Branża
Wielkie otwarcie! 30. salon CEWE FOTOJOKER na 30. urodziny CEWE
Jak zrobić ciekawą sesję w szare zimowe miesiące? Jakub Kaźmierczyk bierze na warsztat nowe mobilne lampy GlareOne i pokazuje, jak budować klimat oświetleniem, by zamienić zwykły salon w scenerię skąpaną w zachodzącym słońcu.
Materiał partnerski Sansa Europe
Zima w Polsce, pomijając nasze piękne góry, to istna tragedia. Słońce świeci raz w tygodniu, a krajobraz przypomina ten z serialu „1670” - błoto i gołe badyle. Do tego ciemno jest już po 16.00 - wymarzone warunki każdego fotografa, prawda?
Kiedy przychodzą pierwsze październikowe chłody, zaczynam odliczać dni do jesienno-zimowych wyjazdów na południe, bo wiem, że to będą jedyne szanse na zdjęcia w plenerze. Ale przecież trzeba jakoś funkcjonować przez te długie miesiące i robić sesje, żeby nie wyjść z wprawy. Z jednej strony można zamknąć się w studio, ale z drugiej - dobrym pomysłem jest wynajmowanie apartamentów - zawsze to coś innego niż kolejne studio. Wielu fotografów ma jednak problem z tego typu zdjęciami - zabierają jedną lampę z parasolem i błyskają białym światłem, zapominając o trójwymiarowości czy budowaniu klimatu światłem. Kończy się na zdjęciach na sofie przy 1/200s, f/4 ISO 100, zalanych białym światłem - to absolutnie nic ciekawego.
Moim zdaniem sesje w apartamentach to naprawdę ciekawe wyzwanie i dobry pomysł na przełamanie tematu studia, tylko trzeba mądrze podejść do tematu - z przygotowaniem i pomysłem.Na początku lutego GlareOne wypuścił serię lamp mobilnych, więc postanowiłem sprawdzić je w typowych warunkach sesji w środku zimy. Zabrałem cały zestaw do niewielkiego domku, gdzie wszedłem w buty typowego fotografa w Polsce i zmierzyłem się z tematem tego typu sesji! Zacznijmy jednak od początku.
Z firmą GlareOne współpracuję od początku jej istnienia. Kiedy stery przejął Marcin Woźniak, spod tego znaku zaczęły wychodzić naprawdę ciekawe produkty - choćby lampy Vega 400 czy Antares 600, które w mojej ocenie są jednymi z najciekawszych propozycji studyjnych w tak niskich cenach. Softboxy serii Pro również są świetne, ale do tej pory firma nie miała w ofercie żadnej lampy błyskowej, którą moglibyśmy zabrać w plener, a moim zdaniem budowanie systemu błysku najlepiej zrobić w oparciu o jedną firmę, żeby wszystko było ze sobą kompatybilne.
Właśnie w pierwszych dniach lutego, tuż po mojej sesji, GlareOne oficjalnie zaprezentował całą linię nowych produktów - w tym 3 lampy reporterskie, jedną mobilną o mocy 200 Ws i dwa nowe wyzwalacze, a także komplet akcesoriów do nowych produktów.
To, co łączy nowe lampy, to pełna obsługa TTL i HSS, czyli lampy radzą sobie z automatycznym pomiarem błysku i bez problemu synchronizują się z czasem 1/8000 s. Każda lampa zasilana jest dedykowanym akumulatorem, a nie paluszkami, co z kolei przekłada się na większą liczbę błysków i szybsze ładowanie. Co ciekawe, zarówno lampy reporterskie, jak i nowe wyzwalacze charakteryzują się nowatorską stopką, która zawiera piny obsługujące systemy Canona, Nikona, OM-System, Fujifilm czy Lumixa, zachowując pełną kompatybilność - w menu wystarczy wybrać system, z którym ma pracować dane urządzenie - świetna sprawa! Jedynie Sony, z uwagi na inną konstrukcję stopki, ma swoją osobną wersję. Przyjrzyjmy się zatem konkretnym produktom.
Apus - ta seria otwiera linię nowości. Reprezentują ją dwie lampy - modele 48 i 80, a te liczby mówią o watosekundach. Obie lampy wyposażone są w klasyczne prostokątne palniki i oferują pełną łączność bezprzewodową - posłużą zarówno jako klasyczne lampy reporterskie na stopce aparatu, ale również mogą być wyzwalaczami lub pracować jako lampy wyzwalane zdalnie. Do wyboru, do koloru! Apus 48 oferuje monochromatyczny dotykowy ekran, z kolei Apus 80 oferuje klasyczne sterowanie przyciskami na obudowie. Model 80 ma też światło modelujące w dolnej części obudowy. Najważniejsze, że interfejsy każdego z nowych urządzeń są naprawdę czytelne i proste w obsłudze.
Botis - to seria dwóch zupełnie różnych lamp. Znajdziemy w niej model 80 i 200, które również mówią o mocach poszczególnych lamp. Model 80 to lampa reporterska, ale w odróżnieniu od linii Apus wyposażona jest w okrągłą głowicę, która równiej rozkłada światło, a na tyle obudowy znajduje się wielki ekran dotykowy. Początkowo podchodziłem do niego sceptycznie, ale po pierwszych zdjęciach absolutnie nie ma się czego obawiać. Całość jest bardzo czytelna i responsywna. Na plus zasługuje również bardzo intuicyjny wybór funkcji lampy, którego dokonujemy po wciśnięciu przycisku Home. Lampa wyposażona jest również w światło modelujące tuż przy palniku. Naprawdę solidna lampa reporterska!
Model Botis 200 to już zupełnie inna lampa - nie ma możliwości montażu na stopce aparatu i przeznaczona jest do używania jej na statywie z różnymi modyfikatorami. Sama wyposażona jest w niewielką czaszę wraz z gridem i magnetycznym mocowaniem do filtrów żelowych. Chcąc mocować większe modyfikatory, należy sięgnąć po B-Grip (jest w zestawie z lampą), czyli adapter do montażu akcesoriów z mocowaniem Bowens, takich jak czasze, softboxy czy strumienice optyczne. Zresztą przy użyciu tego samego uchwytu zaadoptujemy akcesoria do pozostałych lamp mobilnych.
Sama lampa jest naprawdę lekka, bo waży niewiele ponad kilogram, co przy mocy 200 Ws jest naprawdę dobrym wynikiem. Akumulator wystarcza na 450 błysków pełnej mocy, a lampa ładuje się zaledwie 1,3 sekundy do pełnej mocy - to naprawdę świetne wyniki. Co ważne, Botis 200 wyposażony jest w klasyczny, okrągły, odsłonięty palnik, więc bez problemu radzi sobie z wypełnieniem większych modyfikatorów, a światło modelujące jest bardzo przydatne, szczególnie pracując w ciemniejszych pomieszczeniach czy używając snoota optycznego.
W ofercie pojawiły się również nowe wyzwalacze - bardzo mnie to ucieszyło, bo o ile dotychczasowy Flash RC jest ok, o tyle praca na wielu grupach nie była zbyt komfortowa. Nowe rozwiązania oferują współpracę z systemami TTL i HSS. Lynx jest prostszy i tańszy, ale za sprawą wielu przycisków na obudowie - naprawdę wygodny w obsłudze. Dodatkowo przenosi on gorącą stopkę na górę urządzenia, a także może posłużyć jako odbiornik, aby wyzwalać nim lampy innych producentów (bez przeniesienia automatyki).
Polaris to w mojej ocenie jeden z najciekawszych produktów. Jego unikalną cechą jest pochylana obudowa - w zależności od tego, jak pracujemy, wyzwalacz może być ustawiony w pionie, pod kątem 45 stopni lub na płasko - równolegle do obiektywu. Dzięki temu zawsze wygodnie będzie się go obsługiwało. Całość jest bardzo czytelna i łatwa w obsłudze. Przyciskiem grupy zmieniamy jej tryb błysku, z kolei 4-kierunkowy kontroler służy do zmiany mocy, obsługi sygnałów dźwiękowych i światła modelującego. Skoro poznaliście już nowości, przejdźmy do naszej sesji!
Już na początku wspomniałem, że nie mamy tu łatwego życia pod kątem fotograficznym, szczególnie zimą. Kiedy odebrałem telefon od Marka, Marketing Managera GlareOne, który opowiedział mi o nowych produktach i zaproponował współpracę, wiedziałem, że muszę wymyślić taką sesję, która sprawdzi w boju nowe produkty.
Sesja w studio owszem, udałaby się bez najmniejszego problemu, ale z drugiej strony, tam lepiej sprawdzą się Antares i Vega. Sesja w plenerze? Chętnie, ale w nie w lutym przy 2 stopniach na termometrze. Kolejne ciekawe miejsce, jak np. architektoniczny showroom czy salon fryzjerski, w którym już realizowałem materiały z GlareOne? To też świetny pomysł, ale mam wrażenie, że większość takich miejsc we Wrocławiu mam już obfotografowanych, poza tym jednak dostęp do takich miejsc nie jest tak oczywisty jak po prostu wynajęcie domku czy apartamentu na Bookingu czy Airbnb.
Stąd właśnie mój pomysł wejścia w buty fotografów, którzy realizują liczne sesje apartamentowe - w Internecie widzę naprawdę wiele ogłoszeń fotografów i modelek, którzy szukają osób do współpracy przy takich sesjach. Z drugiej strony widzę później wiele efektów takich sesji i większość pozostawia wiele do życzenia - brakuje w nich pomysłu czy zadbania o detale. Takie wnętrza nie są też łatwe, bo często są dość ciasne, czasem zdarzają się tandetne dodatki, a fotografowanie na tle grzejników czy telewizora to też nie najlepszy pomysł. Jak dołożymy do tego mało ciekawą stylizację i światło ze speedlighta z parasolem, to raczej przepis na niepowodzenie niż sukces.
Ja szukając miejsca do naszej sesji, wpadłem na niewielki domek nad jeziorem Nyskim. W związku z tym, że przygotowując materiał, zawsze potrzebuję nieco więcej miejsca i sprzętu, wybór padł na domek o wielkości 55 metrów kwadratowych, z czego jeden pokój potraktowałem jako magazyn sprzętu - to dobry pomysł, bo na samym planie zdjęciowym mamy rzeczywiście tylko to, co jest potrzebne.
To, na czym mi zależało, to dość minimalistyczny wystrój. Rzeczywiście wydaje mi się, że dobrze trafiliśmy, choć kiedy w tym niewielkim pokoju pojawiły się trzy lampy, do tego modelka i operator z gimbalem, zrobiło się dość ciasno. Ale to dobrze, bo dzięki trudniejszemu zadaniu, musiałem się wykazać większą kreatywnością. Najciekawszym elementem całego domku była ściana nad sofą - wyłożona kaflami, znajdowała się w najwyższej części domku, więc jej ponad 5 metrów wysokości dodało powietrza szerszym kadrom.
Oczywiście wcześniej wymyśliłem, co będę chciał zrobić - zawsze staram się wyciągnąć maksimum z takich sesji, więc niezależnie od tego, jaką sesję robię, zawsze stawiam sobie za cel minimum 3 stylizacje i 3 ustawienia światła. Nie inaczej było w tym przypadku. Zawsze przed sesjami układam moodboard, który wyznacza kierunek sesji i daje informację o tym, co siedzi w mojej głowie, całemu zespołowi. Mi również wygodniej poukładać sobie wszystko, bazując na obrazie, niż na samym tekście.
Do współpracy zaprosiłem Olę Kiecko, z którą pracuję od dłuższego czasu przy bardzo różnych projektach i śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych współprac - Ola jest zawsze zaangażowana, punktualna i po prostu robi świetną robotę! Następnie z pomocą mojej żony Amelii ułożyliśmy stylizacje - miały pasować do klimatu światła i w mojej ocenie rzeczywiście zrobiliśmy dobrą robotę! Ale to nie wszystko, bo kluczem był tu jeszcze jeden element, choć każdy z nich zawsze musi grać na sesji. Nie wyobrażam sobie pracy przy tej sesji z niedoświadczoną modelką, która pozowałaby tu w jednej sukience w grochy.
Ostatnim elementem jest oczywiście światło. To ono miało tu budować klimat i grać pierwsze skrzypce. Mając fotogeniczne, choć niełatwe miejsce, dobrą modelkę i zróżnicowane, pasujące stylizacje, mógłbym to koncertowo zepsuć, np. świecąc lampą w sufit, żeby po prostu było jasno, lub wszystkie zdjęcia robiąc ze światłem górno-bocznym.
Na długo przed sesją już miałem zaplanowane, co chcę zrobić - na tyle oczywiście, na ile się da, bo jednak nie będąc nigdy w danym miejscu, nie jestem w stanie zaplanować światła od A do Z. Rzeczywiście tak okazało się przy ostatnim secie - zrobiłem mocną korektę tego, co pierwotnie miałem w głowie. Przejdźmy zatem do konkretnych ustawień - mam nadzieję, że będą dla Was inspiracją i pomyślicie o nich, planując kolejną sesję w apartamencie czy domu.
Odkąd współpracuję z Piotrkiem Kucem ze Stajnia Studio, pokochałem świecenie zza okien. Jego studio znajduje się na parterze, a światła naturalnego w jednej części jest tyle co nic, dlatego podczas wielu sesji wyciągam lampę na ulicę i po prostu robię zachody słońca przez całą dobę. Wiedziałem, że to będzie jedno z ustawień światła, które będę chciał zrealizować podczas naszej sesji. To oczywiście wymaga albo apartamentu na parterze, albo domu, albo sporego tarasu - warto zwrócić na to uwagę, dobierając miejsce. Strumienica optyczna może być dobrym zamiennikiem, ale z mojego doświadczenia wynika, że w ciasnych wnętrzach, nawet z szerokim 40-stopniowym obiektywem, rzucany obraz raczej będzie za mały.
Tu oczywiście zawsze pojawia się pytanie o konieczną moc lampy, żeby robić takie zdjęcia i tak samo zawsze odpowiadam “to zależy”. Trzeba mierzyć siły na zamiary, bo jeśli chciałbym przebijać się błyskiem z dużych odległości w słoneczny dzień, pewnie potrzebowałbym generatora 2400 Ws lub mocniejszego. Do tego wiele osób nie zwraca uwagi na kolejne dwa aspekty - modyfikatora i odległości. Nie będę wchodził tu w szczegóły, ale dla przykładu dobry reflektor może dodać 2EV mocy, a softbox zabierze jakieś 2EV. Oczywiście charakter światła będzie skrajnie różny, ale chodzi mi tylko o wyobrażenie i punkt odniesienia.
Udając zachód słońca podczas robienia zdjęć, trzeba pamiętać, że im lampa będzie dalej, tym lepiej, bo różnica w ilości światła przy oknie, a w głębi pomieszczenia będzie znikoma - tu kłania nam się zasada odwrotności kwadratu.
Co zatem zabrałem ze sobą, żeby osiągnąć taki efekt? Bardzo ważny jest statyw - im wyższy, tym lepszy. Ale też wyższy jest cięższy i trudniejszy w transporcie. Biorąc np. GlareOne Heavy Glide, pewnie połowa innych rzeczy nie zmieściłaby mi się do bagażnika. Jednak GlareOne ma w swojej ofercie model Stork 395, więc naprawdę wysoki statyw, który po złożeniu jest tylko trochę większy od modelu 295. Oczywiście daleko mu do stabilności wspomnianego Heavy Glide, ale im lżejszy zestaw montujemy, tym więcej nam wybaczy. Oczywiście trzeba pamiętać o dociążeniu takiego statywu - to absolutna konieczność!
Lampą był Botis 200, a do tego przy użyciu B-Gripa zamontowałem długą czaszę Longbow, która mocno skupia światło do kąta 45 stopni, więc mimo że lampa stała dobre 15-20 metrów od domku, nie oświetlałem połowy ośrodka wypoczynkowego, tylko dość precyzyjnie świeciłem w sam domek. A skąd złocisty charakter światła? Tu oczywiście z pomocą przychodzą filtry korekcyjne - tym razem skorzystałem z 1/4 CTO, nieco ociepliłem światło, co dało mi efekt zachodzącego słońca, dodatkowo łącząc to z dość ciepło ustawionym balansem bieli w aparacie.
A co z mocą i parametrami ekspozycji? No właśnie - tu idealnie działa zasada - im ciemniej na dworze, tym mniej mocy potrzebujemy. Zdjęcia zacząłem robić z początkiem błękitnej godziny, więc absolutnie nie było jasno. Moje parametry ekspozycji to 1/100s, f/2, ISO400, co spowodowało, że rejestrowałem trochę światła zastanego, a niebo przybrało naprawdę ładny, głęboki kolor. Następnie włączyłem lampę i ustawiłem ją zaledwie na 1/4 mocy, czyli około 50 Ws, a to oznacza, że w tych warunkach nawet mniejsze lampy reporterskie też dałyby radę! Tu kluczem są właśnie proporcje światła zastanego do błysku i skupiający modyfikator.
Tak naprawdę nie mieliśmy tu dużego pola manewru, bo i pokój, w którym robiliśmy zdjęcia był mały, ale fotografowałem zarówno pod światło, jak i z nim, wykorzystując też ramy okienne, żeby robić cienie na Oli. Kilka minut zdjęć i gotowe!
Lampa skierowana wprost na modelkę to klimat zdjęć z niewielkich aparatów kompaktowych sprzed lat. Przez długie lata traktowany jako coś tandetnego, ale powoli wraca do łask. To tak jak z modą - będąc nastolatkami, wszyscy chodziliśmy w butach Puma Speedcat, które szybko stały się totalnie obciachowe, a dziś znów wracają. Moda na ostry błysk wraca w wielu dziedzinach fotografii - od mody po śluby i po prostu warto znać tę metodę. Tu jednak czyha na nas pewien haczyk - długość cienia.
Robiąc zdjęcia poziomo, kiedy lampę mamy zamontowaną na stopce, wszystko jest ok, bo cień ładnie chowa się za modelką, ale robiąc zdjęcia w pionie, cień niestety układa się obok fotografowanej osoby i w mojej ocenie nie wygląda to źle, ale może wyglądać lepiej. Kiedy robię takie zdjęcia, po prostu odpinam flesza z sanek, zakładam wyzwalacz radiowy i trzymam w jednej ręce aparat, a w drugiej lampę - tuż nad obiektywem. Owszem, nie jest to najwygodniejsze, szczególnie jeśli aparat waży prawie 2,5 kg, ale takie sesje też nie trwają długich godzin.
W tym ustawieniu zrobiliśmy trochę zdjęć zarówno na wykafelkowanej ścianie, jak i na tle kuchni. Ten typ fotografii lubi nieco bałaganu, mniej oczywistego kadrowania, więcej szerokiego kąta. Jeśli chodzi o parametry - tu totalnie wygasiłem światło zastane, używając 1/200s, f/4, ISO100. Lampę Botis 80 ustawiłem w tryb TTL - to najlepszy pomysł przy takich zdjęciach, bo zazwyczaj działamy dość dynamicznie - raz jesteśmy bliżej, raz dalej modelki, więc tu ten system działa cuda, dobierając odpowiednią moc błysku do każdego kadru.
Jedyne co, to szkoda, że po błysku, na lampie nie pokazuje się użyta moc. Takie zdjęcia najlepiej robić lampami z okrągłą głowicą w najszerszym położeniu zoomu - najładniej rozkładają światło, dają równy gradient naturalnej winiety i nie widać wzoru soczewki Fresnela. Tu Botis 80 sprawdził się koncertowo!
Tu znów wrócę do początku mojego artykułu - wielu fotografów zabiera jedną lampę, sadza modelkę na sofie czy przy stole i w 100% bazuje na takim świetle, totalnie niszcząc charakter miejsca. Początkujący fotografowie takie pomieszczenia często traktują jak studio, nie myśląc o kilku planach czy o tym, jak wygląda tło. Moje ostatnie zdjęcia mają właśnie na celu pokazanie, że znów wykorzystując tę jedną ścianę, może wyglądać ona zupełnie inaczej niż w poprzednich setach. Ola założyła elegancką, pobłyskująca sukienkę i spięła włosy - chciałem, żeby całość nabrała nieco elegancji. Wiedziałem też, że zacznę od portretów.
Moim pierwotnym zamysłem było użycie 3 lamp z ciepłymi filtrami, w tym z ciepłą kontrą - na Apusa 80 założyłem PRO Reflector z gridem i filtrem 1/2 CTO. Wyszło nieźle, ale jednak całe wnętrze zbyt mocno zniknęło mi w cieniu. Jak zatem finalnie zbudowałem całe oświetlenie?
Zacznijmy od tego, że wieczory w domu kojarzą nam się raczej z ciepłym, przyjemnym światłem niż ze śnieżnobiałą bielą. Zresztą u mnie w domu wieczorem wszystkie lampy, przy których spędzamy czas, mają między 1500 a 2000 Kelvinów. Moim głównym światłem była lampa Botis 80 umieszczona w B-Gripie wraz z filtrem 1/4 CTO. Na to nałożyłem sotboxa Octa Pro 120 cm i dołożyłem do niej grida - dzięki temu uzyskałem miękkie, ciepłe i ukierunkowane światło. Cały kadr ustawiłem też w ten sposób, żeby uzyskać jak największe odległości między planami - dzięki temu mogę liczyć na rozmycie tła. Poza tym osobno oświetlam każdy z elementów.
Drugą lampą był Botis 200, również z B-Gripem i Spotlight PRO 40° z filtrem CTO i gobo w kształcie żaluzji. Najlepiej jeśli obiektyw w snoocie byłby jeszcze szerszy, lub gdybym miał miejsce na odsunięcie strumienicy, ale tak jak wspomniałem - pracowałem w naprawdę małym pomieszczeniu. Ta lampa dała mi wzór za Olą na ścianie, dodając trójwymiarowości. Z kolei trzecią lampą był Apus 80 w kolejnym B-Gripie z dwoma filtrami CTB. Ta lampa była wycelowana w ścianę i sufit, dając chłodne światło wypełniające, które w mojej ocenie dobrze wypełniło wnętrze, dodając nocnego charakteru.
Następnie oczywiście wszystko poskładałem w całość i zrobiłem serię portretów, ale szkoda byłoby mi wykorzystać to ustawienie tylko do bliskich kadrów. Po portretach poprosiłem Olę, żeby weszła na stół, co dodało jej nieco monumentalności, poza tym dzięki temu nie widziałem w kadrze sofy i dodatkowo mogłem lepiej pokazać wysokość pomieszczenia. Przy szerszych kadrach niestety wzór ze snoota zrobił się jeszcze mniejszy, ale cóż - na to już nie miałem wpływu. Oczywiście, kiedy Ola stanęła na stole, każdą lampę podniosłem tak, żeby zachować ten sam charakter światła, co przy portretach.
Jak widzicie, mając naprawdę niewielkie, z pozoru nie najciekawsze pomieszczenie do zdjęć, w kilka godzin możemy zbudować kilka zupełnie różnych klimatów zdjęć. Trzeba tylko pamiętać, że każdy z elementów jest odpowiedzialny za powodzenie sesji, dlatego tak ważne jest wcześniejsze przygotowanie. Gdybym wynajął taki domek, wziął jedną lampę i parasol, modelką byłaby dziewczyna bez doświadczenia, która wzięłaby ze sobą torbę wygniecionych ubrań, zdjęcia pewnie wylądowałyby w koszu.
A co do sprzętu - sprawdził się naprawdę dobrze! Kibicuję GlareOne, bo oferują naprawdę ciekawe produkty w bardzo dobrych cenach. Fajnie, że teraz lampy studyjne zostały uzupełnione o te zasilane akumulatorowo, bo dzięki temu fotografowie mogą myśleć o budowaniu ekosystemu błysku właśnie na bazie produktów GlareOne. Plusem nowych lamp jest właśnie zasilanie z akumulatorów, tryby TTL i HSS, uniwersalna stopka i świetna mobilność. Z kolei używając B-Gripów, zamontujemy większość popularnych akcesoriów Bowens, więc przy takich sesjach jak ta, bez problemu wykorzystałem ich potencjał.
Na kolejny plus zasługuje bardzo wygodny wyzwalacz Polaris, dzięki czemu sterowanie wieloma lampami to bułka z masłem, a jego odchylana konstrukcja powoduje, że sprawdzi się w wielu typach fotografii.
Na koniec trzeba wspomnieć o cenach, które są naprawdę bardzo dobrze skalkulowane, bo lampy wyceniono między 700 a 1700 zł, a akcesoria, szczególnie z serii Pro wypadają naprawdę świetnie jakościowo. Uważam, że GlareOne ma produkty dla osób, które cenią sobie dobrą jakość, ale ich budżety nie pozwalają na zakup rozwiązań Elinchroma czy Profoto. To po prostu bardzo dobre produkty, w bardzo dobrych cenach.
To kiedy planujecie własną sesję apartamentową?
Więcej informacji o lampach GlareOne znajdziecie pod adresem glareone.pl, a także na stronie facebookowej i profilu marki GlareOneTV w serwisie Youtube.
Nazywam się Kuba Kaźmierczyk i od ponad 10 lat profesjonalnie zajmuję się fotografią. To coś, co towarzyszy mi każdego dnia podczas moich sesji, ale również w wolnym czasie. Staram się być fotografem uniwersalnym, dlatego w moim portfolio znajdują się zdjęcia z bardzo różnych dziedzin fotografii. Komercyjnie pracuję głównie z firmami tworząc zdjęcia do kampanii reklamowych, pracowałem między innymi dla takich firm jak Renault, Dacia, Lexus, Grycan, Pizza Hut, KFC, Burger King, Eurobank, Shopee, Acer, Olympus i wieloma innymi. Fotografuję wnętrza, produkty, ludzi i kulinaria. Po godzinach spełniam się w fotografii portretowej i modowej - to sprawia mi najwięcej przyjemności i satysfakcji, szczególnie tworząc przemyślane sesje z ciekawymi stylizacjami. Coraz częściej sięgam po aparaty analogowe, dzięki którym czuję powrót do korzeni. Lubię stawiać sobie wyzwania i próbować nowych rzeczy - fotografii podwodnej, czy dronowej. Podczas moich licznych wyjazdów podpatruję tętniące życie miasta, fotografuję krajobrazy, jedzenie czy lokalną społeczność.
Moją drugą działką jest edukacja fotograficzna, zarówno na żywo, jak i w Internecie. Aktywnie prowadzę media społecznościowe, nagrywam filmy na mój kanał na youtube, jak również angażuję się w przygotowywanie materiałów szkoleniowych na platformę eduweb.pl. Od jakiegoś czasu rozwijam fotograficzną ścieżkę platformy ahoy.so, czyli społeczności fotografów, na którą tworzę liczne poradniki fotograficzne. Prowadzę również transmisje na żywo, podczas których robię sesje, obrabiam zdjęcia, czy doradzam biznesowo.
Współpracuję również z wieloma firmami z branży fotograficznej, liderami w swoich dziedzinach. Wzajemne wsparcie i docenienie mojej pracy jest dla mnie niezwykle ważne, a dzięki niemu jestem w stanie przygotowywać materiały z sesji zdjęciowych i pokazywać wykorzystanie sprzętu w praktyce. Współpracuję oczywiście z Peak Design, jak również takimi markami jak GlareOne, Canon, OM-System, Eizo, Wacom, Manfrotto, Acer, Nvidia, WD, Sandisk.
Artykuł powstał we współpracy z marką GlareOne