowiadania ludowe: „Reklama socjalistyczna miała za zadanie rzetelnie informować klienta i tylko ten aspekt reklamy uznawano za wartościowy” (Piotr H. Lewinski, Retoryka reklamy). Rynek krajowy nie istniał, ale produkty wciąż potrzebowały swojej wizualnej reprezentacji, książki okładek, spektakle plakatów, a ustrój - propagandy szczęścia i spełnienia.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Nie było natomiast studiów fotograficznych, nie wszyscy mieli dostęp do lamp, specjalistycznego sprzętu i oświetlenia. Nie było też profesjonalnych modelek, które wiedziałyby jak zachować się przed aparatem. Nie było dyrektorów kreatywnych i osób, które rozumiałyby, że dobra sesja kosztuje. Baśń musiał napisać ten, kto miał pióro, czyli aparat.
W latach 60. i 70. aparat miała właśnie pracująca dla gazet Rago. Na stykówkach z jej sesji widać, jak chałupnicze warunki panowały na sesjach - wykonywanych w piwnicach, między kaloryferem a kanapą w salonie własnych mieszkań, z użyciem wszelkiego dostępnego w mieszkaniu światła, na obiektach, które sami musieli wypożyczać i przewozić z miejsca na miejsce. To dosłownie zamki budowane z zapałek. Ale i swoboda twórcza.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
„Pozostaje wielka improwizacja, dającą zreszta nierzadko bardzo dobre rezultaty” (E. Dobrzyńska, Wielka improwizacja, „Reklama” 1983, nr 7-8, s.18, za: Paradoksy Wielkiej improwizacji, Maciej Szymanowicz, Fundacja Archeologii Fotografii). W końcu baśń to sztuka marzenia i wyobraźni. Zbigniew Dłubak i Fleischmanowie specjalizowali się w wysublimowanych estetycznie a la „studyjnych” sesjach przedmiotów, obrazujących np. okładki książek, Zamecznik tworzył plakaty filmowe i teatralne, a Danuta Rago - zgodnie ze swoim charakterem - częściej wychodziła z wnętrz i pracowała z ludźmi.
W efekcie jej najlepsze sesje reklamowe bliskie są zachodniemu i dzisiejszemu myśleniu o reklamie, która pokazuje nie produkt, a całą wizję świata. Skoro nie trzeba było nic sprzedać, można było oddać się radości tworzenia. A radość i wolność najlepiej przekonuje. I tak w PRL-u sfotografowanym przez Rago na potrzeby sesji reklamowych chce się zwyczajnie żyć.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
To rzeczywistość estetyczna, fotogeniczna i modna, a jednocześnie swojska, ciepła i bliska, bo przecież fotografowana w naturalnym świetle, z modelami-naturszczykami i w oparciu o intuicję, bez odgórnych wytycznych. Efekt - kuszący vintage przypominający bardziej Stranger Things niż szarą polską rzeczywistość. Produkcja maluchów fotografowana na kolorowej kliszy wygląda jak wykonywana w amerykańskich zakładach Los Angeles. Przejeżdża WZK-ą - klimatyczne eskapady po włoskiej riwierze. Dziś nad tym subtelnym połączeniem naturalności i prawdy z baśniową fikcją pracują sztaby ludzi.
Fotografie Rago wydają się - pomimo niedociągnięć warsztatowych, za jakie trudno jednak ówczesnych artystów winić - wyprzedzać swoją epokę, ale może nie ma w tym nic dziwnego zważywszy, że sama Danuta Rago popędzała rzeczywistość do zmian swoim działaniem i charyzmą.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Była jedyną z zaledwie sześciu kobiet należących w ówczesnym czasie do ZPAF-u. Aplikowała tam, gdy kierowała już całym działem foto czasopisma Perspektyw i zdobyła 4 wyróżnienia honorowe dla World Press Photo, męski klub natomiast dwukrotnie odrzucił jej aplikację. Ona - próbowała do skutku. Podobnym uporem wywalczyła publikację swojego pierwszego materiału fotograficznego u Grzegorza Lasoty, krytyka literackiego „Nowej Kultury” i „Przeglądu Kulturalnego”. Gdy ten trzykrotnie odrzucił zamówiony u Rago materiał, trzykrotnie znajdował zdjęcia z powrotem na swoim biurku. Skapitulował, widząc, że Rago się nie podda.
Systemowemu uporowi towarzyszyła miłość do sztuki i kreowania fikcyjnych światów. Na początku Rago chciała zostać aktorką. Pochodząca ze wsi Dobre w dzisiejszym województwie kujawsko-pomorskim, zaraz po maturze wyjechała do stolicy. Zaczęła pracę, a rok później, w 1954, dostała się na studia aktorskie. Narodziny dziecka i sytuacja finansowa sprawiły, że musiała zrezygnować ze studiów i zacząć pracę laborantki przy wywoływaniu odbitek.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Pomimo utrudnionych warunków nie przestała jednak inwestować w swój rozwój: rozpoczęła studia eksternistyczne na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, a także związała się ze Studenckim Teatrem Satyryków i odgrywała tam dobrze oceniane role. Jedno z pierwszych fotograficznych zleceń otrzymała publikując żartobliwe ogłoszenie: „Myjemy okna, pierzemy koszule oraz wykonujemy rozmaite inne prace fotograficzne”. Tak dostała pracę od tego samego Lasoty, który później poznał drugą stronę zawadiackiego i nieustępliwego charakteru fotografki. Zaczynała zresztą od najbardziej podstawowych, technicznych prac rzemieślniczych. Do zleceń w czołowych polskich gazetach doszła sama, od podstaw.
Po otrzymaniu pracy u Lasoty i pierwszym zleceniu fotograficznym dla „Sztandaru Młodych” Rago weszła w rolę fotografki. Pracowała w praktycznie wszystkich istotnych ówcześnie tytułach: „Walka Młodych”, „Świat”, „Agencja Robotnicza”, jednocześnie pracując etatowo w Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa”. Dla nich pisała też krótkie relacje z wydarzeń kulturalnych i recenzje wystaw.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Tu wydaje się być daleka od jakiejkolwiek mitologii: fotografowała szeroko realia PRL-u, od końca lat 50 i odbudowywanej Warszawy, lśniącego sklepu Wedla z dobrze ubraną kolejką ludzi i strojnych kobiet na wystawie psów rasowych, przez zbiór truskawek w pod warszawskiej wsi i zawody sportowe w Gdyni, po zdjęcia z planów filmowych. Jednocześnie dzięki powiązaniom z teatrem i prasą sportretowała elitę polskiego życia kulturalno-społecznego: Marię Kuncewiczową, Ewę Demarczyk, Jana Cybisa, Helenę Rubinstein, Melchiora Wańkowicza.
„Zawsze starałam się, żeby portretowana osoba nie patrzyła w obiektyw, żeby była zajęta czymś, co wyraża w jakiś sposób jej osobowość” - mówiła przy okazji swojej indywidualnej wystawy w 1999 roku. Starała się też poświęcić modelowi jak najwięcej czasu, wychodząc z założenia, że nie zrobi się dobrego zdjęcia w pięć minut. Czasem potrzebowała kilku godzin i wielu setek ujęć, by wybrać to najlepsze. Może ta praca z modelem nieprofesjonalnym i chęć zamknięcia w jednym portrecie całej historii wprowadziła do jej fotografii użytkowej jakość, jaką nazywa się dziś storytelling.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
W 1960 roku została członkinią Klubu Fotografii Prasowej przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich - po 6 latach członkostwa znajdowała się już w Zarządzie Klubu. Jako jedyna z niewielu kobiet została zaproszona do współpracy z Centralną Agencją Fotograficzną (dzisiejszy PAP). W tym czasie zdobyła 3 z 4 honorowych wyróżnień Words Press Photo w Holandii (1962, 1963, 1968, 1976). Następnie zaczęła pracę w „Perspektywach”, gdzie po 9 latach została kierowniczką działu fotoreporterów. Tam do 1990 kierowała zespołem złożonym z czołowych polskich fotografów m.in. Tomaszewskiego, Siemaszki czy Sikory. Nawet na emeryturze jest bardzo aktywna i obejmuje różne społeczne funkcje.
Być może ta siła charakteru sprawiła, że Rago nie poddała się obciążeniom wizerunkowym, jakimi była wtedy obarczona fotografia użytkowa. W jej czasach sam fakt robienia zdjęć „dla pieniędzy” nie był czymś nobilitującym - system nie wspierał tej waluty, a dla artystów wydawała się ona uwłaczającą - fotografia to przecież sztuka, której miejsce jest w służbie społecznej w prasie lub w galeriach sztuki obok malarstwa.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Wielu artystów/ek proszonych o wykonanie zdjęć użytkowych czuło się Dostojewskimi (lub Tuwimami) zmuszonymi do pisania bajek dla dzieci. Część zresztą czuje się tak po dziś dzień. Rago zaś bierze wiele takich zleceń. W latach 60. i 70. wykonuje sesje pralki Światowid, proszku do prania Pollena, lampek choinkowych, kosmetyków Celia, suszarki Farel - produktów ikon tamtejszej epoki. Zdjęcia w zamkniętych przestrzeniach to jednak nie jej konik. Czysta notka informacyjna nie jest dla Rago. Rago pisze baśnie. Na przykład o pięknej górskiej krainie z kolorowymi powozami, Fiatami 126p.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
W 1979 dostała zlecenie stworzenia fotografii do katalogu FSM, czyli Fabryki Samochodów Małolitrażowych. Zdjęcia ze studia w Katowicach można zwyczajnie pominąć. Opowieść Rago zaczyna się w naturze, z prawdziwymi bohaterami: tradycyjnie ubrani górale grający na bajkowych wręcz trombitach, nowoczesne aktywne rodziny wybierające się na narty. W ich tle - Maluch, w beskidzkich zaspach śniegu, towarzysz ludzkich przygód, nabiera kolorytu, rodzimego sznytu i powodu do dumy, a fotografie - życia, radości i charakteru.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Kolejne katalogowe zdjęcia to kadry z królewskich stajni i powozowni - Rago odwiedziła zakłady w Bielsko-Białej i Sosnowcu i fotografowała zaplecze powstawania aut. Tam świeżo pomalowana Syrena schodząca z taśmy wygląda jak karoca, a żółte maluchy, jeden za drugim w pięknym niebieskim świetle jarzeniówek, jak szykowane do niedługiego startu rasowe konie, poklepywane przez zadowolonych stajennych. Rago fotografuje też kobiety - w pastelowych różowych kitlach, trwałych i grubych okularach przypominają postaci z filmów Wesa Andersona.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Motory WSK w obiektywie Rago to mustangi dla młodych i wolnych. Na sesji z 1969 lśnią kolorowe blachy, młodzież jest modnie ubrana, mamy piękną polską jesień i puste szosy - świat, w którym nie ma problemów, cenzury i braków mieszkaniowych, tylko klasyczny wiatr we włosach. Okulary i skórzane torebki prezentują uśmiechnięte dzieci i młode kobiety patrzące prosto w słońce i obiecującą dal, spieszą się na samolot, który zaraz odlatuje do sąsiadującego królestwa. Rago, poprzez multiplikację produktów na jednym zdjęciu buduje pozory dostępności i wyboru. Kolory modne i przesadzone jak na lata 60 przystało, jakby użyła filtrów, na których 60 lat później Instagram zbuduje swoją popularność.
Postać Danuty Rago jest dziś zdecydowanie mniej znana niż sylwetki i twórczość jej kolegów po fachu, którym szefowała w redakcji Perspektyw. Fundacja Archeologii Fotografii zajmuje się archiwum artystki i digitalizacją jej zbiorów (dostępne do obejrzenia online w Wirtualnym Muzeum Fotografii). W ramach przywracania pamięci tej wyjątkowej i aktywnej w swoich czasach postaci otworzyła monograficzną wystawę prezentującą dorobek artystki: reportaż, fotografię uliczną i reklamową.
fot. Danuta Rago / Fundacja Archeologia Fotografii
Na wystawie „Fabryka złudzeń” są też zdjęcia Rago z Nowego Jorku. Wielkie Jabłko odwiedziła w 1965. Sfotografowała je w czerni i bieli, z lekkim dystansem, trochę jakby nieśmiało podglądała ten inny świat. Weronika Kobylińska, kuratorka wystawy, pisze w odniesieniu do tych zdjęć o sceptycyzmie fotografki względem kapitalizmu. Ale Stany to też duch działania i dziania się - coś z pewnością bliskiego Rago. Dzieląc z kolegami zza oceanu wiarę w spełnianie marzeń stworzyła siebie samą, swoją karierę i jedne z najciekawszych fotografii reklamowych poprzedniej epoki. Może dlatego tak dobrze szło jej pisanie baśni, bo wierzyła że część z nich ma szansę stać się prawdą.