Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Marcin Grabowiecki: Udała Ci się rzadka rzecz: realizujesz swój autorski materiał, na który znalazłeś pieniądze, z drugiej strony jego poszczególne części publikowałeś w prasie. Możesz trochę opowiedzieć o tym, jak przygotowywałeś organizacyjnie ten projekt? I o jego realizacji?
Łukasz Trzciński: W sumie starania o finansowanie tego projektu trwały tak długo, że teraz ciężko mówić o statysfakcji, że się udało. Przekonać jakaś instytucję grantodawczą, że może warto się przyjrzeć temu bagażowi przeszłości było wyjątkowo trudno. Notabene roboczy tytuł, dzisiaj raczej o wymowie sarkastycznej, ostał się właśnie z czasów wycierania korytarzy w kolejnych instytucjach mających władzę nad pieniędzmi na kulturę. Tytuł miał ukrócić dywagacje czy projekt będzie poprawny politycznie, bo tego wszyscy się najbardziej bali - jak to, nowe czasy, unia a tu gość pokazuje, że przynajmniej jedną nogą jeszcze w dawnej mentalności jesteśmy. Suma sumarum projekt udało się zrealizować dzięki kolejnym dotacjom, grantom, które a to starczały na kilka wyjazdów a to na zrealizowanie konkretnej wystawy. Rok temu w podróżach bardzo pomógł mi Nikon Polska. Na etapie produkcji otrzymałem grant Narodowego Centrum Kultury Młoda Polska. Ostatnio Małopolski Instytut Kultury,która zdecydował się wesprzeć mnie przy końcowym etapie produkcji - zostało przecież jeszcze parę krajów. Będzie więc prawdziwy komfort pracy, będę się mógł skupić na działaniach twórczych, a nie rozpisywaniu kolejnych grantów.
Myślę też o cyklu filmów dokumentalnych, dla których kanwą byłyby podejmowane przeze mnie tematy. Wiele z tych wątków jest tak soczystych, że aż się proszą o taką robotę. Notabene jeżdżąc kolejne kilometry, a doliczyłem się już ich prawie 150 tysięcy, wykonałem kawał precyzyjnej dokumentacji, którą najzwyczajniej w świecie chcę teraz dobrze sprzedać. Współpraca przy filmie dokumentalnym, gdzie reżyserię i operatorkę oddałbym w nowe ręce byłaby idealnym wyjściem.
Jeśli chodzi o publikacje w prasie, o które pytałeś, to tylko element prezentacji materiałów. Rzadko zdarza się, abym się identyfikował ze sposobem aranżacji moich fotografii czy prowadzeniem narracji przez daną redakcję, ale traktuję to jako element promocyjny projektu jak i budowania budżetu, choć najwyższe polskie stawki ledwo w części są w stanie pokryć koszty realizacji danego tematu.
W planach jeszcze album i to z myślą o nim głównie powstawał cały projekt. Szukam też miejsca na obszerną ekspozycję, gdzie każdy z cykli mógłby zabrzmieć z wystarczającym oddechem.
W swoim projekcie chcesz odpowiedzieć na pytanie, jaka jest nowa Europa. Czego dowiedziałeś się w trakcie swoich podróży?
Za każdym wyjazdem odsłaniały się kolejne obszary mapy. Naprawdę było to budowanie świadomości. Niezależnie od wymyślonych czasem jeszcze w Polsce tematów konfrontowałem je z rzeczywistością i dopiero decydowałem się na jakiś trop. Jednocześnie, niezależnie od samych fotografii starałem się być jak najbliżej ludzi, skala świadomości jaką zbudowałem o regionie w czasie tych podróży jest nie do przecenienia. Nie potrafię sobie przypomnieć siebie z czasu, jeszcze tak niedalekiego kiedy wyobrażenie ledwo byłem w stanie przyporządkować do poszczególnych obszarów mapy.
Zacząłem rozumieć różnice w doświadczeniu historycznym kolejnych społeczeństw, doceniać różnice w mentalności. O tym moglibyśmy przeprowadzić zupełnie oddzielną rozmowę-rzekę. Najsmutniejsze jest to, że przekraczając kolejne granice spostrzegamy jak szybko następuje nowa unifikacja, kolejne regiony, ludzie upodabniają się do siebie. Znika gdzieś przyjemność podróży, odwiedzania miejsca choć trochę innego.
Poszczególne części cyklu mają odmienny charakter. Czy rzeczywiście jest tak, że kraje, które odwiedziłeś bardzo różnią się od siebie?
Cykl jest eklektyczny tak jak różnorodne wbrew pozorom jest doświadczenie poszczególnych krajów z minionego okresu. Wielokrotnie miałem wrażeniem, że większość z nich można by zrealizować w Polsce, jednak kumulacja następuje w jednym, określonym miejscu. Starałem się dostosować stylistykę do podejmowanego tematu. Stylistyka zależna jest również od daty wykonania zdjęć.
Pierwsze materiały to moment kiedy działałem bardzo aktywnie reportażowo. Dzisiaj chwytanie, nawet najbardziej symbolicznych sytuacji mało mnie interesuje. Potrzebuję mocnego konceptu, gry z fotografowaną rzeczywistością. Ta gra zaczyna się nierzadko już w momencie samej pracy, gdy fotografując licealistów w Narvie przyjmuję konwencję szkolnego fotografa, a w przypadku Mołdawii buduję swój profil na serwisach randkowych. To jest w ogóle ból tego projektu, że ze sporą częścią cykli mógłbym działać jako niezależnymi projektami, razem owszem tworzą wielotorową opowieść, ale mało czasu i miejsca zostaje na dotarcie do odbiorcy ze wszystkimi kontekstami.
Czy podróżowałeś razem z Wojciechem Nowickim? Jak układała Wam się współpraca?
Projekt ciągle trwa - Wojtek dołączył do mnie rok temu, często jeździmy razem, choć z moich wcześniejszych doświadczeń równoległa praca fotografa i autora piszącego skazuje w dużym stopniu część fotograficzną na niepowodzenie. Tu jest o wiele łatwiej, bo interesują nas podobne terytoria, Wojtek w dużym stopniu zbiera materiały do tekstów towarzysząc mi w moich działaniach fotograficznych. Poza wszystkim sam jest fotografem, więc często obok pracy pisanej oddaje się poszukiwaniom fotograficznym. Notabene często działania fotograficzne są wyśmienitą przepustką do prawdziwej rzeczywistości. I to czego nie wykorzystuję ja, realizując konkretny cykl - nie marnuje się, czerpie z tego Wojtek. Ponadto zaczęliśmy ostatnio pracować z kamerą, myślimy o cyklu filmów dokumentalnych, projekt fotograficzny byłby tu punktem wyjścia.
W którym kraju pracowało Ci się najlepiej?
To dość względne... Dla mnie odkrywanie tego regionu było wyzwaniem, bo szukam, w przeciwieństwie do wcześniejszej aktywności, w najbliższej mi rzeczywistości. A to wyzwanie. Tak naprawdę więc im trudniej było, tym lepiej. Pracując wcześniej przez ponad 10 lat jako fotograf zobaczyłem to co chciałem, głód odkrywania, doświadczania został nasycony. Największą satysfakcję odczuwam dzisiaj, jeśli popełnię coś ciekawego w najbliższej mi rzeczywistości. Wiele razy przymierzałem się np. do Niemiec zanim w ogóle pojawił się temat "Jugendweihe". A cykl portretów zacząłem robić następnego roku, z pierwszego wypadu został po selekcji jeden portret, ale to on stał sie inspiracją dla całego cyklu. Wiosną kolejnego roku już tylko uzupełniałem materiał. Dwie wizyty w Bułgarii to sporo dobrych zdjęć, które również ostatecznie wylądowały w koszu. Dopiero pod koniec drugiego pobytu pojawił się pomysł, który wykrystalizował się i został zrealizowany podczas dwóch kolejnych wyjazdów. Często też było tak, że pojawiał się jakiś temat bardzo szkicowo, a ostateczna wizja krystalizowała się dopiero na miejscu. Tak było z Estonią, gdzie zabawiłem się w szkolnego fotografa czy w Czechach, gdzie pojechałem fotografować tzw. drugie domy a przytłoczyły mnie ilościowo i typologicznie kampingi. I tym tropem właśnie poszedłem - skupiłem się na typologii domków kempingowych.
Skąd czerpałeś inspiracje?
Można powiedzieć, że samo fotografowanie było w tym wszystkim najłatwiejsze, najbardziej czasochłonne i stresujące było dochodzenie do tematów wartych podjęcia w poszczególnych krajach. Wielokrotnie rozpuszczałem wici, pytając - co możecie wskazać jako szczególną dla Waszego kraju spuściznę po dawnym systemie. I większość indagowanych miała problem z wyłowieniem konkretnych wątków, lub nie były one prektekstem do pracy fotograficznej. Tak naprawdę jedynie dwie historie mają swoją bezpośrednią inspirację od moich znajomych - Jugendweihe, niemieckie świeckie bierzmowanie opisane zostało przez mojego przyjaciela - Jurka Haszczyńskiego, który pracował tam, jako korespondent. Temat tuningu pojawił się w rozmowach z Moniką Sznajderman z wydawnictwa Czarne, o ewentualnym wspólnym wydaniu albumu. Nie został on jednak przyporządkowany do konkretnego kraju. Częste wizyty w Serbii rozwiały jednak wątpliwości, gdzie ten temat ma największą nośność.
Kobiety szukające mężów na zachodzie sfotografowałem w Mołdawii, a pomysł wizualny podpowiedziały mi zamieszczane na anglojęzycznych stronach randkowych amatorskie zdjęcia robione przez ich bliskich. Te fotografie były tak mocne, tak bardzo odsłaniały elementy ich rzeczywistości, że nie pozostało nic innego jak sprowadzić się do roli odtwórcy tych sesji.
Ile czasu zajęła Ci realizacja projektu?
Pierwsze fotografie powstawały jeszcze pod koniec lat 90tych, wtedy też pojawiła się idea całego projektu. Fotografowałem wtedy otwarcie pierwszego hipermarketu w Nowej Hucie. Gdy zobaczyłem kilkutysięczną kolejkę osób stojących z pustymi wózkami, zacząłem się zastanawiać, jak wiele jeszcze zostało w naszej mentalności z minionej epoki, od której końca minęło już wtedy prawie 10 lat. Uświadomiłem sobie, że 50 lat prowadzonej wielotorowo indoktrynacji zmieniło nie tylko przestrzeń, ale i mentalność społeczeństw dawnego bloku wschodniego. Że ludzie zmuszeni do organizowania się w tamtej rzeczywistości, przenoszą odruchowo wyrobione wtedy przyzwyczajenia do nowych czasów, niespecjalnie się w nich odnajdując. Dotyczyło to szczególnie Nowej Huty, miasta, które powstało od podstaw w latach 50tych wskutek napływu ludności z całej Polski. Tymi ludźmi chciano w pełni sterować, konstruowano dla nich każdy element codzienności. I choć to swoiste laboratorium komunistom nie wyszło, to w międzyczasie ludzie adaptowali się do egzystencji w tamtej rzeczywistości. Choć trzeba się było wtedy nieźle nakombinować to jednak w pewien sposób wszystko było zagwarantowane przez państwo a nowe czasy wymagały aktywności własnej, do której nie byli przyzwyczajeni. Takie "nowe miasta" jak Nowa Huta powstały w całym regionie, dla mnie Huta była symboliczna i wymierna na tyle, że uznałem, że nie sensu przyglądać się kolejnym miastom tego typu a warto poszukać innych wątków, które są spuścizną po komunistycznej traumie. I nagle okazało się, że możliwości, które się nie tak dawno otworzyły, wielu przerażają. Wczasy nad błotnistym Balatonem w betonowym bloku są naturalnym odruchem dla ludzi, którzy przyjeżdżali tu jak nad riwierę marzeń. Choć zostawiają tu takie same pieniadze jak choćby nad Morzem Śródziemnym siła przyzwyczajenia jest tak silna, że to tu rok w rok spędzają wakacje.
Na wielu zdjęciach widać Twoje zainteresowanie architekturą, architekturą krajobrazu? Skąd ono się wzięło Przez to może duża część fotografii ma chłodny charakter. Człowiek pojawia się rzadko. Mało się on nim dowiadujemy. Czy było to celowym zabiegiem?
Czy niewystarczającą wiedzę o człowieku czerpać możemy przyglądając się otoczeniu jakie stworzył dla siebie? Czy musimy go pokazywać na każdej fotografii? Co najwyżej po to, by uciąć spekulacje, że taka przestrzeń naprawdę istnieje, nie jest wymysłem fotografa. Patrząc na podejście do przestrzeni, sposób w jaki ją ludzie aranżują dowiadujemy się o nich więcej, niż pokazując ich twarze.
Dotyczy to zarówno przykładowej Słowacji, gdzie szeroko rozumiana architektura krajobrazu była wątkiem przewodnim jak i np. Czech, gdzie przed obskurnymi, miniaturowymi domkami kempingowymi brakuje ludzi, zaczynamy się zastanawiać, czy tam naprawdę można wypoczywać, czy my sami bylibyśmy w stanie spędzić w jednym z nich rodzinne wakacje, co ludzi tam ciągnie.
Łukasz Trzciński - fotograf reportażysta, pracował w ponad czterdziestu krajach w tym w Afganistanie, Iraku, Indonezji, Rosji i na Bliskim Wschodzie. Od kilku lat zainteresowany głównie Europą Środkowo-Wschodnią (projekt "Nowa Europa"). Laureat konkursu fotografii reportażowej Pictures of The Year International, wielokrotnie nagradzany w Konkursie Polskiej Fotografii Prasowej, w tym dwukrotnie jego prace otrzymały tytuł Zdjęcia Roku (1999, 2002). Autor i kurator licznych wystaw w Polsce i za granicą. Fotograf Nikon Polska. Współzałożyciel Kolektywu Fotografów Visavis.pl oraz Fundacji Imago Mundi.
{GAL|25850