Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Marcin Grabowiecki: Czy mógłbyś opowiedzieć jak pracowałeś nad projektem "100 słońc"? Jak to się zaczęło?
Jestem fotografem krajobrazu. Jestem zainteresowany tym, jak ludzie i środowisko oddziaływują wzajemnie na siebie. Projekt "100 słońc" składa się z wielu rzeczy, na wielu poziomach. Jedną z nich jest to, że dla mnie jest to projekt o krajobrazie. Ma on związek z dużym projektem, który zrobiłem z NASA ("Full Moon") w 1999, który traktował o sile. Jestem zainteresowany siłą, skalą i momentem, kiedy ludzka żądza ustępuje w obliczu silniejszych mocy.
Na projekt "100 słońc" można spojrzeć pod kątem naukowym, politycznym, militarnym, psychologicznym, ale jeśli spojrzymy na niego na najbardziej podstawowym poziomie, kiedy przeanalizujesz sobie co się stało w 1952 roku, kiedy bomba jądrowa została zdetonowana, okazuje się że ludzie stworzyli po raz pierwszy swoje własne gwiazdy, swoje własne planety. Bomby jądrowe działają na takich samych zasadach jak gwiazdy, tylko w pierwszym przypadku jest po prostu mniej paliwa. Co to oznacza w kategorii krajobrazu, kultury, kontroli środowiska? To są wyprodukowane krajobrazy, wyprodukowane planety. Do 1952 roku rzeczy wzniosłe były sprawą natury lub Boga. Po tej dacie stało się to także domeną ludzi.
Tak to się zaczęło, to są rzeczy, które mnie interesują. Rozpoczęcie pracy nad cyklem "100 słońc" wydawało się, po projekcie o księżycu, naturalną konsekwencją. Nad projektem "Full Moon" pracowałem przez 5 lat. To co mnie prowadziło przez ten projekt to to, jak zachowują się rzeczy kompletnie odizolowane. Na podstawowym, fotograficznym poziomie, logicznym posunięciem było dla mnie wybrać się do środka słońca. Od zawsze byłem zainteresowany archiwami, nadawaniem sensu obrazom, które już istnieją, jak również zrobieniu kilku swoich zdjęć. Jeśli zrobiłeś coś takiego jak "Full Moon" logicznym wydaje się przejście do kolejnego etapu, którym dla mnie jest "100 słońc".
Moja praca jest także o Ameryce, o amerykańskiej sile. Jestem zainteresowany głównie tym krajem, ale jest to kwestia geografii, tam jest mój dom. Jest mi wygodniej dotrzeć do miejsc, które są bliżej, niż powiedzmy Warszawa. Chciałbym podkreślić, że jest to dla mnie ogromna przyjemność pokazywać tutaj swoje prace, szczególnie w stolicy Polski, ponieważ uważam Warszawę za swego rodzaju "punkt zerowy wybuchu" dla II Wojny Światowej. Zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Wszyscy mamy swoje punkty odniesienia.
Wspomniałeś o projekcie "Full Moon". Jak wyglądała praca nad nim? Wiem, że był on również oparty na fotografii archiwalnej.
Archiwa są dla mnie bodźcem, żeby zrozumieć głębiej rzeczy, które mają dużą skalę i miejsca, do których nie mogę się dostać jako fotograf. Urodziłem się w 1963 roku, kiedy został podpisany pakt o zaprzestaniu naziemnych prób jądrowych między Rosją a USA. Era testów odbywała się przed moim urodzeniem. Dlatego jest to dla mnie pewnego rodzaju podróż w czasie. Jestem zainteresowany historią. Projekt "100 słońc" jest związany z tematem, ponieważ te zdjęcia pochodzą z historycznego okresu zimnej wojny. Technologia jądrowa będzie z nami prawdopodobnie do końca świata. To cały czas ma znaczenie.
Przestrzeń i kosmos są ogromne. Większość książek o przestrzeni jest okropna. Myślę, że przyczyna, dla której są takie jest, nie tylko taka, że są może za bardzo naukowe, ale dlatego, że próbują przekazać człowiekowi więcej, niż potrafi on ogarnąć swoim umysłem. Zdjęcia teleskopa Hubble'a są piękne, jak śliczny cukierek, ale ja nie potrafię zaangażować się w nie, ponieważ nie mam żadnego punktu odniesienia. One są za duże.
Chciałem zająć się niektórymi z tych zagadnień, ale w sposób wąski i skupiony na konkretnym aspekcie. Pragnąłem przewartościować ikoniczne klisze rozpatrywane w kontekście nacjonalizmu (amerykańska flaga na Księżycu), technologii i egotyzmu. To cały czas jest o nas, dumnych Amerykanach. Zależało mi na tym, żeby powiedzieć, tyle ile mogłem, o księżycu samym w sobie, jako miejscu, ale za pomocą zdjęć wykonanych przez ludzi, nie przez roboty.
W 2007 dostałeś stypendium Guggenheima. Jak zamierzasz je wykorzystać?
Stypendium Guggenheima jest powszechnie znanym stypendium. Towarzystwo jest świetne. Aplikowałem o grant, żeby kontynuować pracę nad projektem o pustynnych terenach położonych na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Fotografuję z powietrza. Dostrzegam znaczący element lotniczy w projekcie "Full Moon" i "100 słońc". Prawdopodobnie połowa z tego drugiego projektu jest wykonana z powietrza. Zdjęcia lotnicze robię od dłuższego czasu latając, a fotografia była obecna w moim życiu od czasów studenckich. Mieszkam w San Francisco, na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Ameryka jest interesująca z wielu względów, nie tylko z powodu romantycznego mitu, w którym pojawiają się wielkie otwarte przestrzenie, kowboje. Oczywiście geologia jest imponująca i spektakularna. Jest to także najszybciej rozwijająca się część kraju, która cały czas się zmienia.
Nad projektem pracuję od 2003 roku, fotografując miasta (latam małym helikopterem z pilotem) oraz otwarte przestrzenie (wtedy latam własnym samolotem i pracuję z moim asystentem). Używam wielkoformatowej kamery 4x5 cala. Odbitki są w formacie 40x50 cali. Jest w tym wszystkim skala. Ten projekt jest o wielu rzeczach, ale głównie o dokumentowaniu. To jest artystyczne spojrzenie na współczesną Amerykę, zarówno na przestrzeni miejskie, jak i na otwarte przestrzenie. Staram się umieścić miasta w kontekście geologii, w kontekście tego co dzieje się aktualnie z ziemią.
Co cię inspiruje?
Inspiruje mnie badanie, odkrywanie, wprowadzanie siebie w pewnego rodzaju ekstremalny stan; odnajdywanie rzeczy, które nie zostały jeszcze odnalezione. Później staram się to fotografować. Interesują mnie ekstremalne środowiska i to, co się z nimi dzieje.
Poza tym: kreatywność; ludzie, którzy są dobrymi artystami; ludzie, którzy są dobrymi rodzicami; dzieci; fotografowie różnego rodzaju, z którymi mam ciągły dialog. Inspiruje mnie większość dobrych artystów. Oczywiście z jednymi mam więcej wspólnego niż z innymi. W Robercie Franku inspiruje mnie to, jak tworzył książki, fakt, że przeszedł przez tyle tragedii i już jako stary człowiek, stale pracował. Energia mnie inspiruje, artyści, którzy pracują mimo swojego dojrzałego wieku.
Zasadniczo jestem facetem od krajobrazu. Co nie oznacza, że Wolfgang Tillmans mnie nie inspiruje.
Michael Light (1963) Amerykański fotograf i projektant książek. Mieszka i pracuje w San Francisco. Jego prace były wielokrotnie pokazywane na indywidualnych wystawach w najbardziej prestiżowych centrach sztuki - Nevada Museum of Art w Reno, Hayward Gallery w Londynie, Sydney Museum of Contemporary Art i Casino Luxemburg. Fotografie Lighta znaleźć można w wielu prywatnych i publicznych kolekcjach, m.in.: San Francisco Musuem of Modern Art, Getty Research Insitute, American Museum of Natural History, New York Public Library i Hasselblad Center. Michael Light często występuje w roli wykładowcy, gościł w Massachusetts College of Art and Design, Getty Museum i San Francisco Museum of Modern Art. Jego projekty związane z fotografią archiwalną "Full Moon" (1999) i "100 Suns" (2003) przyniosły mu światowe uznanie. Obie książki zostały wydane w 18 edycjach na całym świecie. Michael Light jest również gościnnie wykładowcą w Deep Springs College, w Kalifornii. Light uzyskał w 2007 roku wsparcie z John Simon Guggenheim Fellowship in Photography na swój długoletni projekt, w którym dokumentuje z lotu ptaka krajobraz współczesnego uprzemysłowionego zachodu Ameryki. Pierwsza książka z planowanej wielotomowej serii na ten temat, zatytułowana "Bingham Mine/ Garfield Stack", ukaże się w tym roku, w listopadzie nakładem Radius Press z Santa Fe.
Strona autorska artysty: www.michaellight.net.
{GAL|25844