Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Dla Ukrainki, Hanny Hrabarskiej fotografia dokumentalna przez lata była obcą dziedziną. Najpierw było dziennikarstwo, fotoreportaż, portret. A potem przyszła wojna.
- Od dziecka w mojej rodzinie królowały aparaty fotograficzne, ale nigdy nie przypuszczałam, że fotografia stanie się moją pracą. Wiedziałam, że zostanę dziennikarką od dziesiątego roku życia, a zdjęciami zainteresowałam się znacznie później - wspomina. - Fotografia pozwoliła mi podróżować, poznawać niesamowitych ludzi z całego świata i rozwijać talenty. Naprawdę nie wyobrażam sobie co miałabym dziś robić, gdybym nie była fotografką. Nie jestem może obsesyjnie związana z samym procesem fotografowania, raczej fascynują mnie nieograniczone możliwości, jakie niesie ze sobą to medium. Tak jak piosenkarka ma głos, ja mam oczy. Czy to nie jest genialne, że możemy zawsze mieć to niesamowite “narzędzie” ze sobą? - pyta.
Hrabarska przez wiele lat pracowała jako dziennikarka oraz fotoreporterka. Gdy zrezygnowała z pracy w mediach, postanowiła zająć się fotografią portretową. Otworzyła swoje studio w Ukrainie w 2020 roku.
- Moja droga fotograficzna była pełna spontanicznych decyzji i podążania za intuicją. W 2020 roku fotografowałam w moim studio to, co akurat wydawało mi się atrakcyjne. Ostatnią sesję zrobiłam dzień przed wybuchem wojny. A potem… Przyszły trudne chwile. Po ucieczce nie było łatwo wrócić do mojego “normalnego” stylu fotografowania - przyznaje. - A 12 lat temu, gdy zaczynałam, wszyscy moi znajomi fotografowie byli bardzo sceptyczni wobec nowych osób w naszej branży. Pamiętam wiele snobistycznych komentarzy, które pojawiały się tylko dlatego, że byłam dziewczyną, a “dziewczyny z aparatami” często nie są brane poważnie. Teraz, po wielu latach, staram się zwracać sama do siebie z życzliwością, aby pozbyć się tych starych głosów w mojej głowie - podkreśla.
Hanna Hrabarska wraz ze swoją matką Iryną uciekły z Ukrainy po rozpoczęciu przez Rosję pełnoskalowej inwazji. Od początku tej odysei towarzyszył im aparat. Zaczęło się od kilku kadrów, by zachować w pamięci krajobrazy, które zostawiały za sobą.
- Po wrzuceniu jednego z kadrów na Instagrama zauważyłam, że ludzie w sieci naprawdę interesują się naszą historią, więc kontynuowałam fotografowanie mojej matki, aż urosło to do dużego projektu dokumentalnego - opowiada.
Hrabarska, widząc odzew obserwatorów, zrozumiała, że ten projekt jest czymś większym niż kilka kadrów do rodzinnego archiwum. "Moja Mama Chce Wrócić Do Domu" (My Mom Wants To Go Back Home) stał się dla fotografki nie tylko wyzwaniem artystycznym, ale również sposobem na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Projekt nie skupia się jedynie na samej ucieczce, ale też na tym co wydarzy się, gdy już dotrzemy do nowego miejsca. Czy uda się nazwać je domem?
- Po raz pierwszy wzięłam aparat do ręki od początku pełnej inwazji dopiero, gdy dotarliśmy na zachód Ukrainy. To był poranek w pociągu, który jechał z Krzywego Rogu do Użhorodu. Chciałam uchwycić ten moment, bo czułam, że to ogromna zmiana w naszym życiu. Zostawialiśmy za sobą tak wiele strachu, ale przed nami tyle samo niepewności - wspomina.
Czy projekt pomógł fotografce w radzeniu sobie z trudnymi emocjami?
- To niesamowite, jak krucha jest nasza pamięć. W stanie szoku zapominasz wiele szczegółów, dat, osób. Ja mam to szczęście, że mam tę dokumentację naszej podróży, bardzo szczegółową. To ważna część mojego życia, którą chcę zapamiętać taką, jaką była, bez pyłu czasu, który inaczej pokryłby niektóre, nawet bardzo wyraźne, chwile. Fotografując byłam w stanie poczuć spokój, bo fotografia to coś, co znam bardzo dobrze i co daje mi pewnego rodzaju pewność - wyjaśnia.
To uniwersalna historia, którą mogłoby opowiadać tak wiele naszych sąsiadów. Młoda fotografka, która wcześniej podróżowała po świecie, dość szybko zaadaptowała się do nowych okoliczności. Jednak dla jej mamy, która od 63 lat mieszkała w tym samym mieście, jest zupełnie inaczej. To opowieść o wszystkich ludziach, którzy musieli opuścić swe domy i ruszyć w nieznane, nie mówiąc językiem kraju, do którego się udają. Najbardziej bolesnym momentem było dla Hrabarskiej przekroczenie granicy.
- Zrobiłam ostatnie zdjęcie ukraińskiego krajobrazu z okna taksówki, nie wiedząc, że będzie to ostatnie zdjęcie mojej ziemi, które zrobię na długi czas. Po przekroczeniu granicy ze Słowacją, gdy wsiedliśmy do autobusu, za brudną szybą było to samo szare otoczenie: te same małe drewniane domki, te same drzewa, ta sama błoto i mżawka. Ale nic z tego nie było już Ukrainą. Myślę, że to był najsmutniejszy moment mojego życia - przyznaje.
Gdy mowa o pragnieniach związanych z powrotem, różnice między nią, a jej matką są dość wyraźne. Mama fotografki, jak wskazuje sam tytuł projektu, chce wrócić do domu. Hrabarska natomiast redefiniuje pojęcie domu. Zawsze dużo podróżowała, ma wielu zagranicznych przyjaciół, mówi biegle po angielsku.
- To, co się dla mnie zmieniło, to poczucie domu. Myślę, że je straciłam. Nie wiem, czy kiedykolwiek osiądę gdzieś na długi czas. Obecnie jesteśmy w Holandii, ale nie czuję się związana z tym miejscem. Gdy zostanie wydana moja książka, pomyślę, co dalej - mówi.
Hrabarska postanowiła zwieńczyć swój projekt publikacją książki, co okazało się być nie lada wyzwaniem.
- O mój Boże, tworzenie książki to nie żarty! Poważnie, zastanówcie się dwa razy, zanim rozpoczniecie ten proces. Ja się na to zdecydowałam nie rozumiejąc, ile pracy to wymaga. Cieszę się, że miałam niesamowite szczęście spotkać wspaniałego projektanta Edwina van Geldera, który zgodził się pracować nad książką i naprawdę zrobił dla tego projektu wiele, o wiele więcej niż przewidywały jego obowiązki - mówi.
Tworzenie książki wymagało współpracy z wydawcą oraz przeprowadzenia publicznej zbiórki funduszy, poprzez pre-order (z góry zaplanowane zamówienie określonej liczby egzemplarzy książki). Hrabarska przyznaje, że było to bardzo trudne i martwiła się o każdy krok. Wybór fotografii do książki wymagał wielokrotnego przeglądu i reselekcji, a pierwotny projekt graficzny został poddany znacznym zmianom. Udało się zebrać 90% zakładanych środków, co uznaje za sukces.
- Nadal wprowadzamy zmiany za każdym razem, gdy dyskutujemy o książce, ale zrozumiałam, że w pewnym momencie musisz po prostu przestać i zadowolić się tym, co masz, bo w przeciwnym razie proces zajmie to kolejny rok i znów będzie to zupełnie inna książka - przyznaje.
Oprócz fotografii, książka zawierać będzie dziesięć wpisów z dziennika autorki oraz zestaw zdjęć wykonanych przez jej matkę telefonem komórkowym. Pokazują one zupełnie inną perspektywę - historia Hrabarskiej jest obszerna, ułożona chronologicznie, ale zdjęcia jej matki są rozmieszczone w sposób nieliniowy, wyrywkowy, jak ludzka pamięć. Książka stanowi pewnego rodzaju klamrę, a oś czasu obejmuje jeden rok pobytu w Holandii, ale fotografka przyznaje, że sam projekt pozostaje otwarty.
Zobacz więcej zdjęć fotografki oraz obserwuj rozwój książki na jej profilu na Instagramie: @hanna.hrabarska