"Świat błysku. CLS i TTL na nieznanych wodach" - fragmenty, część IV

Autor: Marcin Grabowiecki

5 Styczeń 2013
Artykuł na: 23-28 minut
Prezentujemy ostatni fragment z poradnika "Świat błysku. CLS i TTL na nieznanych wodach" autorstwa Joe McNally'ego. Z dzisiejszego odcinka dowiecie się więcej na temat radiowego sterowania błyskiem w trybie TTL. Zachęcamy do lektury!

Radiowe sterowanie błyskiem w trybie TTL

FOTOGRAFOWIE, na równi z resztą świata, dali się wciągnąć w pułapkę oczekiwania tego, co przyniesie jutro. Chcemy, by przyszłość nadeszła już dziś. Więcej megapikseli! Szybciej! Wierzymy, że nowe programy bez śladu zatuszują nasze błędy, na żądanie zamienią letnią zieleń drzew na barwy, jakich można się spodziewać w październiku, i sprawią, że skóra modeli będzie gładka jak aksamit. Jednocześnie nigdy nie jesteśmy zadowoleni z fabrycznych możliwości sprzętu, choćby najlepszego. Zanim jeszcze upłynie 48 godzin od premiery, zawsze znajdzie się jakiś pomysłowy fotograf, który poinformuje na blogu o tym, że udało mu się dodać funkcje przesyłania plików i pobierania muzyki urządzeniu, które w zamyśle miało służyć tylko do rozpraszania światła...

Trudno się zatem dziwić, że gdy pojawiły się wieści o możliwości zastosowania komunikacji radiowej w ramach systemu TTL lamp Canona i Nikona - dotychczas wymieniających informacje za pomocą impulsów optycznych i w podczerwieni - zostały przyjęte z uznaniem, niecierpliwością i niezdrowym podnieceniem. Będę szczery: sam byłem bardzo podekscytowany.

Bo przecież to genialne! Możliwość ustawienia w terenie jednego lub kilku fleszy, przemyślnie ukrytych w różnych miejscach i oddalonych nawet o kilkadziesiąt metrów, które można kontrolować jednym ruchem przełącznika z poziomu aparatu, to po prostu niesamowity bajer. Eufemizmem zdaje się powiedzenie, że takie rozwiązanie otwiera drzwi do nowych możliwości. Ono ma potencjał, by wyważyć je wraz z zawiasami, jakby to zrobił niecierpliwy nastolatek, który słysząc dzwonek do drzwi, myśli, że to kurier z najnowszą konsolą.

No dobrze, zapowiedzi tych nowinek nie wywołały może takiego obłędu jak premiery nowych iPhone'ów, ale kiedy wreszcie pojawiły się transmitery dla dwóch największych systemów fotograficznych - przy czym wariant dla Canona był dostępny znacznie wcześniej niż jego nikonowski odpowiednik - w świecie fotografów zawrzało. Radiowe sterowanie błyskiem w trybie TTL! Przyszłość nadeszła już dziś!

I rzeczywiście, koncepcja jest fantastyczna. Jeśli się sprawdza. Gorzej, jeżeli w eterze pojawią się jakieś zakłócenia. Zrobiłem, co mogłem, by uznać przygodę z tym systemem za udaną; ba - poprosiłem nawet o przesunięcie terminu wydania tej książki, aby się przekonać, czy nowe wersje oprogramowania wewnętrznego (tzw. firmware'u) przyniosą jakieś korzyści. Ale szczerze mogę jedynie napisać, że przetestowane urządzenia mają ogromny potencjał, skutecznie ograniczany przez okazjonalne problemy z komunikacją, i wymagają pewnego dopracowania.

Nic dziwnego. W końcu to nie pilot do drzwi garażu przymocowany do aparatu, tylko kolejny wyrafinowany komponent i tak niesamowicie już złożonego systemu. Za każdym razem gdy naciskasz spust migawki, wszystkie jego elementy muszą wykonać skomplikowany taniec. Czasami się potkną, gdyż żadna technologia nie jest doskonała. Pamiętam, że gdy prosiłem producenta o wsparcie techniczne po napotkaniu pierwszych kłopotów, zasugerowano mi, abym wyłączył funkcję redukcji drgań w obiektywie, która może mieć minimalny wpływ na synchronizację poszczególnych zdarzeń składających się na ekspozycję zdjęcia. No cóż, jeśli w grę wchodzą operacje trwające tysięczne ułamki sekundy, to nawet najdrobniejsze zakłócenia mogą powodować problemy. Usprawnienie działania mechanizmów komunikacji radiowej to nie przelewki. Zajmujący się tym ludzie muszą dokopać się do samego serca systemu.

Innymi słowy, sprawa jest delikatna. Całość ma naprawdę spory potencjał i nie mogę się już doczekać, by rzeczywiście funkcjonowała niezawodnie, lecz na razie - bazując na moich doświadczeniach - pozostaje mi jedynie uzbroić się w cierpliwość, aż trochę okrzepnie.

Mam jednak dobrą wiadomość: udało się nam zmusić ten sprzęt do działania!

Sesja na plaży była wręcz stworzona, by wykorzystać możliwości komunikacji radiowej. Zapadał zmierzch, jednak ciemność rozświetlała spora liczba butelkowych pochodni; może to lokalny, karaibski odpowiednik koktajli Mołotowa. Scenę zaaranżowano, zapalono ognie, a słońce powoli tonęło w ciemnym błękicie. Pod słomianymi daszkami po bokach, dyskretnie, poza obszarem kadru, umieściliśmy lampy SB-900 - po dwie na każdy daszek - przypięte klamrami Justina do drewnianych podpórek. Aby dopasować światło fleszy do koloru ognia, założyłem na nie filtry ocieplające.

Aby uzyskać podobny efekt przy użyciu zwykłego, optycznego sterowania błyskiem w trybie TTL z poziomu aparatu, musiałbym podłączyć lampę główną za pośrednictwem przewodu SC-29. I być może skierować ją w dół, aby odbić błysk od położonej na piasku blendy, z nadzieją, że sygnał TTL nie ugrzęźnie w słomianych daszkach, tylko wyzwoli znajdujące się w nich lampy i pozwoli nimi zdalnie sterować. Jestem przyzwyczajony do fotografowania z zachowaniem połączenia optycznego, pewnie znalazłbym więc jakiś skuteczny sposób, by osiągnąć zamierzony efekt.

Z pomocą radiowego przesyłania sygnału TTL okazało się to jednak dziecinnie proste, choć początkowo nie obeszło się bez komplikacji. Jedyny aparat Nikona, który udało się nam zmusić do współpracy z systemem PocketWizard Flex/Mini, to D3s. Sesję na plaży rozpoczęliśmy z aparatem D3x, lecz albo z jego winy, albo z winy systemu radiowego urządzenia się nie dogadały. Zmieniliśmy aparat na D3s i ponownie przebrnęliśmy przez procedurę wyłączania oraz włączania w odpowiedniej kolejności transmiterów Flex/Mini w lampach i w aparacie. Tym razem się udało. Komunikacja radiowa w trybie TTL została nawiązana.

Ponad modelką zamontowaliśmy na wysięgniku soft-box EzyBox Hotshoe 24". Znajdował się dokładnie ponad górną krawędzią kadru i świecił prosto na modelkę. Tuż przed nią, na piasku, leżała blenda TriGrip, ale szczerze mówiąc, mam poważne wątpliwości, czy jej wpływ jest w ogóle zauważalny. Przypuszczam, że z powodzeniem mogliśmy z niej zrezygnować. W oczach modelki nie widać iskierek światła z dołu, co stanowi najlepszy dowód na to, że lwią część pracy wykonała lampa nad głową. Dziewczyna musiała jedynie pamiętać o zwróceniu twarzy nieco ku górze. Jeśli spojrzałaby w dół, jej twarz, a zwłaszcza oczy, zniknęłyby w cieniu.

Dwie grupy lamp w trybie TTL sterowane radiowo! Świetna sprawa. Moc fleszy rozmieszczonych pod daszkami nie wymagała korygowania. Wszystkie błyskały bez jakiejkolwiek kompensacji siły błysku, podobnie zresztą jak główna lampa na wysięgniku. Ostatecznie parametry ekspozycji wyglądały następująco: 400 ISO, 4 s (tak, cztery sekundy) i przysłona f/4. Dziewczyna stała w mroku i starała się zachować nieruchomą pozę przez cały czas naświetlania. Zwróć uwagę na płonące butelki, które stoją wokół, a przede wszystkim na te za nią. Jeśli przeniósłbym je bliżej, na pierwszy plan, oświetliłyby modelkę na tyle silnie, że przy czterosekundowej ekspozycji miałbym kłopot z ostrym zarejestrowaniem jej postaci. Dopóki jednak dziewczyna pozostawała we względnej ciemności, jej sylwetka była oświetlana przede wszystkim błyskiem flesza. (Jeśli fotografuję zacienioną postać w tak nietypowych warunkach oświetleniowych jak w tym przypadku, zwykle ustawiam ostrość ręcznie i roboczo doświetlam oczy modelki iPhone'em z aplikacją naśladującą latarkę, aby ułatwić sobie ostrzenie. Tutaj jednak, dzięki temu, że dziewczyna była spowita poświatą płomieni, automatyczny system ustawiania ostrości aparatu poradził sobie zadziwiająco dobrze).

Przyszłość rzeczywiście zapowiada się interesująco. Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym nie próbował jej trochę pogonić i nie sprawdził, co ma do zaoferowania już dziś - zwłaszcza w kwestii oświetlenia. Jeśli firma Nikon informuje, że do jednej grupy fleszy może należeć kilka lamp, ja zastanawiam się, ile to jest "kilka". (Mój dotychczasowy rekord wynosi 128. Było to na warsztatach Flashbus w Atlancie - patrz zdjęcie powyżej).

Eksperymentowałem ostatnio z dość skomplikowaną aranżacją lamp sterowanych radiowo. Było to tuż przed terminem oddania materiałów do tej książki. Okazało się, że... musiałem wrócić do wyzwalania optycznego. Nie jestem pewien, czy zawiniła zbyt mała odległość między transmiterami Flex, niedostateczne przenikanie fal radiowych przez betonową ścianę, zmiana aparatów fotograficznych na szybko czy jeszcze jakieś inne kwestie. Rozpoczęło się nieźle, szliśmy krok po kroku, ostrożnie, aż nagle trach! - i lód załamał się nam pod stopami. Pod koniec tego rozdziału znajdziesz krótkie omówienie tej sesji. Wyniosłem z niej niejedną nauczkę, lecz chyba najważniejsza z nich jest taka, że na wszelki wypadek zawsze należy opracować awaryjne plany B, C i D.

Nawet na tym etapie jestem jednak zauroczony radiowym sterowaniem błyskiem w trybie TTL. Fascynują mnie przyszłe możliwości technologii hyper-sync. Jestem pod wrażeniem tego, że nowa generacja systemów PocketWizard jest zgodna ze starszymi urządzeniami tej marki. Z niecierpliwością wypatruję dnia, kiedy uda się rozwiązać kilka dręczących ten system problemów.

Spece z firmy PocketWizard są prawdziwymi geniuszami. Podjęli się misji będącej ryzykowną wyprawą w nieznane - ze świadomością czyhających pułapek. Nawet w przypadku zwykłego wyzwalania fleszy, komunikacja radiowa w plenerze może się wiązać z niemałymi kłopotami - fale radiowe mają swoje kaprysy.

Ich rozchodzenie się może zostać zakłócone przez najróżniejsze nieprzewidziane okoliczności. A teraz wyobraź sobie, że w transmisję radiową są dodatkowo wplecione płynące z aparatu informacje o ekspozycji. W tym momencie otwiera się prawdziwa puszka Pandory z problemami, jako że ani Canon, ani Nikon nie palą się do publikowania informacji o wykorzystywanej do sterowania błyskiem technologii. Innymi słowy, większość komunikatów przekazywanych przez system PocketWizard stanowi efekt rozszyfrowania zamkniętych protokołów komunikacyjnych. Oto moja strategia posługiwania się transmiterami tego producenta zgodnymi z TTL w systemie Nikona:

  • Nie komplikuj.
  • Stosuj się do zaleceń. Wyłącz system redukcji drgań w obiektywie. Upewnij się, że lampy SB-900 Speedlight są przełączone na standardowy wzorzec rozpraszania światła. Nie używaj trybu równomiernego ani z uwypukleniem środka kadru.
  • Przestrzegaj zalecanej kolejności włączania urządzeń "od końca". Flesz. Flex. Mini. Aparat. FFMA. (Brzmi jak nazwa zespołu hiphopowego).
  • I jeszcze raz: nie komplikuj.

Wierzę w fachowców z PocketWizard. Niemal codziennie publikują nowe rozwiązania problemów i regularnie wydają aktualizacje oprogramowania. Jako użytkownik systemu TTL wręcz ślinię się na samą myśl o tym, że te urządzenia będą kiedyś naprawdę niezawodne. Radiowe sterowanie błyskiem może być głosem przyszłości.

Gdy natknąłem się na opuszczony, brudny zakamarek w pewnym pofabrycznym budynku, pomyślałem sobie: "Czy nie byłoby fajnie upozować modelkę przebraną za lalkę gdzieś tutaj, na podłodze?". Nie mam pojęcia, skąd ta myśl. Być może jakieś echo wspomnień z barwnych lat 70.

Chropawą urodę zakątka podkreślały dwa sąsiednie okna. Właśnie, błysk flesza przez okno! Tak czy owak, wpada przecież przez nie światło, byłoby więc znakomicie, gdybym mógł nad nim zapanować i skierować tam, gdzie zechcę. "Zapanować" i "skierować" to w tym przypadku dwa bardzo istotne słowa. Spójrz tylko na jasną plamę słonecznego światła na podłodze po lewej stronie kadru. Nietrudno się domyślić, że słońce znajdowało się za plecami modelki. Tymczasem okno po prawej stronie - nazwijmy je głównym źródłem światła - dawało światło zbyt miękkie i rozproszone jak na potrzeby tego ujęcia.

To nie znaczy, że zależało mi na tym, aby światło wpadające przez tę wielką szybę było twarde: wręcz przeciwnie. Ustawiłem więc za oknem naprawdę wielką parasolkę na ogromnym statywie (gwoli wyjaśnienia, sesja odbywała się na piętrze). Niskie ceny dużych parasolek oraz ich dostępność sprawiają, że powoli odchodzę od softboxów na rzecz tego rodzaju akcesoriów. Ta parasolka przysłużyła mi się dwojako: zagwarantowała miękkie światło, a zarazem osłaniała okno przed bezpośrednimi promieniami słońca. Dzięki tej "zastawce" mogłem lepiej zapanować nad wyglądem sceny.

Jeden mały flesz nie dałby sobie rady z oświetleniem tak wielkiej czaszy parasolki, użyłem zatem uchwytu TriFlash, aby wyzwolić aż trzy lampy SB-900, wyposażone w zewnętrzne zasilacze. Cała konstrukcja znajdowała się tuż za oknem, w takim miejscu, że Martina miała ją dosłownie przed oczami.

Nie mogłem jednak na tym poprzestać. Parasolka, choć olbrzymia, dawała jedynie tyle światła, by oświetlić modelkę, zaś ów, hmm... cudowny kąt za nią był czarny jak smoła. Problem polegał na tym, że musiałem ustawić na tyle krótki czas naświetlania, by zapanować nad jasnością okien - w przeciwnym razie zostałyby prześwietlone. Z kolei przy tak krótkiej ekspozycji (konkretnie 1/125 s) tło za modelką wychodziło na zdjęciu bardzo ciemne. Fotografia, na której kieruję ustawieniem parasolki z wnętrza budynku (powyżej), została zrobiona przy tych samych ustawieniach co portret Martiny w roli pięknej lalki - 1/125 s, z przysłoną f/5.6.

Musiałem zadbać o jakieś źródło światła we wnętrzu, a to oznaczało więcej fleszy. Wiem, wiem, ze mną tak zawsze: "więcej fleszy, więcej fleszy", prawda? Niekoniecznie. Jeśli udałoby mi się ograniczyć do jednego, to bym to zrobił. (Tak naprawdę, ponad 80% fotografii opisanych w tej książce to aranżacje z jednym źródłem światła głównego). Tutaj jednak okoliczności zmusiły mnie do użycia kolejnego flesza. Wszystko wynika z tego, że aparaty nie radzą sobie z rejestrowaniem scen o dużej rozpiętości tonów. Chcesz poprawnie naświetlić kąt z tyłu sceny? Prześwietlisz okna. Zmniejszasz ekspozycję, aby zapanować nad wyglądem okien? Nie ma sprawy, ale zapomnij o ocienionym kącie. A co w pewnym stopniu stanowiło o atrakcyjności tego kąta? Pobliskie okna... Niech to szlag.

Pośrodku pomieszczenia, na wysokim statywie z ramieniem, ustawiłem dwa flesze z filtrami i skierowałem je w stronę brudnego sufitu. Takie wnętrza są na ogół oświetlone zwykłymi żarówkami; idąc tym tropem, wyposażyłem moje lampy Speedlight w połówkowe filtry ocieplające. (Nie chciałem zakładać pełnych - wolałem subtelnie ocieplić detale wnętrza, a ponadto zależało mi na tym, by nie zabarwić modelki na żółto). Założenie filtrów konwersyjnych w połączeniu z faktem odbicia światła od powierzchni, która od stu lat nie widziała pędzla ani szmaty, nie pozostało bez wpływu na natężenie błysku lamp oraz ich skuteczność, ale otrzymane światło miało naturalny wygląd i odpowiedni kierunek. Nie było w nim ani odrobiny przesady. Chciałem, by nie wyglądało jak światło z softboxu, które w typowo studyjnej manierze akcentuje włosy i ramiona. Moje lampy po prostu rozjaśniły wnętrze pomieszczenia. Co więcej, zamiast polegać na świetle zastanym, które padało z niewłaściwej strony, ustawiłem małe lampy tak, by nasycić ciemny narożnik wnętrza odrobiną światła. Przyznam, że nie jest to wyrafinowane rozwiązanie - w każdym razie nie bardziej niż błyskawiczne wrzucenie wszystkich ciśniętych po kątach ciuchów do pralki, gdy do drzwi pukają niezapowiedziani goście.

Pomysł na zdjęcie wypalił. Główne światło oświetlające modelkę sprawia wrażenie, jak gdyby wpadało przez okno, a bałagan w ciemnym kącie jest dostatecznie widoczny. Udało mi się też zapanować nad jasnością okien dzięki zastosowaniu takich wartości przysłony oraz czasu naświetlania, przy których mogłem korzystać z fleszy w zwykły sposób. Kłopot polegał jedynie na tym, że część lamp znajdowała się na zewnątrz budynku, a część wewnątrz, co - jak przypuszczałem - przysporzy radiowej komunikacji w trybie TTL niemałych kłopotów.

Okazało się jednak, że z aparatem D3s wszystko szło jak z płatka. Przez pierwszych 12 ujęć. Dopiero gdy sięgnąłem po korpus D3x - przestało. Co gorsza, z nieznanych mi powodów skutki zamiany aparatów (tym razem przedobrzyłem w dążeniu do perfekcjonizmu) okazały się nieodwracalne. Nie udało się nam przywrócić systemu PocketWizard do życia i musieliśmy wrócić do sterowania optycznego, które zadziałało bez problemów pomimo dość dużej odległości między fleszami. Umiejscowiliśmy lampę sterującą w oknie, ale tuż przy jego krawędzi. Okazało się, że jej sygnał jest wystarczająco silny, by trafił i do lamp na zewnątrz, i do tych wewnątrz budynku. Ostateczne ustawienia fleszy były banalne: wszystkie działały z pełną mocą (1/1), w trybie manualnym.

Pierwsze próby z dowolnym nowym systemem sterowania błyskiem równie często mogą być udane, jak i chybione. To normalne, nie ma się czemu dziwić. Przez dalszą część sesji pracowałem aparatem D3x z lampami wyzwalanymi optycznie. Działało.

Trudności w trakcie sesji poza studiem mogą mieć katastrofalne skutki i całkiem pokrzyżować plany, ale mogą też okazać się jedynie drobnymi przeszkodami. Bardzo wiele zależy od tego, jak podejdziesz do problemu - niezależnie od jego skali - a zwłaszcza jak szybko i stanowczo to zrobisz. Gdy czas ucieka, słońce nieubłaganie zmierza ku drugiej stronie budynku, a fotografowana osoba zaczyna się nudzić (na szczęście Martina jest bardzo cierpliwa i wyrozumiała, czego nie da się powiedzieć o każdej modelce), musisz błyskawicznie podjąć decyzję o zejściu z obranego szlaku, wyciągnąć maczetę i zacząć przecierać nowy. Tak też postąpiliśmy w tym przypadku. W razie dalszych problemów spróbowałbym użyć wyzwalaczy PocketWizard w zwykły sposób i przełączyłbym lampy w tryb manualny. Kłopot w tym, że fotografując z parasolką rozmiarów kamienicy zamocowaną na statywie wielkim jak maszt radiowy, wolałbym nie być zmuszonym do ciągłego opuszczania i podnoszenia spowrotem całej konstrukcji na wysokość pierwszego piętra. Na szczęście system optycznego wyzwalania błysku w trybie TTL sprawdził się bez zarzutu.

Duże źródło światła, niezawodny system sterowania i technologia TTL mają ogromną zaletę: można z nimi swobodnie eksperymentować. Martina przebrała się w strój, w którym nie przypominała już porcelanowej lalki. Ja zmieniłem obiektyw na 200 mm f/2 i przy maksymalnym otworze przysłony zrobiłem portret do ramion, zmniejszając uprzednio siłę błysku lamp w grupie A (parasolka) na 1/4 mocy w trybie manualnym i całkowicie rezygnując z oświetlenia wnętrza - wszystko to wymagało naciśnięcia kilku przycisków na lampie sterującej. Kolejny portret, obejmujący całą sylwetkę, wykonałem przy niezmienionej mocy zewnętrznych lamp (1/4), korzystając z odbicia światła słonecznego od podłogi. Fotografowałem wówczas obiektywem 70-200 mm, z przysłoną f/3.5, czułością 100 ISO i niezmienionym czasem 1/250 s. Na potrzeby tego ujęcia ponownie włączyłem lampy oświetlające wnętrze. Ponieważ po odbiciu od sufitu ich błysk ulegał drastycznemu osłabieniu, musiałem przełączyć je na pełną moc.

Taką sesję można by przeprowadzić na kilka sposobów, niekiedy bardzo prostych, lecz dzięki radiowemu sterowaniu błyskiem w trybie TTL być może stanie się to jeszcze łatwiejsze.

Joe McNally

Świat błysku. CLS i TTL na nieznanych wodach

Cena: 99,90 zł
Liczba stron: 440
Format: 200 x 230
Oprawa: miękka

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Poradniki
Zostań władcą światła - jak przygotować i przeprowadzić udaną sesję portretową
Zostań władcą światła - jak przygotować i przeprowadzić udaną sesję portretową
O kuchnię zawodowej pracy i praktyczne porady zapytaliśmy doświadczonego fotografa Piotra Wernera. Publikujemy obszerne fragmenty jego bestsellerowego e-booka dla...
26
Jak dbać o akumulatory? Poradnik użytkownika
Jak dbać o akumulatory? Poradnik użytkownika
Chcesz wiedzieć jak wydłużyć żywotność akumulatora i sprawić, by w każdej sytuacji zapewniał wydajną i wygodną pracę ze sprzętem? Z tego poradnika dowiesz się, jak zapewnić optymalne...
10
Jak fotografować górskie kaskady i wodospady
Jak fotografować górskie kaskady i wodospady
Nie ważne czy są one głównym tematem, czy mniejszym elementem wizualnym w szerszej scenie. Zobacz, jak zamknąć w kadrze wartko płynące potoki, by ożywić zdjęcia górskich krajobrazów.
22
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (4)