Fotograf niedzielny - "Co to jest 'bokeh'?"

Autor: Łukasz Kacperczyk

25 Luty 2007
Artykuł na: 9-16 minut
W lutowym wydaniu "Fotografa niedzielnego" Mike Johnston wraca do jednego ze swoich ulubionych tematów, czyli analizy nieostrych partii obrazu. Dowiadujemy się, jak termin "bokeh" trafił na fotograficzne salony, i co właściwie oznacza. Zapraszamy!

W 1997 roku ukułem pewien termin i można chyba powiedzieć, że jednocześnie go zaobrączkowałem (jak ornitolodzy obrączkują ptaki), dzięki czemu mogłem śledzić jego rozprzestrzenianie się na świecie.

Mówię o słowie bo-ke lub boke. Miłośnicy fotografii na Zachodzie od wielu lat czytali testy obiektywów, ale przykładali wagę niemal wyłącznie do sposobu, w jaki szkła oddają ostre fragmenty obrazu. Skupiali się na rozdzielczości, kontraście, reprodukcji kolorów. Tymczasem japońscy fotoamatorzy zauważyli, że wiele zdjęć składa się przede wszystkim z obszarów nieostrości - a dokładniej znajdujących się poza płaszczyzną ostrości - i zaczęli zwracać uwagę na sposób, w jaki różne obiektywy oddają nieostrości. Boke to nic innego jak japońskie słowo oznaczające rozmycie (poza płaszczyzną ostrości, nie takie spowodowane przez ruch obiektu/obiektywu).

Pod koniec 1996 roku zamówiłem do magazynu fotograficznego, którego byłem redaktorem trzy teksty o boke. Kiedy zbliżał się czas przekazania materiałów do drukarni, zacząłem się coraz bardziej martwić niepoprawną wymową. Boke odpowiada dwóm znakom z zestawu ideogramów katakana (używanych głównie do zapisywania obcojęzycznych wyrazów), które wymawia się jako dwie sylaby: bo wymawiane jak bone i ke jak w Kenneth z takim samym akcentem na obie sylaby. Jednak anglojęzyczni fotoamatorzy zakładali, że mają do czynienia z jednosylabowym słowem rymującym się ze smoke i Coke. (Po polsku nie ma takiego problemu, ale postanowiliśmy nie przeredagowywać tekstu naszego amerykańskiego felietonisty, przyp. tłum.).

Łączyło się to z drugą tendencją. Jak się okazało, pierwszą reakcją wielu osób było oburzenie, brak akceptacji, a nawet (choć wiem, że trudno w to uwierzyć) wściekłość. Zupełnie jakby było coś złego w patrzeniu na te obszary zdjęcia, na które "nie powinno" się patrzeć. Niektórzy nawet połączyli wyśmiewanie samego pomysłu z wyśmiewaniem błędnej wymowy terminu.

Bardzo się tego bałem. Postanowiłem już, że artykułom będzie towarzyszyła ramka, w której wyjaśnimy, jak powinno się wymawiać ten termin, ale czułem, że to może nie wystarczyć. Dlatego w ostatniej chwili (żeby niejako wymusić wymowę zbliżoną do poprawnej) kazałem grafikom zmienić wszystkie bo-ke i boke na "bokeh".

Zdawałem sobie sprawę, że stąpam po niepewnym gruncie - wybrałem po prostu mniejsze zło. Istniała bowiem oficjalna transkrypcja tego japońskiego słowa w alfabecie łacińskim, a zmiana utartych sposobów zapisu przez redaktorów i dziennikarzy nie jest, delikatnie mówiąc, powszechnie przyjętą praktyką. Jak się jednak okazało, moje posunięcie miało dość ciekawy, zupełnie nieprzewidziany efekt. Właśnie zaczynał się fenomen WWW - pojawiła się możliwość przeszukiwania Internetu w poszukiwaniu konkretnych słów. Ponieważ termin "bokeh" miał dość specyficzną pisownię, mogłem śledzić jego rozpowszechnienie w sieci. Mijały dni, tygodnie i miesiące od publikacji naszych artykułów, a ja obserwowałem, jak w miarę rozwoju dyskusji liczba odniesień rosła z 15 do 35, z 40 do 4000. (Przeprowadzone wczoraj wyszukiwanie w Google'u dało "ok. 1 050 000 wyników", a na górze znalazła się definicja z Wikipedii). Miałem możliwość "podsłuchiwać" rozmowy o naszych pomysłach i artykułach, włączając się w dyskusje, do których prowadziły odnalezione linki.

Teksty, o których mowa, to "What Is Bokeh?" Johna Kennerdella, "The Terminology of Bokeh" Orena Grada i "A Technical View of Bokeh" Harolda Merklingera. Nieco zmienioną wersję tego ostatniego można znaleźć na stronie http://www.luminous-landscape.com/essays/bokeh.shtml.

Moja bratanica Christine na Wigilii: wiele rodzinnych fotek ma mnóstwo "bokeh", zazwyczaj (ale nie zawsze) w tle. Pamiętajmy, że termin ten oznacza całą nieostrość poza płaszczyzną ostrości, nie tylko kształt jasnych punktów.

Błędy i wypaczenia

Tak jak w przypadku każdego łatwego do zrozumienia terminu, który nie ma ścisłej naukowej definicji, wiele osób ma swój pomysł na to, czym jest "bokeh". Niektóre z tych, które przez lata przeczytałem, nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością - tak jak najczęstsze przekonanie, że chodzi tylko o kształt jasnych punktów poza płaszczyzną ostrości, co nie jest prawdą. Rozmowy z osobami mówiącymi po japońsku przekonały mnie, że bo-ke to ogólne określenie czegoś "zamazanego", nieostrego, i że słowo to wchodzi w japońskim w wiele związków znaczeniowych (np. coś jakby "bo-ke w głowie", czyli bez piątej klepki). Ponoć na fotograficzny bokeh mówi się czasem boke-aji, co można przetłumaczyć dosłownie jako "upodobanie do nieostrości". Tak czy inaczej bokeh oznacza nic więcej jak tylko rozmazanie obrazu i jego wygląd poza płaszczyzną ostrości (nie ma nic wspólnego z rozmazaniem spowodowanym poruszeniem - czy to fotografowanego obiektu, czy aparatu).

Oczywiście różne obiektywy dają różne nieostrości. Jedną z rzeczy, które nie przyjęły się na Zachodzie, jest japońska skłonność do nadawania konkretnym rodzajom bokeh nazw i skrupulatnego ich opisywania. Jednym z najczęściej spotykanych i identyfikowanych przez Japończyków bokeh (tak mi przynajmniej powiedziano) jest kojarzony nawet w naszej części świata bokeh ni-sen charakteryzujący się podwójnymi liniami. Niektóre obiektywy mają tendencję do rozszczepiania linii i krawędzi znajdujących się daleko od płaszczyzny ostrości na dwa, łatwo zauważalne, nieostre, obrazy.

Sposób, w jaki obiektyw oddaje nieostrości, może wpływać na odbiór zdjęcia, nawet jeśli zazwyczaj działa tu nasza podświadomość. Efekty mogą być od niezauważalnych, przez ciekawe, aż po rzucające się w oczy (w pozytywnym znaczeniu). Powyżej widać 1/6 szerszego kadru.

Wielu fotografów zupełnie się nie przejmuje bokeh, ponieważ nigdy nie robią zdjęć, na których cokolwiek jest nieostre. Tak jest np. z wieloma pejzażystami. Mój znajomy Ctein nie mógł początkowo załapać, o co chodzi z tym bokeh, ponieważ dopóki nie zaczął fotografować lawy na Hawajach, nigdy wcześniej nie zrobił odbitki zdjęcia, które miało choć cień nieostrości. Z kolei fotografujący z bliska lub na ulicy mają nieostrości niemal na każdym zdjęciu. Pod koniec ery dominacji małego obrazka standardowymi obiektywami fotografów mody były szkła 300/2.8, ponieważ znakomicie sprawdzały się w sytuacjach, w których niezwykle ważne było idealnie rozmyte tło składające się z abstrakcyjnych, kolorowych plam.

Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak "dobry" i "zły" bokeh. Osoby, które mają dużo nieostrości na swoich zdjęciach, zwracają na nie uwagę, ale inni mają je gdzieś. Mimo że dyskusje na temat "ładnego" i "brzydkiego" bokeh są dosyć częste, nie ma żadnego konsensusu co do tego, jakie efekty uznać za pożądane, a jakich najlepiej unikać. Widziałem już bokeh uznany przez kogoś za "nieziemski", podczas gdy ja nie mogłem na niego patrzeć...

I tak jak jest wiele nieporozumień co do znaczenia terminu, tak można się spotkać z nieprawdziwymi "informacjami" dotyczącymi czynników, które wpływają na to zjawisko. Najczęściej powtarzana głosi, że bokeh jest zależny tylko i wyłącznie od kształtu otworu przysłony. Przekonanie to bierze się zapewne z tego, że wszyscy wiemy, jak kształt przysłony wpływa na sposób oddania jasnych punktów w nieostrościach. Ale to tylko jeden z czynników - znacznie więcej zależy od konstrukcji optycznej obiektywu, ogniskowej, a nawet rodzaju fotografowanego obiektu.

W przyszłym miesiącu napiszę, jak sprawdzić bokeh obiektywu, jak "ugryźć" zagadnienie nieostrości na zdjęciach oraz jak najlepiej testować szkła pod kątem bokeh. Zapraszam!

----

Mike Johnston

Fotograficzny blog Mike'a: The Online Photographer

Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com

Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw

Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com

Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)