Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
W 1997 roku ukułem pewien termin i można chyba powiedzieć, że jednocześnie go zaobrączkowałem (jak ornitolodzy obrączkują ptaki), dzięki czemu mogłem śledzić jego rozprzestrzenianie się na świecie.
Mówię o słowie bo-ke lub boke. Miłośnicy fotografii na Zachodzie od wielu lat czytali testy obiektywów, ale przykładali wagę niemal wyłącznie do sposobu, w jaki szkła oddają ostre fragmenty obrazu. Skupiali się na rozdzielczości, kontraście, reprodukcji kolorów. Tymczasem japońscy fotoamatorzy zauważyli, że wiele zdjęć składa się przede wszystkim z obszarów nieostrości - a dokładniej znajdujących się poza płaszczyzną ostrości - i zaczęli zwracać uwagę na sposób, w jaki różne obiektywy oddają nieostrości. Boke to nic innego jak japońskie słowo oznaczające rozmycie (poza płaszczyzną ostrości, nie takie spowodowane przez ruch obiektu/obiektywu).
Pod koniec 1996 roku zamówiłem do magazynu fotograficznego, którego byłem redaktorem trzy teksty o boke. Kiedy zbliżał się czas przekazania materiałów do drukarni, zacząłem się coraz bardziej martwić niepoprawną wymową. Boke odpowiada dwóm znakom z zestawu ideogramów katakana (używanych głównie do zapisywania obcojęzycznych wyrazów), które wymawia się jako dwie sylaby: bo wymawiane jak bone i ke jak w Kenneth z takim samym akcentem na obie sylaby. Jednak anglojęzyczni fotoamatorzy zakładali, że mają do czynienia z jednosylabowym słowem rymującym się ze smoke i Coke. (Po polsku nie ma takiego problemu, ale postanowiliśmy nie przeredagowywać tekstu naszego amerykańskiego felietonisty, przyp. tłum.).
Łączyło się to z drugą tendencją. Jak się okazało, pierwszą reakcją wielu osób było oburzenie, brak akceptacji, a nawet (choć wiem, że trudno w to uwierzyć) wściekłość. Zupełnie jakby było coś złego w patrzeniu na te obszary zdjęcia, na które "nie powinno" się patrzeć. Niektórzy nawet połączyli wyśmiewanie samego pomysłu z wyśmiewaniem błędnej wymowy terminu.
Bardzo się tego bałem. Postanowiłem już, że artykułom będzie towarzyszyła ramka, w której wyjaśnimy, jak powinno się wymawiać ten termin, ale czułem, że to może nie wystarczyć. Dlatego w ostatniej chwili (żeby niejako wymusić wymowę zbliżoną do poprawnej) kazałem grafikom zmienić wszystkie bo-ke i boke na "bokeh".
Zdawałem sobie sprawę, że stąpam po niepewnym gruncie - wybrałem po prostu mniejsze zło. Istniała bowiem oficjalna transkrypcja tego japońskiego słowa w alfabecie łacińskim, a zmiana utartych sposobów zapisu przez redaktorów i dziennikarzy nie jest, delikatnie mówiąc, powszechnie przyjętą praktyką. Jak się jednak okazało, moje posunięcie miało dość ciekawy, zupełnie nieprzewidziany efekt. Właśnie zaczynał się fenomen WWW - pojawiła się możliwość przeszukiwania Internetu w poszukiwaniu konkretnych słów. Ponieważ termin "bokeh" miał dość specyficzną pisownię, mogłem śledzić jego rozpowszechnienie w sieci. Mijały dni, tygodnie i miesiące od publikacji naszych artykułów, a ja obserwowałem, jak w miarę rozwoju dyskusji liczba odniesień rosła z 15 do 35, z 40 do 4000. (Przeprowadzone wczoraj wyszukiwanie w Google'u dało "ok. 1 050 000 wyników", a na górze znalazła się definicja z Wikipedii). Miałem możliwość "podsłuchiwać" rozmowy o naszych pomysłach i artykułach, włączając się w dyskusje, do których prowadziły odnalezione linki.
Teksty, o których mowa, to "What Is Bokeh?" Johna Kennerdella, "The Terminology of Bokeh" Orena Grada i "A Technical View of Bokeh" Harolda Merklingera. Nieco zmienioną wersję tego ostatniego można znaleźć na stronie http://www.luminous-landscape.com/essays/bokeh.shtml.
Błędy i wypaczenia
Tak jak w przypadku każdego łatwego do zrozumienia terminu, który nie ma ścisłej naukowej definicji, wiele osób ma swój pomysł na to, czym jest "bokeh". Niektóre z tych, które przez lata przeczytałem, nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością - tak jak najczęstsze przekonanie, że chodzi tylko o kształt jasnych punktów poza płaszczyzną ostrości, co nie jest prawdą. Rozmowy z osobami mówiącymi po japońsku przekonały mnie, że bo-ke to ogólne określenie czegoś "zamazanego", nieostrego, i że słowo to wchodzi w japońskim w wiele związków znaczeniowych (np. coś jakby "bo-ke w głowie", czyli bez piątej klepki). Ponoć na fotograficzny bokeh mówi się czasem boke-aji, co można przetłumaczyć dosłownie jako "upodobanie do nieostrości". Tak czy inaczej bokeh oznacza nic więcej jak tylko rozmazanie obrazu i jego wygląd poza płaszczyzną ostrości (nie ma nic wspólnego z rozmazaniem spowodowanym poruszeniem - czy to fotografowanego obiektu, czy aparatu).
Oczywiście różne obiektywy dają różne nieostrości. Jedną z rzeczy, które nie przyjęły się na Zachodzie, jest japońska skłonność do nadawania konkretnym rodzajom bokeh nazw i skrupulatnego ich opisywania. Jednym z najczęściej spotykanych i identyfikowanych przez Japończyków bokeh (tak mi przynajmniej powiedziano) jest kojarzony nawet w naszej części świata bokeh ni-sen charakteryzujący się podwójnymi liniami. Niektóre obiektywy mają tendencję do rozszczepiania linii i krawędzi znajdujących się daleko od płaszczyzny ostrości na dwa, łatwo zauważalne, nieostre, obrazy.
Wielu fotografów zupełnie się nie przejmuje bokeh, ponieważ nigdy nie robią zdjęć, na których cokolwiek jest nieostre. Tak jest np. z wieloma pejzażystami. Mój znajomy Ctein nie mógł początkowo załapać, o co chodzi z tym bokeh, ponieważ dopóki nie zaczął fotografować lawy na Hawajach, nigdy wcześniej nie zrobił odbitki zdjęcia, które miało choć cień nieostrości. Z kolei fotografujący z bliska lub na ulicy mają nieostrości niemal na każdym zdjęciu. Pod koniec ery dominacji małego obrazka standardowymi obiektywami fotografów mody były szkła 300/2.8, ponieważ znakomicie sprawdzały się w sytuacjach, w których niezwykle ważne było idealnie rozmyte tło składające się z abstrakcyjnych, kolorowych plam.
Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak "dobry" i "zły" bokeh. Osoby, które mają dużo nieostrości na swoich zdjęciach, zwracają na nie uwagę, ale inni mają je gdzieś. Mimo że dyskusje na temat "ładnego" i "brzydkiego" bokeh są dosyć częste, nie ma żadnego konsensusu co do tego, jakie efekty uznać za pożądane, a jakich najlepiej unikać. Widziałem już bokeh uznany przez kogoś za "nieziemski", podczas gdy ja nie mogłem na niego patrzeć...
I tak jak jest wiele nieporozumień co do znaczenia terminu, tak można się spotkać z nieprawdziwymi "informacjami" dotyczącymi czynników, które wpływają na to zjawisko. Najczęściej powtarzana głosi, że bokeh jest zależny tylko i wyłącznie od kształtu otworu przysłony. Przekonanie to bierze się zapewne z tego, że wszyscy wiemy, jak kształt przysłony wpływa na sposób oddania jasnych punktów w nieostrościach. Ale to tylko jeden z czynników - znacznie więcej zależy od konstrukcji optycznej obiektywu, ogniskowej, a nawet rodzaju fotografowanego obiektu.
W przyszłym miesiącu napiszę, jak sprawdzić bokeh obiektywu, jak "ugryźć" zagadnienie nieostrości na zdjęciach oraz jak najlepiej testować szkła pod kątem bokeh. Zapraszam!
----
Fotograficzny blog Mike'a: The Online Photographer
Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com
Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw
Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com
Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.