Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora
Jej fascynacja fotografią rozpoczęła się w pewną ponurą, szkocką zimę, kiedy postanowiła znaleźć sobie zajęcie na weekend i poszła na kurs pracy w ciemni. - Magia tamtego miejsca, specyficzny zapach, uczucie przy szykowaniu własnych wydruków, zostało w mojej pamięci na długo – wspomina. Pasja odnowiła się wraz z narodzinami ich pierwszego dziecka.
- Podobnie jak wiele matek, czerpałam radość z dokumentowania pierwszych dni, miesięcy i lat moich dzieci, ale tak naprawdę to decyzja o alternatywnych sposobach nauczania sprawiła, że skupiłam się bardziej na fotografii i postanowiłam uwieczniać to, co wokół mnie.
fot. Niki Boon
Typowy dzień rodziny Boon zaczyna się od śniadania, prac wokół domu, doglądania zwierząt. Potem zwykle wychodzą na spacer, lub jeśli pogoda nie dopisuje, grają w gry planszowe i czytają książki. Popołudnie przeznaczają na dodatkowe zajęcia, takie jak teatr, lekcje muzyki, sport.
Dzień mija szybko, i zwykle od rana do wieczora wypełniony jest aktywnościami. Niki Boon nie planuje sesji zdjęciowych. Jak sama wspomina, w planowaniu jest najgorsza na świecie. Pozwala życiu po prostu się toczyć, mając zawsze aparat blisko siebie. Często wraz z dziećmi zapuszcza się nad pobliskie rzeki, odwiedza plaże i chaszcze.
Po jej pracach widać, że w szczególności lubi fotografować dzieci bawiące się na zewnątrz. - Nieograniczona, dziecięca wyobraźnia, potrafi tworzyć pasjonujące światy w najmniej spodziewanym miejscu, a ja po prostu się temu przyglądam i czerpię z tego garściami.
Nieograniczona, dziecięca wyobraźnia, potrafi tworzyć pasjonujące światy w najmniej spodziewanym miejscu, a ja po prostu się temu przyglądam i czerpię z tego garściami
Boon nie fotografuje codziennie, hołdując zasadzie, że fotografia ma być dla niej przyjemnością, a nie przymusem. Jej czwórka dzieci, w wieku od sześciu do dwunastu lat, tak przywykła do obecności aparatu, że już zdaje się go nie zauważać.
Fotografka stara się głównie wychwytywać ciekawe sytuacje „w akcji”, jednak od czasu do czasu prosi swoje dzieci, by ponownie wykonały jakiś gest czy zatrzymały się na sekundę. Pojawiają się słowa sprzeciwu i bunt, ale zdarza się to rzadko.
fot. Niki Boon
Inspiruje ją wielu artystów. - Czasami dostaję niemalże zawrotów głowy, gdy zaglądam w zakamarki Internetu, szukając inspiracji. Jestem też w trakcie budowania biblioteczki, uważam, że w obrazie drukowanym jest znacznie więcej magii… Niedawno zainwestowałam w „Kubę” Ernesto Bazana i „Inferno” Jamesa Nachtweya. Spędziłam dużo czasu chłonąc pracę tych niesamowitych fotografów. Nie jestem pewna, do jakiej kategorii przypisać swoją fotografię, ale ktoś ostatnio nazwał moje zdjęcia „skrzyżowaniem fotografii artystycznej i dokumentalnej” – to zdaje się pasować idealnie, przynajmniej na obecną chwilę.
Z jednej strony mamy więc matkę, dokumentującą swoje dzieci, co w dobie telefonów komórkowych i wszechobecnych lustrzanek nie jest niczym wyjątkowym. Z drugiej rodzinę, która zdecydowała się na tak nietypowy styl życia, daleki od zgiełku i zdobyczy cywilizacji.
To beztroskie dzieciństwo, spędzane na chodzeniu po drzewach, pełne zdartych kolan i niesamowitych przygód - przeżywanych osobiście, a nie tylko w grach komputerowych - budzi u widza pewien rodzaj nostalgii. Niki Boon jest tego świadoma, przez co jej fotografia, dopełniona czarno-bielą i piękną grą świateł, tak silnie na nas oddziałuje.
Więcej zdjęć Niki znajdziecie pod adresem nikiboonphotos.com oraz na jej stronie w serwisie Facebook.