Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
Jestem fotoamatorem. Fotografowaniem zajmuję się w czasie wolnym, którego wszyscy mamy o wiele za mało. Nie dysponuję studiem, w którym mogę w powtarzalnych warunkach wykonywać testy. Robię zdjęcia dlatego, że sprawia mi to przyjemność, daje radość. Dlatego w swojej ocenie aparatu SONY DSC-HX1 nie będę pisał o szumach, czułościach, klatkach na sekundę i innych technicznych zawiłościach. Zamierzam skupić się na radości z fotografowania tym aparatem, opisać to, co w nim tę radość mi daje, a co ją odbiera.
RADOŚĆ DAJE:
Plus 1 - budowa, wyposażenie i funkcje
4 lata temu po raz pierwszy miałem możliwość popstrykać nieco więcej aparatem cyfrowym - syn kupił Fuji S5500 (4Mpx, f=36-360mm). Do tego czasu używałem lustrzanki analogowej Nikona wraz z zestawem kilku obiektywów: od 18mm, poprzez, między innymi, macro 1:1 55mm, do 180mm f/2,8 (plus dwukrotny konwerter). Wszystko razem wypełniało niemałą torbę, której waga odbierała sporo radości fotografowania, a rezultatem i tak najczęściej były odbitki 10x15cm, o jakości bardziej zależnej od wykonującego je punktu usługowego, niż ode mnie. I nagle okazało się, że nowe cyfrowe maleństwo jest w pojedynkę zdolne wykonać niemal to wszystko, co cały mój zestaw analogowy, zapewniając przy tym nieporównanie większą łatwość fotografowania i możliwość natychmiastowej wstępnej oceny zdjęć, które przy tym wyglądały o wiele lepiej na ekranie komputera czy telewizora, niż na małej odbitce.
Po dokonaniu tego odkrycia w najbliższą niedzielę sprzedałem na giełdzie w Stodole wszystko, co w moim analogowym zestawie miało jakaś konkretną wartość, gdyż od początku wiedziałem, że mój nowy sprzęt nie będzie lustrzanką, tylko pseudo-lustrzankowym super-zoomem. Jednak tu zaczęły się schody, które spowodowały, że tak naprawdę do dziś (4 lata!) nie znalazłem aparatu, który chciałbym mieć na dłużej (czy stwierdzenie "aparat na stałe" ma jeszcze w dzisiejszych czasach jakiś sens?), a to głównie za sprawa wyposażenia.
Kiedy kupuje się korpus, obiektywy, film, lampę błyskową i co tam jeszcze "w jednym", to wymagania rosną w postępie geometrycznym - gdyż w tym "jednym" musi być i to, i to, i tamto, a owe "to" i "tamto" muszą być wystarczająco dobre, żeby dawać, a nie odbierać radość z fotografowania. Jednym słowem: kiedy aparat A miał na przykład stabilizację, to nie miał na przykład szerokiego kąta, a kiedy aparat B miał szeroki kąt, to "kręcił" marne filmy, a jeśli już aparat C "kręcił" dobre, to miał marny celownik albo był wielki prawie jak normalna lustrzanka itd, itp. Na takich porównaniach zeszły mi 4 lata, ostatnio coraz częściej, co prawda, mówiłem sobie "ciepło, ciepło, może to ten...?", gdyż producenci, prawdopodobnie wsłuchując się w opinie rynku i czując na sobie gorący oddech konkurencji szybko doskonalili swoje produkty.
Do czego zmierzam w tym nieco przydługim wywodzie? Do stwierdzenia, że SONY DSC-HX1 jest bodaj pierwszym aparatem, o którym mogę powiedzieć: w zasadzie niczego w nim nie brakuje, żadnego wyposażenia ani żadnej funkcji (no dobra, jedną wymyśliłem, ale o tym dalej, w części "radość odbiera"). Wszechstronność tego - zdecydowanie amatorskiego przecież - aparatu, jest nieprawdopodobna, praktycznie nie ma zadania (pomijając oczywiście jakieś wysoko specjalistyczne dziedziny z fotograficznych peryferii), którego nie dałoby się nim z dobrym lub bardzo dobrym rezultatem wykonać. Jest przy tym mały, lekki i dobrze wykonany. Sama radość? No, może nie do końca. Ale prawie.
Plus 2 - zakres zooma, jakość obiektywu
28mm na krótkim końcu jest całkowicie wystarczające w większości sytuacji (a przecież w odwodzie mamy jeszcze funkcję panoramy, dzięki której znalezienie pomieszczenia lub zaułka zbyt ciasnego na sfotografowanie jest chyba niemożliwe).
20x28mm=560mm na końcu długim - nooo... fotografia "z daleka" to moja szczególna miłość, wiec po prostu brak mi słów, żeby pochwalić możliwość tak łatwego fotografowania z tak imponującą ogniskową. Przy tym ostrość optyki na długim końcu zooma jest więcej niż przyzwoita, co przy krotności 20x jest naprawdę godne podkreślenia. Dla tych, którzy - tak jak ja - chcieliby więcej, dzięki funkcji "smart zoom", przy zmniejszonej rozdzielczości zdjęć powiększenie wzrasta. Może używanie rozdzielczości VGA, żeby uzyskać krotność 108x (słownie: sto osiem!) i ogniskową, w przeliczeniu na mały obrazek, ponad 3m (tak, metry! Księżyc nie mieści się w kadr!) to już zbyt wielki kompromis, ale 26x (f=730mm) przy zupełnie na co dzień wystarczającej rozdzielczości 5Mpx, czy 36x (f=1000mm) przy fotografowaniu w 2Mpx formacie "full HD" (bardzo użytecznym przy założeniu, że zdjęcia będzie się oglądać na telewizorze czy komputerze, kto w dzisiejszych czasach jeszcze robi odbitki?) daje mnóstwo radości.
Początkowo zmartwiłem się, że do aparatu nie jest dołączona osłona przeciwsłoneczna obiektywu, tak ostatnio popularny i modny "tulipan". Jednak, choć nie wykonywałem jakichś specjalnych testowych zdjęć "pod światło", to w czasie nakręcania ujęć wideo zdarzyło się, że słońce "wlazło" mi w kadr. Odniosłem wrażenie, że poziom odblasków i odbić w soczewkach obiektywu jest tak mały, że osłona jest praktycznie zbędna. W takim razie jej brak w zestawie jest, jak dla mnie, uzasadniony i czyni aparat bardziej poręcznym (zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi aparatami SONY z serii H, w których za osłony i adaptery do filtrów służyły jakieś monstrualne plastikowe kubki). Choć może - dla niektórych - aparat bez "tulipana" nie jest wystarczająco szykowny...?
Plus 3 - szeroka gama rozdzielczości i formatów oraz funkcja panoramy
Połączenie przeze mnie w jednym punkcie tych dwóch, rożnych, zdawałoby się, zalet, może nieco dziwić. Spieszę wyjaśnić. Jestem miłośnikiem panoram. Wykonywałem je już w erze "analogowej", mozolnie sklejając taśmą dopasowane i przycięte uprzednio odbitki. W erze cyfrowej "skleiłem" nieco panoram korzystając z programu PTGui.
Jednak z panoramami, zwłaszcza tymi bardzo szerokimi jest pewien kłopot - trudno je w całej ich okazałości oglądać i pokazywać. Na ekranie widzimy je jako paseczek, można go oczywiście powiększyć i przesuwać, ale gdzie wtedy panorama? Wydrukowane w jakimś rozsądnym (także cenowo!) formacie są jednak dość wąskie i też tracą efekt, a ich prezentacja rodzinie i znajomym, to konieczność operowania niewygodnymi rulonami. Jednym słowem - więcej radości z zabawy przy panoram wykonywaniu, niż później przy ich oglądaniu, a zwłaszcza pokazywaniu innym.
kliknij, żeby pobrać oryginalny plik;https://files.fotopolis.pl/download/hx1_kaminski_pan_poziom.JPG]
Dlatego dla mnie cenniejsze od niezwykle skądinąd efektownej funkcji wykonywania panoram (choć pozostawiającej, moim zdaniem, pewien niedosyt - o czym w części "radość odbiera") jest obecność formatów o stosunku boków 16:9. Przecież taki format to już panorama, w wielu sytuacjach całkiem wystarczająca! Fotografując HX1 większość zdjęć zrobiłem właśnie w formacie 16:9, korzystając z rozdzielczości 6Mpx.
Wspomnę tu jeszcze o jednym drobiazgu, dla większości może całkiem nieistotnym, ale czemu o nim nie wspomnieć skoro sprawił mi radość? Chodzi o to, że na ogół formaty 16:9 są uzyskiwane poprzez "odcięcie" górnej i dolnej partii zdjęcia, a wiec są w jakimś stopniu "upośledzone", mają mniejszą rozdzielczość, niż podstawowy, standardowy format 4:3. Jednak w HX1 format 4:3 o rozdzielczości zmniejszonej do 5Mpx i format 16:9 w swej maksymalnej rozdzielczości 6Mpx mają, mierząc w pikselach, dokładnie tą samą wysokość (1944). Powiecie: przypadek. Moim zdaniem - nie. Ktoś w SONY pomyślał tak jak ja: chcę, żeby panorama 16:9 była czymś WIĘCEJ, niż standard 4:3, a nie czymś MNIEJ. Na co dzień fotografuję sobie w 5Mpx 4:3 (tylko nie mówcie, że to za mało dla amatorskich zdjęć z wycieczki czy wakacji!), a od święta, jakim jest godny wykonania panoramy widok, POSZERZAM zdjęcie. Zasłonki ekranu, jak w kinie, rozsuwają się z cichym szumem - i mamy WIĘCEJ. Także radości.
Plus 4 - ujęcia wideo
Nie mam doświadczenia w dziedzinie kręcenia amatorskich filmów, nigdy nie korciło mnie posiadanie kamery wideo, a filmy oglądane u rodziny i znajomych przeważnie raziły dłużyznami i wiały przeraźliwą nudą. Ale zdarzają się przecież sytuacje warte nakręcenia krótkiego ujęcia, na pamiątkę lub dla zabawy. Dlatego od początku mojego zainteresowania aparatami cyfrowymi funkcja wideo, i to oferująca możliwie jak najlepszą jakość, wydawała mi się niezbędna. Jednak dla konstruktorów niektórych marek i modeli wcale nie było to takie oczywiste i często traktowali ja po macoszemu.
Tak się składa, że nabyłem kilka miesięcy temu telewizor LCD SONY Bravia (full HD).W związku z tym bylem bardzo ciekaw, jak wyglądać będą na nim filmy o wysokiej rozdzielczości, wykonane HX1. Kiedy podłączyłem aparat (kablem HDMI, poprzez specjalny adapter, znajdujący się w pudełku), telewizor sam się włączył i uaktywnił odpowiednie wejście oraz tryb pracy. Wystarczyło tylko nacisnąć odpowiedni przycisk aparatu, żeby obejrzeć wykonany przed chwilą film, którego jakość (obraz i dźwięk) nie odbiegała od profesjonalnych produkcji pokazywanych na telewizyjnych kanałach o wysokiej rozdzielczości, np. TVP HD. Nie ma co się rozpisywać - duuuuża radość.
A tak dla porządku: wyświetlanie zdjęć "nieruchomych" przy użyciu tego zestawu było oczywiście równie proste.
Plus 5 - makrofotografia, ruchomy ekran
Wykonywanie zdjęć makro aparatem HX1 to sama radość, bo jest łatwe i wygodne. Szczególnie godne podkreślenia jest tu duże zbliżenie w całym zakresie ogniskowych, które pozwala wykonać fajne zdjęcia bez konieczności bardzo bliskiego kontaktu z obiektem - "Zapylanie dmuchawca" sfotografowałem stojąc, choć kwiatek znajdował się na poziomie ziemi. Oczywiście największe zbliżenia i powiększenia osiąga się fotografując z najkrótszą ogniskową. W takim przypadku można należycie docenić funkcjonalność ruchomego zamocowania i wielkość ekranu aparatu, gdyż nie trzeba się kłaść na ziemi przy wykonywaniu zdjęć takich, jak "Kwiaty borówki - jeszcze w pączkach". Malkontenci mogą narzekać, że ekran nie daje się obracać, jak np. w niektórych modelach Canona, co utrudnia wykonywanie autoportretów. Mi jednak wydaje się, że we wszystkich innych, poza ta jedyną, sytuacjach, ważniejsze jest, że w HX1 ekran pozostaje w osi optycznej obiektywu, a nie znajduje się gdzieś z boku, bo tak jest wygodniej manewrować aparatem i kadrować zdjęcia.
Plus 6 - trwałość baterii, wyświetlanie czasu, jaki pozostał do jej wyczerpania
Kiedy w trakcie fotografowania nagle "pada" bateria, kiedy wyrusza się na kilka dni w góry i dostęp do gniazdka jest niemożliwy lub bardzo utrudniony (w schroniskach gniazdek mało, a kolejka chętnych do naładowania komórki długa) - radość z fotografowania zostaje brutalnie odebrana. Dlatego nie sposób nie docenić dwóch rzeczy, związanych z zasilaniem aparatu:
Do tej pory byłem przekonany o wyższości zasilania cyfrówek akumulatorami NiMH w formie typowych "paluszków" R6, gdyż są tanie i można ich mieć nawet kilka kompletów (choć co nieco ważą, co czasem ma znaczenie), a awaryjnie można je zastąpić zwykłymi bateriami alkalicznymi, które łatwo kupić wszędzie, nawet w schronisku. Jednak mała i lekka, a mimo to pojemna bateria HX1 poważnie to moje przekonanie osłabiła.
Plus 7, 8, 9... - czyli jeszcze kilka albo i kilkanaście plusów
SONY DSC-HX1 posiada o wiele więcej godnych opisania zalet. Powinno się tu wymienić:
Niestety, nie starczyło czasu i zabrakło sytuacji zdjęciowych, żeby wypróbować niektóre obiecująco wyglądające funkcje:
Nie sprawdzałem też jakie rezultaty daje zmienianie rozmaitych ustawień: stopnia nasycenia barw, stopnia redukcji szumów, korekcji dynamiki itd., jednak całkowicie satysfakcjonująca jakość zdjęć wykonywanych z fabrycznymi ustawieniami standardowymi nie skłaniała do eksperymentów na tym polu. Mówiąc ogólniej: wynikająca z założonej uniwersalności i mogąca przyprawić o zawrót głowy mnogość funkcji i ustawień aparatu nie stanowiła, wbrew pozorom, komplikacji i w najmniejszym stopniu nie rozpraszała uwagi podczas zajmowania się tym, co w fotografii najważniejsze i najprzyjemniejsze: wybieraniem motywu i komponowaniem kadru, tylko wręcz przeciwnie - pozwalała błyskawicznie dostosować się do każdej zastanej sytuacji zdjęciowej.
RADOŚĆ ODBIERA:
Minus 1 - celownik
Najwięcej radości z fotografowania odebrał mi w aparacie HX1 celownik. Nie mogę zrozumieć, dlaczego w wielu aparatach cyfrowych, tak kompaktowych, jak i amatorskich lustrzankach celowniki traktowane są tak po macoszemu - obraz w nich bywa mały, ciemny i nieostry - a jednocześnie ekrany LCD są ulepszane z modelu na model. Chociaż właściwie nie ma co rozumieć - chodzi o koszty produkcji, których zwiększenie dla ulepszenia ekranu daje możliwość pochwalenia się widocznym na pierwszy rzut oka efektem, a przy ulepszeniu celownika efekt doceniony bywa dopiero po bliższym zapoznaniu się z aparatem.
Ja jednak nie umiem przyzwyczaić się do korzystania z ekranu LCD jako głównego narzędzia do komponowania zdjęć. Widząc, jak wiele osób fotografuje w ten właśnie sposób, nawet lustrzankami, w których coraz częściej pojawia się funkcja "live view", zastanawiam się, czy to nie jest może tylko kwestia przyzwyczajenia, zaszłość z zamierzchłych czasów fotografii analogowej? Chyba nie, bo przecież konstrukcja niekwestionowanej "królowej" aparatów, jaką jest lustrzanka jednoobiektywowa, polega właśnie na umożliwieniu komponowania zdjęcia na matówce, z poziomu oka, dzięki wykorzystaniu pryzmatu pentagonalnego. Przypomnijmy sobie, jak duży i jasny obraz matówki w celowniku miały kiedyś Pentaxy MX czy MV, albo Olympusy OM1 i OM2. Dzisiejsze ekrany cyfrówek przypominają mi natomiast duże matówki lustrzanek średnioformatowych, jedno czy dwuobiektywowych, na które patrzyło się z góry i które nie były przecież zbyt wygodne, więc zastosowanie pryzmatu dla umożliwienia wglądu "z poziomu oka" było znacznym udogodnieniem. Czyżby teraz zachodził proces odwrotny?
A przecież prawidłowe trzymanie aparatu przy oku, oburącz, z łokciami przyciśniętymi do ciała, daje przynajmniej drugie tyle, jeśli chodzi o ochronę przed poruszeniem zdjęcia, ile nowoczesne, zaawansowane systemy stabilizacji obrazu. Inaczej mówiąc, przy korzystaniu z ekranu i trzymaniu aparatu w wyciągniętych rekach tracimy bodaj z nawiązką to, co zyskujemy dzięki stabilizacji. Ale rozumiem, że mając do dyspozycji marny, mały, ciemny, o niskiej rozdzielczości celownik, albo wielki, ze znakomitą rozdzielczością ekran - fotografujący korzystają z tego drugiego...
Wyświetlacz użyty w celowniku HX1 ma niezłą rozdzielczość, wiec gdyby konstruktorzy zastosowali po prostu mocniejsze jego powiększenie przez soczewki wziernika i może nieco intensywniejsze podświetlenie - efekt byłby na pewno znacznie lepszy, i to bez - jak się wydaje - żadnych komplikacji technicznych.
Nota bene: uważam, że w miarę rozwoju elektronizacji fotografii, klasyczna konstrukcja lustrzanki jednoobiektywowej z pryzmatem skazana jest na powolny zanik, przynajmniej w segmencie amatorskim. Wystarczy popatrzeć, jak ostatnio konstruktorzy lustrzanek pełnymi garściami czerpią swe udoskonalenia z zaawansowanych kompaktów: "live view", kontrola ostrości poprzez detekcję kontrastu, a nie fazy, kręcenie filmów itd. Stosowane dla osiągnięcia tych celów rozwiązania nie należą przy tym do elegancko prostych, ale raczej do dość karkołomnych: te dodatkowe "matryczki" światłoczułe, skomplikowane systemy lusterek... Wydaje mi się, że przyszłość mają przed sobą systemy w typie "micro 4/3" Panasonica i jestem pełen uznania dla tej firmy za odwagę, zawartą w decyzji: wywalamy lustro i matówkę, bo te wynalazki, genialne w archaicznej erze aparatów na filmy, dziś pachną przeżytkiem. Ale przepraszam za dygresję, micro 4/3 to inny segment rynku niż HX1 i temat na całkiem inną okazję.
Minus 2 - wada obiektywu
Ja wiem, ze zoomy o takich krotnościach jak w HX1 są piekielnie trudne do dokładnego skorygowania w całym zakresie, ale wyraźne nieostrości, pojawiające się asymetrycznie po bokach i w narożach kadru odbierają sporo z przyjemności fotografowania, jeżeli zaczynają obejmować zbyt duże obszary. Tu muszę wspomnieć swoje niemiłe doświadczenie z poprzednim modelem super-zooma SONY, DSC-H50. Kupiłem go niemal dokładnie rok temu. Przy zakupie wydawało mi się, że ma same zalety - w końcu wyposażeniem i funkcjonalnością niewiele tylko ustępuje HX1. W czasie fotografowania sprawił mi naprawdę sporo radości, która jednak prysła, kiedy zobaczyłem, że w pewnym zakresie ogniskowych (ok. 3x do 4x) duża część prawej strony zdjęć jest wyraźnie mniej ostra od reszty, jakby rozmyta, rozmazana. Wyglądało to na ewidentną wadę obiektywu. Niestety, moje reklamacje w SONY nie przyniosły pozytywnego efektu, a zdjęcia porównawcze, które zrobiłem innym egzemplarzem, udostępnionym mi przez niezwykle uprzejmą obsługę Centrum SONY, wykazywały identyczną wadę także w nim.
H50 pozbyłem się w końcu z dużą stratą, odsprzedając za pół ceny, ale konieczność liczenia się z czasem "nie do końca ostrymi" zdjęciami powodowała, że nie miałem żadnej radości z fotografowania tym aparatem. Dlatego, zgodnie zresztą z zapowiedzią w swoim zgłoszeniu do konkursu, przy oglądaniu zdjęć wykonanych otrzymanym HX1 zwracałem baczną uwagę na rozkład ostrości na całym obszarze zdjęcia i wydaje mi się (choć musiałbym to jeszcze dokładniej sprawdzić, na co nie mam już czasu), że przy ogniskowej ok. 60mm (krotność zooma ok. 12x, ekwiwalent dla małego obrazka ok. 330–340mm) występuje dość wyraźny obszar zmniejszonej ostrości w lewej dolnej części kadru. Należy przy tym zauważyć, że załączone przykładowe zdjęcie zostało zrobione w najwyższej rozdzielczości, ale w formacie 16:9, co oznacza, że z pełnego kadru 4:3 została obcięta jego dolna część (oczywiście także i górna), zachodzi więc podejrzenie, że obszar nieostrości może być jeszcze większy (na zdjęciu wykorzystującym całą powierzchnię matrycy). Nie potrafię w tej chwili stwierdzić, czy ta wada dotyczy tylko mojego egzemplarza oraz czy spadek ostrości jest na tyle znaczny i obejmuje tak duży obszar, żeby pozbawić mnie w znaczący sposób radości fotografowania, ale jakiś cień się pojawił.
Podkreślam przy tym, że:
W związku z tym nie potrafię jednoznacznie ocenić swojego spostrzeżenia, wydaje mi się, że każdy fotoamator musi tutaj przyłożyć po swojemu wyskalowaną miarę radości z robienia zdjęć. Na pewno jednak jakość obiektywu HX1 jest dużo lepsza niż w H50 pod każdym względem, także ostrości.
Minus 3 - sterowanie zoomem, zachowanie zooma przy skracaniu ogniskowej
Jest pewien drobiazg, który nieco mnie irytował przy oglądaniu - sprawiających skądinąd wielka radość - ujęć wideo. Mianowicie, przy skracaniu ogniskowej (tzw. "odjeździe"), obiektyw, po zatrzymaniu się na skutek zwolnienia przez fotografującego suwaczka zoomowania, wykonuje minimalny ruch z powrotem (czyli "najazd"). Może to rzecz niewielka, ale ujmuje filmikom nieco z ich niemal profesjonalnej jakości, za którą chwaliłem je w punkcie "Plus 4".
Z kolei przy wykonywaniu zdjęć "nieruchomych" mamy do dyspozycji dwie szybkości zoomowania, w zależności od tego, jak daleko przesuniemy suwaczek przy spuście migawki. Jednak trudno jest wyczuć, w którym położeniu ta zmiana prędkości następuje. Moim zdaniem byłoby wygodniej, gdyby ta granica była wyczuwalna pod palcem w postaci lekkiego oporu, zaskoku, kliknięcia (czy jak to tam nazwać).
Minus 4 - czy funkcjonalność trybu "panorama" mogłaby być większa?
Innowacyjność sposobu wykonywania panoram jest w HX1 niewątpliwa i na pewno spowoduje, że - tak jak powiedział p. Rafał z SONY, z dumą prezentujący nam, testerom Fotopolis, aparaty - ilość foto panoram znacząco wzrośnie. Jednak ja, jako zaawansowany już nieco "panoramiarz", mimo, że obracając się na pięcie (przy ujęciach poziomych), a zwłaszcza bijąc pokłony (przy ujęciach pionowych) zrobiłem HX1 kilka całkiem udanych panoram, które sprawiły mi sporo radości, zastanawiam się, czy w tym wypadku więcej i łatwiej oznacza też lepiej? Przy oglądaniu wykonanych panoram jakoś nasunęło mi się porównanie z MacDonaldsem: łatwo i szybko, ale z gorszą, niż przy normalnych zdjęciach jakością (ostrością) i bez możliwości urozmaicenia.
Zawód sprawił mi przede wszystkim fakt, że po uruchomieniu trybu "panorama" obiektyw przestawia się w najszersze położenie i nie ma żadnej możliwości, żeby to zmienić. Niby logiczne - wszak panoramy wykonuje się tam, gdzie najszerszy kąt widzenia obiektywu nie wystarcza. Ja jednak do tej pory przy panoramach rzadko korzystałem z najszerszego ustawienia zooma, tylko dostosowywałem je do fotografowanej sceny. Ba, mojemu synowi zdarzyło się nawet "skleić" efektowną panoramę z bodaj 10 zdjęć wykonanych z ogniskową 360mm - była to panorama całego, 57 kilometrowego łańcucha Tatr, widzianego z Pienin. Zastanawiam się, czy w HX1 możliwe byłoby "odblokowanie" zooma w trybie fotografowania panoram? Z jednej strony wydaje się to łatwe, ot, poprawka w nowej wersji "firmware", ale z drugiej strony obawiam się, że oprogramowanie "sklejające" mogłoby nie poradzić sobie choćby z drżeniem rąk fotografującego i wywołanymi nim ruchami obrazu, które byłyby tym intensywniejsze, im dłuższa byłaby użyta ogniskowa. W końcu nawet przy najkrótszej "zgłupiało" mi podczas panoramowania morskiego brzegu, prawdopodobnie za sprawą ruchu fal (jednak nie można tu mieć żadnych pretensji, instrukcja aparatu wyraźnie uprzedza o takiej ewentualności w podobnych sytuacjach).
Tak czy inaczej - odebrana w tym przypadku ilość radości jest niewielka. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby HX1 wykonywać świetne panoramy, czy to korzystając z wbudowanego trybu, czy tradycyjnie, sklejając je z pojedynczych zdjęć.
Minus 5 - jeśli jest wszystko, to czemu nie ma timera?
SONY wyprodukowało aparat o niezrównanej wszechstronności, wyposażony we wszystkie możliwe funkcje, w tym wiele z nich w mocno udoskonalonej lub nawet całkowicie innowacyjnej postaci. Skoro tak, to bardzo proszę: wprowadźcie w następnym modelu, (a może nawet już w HX1, w nowej wersji "firmware") jeszcze timer, który mógłby służyć do wykonywania tzw. zdjęć poklatkowych (po angielsku "time-lapse photography") oraz mechanizm do łączenia wykonywanych w ten sposób serii w filmy, dzięki którym:
Wydaje mi się, że dla dodania tej funkcji wystarczyłoby jedynie niewielkie i raczej proste uzupełnienie "software'u" aparatu, tym bardziej więc nie rozumiem, dlaczego jest ona w nowych modelach cyfrówek spotykana coraz rzadziej, a nie coraz częściej? Mając do wyboru dwie wersje HX1: jedną z trybami "panorama" i "hand-held twilight", a drugą z timerem - bez wahania wybrałbym ta drugą.
PER SALDO - DUŻO RADOŚCI!
Ale dość narzekań. Fotografując i filmując aparatem SONY DSC-HX1 przez 2 tygodnie miałem dużo frajdy i radości. Radość ta powróci do mnie jeszcze nie raz, podczas oglądania zrobionych nim zdjęć i filmów. Oto kilka fotek, których zrobienie dało mi jej najwięcej.