Akcesoria
DJI Mic Mini - superlekkie, małe i niedrogie mikrofony na start
Tak sobie myślę, że często zdjęcie to pierwszy kontakt widza z danym filmem. A wielu nie ma pojęcia kim jest osoba, która wykonała taką fotografię i na czym polega jej zawód, czyli zawód fotosisty. Przybliż go trochę.
Wszystko zależy oczywiście od projektu, ale my, fotografowie, mamy trochę tych zadań do wykonania na planie. Począwszy od zdjęć promocyjnych, które oglądamy w prasie, internecie, poprzez fotosy, które odwzorowują film, to znaczy są najbardziej spójne z tym, co widz zobaczy na ekranie. Jest też backstage, a także zdjęcia grające, będące rekwizytami.
zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda"
To znaczy?
Są to takie zdjęcia, którymi się posługują bohaterowie i widać je na ekranie. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że w filmie jest bohater, który według historii jeszcze trzy lata temu był w wojsku. Trzeba wykonać zdjęcia, które pojawią się u niego w mieszkaniu jako pamiątki. Czasami takie fotografie są bardzo trudne, bo czasem najtrudniej jest zrobić zdjęcia celowo wyglądające na amatorskie, przypadkowe itp.
Miałem kiedyś taką sytuację, że w filmie była scena, w której siedmioletni chłopczyk dostał aparat jednorazowy. Robił zdjęcia swojemu ukochanemu koniowi i potem miało się okazać, że na żadnym z tych zdjęć zwierze nie jest w całości: na jakimś miał być rozmazany ogon, na innych kawałek nogi. Męczyłem się strasznie żeby zrobić to tak, by wyglądało na zdjęcia wykonane przez małego chłopca który pierwszy raz miał aparat w rękach. Poza tym robimy też sesje zdjęciowe na billboardy: czasem do tego wykorzystywane są fotosy, ale często są to specjalne, osobne sesje zdjęciowe. Dochodzą portrety czyli sylwetki, całe sesje aranżowane. Dwa miesiące temu miałem taką potężną sesję, na której było 30 osób do obsługi sesji, a pięć osób było fotografowanych. Podsumowując, zakres naszej pracy jest bardzo szeroki i musimy się sprawnie poruszać w wielu dziedzinach fotografii.
Zdjęcie: Robert Pałka, "Rojst 97"
Masz jakiś ulubiony segment tej pracy?
Wiesz, chyba nie mam. Co jak co, ale cała ta praca ma swój urok. Przy czym nie jest łatwą i lekką pracą, bo my, fotografowie, jesteśmy tylko małą częścią tej wielkiej, gigantycznej maszyny jaką jest plan filmowy. I trzeba się umieć w tym odnaleźć. Nie jest tak, że przychodzi fotograf na plan i teraz wszystko kręci się wokół niego. Na szczęście często jest czas na wykonanie zdjęć, zazwyczaj po danej scenie. To już też wynika z doświadczenia danego fotografa, który wie, że to co się teraz dzieje na planie musi się pojawić na zdjęciach, a inny moment wręcz nie może. Fotograf wie też, co najlepiej “sprzeda” film . Jeżeli nie można zrobić zdjęcia w trakcie danej sceny, czasami jest szansa na powtórzenie i zagranie tej sceny specjalnie dla fotografa. Dlatego ważną rzeczą jest przygotowanie się do projektu.
Jak się przygotowujesz?
Czytam scenariusz. Muszę wiedzieć, kto jest kim, jak najlepiej i w jakich momentach pokazać jego postać, który dzień zdjęciowy czy moment będzie najciekawszy.
Dostajesz jakieś wytyczne, czy masz wolną rękę?
Bardzo różnie. To zależy czasem od dystrybutora, od działu marketingu, produkcji. Fotograf na planie jest kimś, kto porusza się między planem, marketingiem, dystrybucją, producentem etc. i powinien zaspokoić potrzeby wszystkich zainteresowanych stron.
zdjęcie: Robert Pałka, "Najlepszy"
W 2005 roku przeprowadziłeś do Warszawy. Pamiętasz swoje pierwsze zlecenie jako fotosista?
Pamiętam i nie zapomnę go do końca życia (śmiech). Ja generalnie byłem człowiekiem z korporacji: garnitur, auto służbowe i tak dalej. W pewnym momencie wciągnąłem się strasznie w fotografię, a mój znajomy reżyserował wtedy sztukę teatralną ze świetnymi aktorami. Pomyślałem, że fajnie by było do niego przyjechać i zrobić kilka zdjęć. Spodobały się, potem hobbystycznie sfotografowałem jeszcze kilka spektakli. W pewnym momencie asystentka tego reżysera zaczęła mnie bardzo mocno namawiać żebym zajął się tym na poważnie. Nie byłem przekonany, bo miałem bardzo mocno poukładane życie zawodowe, ale dałem jej płytkę z moim portfolio.
Był 6 grudnia o 6:00 rano - pamiętam, bo od tamtej pory co roku zawsze tego dnia staramy się do siebie zadzwonić. Ja przygotowywałem się do pracy, czyli już kawa w ręku, garnitur, laptop gotowy. Zadzwoniła i mówi: “słuchaj, Robert, najpóźniej w poniedziałek musisz być w Warszawie, bo jest taki duży projekt z Agnieszką Holland, Magdą Łazarkiewicz i Kasią Adamik. Oglądały Twoje zdjęcia i chcą, żebyś przy tym pracował. A, to zajmie 4 miesiące. Nie mogę dalej rozmawiać, bo zaraz jest ujęcie”. I się rozłączyła. Finał był taki, że zadzwoniłem do dyrekcji w firmie, przyjechałem na rozmowę i rzuciłem korpo.
Pierwsze zlecenie i od razu taki duży projekt. Trochę skok na głęboką wodę. Stresowałeś się?
Bardzo. Przecież ja kompletnie nie miałem pojęcia jak wygląda plan filmowy! Dotąd film był dla mnie tylko tym, co widziałem na telewizorze lub w kinie, nie miałem pojęcia jak powstaje, nie wiedziałem do końca po co ja w ogóle będę na tym planie, wszystko było dla mnie nowe. Ale trafiłem na wspaniałych ludzi, którzy bardzo mi pomogli i ułatwili tą pracę. Wykonałem dobrą robotę, z czasem przyszły telefony od kolejnych projektów i tak już zostało.
Robert Pałka na planie "Wielkiej Wody", zdjęcie: Jan Holoubek
Rozmawiamy 17 lat później. Opowiedz mi trochę o zmianach, które nastąpiły w branży przez ten czas.
Przede wszystkim zmiany dotyczące ograniczeń sprzętowych. Kiedyś nie można było zrobić zdjęcia podczas realizacji sceny, bo przez dźwięk migawki aparatu automatycznie scena byłaby nie do wzięcia. Wtedy było więcej ustawiania, co też bywało bardziej komfortowe, bo wszyscy wiedzieli, że czas na zdjęcie musi się pojawić osobno. Oczywiście była na to technologia, sound blimp, czyli dźwiękoszczelne obudowy do aparatów. Niestety jak na polskie warunki były one horrendalnie drogie - w końcu był to niszowy produkt, nie produkowany masowo. Niektórzy tworzyli samoróbki. Wszystkie te obudowy miały zasadniczą wadę: ograniczony dostęp do aparatu. Jeżeli raz ustawiłeś parametry, musiało tak zostać na całą scenę. Nie wchodziła w grę też zmiana obiektywu. Ja przekonałem się do tego sprzętu dopiero po obejrzeniu backstagu z Mad Max Fury Road. Zobaczyłem na planie fotografa, który pracował w obudowie, ale miał na wierzchu przeniesione wszystkie przyciski. Więc co zrobiłem? Otworzyłem portal IMDB, zobaczyłem, kto robił tam fotosy, okazało się, że to Jasin Boland, jeden z najbardziej uznanych fotografów filmowych. Napisałem do faceta i podpowiedział mi co to jest za sprzęt. Okazało się, że te fajne zestawy robi tylko jedna firma na świecie i ma jeden warsztat, gdzie to wykonuje. Załatwił mi dobrą cenę, ponieważ był ambasadorem marki. A potem przyszły bezlusterkowce, z których korzystam do dziś. One niestety też nie są idealne, np. występuje problem migotania podczas używania migawki cyfrowej. W tej chwili są dwa aparaty, które sobie z tym radzą. A mi się marzy taki aparat, który łączyłby w sobie cechy czterech dużych firm.
Jakie cechy?
Mój wymarzony aparat to taki, który byłby wielkości Fuji, autofokus miał z Canona R5a, matrycę i oprogramowanie z Sony A1, a wizjer z Leici (śmiech).
zdjęcie: Robert Pałka, "Obywatel Jones"
A czy rola fotosisty się zmieniła przez te lata?
Ja w sumie wolę używać słowa “fotograf planowy”, a nie “fotosista”. Tak, dużo się zmieniło w tej pracy. Kiedyś było tak, że fotograf był wybrany na cały projekt. Dziś jest zazwyczaj tak, że pojawia się tylko na wybrane dni, zwykle te, które najlepiej zaprezentują cały projekt. A kiedyś, jeżeli plan trwał 4 miesiące, to 4 miesiące pracowałeś niemalże codziennie. Ja tęsknie za tamtymi czasami, bo to jest tak jak z robieniem reportażu: jeżeli wyjedziesz na chwilę, to nie zrobisz tak dobrych zdjęć, jak gdybyś miał na to więcej czasu. Potrzeba czasu na zasymilowanie się z ludźmi, muszą cię poznać, by złapali z Tobą kontakt i by poczuli się swobodnie z twoim aparatem. Oczywiście po tylu latach pracy przychodzi mi to dość szybko, a środowisko jest na tyle małe, że wiele ekip po prostu już znam, ale codzienna praca na planie była fajniejsza. Czy coś jeszcze zmieniło? Na pewno dzięki temu, że zmienił się ten sprzęt, mamy możliwość lepszego uchwycenia takich najbardziej emocjonalnych momentów, jako, że możemy fotografować w trakcie sceny, a także operować na coraz większych czułościach.
zdjęcie: Robert Pałka, "Rojst 97"
Jak szybko musisz oddawać obrobiony materiał?
To zależy od projektu, ale często jest tak, że zaczynasz projekt i po dwóch dniach już jest potrzebne zdjęcie do tak zwanego newsa. Czyli przeważnie na początku dość szybko oddajesz pakiet kilku konkretnych kadrów. Później przeważnie jest już tak, że na spokojnie po zakończeniu projektu przygotowujesz wszystkie materiały i one zaczynają pracować dopiero w momencie, kiedy zaczyna się oficjalna promocja.
zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda"
Przejdźmy do “Wielkiej Wody”. Ile czasu spędziłeś na planie?
Plan trwał 78 dni, ja byłem na 40 dniach zdjęciowych.
Serial cieszy się ogromną popularnością, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Czy będąc na planie miałeś od razu przeczucie, że “to będzie naprawdę COŚ”?
Zdecydowanie, po pierwsze miałem już przyjemność pracować z Jankiem Holoubkiem (reżyserem), Bartkiem Ignaciukiem (reżyserem) i Bartkiem Kaczmarkiem, czyli operatorem, wiedziałem również jaką scenografię potrafi przygotować Marek Warszewski, scenograf. Ale przede wszystkim przygotowując się do projektu jak zawsze przeczytałem scenariusz, a ten czytało się jak wciągającą powieść, w jeden wieczór.
zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda"
Wszyscy zastanawiają się ile na planie było prawdziwej wody, a ile to efekty specjalne.
Oj, wody było naprawdę bardzo dużo. W basenie została odwzorowana 1:1 cała ulica, a następnie wybudowana i zalana wodą, do tego stopnia, że my do pewnego momentu chodziliśmy tam w woderach, ale potem wody było już tyle, że mogła tam pływać wojskowa amfibia. Trzeba było bardzo uważać żeby nie utopić aparatu.
To wyzwanie zarówno dla fotografa, jak i operatora, dźwiękowca, charakteryzatorów. Dla całej ekipy.
Dla wszystkich, nie na co dzień wykonuje się swoje obowiązki zawodowe po szyje w wodzie.
Pracowałeś wcześniej w takich specyficznych warunkach?
Właśnie dlatego ta praca jest tak fajna, bo robisz bardzo dużo dziwnych rzeczy. Raz na jakiś czas trafiają się takie projekty, że czujesz się jak dziecko w piaskownicy. Jednego dnia robisz zdjęcia pod ziemią w kopalni, innego musisz wejść na jakąś górę, kolejnego lecieć samolotem, a potem brodzić w wodzie. Później nagle jesteś w prosektorium w jakimś zamkniętym szpitalu, a innym razem wchodzisz na zaplecza Dworca Centralnego, które normalnie nie są dostępne. Dlatego uważam, że to bardzo ciekawy zawód.
Kolory w “Wielkiej Wodzie” mają świetny klimat, są jak ze starej taśmy Kodaka.
Serial był kręcony kamerami cyfrowymi, a o kolory zadbano potem. Tak jest od zarania dziejów, również z fotografią: robisz zdjęcie, ale to jak ono finalnie wygląda zależy od tego, co z nim zrobisz w procesie wywoływania. Kiedyś w ciemni analogowej, dziś w cyfrowej ciemni. W filmie jest proces koloryzacji, gradingu.
zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda"
Czy któryś dzień na planie “Wielkiej Wody” zapadł Ci szczególnie w pamięć?
Wiesz co, tam się tyle działo, że ciężko mi wskazać jeden. Dla mnie najciekawsze są właśnie takie dni, kiedy dużo się dzieje i trzeba za tym nadążyć. Lubię, gdy jest dynamicznie, a ja muszę się trochę ”nabiegać” za zdjęciem. Pociągają mnie takie wyzwania i wtedy gdy uda się coś, co sobie wymyśliłem, to satysfakcja jest podwójna. Chyba ciężko by mi było odnaleźć się w takim projekcie jak na przykład “Dwunastu Gniewnych Ludzi”, gdzie wszyscy siedzą zamknięci w jednym miejscu.
zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda"
To komu byś polecał taki zawód? Jakie cechy charakteru trzeba mieć, żeby się w nim odnaleźć?
Trudne pytanie. Na planach jako fotografowie pracują teraz dwie osoby, które wprowadziłem do zawodu, ale tych, którzy próbowali i wraz ze mną weszli na plan, a potem odeszli, było dużo, dużo więcej. Zrezygnowali, bo to wcale nie jest łatwy kawałek chleba. Tak jak powiedziałem na początku, to nie działa tak, że przyszedł pan fotograf i nagle wszystko jest pod niego. Trzeba się umieć odnaleźć, dograć z innymi ludźmi i sytuacjami na planie.
Pewnie też zawalczyć o swoje?
Dokładnie. Nie każdemu odpowiada też ten tryb pracy, np. w listopadzie codziennie jesteś nad morzem, przez pięć dni, po dwanaście godzin, w nocy. To jest praca wymagająca fizycznie. Nie przychodzimy do studia na 4 godziny, nie robimy zdjęć w przerwie popijając kawkę, na pełnym luzie. Myślę, że nawet oglądając “Wielką Wodę” jako widz łatwo można sobie wyobrazić, że taki plan jest wymagający. I takich projektów, przy których trzeba “dać radę” w sensie fizycznym, jest dużo. Po planie przychodzi dzień wolny, a ty musisz usiąść do tego komputera, a wcześniej cały czas pamiętać o tym, żeby zgrywać dane na bieżąco, robić backupy. Odpowiedzialność jest duża. Myślę, że każdy dobry fotograf filmowy jest dobrym fotografem, ale nie każdy dobry fotograf będzie dobrym fotografem filmowym.
Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcie: Robert Pałka, "Wielka Woda" Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć
Więcej zdjęć Roberta Pałki do obejrzenia na stronie internetowej robertpalka.com oraz w portalu Instagram.
Zdjęcie okładkowe autorstwa Justyny Osińskiej.