Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Po bardzo dokładnych testach, jakie przeprowadzono w ostatnich tygodniach, na łamach wielu magazynów i portali, wiemy już wszystko lub prawie wszystko na temat najnowszego Canona 7D. Trudno więc będzie w takiej sytuacji o znalezienie odkrywczych opinii oraz opisów. Mając taką świadomość spróbuję odnieść się głównie do moich subiektywnych wrażeń i doświadczeń. Zanim jednak opiszę krótką z nim przygodę, na początek słów kilka o tym, jak to się zaczęło.
Z system EOS związany jestem od kilku lat. Po bardzo pozytywnych doświadczeniach z aparatami Canona Powershot z serii "G", zakupiłem Canona 20D. Przez ten okres swoją uwagę skupiłem głównie na budowaniu systemu, w szczególności na kompletowaniu dobrych obiektywów, które mógłbym w przyszłości wykorzystać na pełnej klatce. I tak też się stało. Mój luźny kiedyś plecak, dziś wypełniony jest po brzegi akcesoriami spod znaku "C". Na co dzień w swojej pracy używam głównie Canona 5D oraz 20D. Podpinam do tego głównie szkła z magicznym znakiem "L" (głównie 35L, 70-200 f/2.8L) oraz sprawdzonego i niezawodnego Canona 85 1.8. Sporadycznie także inne. Nigdy jakoś nie byłem zwolennikiem obiektywów innych firm takich, jak Sigma, Tamron, choć każda z nich ma niewątpliwie coś interesującego w swojej ofercie. Taki mój wybór. Może jest w tym trochę konserwatyzmu, a może fakt, że lubię rzeczy sprawdzone i solidne i nie lubię kupować "dwa razy".
Kiedy otrzymałem przesyłkę z najnowszym "dzieckiem" systemu EOS - Canonem 7D ucieszyłem się, że będę mógł porównać go z moimi wysłużonymi, sprawdzonymi w bojach, aparatami. Przyznam też zupełnie serio, że podszedłem do tego z lekkim dystansem. Minął już chyba u mnie okres, kiedy sporo uwagi skupiałem na, popularnie określanym na forach internetowych, "onanizmie sprzętowym". Proporcje zdecydowanie przesunęły się w stronę samej fotografii, jako źródła artystycznych poszukiwań. Na co dzień fotografuję wiele dziedzin życia, ale główna moja specjalność to wydarzenia na scenie, koncerty, przedstawienia operowe a także balet.
Po wyjęciu z pudła aparat jest sporych rozmiarów, trzyma się go wygodnie, dobrze spasowany, wygląda solidnie. Kształty są mniej zaokrąglone, jak w poprzednich modelach. Osobiście dokupiłbym do niego od razu gripa, ponieważ na co dzień używam ich przy 20D i 5D. Lubię wygodę i pewny uchwyt, szczególnie kiedy mam okazję fotografować wiele ujęć na scenie w układzie pionowym. Guzikologia w porównaniu z 20D i 5D jest bardzo podobna i nie miałem z tym większych problemów. Choć małe przyciski przy małym wyświetlaczu monochromatycznym w starszych modelach są kuliste a w 7D bardziej płaskie. Ot, taki sobie detal.
Wszystko, co otrzymałem w zestawie z 7D, było typowe, jak w poprzednich seriach - zasilacz, karta pamięci, instrukcje, oprogramowanie firmowe, kable. Zabrakło tylko paska firmowego, ale został wkrótce dosłany. Główne tryby fotografowania, jakich używałem to przede wszystkim tryb Av oraz M. W 7D korzystałem również z priorytetu jasnych partii obrazu, czego brakuje w starej 5-piątce.
Pierwsze chwile z nowym aparatem pozwoliły mi znaleźć rzeczy, których brakowało mi do tej pory. Wśród nich na szczególną uwagę na pewno zasługują:
Aparat przyszło mi testować w okresie, kiedy w Bydgoszczy odbywa się festiwal perkusyjny "Drums Fuzje". Jest to impreza, w której bydgoscy perkusiści zapraszają co wieczór znanych polskich i zagranicznych muzyków. Fajna impreza, na którą składa się muzyka jazzowa, rockowa i bluesowa. Największą gwiazdą tegorocznej imprezy był perkusista słynnej formacji Deep Purple - Ian Paice. Wystąpił on nieco wcześniej, bo 6 listopada a kolejne koncerty odbywały się od 23 do 29 listopada. Ponieważ aparat otrzymałem dopiero 25 listopada, nie mogłem go sprawdzić na koncercie Paice'a. Z tych samych powodów ominęła mnie również okazja pokazania ujęć z prób generalnych do baletu "Kopciuszek".
"Siódemką" fotografowałem więc przez kilka dni i tu muszę napisać uczciwie o jednej rzeczy. Nie lubię niespodzianek, więc fotografowałem głównie moją ulubioną 5-tką (5D), w zapasie miałem 20D. Canona 7D wykorzystywałem w mniej kluczowych sytuacjach, momentach, gdzie mogłem sobie pozwolić, że coś mi nie wyjdzie, sprawdzić jakieś nowe ustawienia i funkcje. Przygotowuję corocznie z festiwalu materiał na wystawę, więc nie chciałem ryzykować i eksperymentować. W materiale dołączonym do skromnego testu, nie znajdziecie moich ulubionych ujęć z tych koncertów (te zrobiłem 5D). Te, które dołączam jako przykłady dotyczą zachowania Canona 7D w tej konkretnej scenerii (na niektórych ujęciach widać na drugim planie zdjęcia z mojej wystawy towarzyszącej festiwalowi).
Jakie więc były warunki do fotografowania? Otóż w większości przypadków bardzo złe i mam tu na myśli rodzaj światła a także jego ilość. W większości było go w nadmiarze, źle oświetlona scena, białym ostrym strumieniem, bardzo silne kontrasty powodujące liczne przepalenia. Czasem też światła było jak na lekarstwo, jak to bywa na koncertach jazzowych, kiedy chce się stworzyć dla gości odpowiedni klimat. Pomieszczenie kawiarni długie i raczej wąskie, w niczym nie przypominało typowej estradowej sceny. Warunki zmuszały mnie do licznych korekt ekspozycji, pomiarów punktowych itd. a i tak nie wszystko udało się poprawnie naświetlić. Wykorzystywanie przy oświetleniu sceny tanich foliowych nakładek na lampy w kolorze czerwonym, żółtym, pomarańczowym powodowało liczne problemy z balansem bieli i co gorsza przepalenia, głównie kanału czerwonego. Skutkowało to oczywiście znacznym wzrostem szumu, szczególnie widać to przy forsowaniu EV na "+". Może to i nawet dobrze, że 7D musiał zmagać się z takimi niekorzystnymi warunkami, bo dzięki temu widzimy, co ten sprzęt naprawdę potrafi. Jak wspomniałem zdjęcia wykonywałem podczas wieczornych koncertów, głównie w jednym miejscu, kilka ujęć pochodzi z małego pałacyku, w którym, na zakończenie festiwalu nie było w ogóle światła estradowego a tylko słabe z żyrandola (zdjęcia porównawcze ze zmianą balansu i EV). Podczas fotografowania było bardzo ciasno - stoliki kawiarni, brak przejść - to narzucało też wykorzystanie specyficznych ogniskowych i dawało dość wąską perspektywę i określone ujęcia.
Większość materiału zdjęciowego wykonywałem przy wysokich wartościach ISO powyżej 1000, czasem nawet 4000. Podpinałem większość swoich obiektywów, włącznie z dołączonym kitowym. W tym miejscu muszę potwierdzić opinie spotykane w innych testach o tym, że Canon 7D rzeczywiście ma problem z WB w takich warunkach. Zresztą nie tylko on sam, kiedy w pomieszczeniu mamy wiele źródeł światła i każde posiada inną temperaturę barwową. Dlatego znaczna cześć zdjęć bywała zażółcona lub posiadała taką dominantę. Ponieważ wykonuję równoległy zapis w trybie raw+jpg, nigdy nie przywiązuję do tego zbytniej wagi. Balans bieli koryguję sobie w domu w programie ACR lub Capture One.
Nie wykorzystywałem przy teście najwyższych wartości ISO (może z ostrożności), natomiast dla ilustracji tematu udostępniłem ujęcia naświetlone z wartością ISO 3200, 4000 a następnie podniosłem ekspozycję w programie dołączonym na płycie - DPP Canona o wartość 1-2EV, korygując nieco WB. Widać dość wyraźnie, jak obrazuje nowa matryca i myślę, że radzi sobie całkiem nieźle. Przy moim 5D korzystałem maksymalnie z ISO 1600, ponieważ materiał przygotowuję czasem do wydruków wielkoformatowych np. 3x1m. W przypadku naszego bohatera - Canona 7D, w praktyce do takich celów wartość ISO można by powiększyć do 3200, choć sam szum jest nieco inny niż przy 5D. Lepszy czy gorszy, nie wiem. Mnie bardziej podoba się chyba z 5D. Duże znaczenie mają tu oczywiście warunki, w jakich fotografujemy, bo inaczej wygląda wysokie ISO 4000-6400 w laboratorium, przy kontrolowanym oświetleniu a inaczej na scenie, czasem pełnej "pułapek". Może kiedyś będę mógł to sprawdzić, jeśli będzie więcej czasu.
Po kilkuletniej pracy z pełną klatką trudno oglądać się w stronę cropa i marzyć o aparacie z mniejszą matrycą. Nie jestem jakoś zachwycony samym obrazowaniem 7D, choć na pewno jest to udany i bardzo dobry, nowoczesny aparat. Ilość detali jakie otrzymujemy w tych konkretnych zastosowaniach jest spora. Gdybym miał go kupić to zapewne jako drugie body, obok np. nowego 5D Mark II, który jest moim celem. Na "jedynkę" mnie niestety nie stać...
Podsumowując tych kilka dni z aparatem najważniejsze, czego oczekiwałem od Canona 7D to jakość obrazka, szczególnie przy wysokim ISO. Przyznam, że jest nieźle choć, przyzwyczajony do mojej starej 5-tki, oczekiwałem, że będzie lepiej. Za mało czasu by optymalnie i obiektywnie ocenić tak zaawansowany aparat, jakim jest Eos 7D. Na pewno będzie mi brakować jego szybkości, dobrego wizjera, możliwości kalibracji obiektywów i innych funkcji, których nie miałem czasu sprawdzić i przetestować (choćby w końcu sensownej współpraca z zewnętrznymi lampami).
Moja opinia to wycinek kilku wieczorów, podczas których w mojej prywatnej torbie spotkało się trzech braci: Canon 20D, 5D i 7D. Każdego z nich polubiłem na swój sposób i każdy dostarczył mi wielu niezapomnianych wrażeń a przede wszystkim ciekawych, cennych zdjęć. I tego również życzę wszystkim obecnym oraz przyszłym właścicielom nowego Canona 7D.
Tekst i zdjęcia: Marek Hofman