Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
Dla większości osób zajmujących się fotografią - czy to amatorsko, czy zawodowo - słowo "digiscoping" brzmi obco. Jeszcze kilkanaście lat temu słowo takie właściwie nawet nie istniało, choć uczciwie przyznać trzeba, że fotografowanie tą techniką jest znacznie starsze, niż jej nazwa. Łatwo można spostrzec, że nazwa techniki składa się z dwóch zasadniczych członów: "digi" oraz "scop", a także końcówki "-ing" wyrażającej w języku angielskim wykonywanie pewnej czynności. Gdyby zabawić się w tłumaczenie i gry słówkami, można próbować stworzyć polski odpowiednik tej nazwy, który brzmiałby zapewne "cyfrowe lunetowanie".
Ten łamaniec językowy prowadzi nas od razu do definicji digiscopingu (tej nazwy będziemy tu używać): jest to fotografowanie cyfrowe przez lunetę. Od razu nasuwa się pytanie: "po co luneta, skoro fotografii - pomijając tę otworkową - od zawsze towarzyszą obiektywy? Lunety stosuje się w celu uzyskania możliwie silnie powiększonego obrazu odległych obiektów; znacznie mocniej powiększonego, niż jest to możliwe za pomocą najdłuższych nawet teleobiektywów.
Digiscoping popularny jest szczególnie w środowisku miłośników przyrody, szczególnie zaś wśród ornitologów. Obserwacja ptaków w wielu wypadkach wymaga użycia potężniejszego instrumentu niż lornetka - wtedy "ptasiarze" sięgają po lunety, które zamocowane na statywie, i ze znacznym powiększeniem, dają im możliwość szczegółowej obserwacji ptaków.
Oczywiście marzeniem obserwatorów przyrody było utrwalenie obrazu widzianego w okularze lunety, ale w czasach fotografii analogowej trudno było zapanować nad stroną techniczną takich zdjęć. Brak możliwości natychmiastowej oceny zdjęcia pod kątem ostrości i ekspozycji nie wróżył zbyt dobrze digiscopingowi w wersji analogowej. Pojawienie się aparatów cyfrowych zmieniło tę sytuację diametralnie - nowa technika fotografowania przez lunety zaczęła się dość szybko upowszechniać.
Na początek warto przyjrzeć się podstawowym różnicom między teleobiektywami a lunetami, bo z różnic tych w dużej mierze wynikać będzie specyfika digiscopingu.
Najpierw teleobiektyw; powiedzmy taki z "górnej półki" - 600/4 lub 800/5,6. Jakie są jego zalety? Jako, że jest to konstrukcja stałoogniskowa i przeznaczona stricte dla zawodowców, daje on bardzo ostry obraz już na pełnym otworze przysłony. Przymykanie przysłony daje nam dwojakiego rodzaju zysk: po pierwsze następuje dalsza poprawa jakości obrazu w dziedzinie ostrości i kontrastu, po drugie powiększa się głębia ostrości, co jest istotne przy fotografowaniu z małych odległości. Teleobiektyw tego typu jest konstrukcją AF, więc szybkie, ciche i bezbłędne ustawienie ostrości oddaje właścicielowi takiej "armaty" nieocenione przysługi. Obiektyw wyposażony jest w wewnętrzny uchwyt na filtry, więc stosowanie wymiennych filtrów, łącznie z polaryzacyjnym jest jak najbardziej możliwe. Ogromne znaczenie ma też otwór względny. Wartość f/4 lub f/5,6 daje na tyle jasny obraz, że możliwe są krótkie czasy ekspozycji nawet w słabym oświetleniu. Jasny obraz w wizjerze to też duże ułatwienie, jeśli chodzi o odnalezienie obiektu i kompozycję kadru. Jeśli obiektyw wyposażony jest w układ redukcji drgań to mamy pełnię szczęścia.
Jakie mamy wady? W zasadzie tylko dwie, za to bardzo bolesne: jedna dla portfela, druga dla kręgosłupa. Wspomniane tu obiektywy są szalenie drogie (w cenie wcale nie najtańszego samochodu) oraz są bardzo ciężkie - dla przykładu AF-S Nikkor 600/4G VR IF-ED ma masę 5060 g, do tego jeszcze oczywiście odpowiedni korpus, ciężki statyw z solidną głowicą... Jest co nosić.
Tak się ciekawie składa, że podstawowe wady teleobiektywów są zaletami lunet - są to przyrządy optyczne stosunkowo lekkie - około 1500 g. dla sporej lunety to norma i kosztujące mniej więcej 10% tego, co długi teleobiektyw.
Niestety lista wad lunet jest dość pokaźna i zanim podejmiemy decyzję o podjęciu prób z digiscopingiem, trzeba się tym wadom przyjrzeć. W przypadku lunet, nawet tych ze stosunkowo dużymi obiektywami o średnicach 80-85 mm, otrzymujemy instrument dający stosunkowo ciemny obraz. Po podłączeniu lustrzanki przez odpowiedni adapter (będący de facto telekonwerterem) mamy zwykle światło rzędu f/8 - f/13. Luneta do obserwacji wizualnych jest zawsze przyrządem z ręcznym ustawianiem ostrości, bez mechanizmu przysłon, bez redukcji drgań... A więc teleobiektyw i luneta to dwa skrajne bieguny, jeśli chodzi o koszty, możliwości i komfort.
Jak już powyżej wspomniano, przyłączenie lustrzanki odbywa się za pomocą adaptera dodatkowo wydłużającego ogniskową. To dzięki niemu stosunkowo krótka luneta może dysponować ogniskową rzędu 1000 mm. Oferowane przez firmę Nikon adaptery FSA-L1 (do lunet 82ED, IIIED) oraz FSA-L2 (do lunet 85 EDG i 65 EDG) posiadają wbudowany procesor CPU, więc aparat dowiaduje się, jaka jest ogniskowa układu optycznego i jaki jest otwór względny. Działają także takie dobrodziejstwa, jak wszelkie możliwe metody pomiaru ekspozycji oraz preselekcja przysłony (stałej!). Niestety nie działa elektroniczny wskaźnik potwierdzający poprawne ustawienie ostrości, więc zdać się należy tylko i wyłącznie na własne oko. To jeden z większych problemów digiscopingu lustrzanką: precyzyjne ręczne ustawienie ostrości przy bardzo długiej ogniskowej i bardzo ciemnym obrazie w wizjerze jest niezwykle trudne.
Inny sposób rejestrowania obrazu z lunety to fotografowanie w projekcji okularowej - w metodzie tej obiektyw cyfrowego kompaktu znajduje się tuż za okularem lunety. Metoda ta różni się znacznie od fotografowania lustrzanką. Konieczny jest tu specjalny adapter, mocujący aparat kompaktowy dokładnie w osi okularu lunety. W zależności od stosowanego modelu aparatu, w metodzie tej użytkownik ma szansę na stosowanie zooma wbudowanego w aparat, choć zwykle nie w pełnym zakresie. Przeszkodę stanowi tu winietowanie, pojawiające się zwykle przy skrajnych ogniskowych. Aparat kompaktowy pracować może w zasadzie w dowolnym trybie ekspozycji: może to być manual, któraś z preselekcji lub program (także tematyczny!) a o ekspozycji decydować będzie czułość ISO ustawiona w aparacie i jasność obrazu dawanego przez lunetę. Ponieważ w zastosowaniach przyrodniczo-ornitologicznych zwykle stosuje się powiększenia rzędu 15x - 60x, lunetę z okularem dającym powiększenie 30x możemy traktować jak telekonwerter o krotności 30x. Jeśli więc nasz kompakt ma ogniskowe 28-140mm (ekwiwalent dla małego obrazka), to w połączeniu z lunetą da nam to odpowiednik ogniskowych 840mm - 4200mm! Zakładając, że użyteczny będzie tylko środkowy zakres zooma w kompakcie, nadal śmiało możemy fotografować w zakresie ogniskowych mniej więcej 1000mm - 3000mm. Kuszące, prawda?
Jak w praktyce spisują się obie techniki digiscopingu, przedstawimy już niebawem, w części poświęconej fotografowaniu ptaków.