Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Chris Dorley-Brown mieszka we wschodnim Londynie od prawie 40 lat, a korzenie jego rodziny na tych terenach sięgają wielu pokoleń. Mimo, że fotograf dorastał poza Londynem, wszystko w jego domu było kształtowane przez londyńskie doświadczenia. Dziś ma swoją rodzinę i nie może sobie wyobrazić życia poza stolicą Wielkiej Brytanii.
- Ludzie w tej części miasta mają specyficzne podejście pełne buntu, humoru i stoicyzmu. Jestem otoczony historią, mitologią, ruchem i ciągłymi niespodziankami. Uważam, że wschodni Londyn to nieustanny eksperyment w integracji społecznej, multikulturowy sukces, to społeczności wspierające się nawzajem i szukające nowych sposobów życia - opowiada. - Miasto daje mi energię, a aby przetrwać, musisz sprostać stałym wyzwaniom. Czuję to w wielu dużych miastach na świecie, nie tylko w Londynie. Moja fotografia wyzwala mnie, zachęca by eksperymentować, podejmować ryzyko, artystycznie, psychicznie i fizycznie - dodaje.
Fotograf od 1984 roku tworzy fotograficzne archiwum londyńskiej dzielnicy Hackney, współpracując z różnymi twórcami w projektach związanych z radiem, kinem, telewizją oraz architekturą.
- Gdy byłem młody, w niedzielnym wydaniu gazety mogłem oglądać wspaniałe zdjęcia dokumentalne z całego świata. To był złoty okres pięknie wydrukowanych obrazów o polityce, wojnie, życiu społecznym, modzie, sporcie itd. Później te magazyny poświęciły swoje strony reklamom i lifestylowi, co mnie nie interesowało. Moi rodzice oboje mieli aparaty i całe nasze życie było udokumentowane na zdjęciach i filmach. Zafascynowały mnie tekstury, ta natychmiastowość i alchemia. Wysłałeś swój film do laboratorium i dział się tam jakiś mistyczny proces, poza zasięgiem twojego wzroku. Oczekiwanie na wywołanie zdjęć bywało bolesne! - wspomina.
Jeden z jego projektów fotograficznych skupia się na rogach ulic, jako centralnym punkcie zdjęć. Dorley-Brown używa tej przestrzeni jako metafory spotkań i interakcji, zderzania się i unikania.
- Róg to dobre miejsce na połączenie architektury i portretu i połączenia tych gatunków fotografii. Pozwala na obserwowanie płynności języka ciała i ruchu, w kontraście do stabilności betonowych i ceglanych budynków - wyjaśnia.
Zapytany o to jak fotografuje, wspomina, że zwykle robi krok wstecz do wyobrażonej przestrzeni, gdzie staje się niewidoczny i pozwala, aby wszystko działo się samo - jeżeli tylko ma cierpliwość.
- Staram się stworzyć szeroki kadr, który jednak nie wygląda jak typowy szeroki kadr. Zależy mi na tym by wszystkie części obrazu zawierały wskazówki i informacje, a każdy szczegół miał taką samą wagę. Chcę, aby obraz był demokratyczny, jeśli można tak to ująć. Pociąga mnie podkreślenie zwyczajności. Relacje między kolorami to również coś, nad czym długo pracuję. Każde zdjęcie zajmuje mi około godziny, a jeszcze więcej czasu poświęcam mu na ekranie komputera - opowiada.
Zdjęcia Dorley-Browna powstają więc nie tylko poprzez naciśnięcie migawki. Fotograf poświęca wiele czasu na postprodukcję: robi około 50-60 zdjęć jednego końcowego obrazu i składa je w Photoshopie.
- To nadaje zdjęciu pewną mistyczną jakość, dziwnie oświetloną. Nie fotografowałem na filmie od 20 lat. W cyfrowym świecie możesz używać aparatu jak narzędzia do zbierania informacji, a obraz powstaje później, z tych wszystkich elementów - tłumaczy.
W niektórych miejscach czuje się jak outsider lub intruz. Częściowo dlatego zdecydował się robić zdjęcia - by odkryć i odnaleźć samego siebie.
- Podczas fotografowania jesteś sam, jak przy malowaniu czy pisaniu, to immersyjne i aspołeczne zajęcie. A “intruzi” czasami tworzą najlepsze opisy Londynu – Bill Brandt, Evelyn Hofer, JG Ballard, Robert Vas, a to tylko kilku z nich. Chciałbym, aby przyszłe pokolenia w moich zdjęciach odnalazły przydatne informacje, które odzwierciedlają naszą postawę wobec życia w tym momencie historii - mówi.
Dorley-Brown bardzo często fotografuje z samego rana. Według niego dyskomfort i "dziwność" dobrze znanych miejsc są wtedy bardziej odczuwalne. Lokalizacje do zdjęć wybiera na podstawie opowieści znajomych, przeglądania Google Street View, ale także czytając historię danych ulic czy dzielnic.
- Lubię również koniec dnia, kiedy chce się już być w domu, w cieple, ale walczysz z tą pokusą, mając nadzieję być świadkiem czegoś niezwykłego lub szalonego. Aczkolwiek moje ostatnie zdjęcia są robione w środku dnia, w pełnym słońcu. Wygląda na to, że moja fotografia odzwierciedla mój nastrój! - przyznaje.
- Myślę, że najwięcej interakcji z moimi zdjęciami ma miejsce na Instagramie lub na prezentacjach online. Lubię komentarze pod zdjęciami, zwiększają ich „wartość”. Najbardziej jednak lubię tworzyć książki, bo wymaga to współpracy z redaktorem, projektantem i wydawcą, co powstrzymuje mnie przed byciem zbyt aspołecznym. Książki są najlepszym sposobem na naprawdę docenienie dobrze wykonanej fotografii. Czasami jestem zapraszany na wystawy, ale rzadko je widzę, ponieważ często mają miejsce po drugiej stronie świata - dzieli się.
Zapytany o radę dla młodych fotografów, mówi: "Po prostu wyjdź na zewnątrz i odkrywaj jak najwięcej. Zobacz, co cię porusza, eksperymentuj, poznawaj ludzi. Żyj pełnią życia i nie myśl o fotografii, tylko po prostu bądź fotografem. I bądź o b e c n y."
Więcej zdjęć fotografa znajdziecie na jego stronie modrex.com oraz na Instagramie @chrisdorleybrown