Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Michał Chrzanowski: Jest Pan jednym z najbardziej uznanych fotoreporterów na świecie. Dla magazynu “Time” dokumentował Pan największe konflikty zbrojne na świecie. Jednak czy w świecie nowych mediów, gdzie popularne są krótkie reportażowe filmy wideo, jest jeszcze miejsce na klasyczny fotoreportaż wojenny?
Christopher Morris: Oczywiście wiele rzeczy się zmieniło, ale to, co pozostało bez zmian, to wizja fotografii, fascynacja ludźmi oraz społecznościami w ich naturalnym środowisku. Dzisiaj dla zawodowych fotografów i fotoreporterów cały moduł biznesowy ogromnie się zmienił względem tego, co było w przeszłości. Jednak, pomimo tego, wciąż pozostaje miejsce, nisza dla tradycyjnego fotoreportażu i dokumentu. W dziennikarstwie, a przede wszystkim w fotoreportażu, bardzo ważne jest odpowiednie podejście do fotografowanego tematu - wiedza i etyka, a także warsztat, technika i kreatywność, których często brakuje amatorom fotografii. Dlatego też uważam, że zawsze będzie istniało zapotrzebowanie na jakość. Dzisiaj każdy może robić zdjęcia, ale od razu można zauważyć, czy daną fotografie zrobił amator, czy też zawodowiec. Oczywiście także amator może wykonać pracę na wysokim poziomie i to tylko pokaże, że jest bardzo utalentowanym amatorem, w którym drzemie potencjał. Dziś dzięki rozwojowi techniki oraz zgłębianiu wiedzy związanej z fotografią ten utalentowany amator może stać się przyszłym cenionym fotoreporterem. Poza tym dzięki nowym mediom nie musimy już być zależni od dużych korporacji, by móc pokazywać swoją pracę. Sam jestem wolnym strzelcem, dlatego też w pełni rozumiem rangę i wykorzystanie nowych mediów. Wydaje mi się, że najbardziej efektywnymi miejscami, w których możemy pokazać siebie i swoją pracę, są Instagram, Facebook oraz platformy blogowe. Jeżeli jesteśmy utalentowani możemy zacząć tworzyć swoją markę za pomocą tych portali społecznościowych. To nowy rodzaj podejścia do fotografii i biznesu, dzięki któremu możemy zacząć tworzyć obrazy lub też przetrwać jako fotograf bez konieczności bycia zależnym od dużych tytułów i wydawnictw. Obecność w nowych mediach jest też dobrą możliwością na pozyskanie pieniędzy, które możemy wykorzystać na realizację projektów fotograficznych. Dlatego z optymizmem patrze w przyszłość związaną z fotografią, jednak wiem też, że będzie ona zupełnie inna niż ta, w której się wychowałem i do której przywykłem.
W ciągu ostatnich kilku lat zdjęcia wojenne oraz fotografie ukazujące konflikty (niekoniecznie zbrojne) były nagradzane na różnego rodzaju światowych konkursach fotograficznych. Dlaczego akurat temat ukazujący ból i cierpienie jest tak wysoko ceniony? Jakie cechy charakteru powinien posiadać fotoreporter, aby w pełni poradzić sobie w czasie fotografowania wojny?
Zdjęcia prezentujące wojnę nie zawsze wygrywają konkursy fotograficzne. Nagroda w głównej mierze zależy od jakości nadesłanego zdjęcia (koncepcja, technika itp.) oraz przedstawianego tematu. Dla mnie wojna to ludzkość w swojej najgorszej postaci. Dlatego może dostarczać wiele mocnych i wywołujących emocje obrazów. Osoba fotografująca konflikt uwieczni bardziej dramatyczne zdjęcia niż reporter fotografujący prezydenta miasta przecinającego wstęgę. Wybieramy to, co wywołuje skrajne emocje - taka jest ludzka natura. Sam byłem fotografem wojennym i ciągle zadaję sobie pytanie, jaka była motywacja, która mną kierowała i jaka jest motywacja, która kieruje wielu innych fotografów w miejsca konfliktów. Muszę być teraz bardzo ostrożny, ponieważ to co powiem może okazać się kontrowersyjne. Wydaje mi się, że środowisko fotografów wojennych jest bardzo egocentryczne. Egocentryczne w tym sensie, że jako fotoreporterzy wojenni czujemy, że robimy coś, co zmieni świat oraz poinformuje ludzkość o tragedii. I prawdopodobnie to jest główną motywacją. Jednak u jej podstaw stoi egocentryzm i zapatrzenie w siebie. Fotoreporterzy wojenni muszą wykonać krok w tył i uzmysłowić sobie, że przez to co robią grają w grę, w której mogą przegrać swoje życie. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżasz w miejsce konfliktów istnieje pięćdziesiąt procent szans, że coś ci się stanie. Wciąż jednak ryzykujesz i ryzykujesz, by wygrać. To jest jak nałóg. Oczywiście wielką nagrodą jest zaprezentowanie zdjęć i wygranie w światowym konkursie takim jak na przykład World Press Photo, dzięki któremu stajesz się rozpoznawalny. Tak też stało się ze mną. Poprzez fotografię wojenną moja kariera wystrzeliła jak z katapulty. Ale jak już mówiłem ten zawód niesie ze sobą wielkie ryzyko. Przecież każdy z nas ma żony, dzieci, matki, ojców, przyjaciół, osoby o które się troszczy. A poprzez wyjazd na wojnę mówisz im, że Twoja praca jest ważniejsza od nich. Że fotografia jest na pierwszym miejscu, że jest ważniejsza niż rodzina. Prawdziwa tragedia może spotkać nie tylko Ciebie, lecz także Twoich bliskich, gdy na przykład wrócisz jako kaleka bez ręki lub nogi lub nie wrócisz wcale. Praca fotografa wojennego ma wpływ na całe jego otoczenie. Dlatego też młodzi fotoreporterzy muszą poznać i zrozumieć swoją motywację: dlaczego to robią. W gruncie rzeczy fotografia wojenna opiera się na sfotografowaniu momentu, w którym jedna osoba chce zabić drugą. A tego nie da się uwiecznić z odległości kilkuset metrów. Musisz być w centrum wydarzeń - w odległości pięćdziesięciu metrów, nawet trzech metrów, a to oznacza, że ryzykujesz. Wielu moich kolegów po fachu zginęło na wojnie. I w imię czego? W imię jednego kadru? W imię fotoreportażu? Czy zmienili tym świat? Czy przez to jedno zdjęcie stał się on lepszym? Nie! Ale zapłacili za to swoim życiem. Dlatego też młodzi fotoreporterzy muszą być świadomi ryzyka.
W tym roku po raz jedenasty oglądaliśmy zdjęcia nadesłane na Ogólnopolski Konkurs Fotografii Prasowej – Grand Press Photo. Czy udział młodych fotoreporterów w tego typu konkursach oraz ewentualne wyróżnienie lub wygrana ma tak prestiżowy charakter, jak chociażby kilkanaście lat temu? Czy konkursy zwiększają prestiż fotografa? Jak zmieniło się to w ciągu ostatnich lat?
Wygranie w konkursie jest pewnym sposobem na zaprezentowanie swoich prac szerszej publiczności. To również możliwość pokazania światu, że jesteś utalentowany. Dlatego też udział w konkursach oraz ewentualna wygrana to dobry sposób na wyróżnienie się spośród tłumu. Wtedy też Twoje nazwisko jako laureata pojawia się w mediach, a to zawsze pozytywnie wpływa na stworzenie lub rozsławienie własnej marki. Ludzie zaczną Cię cenić i zauważać. Ale prawda jest taka, że jeżeli będziesz prezentował prace na poziomie, możesz zostać zauważonym bez udziału w konkursach. Z drugiej strony konkursy umożliwiają szybkie dotarcie do szerszej publiczności, więc w pewnym sensie są ważne. Jednak tak naprawdę w pełni rozpoznawalnym fotografem można się stać poprzez publikowanie swoich zdjęć w znaczących tytułach oraz dostarczanie dobrych materiałów. A to jest najważniejsze.
Na co zwracał Pan szczególną uwagę podczas oceny fotografii nadesłanych do tegorocznej edycji Grand Press Photo?
Fotografie nadsyłane do konkursu powinny przykuwać uwagę widza (jurora) poprzez pokazanie istotnego wycinka czasu uchwyconego na zdjęciu. Powinny mówić, że w momencie uchwycenia danej chwili przez fotografa był jakiś cel i zamysł. Obrazy powinny sprawiać, by widz zobaczył i odczuł to, co widział i czuł fotograf w momencie tworzenia zdjęcia. Niestety problemem współczesnej fotografii i współczesnych fotoreporterów jest nadmierne skupienie uwagi jedynie na głównym obiekcie. Jest przekonanie, że jeżeli osoba na zdjęciu jest dobrze naświetlona, odpowiednio wyostrzona i z odpowiednim wyrazem twarzy (mimiką) to zdjęcie jest dobrze wykonane. Jednak jest to błędne przekonanie. Powinniśmy zapomnieć o fotografowanym obiekcie, nawet go nie zauważać i skupić uwagę na tym, co dzieje się w tle zdjęcia. Często fotografowie o tym zapominają, skupiając tym samym nadmierną uwagę na fotografowanej osobie. W rezultacie otrzymują zdjęcie, które nie jest spójne. Dzieje się tak, ponieważ uchwycone tło rozprasza, odwraca uwagę przez co fotografia staje się zanieczyszczona. W efekcie odbiorcy zdjęcia nie zauważą i nie odczują tego co czuł i widział fotograf w momencie wciskania spustu migawki. To dlatego trzeba zwracać szczególną uwagę zarówno na strukturę, kompozycję, jak i na to wszystko, co jest poza głównym obiektem, ale składa się na całość zdjęcia. Moim zdaniem aż siedemdziesiąt procent fotografii prasowej to zdjęcia nieudane i słabe, ponieważ fotoreporterzy nie zwracają uwagi na całość kadru - na to co dzieje się poza głównym obiektem, w tle. Co więcej, również fotoedytorzy nie zwracają na to uwagi. A tak naprawdę to, co tworzy prawdziwą fotografię, prawdziwe dzieło sztuki w klasycznej formie, to całość kadru, tak aby każdy jego fragment posiadał informacje, miał swój cel. To jest najważniejsze i na to zwracam uwagę.
Christopher Morris to jeden z najbardziej uznanych fotoreporterów wojennych na świecie. Dla magazynu “Time” dokumentował największe konflikty zbrojne na świecie. W latach 2000–2009 pracował dla „Time” w Białym Domu. Specjalizuje się w fotoreportażu wojennym, reportażu politycznym, ale jest też świetnym portrecistą. Morris jest także autorem sesji modowych dla wielu światowych marek. Ośmiokrotny laureat konkursu World Press Photo, wielokrotny finalista plebiscytu Picture of The Year. Uhonorowany Złotym Medalem Roberta Capy. W tym roku zasiadł na czele jury konkursu Grand Press Photo 2015 i miał decydujący głos w wyborze prac.