Wydarzenia
Ruszyły promocje Black Friday Sony w sklepie Fotoforma.pl
"Fotografia" to - zgodnie z etymologią słowa - "malowanie światłem", które stanowi jej główne tworzywo. Jego brak lub nieodpowiednia jakość stawiają pod znakiem zapytania możliwość wykonania zdjęcia. Niestety, jest to jeden z głównych problemów przy fotografowaniu imprez muzycznych. Ich organizatorzy starają się najczęściej zapewnić słuchaczom odpowiedni nastrój, zazwyczaj poprzez manipulację oświetleniem sceny: stosowane są przyćmione, wielobarwne światła, uzupełnione czasem intensywnym, punktowym, silnie kontrastującym z ciemnym otoczeniem, oświetleniem solisty. Jednocześnie sceny są bardzo dynamiczne - muzycy, szczególnie jazzowi czy rockowi, to "wyjątkowo ruchliwe stworzenia". Nie będę już wspominał nawet o różnego rodzaju dymach, stroboskopach i innych, charakterystycznych dla współczesnej sztuki estradowej gadżetach.
Taka sytuacja tworzy problemy, dotyczące sprzętu. Konieczne jest korzystanie z wysokich czułości matrycy (w przypadku dużych, dobrze oświetlonych imprez estradowych czasem wystarcza ISO 800, jednak na koncertach klubowych bywa tak, że ISO 1600 to w zasadzie jeszcze za mało...), żeby maksymalnie skrócić czas otwarcia migawki. W praktyce, ponieważ często wykonuje się zdjęcia z zastosowaniem dłuższych ogniskowych, jest on i tak za długi (np. 1/25 - 1/40 s, przy ogniskowej rzędu 50 - 100 mm), a mimo to zdjęcia przeważnie niedoświetlone. Ten ostatni fakt, w połączeniu z wysoką wartością ISO, powoduje znaczne zaszumienie. Z kolei duży otwór przesłony (w praktyce, aby zminimalizować czas, korzystam prawie wyłącznie z maksymalnych wartości oferowanych przez obiektyw) tworzy problem głębi ostrości - przy odległości 2 - 3 m, ogniskowej rzędu 70 mm i przesłonie 2,8 wynosi ona kilka centymetrów! Wystarczy ruch głową muzyka i zdjęcie jest do wyrzucenia. Konieczne jest precyzyjne i szybkie ustawianie ostrości, a więc bardzo sprawnie funkcjonujący autofokus.
Opowiadać o problemach można by jeszcze długo, powyżej wymieniłem chyba większość tych najpoważniejszych, narzucających główne kryteria oceny aparatu. Będą to:
Zagadnieniem całkowicie odmiennym, choć równie istotnym, szczególnie przy fotografowaniu koncertów muzyki poważnej, jest hałaśliwość lustrzanek. Przekonałem się o tym kilkakrotnie i właśnie to było głównym powodem mojego zainteresowania aparatami hybrydowymi. Próba zastosowania w takiej sytuacji typowego kompaktu nie dała, niestety, zadowalających wyników, ze względu na wysoki poziom szumów generowanych przez małą, gęsto upakowaną matrycę.
Zgodnie z tym, co przypuszczałem, prezentowane przez Fotopolis laboratoryjne testy szumów z wykorzystaniem tablicy Gretaga są doskonałym narzędziem do porównywania aparatów między sobą, lecz nie można na ich podstawie wnioskować, jaką jakość zdjęć uzyskamy w rzeczywistych warunkach. Fotografie z koncertów bywają, jak wspomniałem wyżej, silnie niedoświetlone, a to zasadniczo zmienia uzyskany efekt. Poziom szumów zastosowanej w NX10 matrycy jest w tej sytuacji wyraźnie wyższy, niż można byłoby przypuszczać na podstawie testów laboratoryjnych, choć szum ma mniej brzydką, bardziej regularną strukturę, niż np. matrycy CCD mojego Pentaksa K10D, łatwiej też poddaje się zabiegom odszumiania, w odpowiednich programach (ja używam Noise Ninja). Po skonwertowaniu zdjęcia do B/W, co pozwala wyeliminować komponentę barwną szumu, może właściwie "udawać" ziarno zdjęcia analogowego. Nawiasem mówiąc, chyba niepotrzebnie Samsung wyżyłował pojemność matrycy aż do 14 mpix. 2 do 4 megapikseli mniej mogłoby zmienić sytuację na korzyść, a i tak wystarczyłoby to do wykonania odbitki o rozmiarach zbliżonych do A4.
Bardzo miło zaskoczył mnie system redukcji drgań O.I.S. Mój Pentax K10D przyzwyczaił mnie do stosunkowo niewielkiej skuteczności tego gadżetu. Tymczasem O.I.S. Samsunga pozwala wykonać "z ręki" względnie nie poruszone zdjęcie przy czasie 1/10 s i ogniskowej rzędu 50 mm! Za ten element należy się producentowi szóstka!
Trochę gorzej wygląda sprawa z efektywnością autofokusa. Jest w miarę szybki (w każdym razie wydawał się nie wiele wolniejszy niż w moim K10D) i dość precyzyjny. Można by to ująć tak: jak już "złapie" to na pewno dobrze. Problem w tym, ze w słabym, różnokolorowym świetle dość często... nie "łapał" ostrości w ogóle. Sytuacja poprawiała się po włączeniu lampki wspomagającej, jednak przy fotografowaniu osób nie jest to zbyt dobre wyjście. Wiadomo przecież, że w takich przypadkach podstawową zasadą jest ustawianie ostrości na... oczy! Przy wspomnianej wcześniej małej głębi ostrości korzystanie z elementów zastępczych, jak np. mikrofon, nie zawsze daje dobre efekty.
Co do ogólnej szybkości pracy, to pozostawia ona nieco do życzenia. Nie wykonywałem co prawda dokładnych pomiarów, ale czas pomiędzy wciśnięciem do końca spustu migawki a wykonaniem zdjęcia wydawał mi się stanowczo zbyt długi. Znacznie częściej niż się to zdarzało, gdy pracowałem lustrzanką, uciekały mi ciekawe ujęcia. Ponieważ normalnie korzystam z trybu RAW lub RAW+, używałem go również i w tym przypadku. Niestety, zdjęcia seryjne - a w fotografii koncertowej jest to bardzo istotne narzędzie nie za bardzo się w tym trybie przydawały. Aparat w praktyce wykonywał serię 3 zdjęć w czasie co najmniej 1,5 s. W dodatku te 3 zdjęcia w serii, to jest wszystko, co w trybie RAW można osiągnąć. Jest to stanowczo za mało. Szybkość zapisu zdjęć była także dość niska, choć zastąpiłem dostarczoną z aparatem kartę pamięci SD klasy 4, własną SanDisk Extreme III. Prawdopodobnie wynikało to z wielkości pliku RAW: w przypadku Samsunga jest to ok. 26 MB, czyli prawie 2,5 raza więcej niż wynosi rozmiar pentaksowego PEF-a! Na korzyść Samsunga można policzyć fakt, że zapis zdjęcia do pamięci nie blokuje całkowicie możliwości zrobienia następnego, choć wszystko przebiega jeszcze wolniej niż normalnie. Kilkakrotnie pozwoliło mi to uniknąć straty ciekawych ujęć. W mojej lustrzance zapis jest szybszy, ale serie zdjęć dłuższe (7 ujęć), a blokada aparatu - całkowita. Sądzę, że to również w jakimś stopniu zasługa matrycy CMOS - możliwość jej odczytywania "po kawałku" pozwala na wprowadzenie tutaj pewnej wielozadaniowości.
Testowany aparat dość dobrze radzi sobie ze scenami o dużej rozpiętości dynamicznej oświetlenia. Oczywiście, "na tej półce" trudno spodziewać się cudów - zakres tonalny starego, dobrego filmu 35 mm długo jeszcze pozostanie w sferze marzeń. Jednak odniosłem wrażenie, że rzadziej niż zazwyczaj zdarzało mi się "przepalić" np. fragmenty ostro oświetlonej twarzy, gdy chciałem uniknąć totalnej czerni w obszarach cieni. A na pewno łatwiej było odzyskać przepalone obszary edytując plik RAW.
Tu pozwolę sobie na małą dygresję, choć w zasadzie trzymającą się głównego tematu. Chodzi o sporą wpadkę, jaką zaliczyła firma Samsung w związku z oprogramowaniem do edycji RAW-ów. Przekazany do testów egzemplarz aparatu nie miał w komplecie płyty CDROM. No problem. Na stronie internetowej www.samsungimaging.com można znaleźć program Samsung RAW Conwerter, znakomitą moim zdaniem, o wielkich możliwościach, choć okrojoną tylko do plików SRW, wersję znanej aplikacji SilkyPix. Jest ona tam do ściągnięcia w siedmiu wersjach językowych, w tym: angielskiej, niemieckiej i dwóch chińskich. Tyle wiadomo z linków na stronie. W praktyce przy próbie instalacji okazuje się, że zamiast wersji angielskiej jest całkowicie nieczytelna dla europejczyka wersja... koreańska, skądinąd w ogóle nie wymieniona na stronie. Pozostaje więc instalacja programu niemieckiego lub francuskiego i sięgnięcie po gruby słownik. Oczywiście o skorzystaniu z bardziej wyrafinowanych funkcji można zapomnieć.
No i na koniec sprawa hałaśliwości. Tutaj czekał mnie wielki zawód: podczas robienia zdjęć nie słychać co prawda odgłosów unoszenia i opuszczania lustra, bo go nie ma, za to dość wyraźnie słychać mechaniczną migawkę! Paradoksalnie - to, co jest niewątpliwie zaletą tego aparatu, stało się dla mnie, przy tym konkretnym zastosowaniu, jego wadą.
Czas na podsumowanie, tradycyjnie w postaci zestawu plusów i minusów. Nie jest to łatwe zadanie, bowiem niektóre z testowanych cech zasłużyły sobie na miejsce w obu kategoriach, przy czym, w odniesieniu szczególnie do części minusowej, należy pamiętać, że nie są to mankamenty aparatu w ogóle, ale w tej konkretnej dziedzinie zastosowań.
Plusy:
Minusy:
Biorąc dodatkowo uwagę niezbyt szeroką (przynajmniej na razie) gamę dostępnych obiektywów, brak kompatybilności z innymi systemami (choćby z Pentaksem, co dziwi, jeśli wziąć pod uwagę dotychczasowe dokonania Samsunga), brak konkretnych perspektyw rozwoju systemu (na razie nic nie wiadomo o ew. planach wzbogacenia go o np. korpus półprofesjonalnej lustrzanki) a przy tym wszystkim, stosunkowo wysoką cenę aparatu, nie sądzę, żebym zdecydował się na jego kupienie.
Tekst i zdjęcia: Stanisław Zaremba