Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
Czy niedrogie obiektywy Samyanga to idealna propozycja na początek przygody z fotografowaniem? Oto recenzja Michała Mazurka - kolejnego z czytelników, który miał okazję testować dwa wybrane przez siebie modele - Samyang AF 35 mm f/1.8 i Samyang AF 24 mm f/1.8 FE .
“Kupisz do tego jasną 50-tkę i będzie idealny zestaw na start” - takie zdanie usłyszy każdy, kto chce zacząć swoją przygodę z fotografią. Czy jest to fałsz? Oczywiście, że nie. Ale czy 50-tka jest faktycznie najlepszym obiektywem na start? Moim zdaniem też nie.
Przyjmijmy, że dywagujemy o tej ogniskowej tylko w kontekście pracy na pełnej klatce. 50 mm f/1.8 to obiektyw, który kupimy do każdego systemu za podobną, stosunkowo niską cenę. Jego jasność i plastyka pozwoli nam uzyskać ładne zdjęcia w bardzo różnych warunkach. To obiektyw idealny do portretów, którymi para się większość fotografów na początku swojej przygody. Jednak im dalej w las, tym szybciej orientujemy się, że jest on często zbyt „wąski”. Trafiamy pierwsze zlecenie w małym pomieszczeniu i nagle okazuje się, że możemy zrobić tylko detale twarzy.
Ostatnio, wyruszając do Kamerunu chciałem zabrać ze sobą absolutne minimum. Tak, aby w razie kradzieży stracić jak najmniej sprzętu. Zdecydowałem się na obiektywy 55 mm f/1.8 i 25 mm f/2. Przez 10 dni ani razu nie zdjąłem tej 25-tki z korpusu. Ten obiektyw był dla mnie dużo bardziej uniwersalny - wiem, że wielu kadrów nie udałoby mi się zrobić, gdybym miał podpiętą pod korpus tylko 50-tkę.
Moim zdaniem dużo sensowniejszą alternatywą na początek są obiektywy 35 mm lub 24 mm i te właśnie zdecydowałem się przetestować. Zaczynając od takich obiektywów możemy dużo łatwiej odnaleźć naszą własną estetykę kadrowania. Bo zawsze po prostu można podejść bliżej i uzyskać kadr podobny do tego, który dałby nam obiektyw 50 mm. Oczywiście będzie różnić się plastyką, bokehem, zakrzywieniem czy np. proporcjami twarzy, ale generalnie otrzymujemy większe pole do popisu.
Od lewej: ogniskowa 50 mm, 35 mm, 24 mm
W tej recenzji postaram się porównać ze sobą obiektywy Samyang AF 35 mm f/1.8 FE i Samyang AF 24 mm f/1.8 FE właśnie pod kątem tego, który sprawdzi się lepiej jako szkło na początek. Nie chciałbym stawiać żadnych werdyktów - pokaże plusy i minusy obu wariantów, a decyzje pozostawiam Wam.
Zacznijmy od elementów wspólnych. Oba obiektywy wchodzą w skład serii “Tiny”. Jak sama nazwa wskazuje, obiektywy te są dość małe i lekkie (model 24 mm waży tylko 230 g i ma 7,1 cm długości, 35 mm waży 210g i ma 6,5 cm długości). Dzięki temu idealnie komponują się z bezlusterkowcami Sony jako kompaktowy zestaw podróżniczy. Raczej bym tego nie zalecał, ale jeżeli ktoś czuje taką potrzebę, to może je zmieścić nawet w kieszeni spodni. Dodatkowo posiadają uszczelnienia, które pozwalają używać ich w trudniejszych warunkach atmosferycznych.
Obiektywy przychodzą zapakowane w minimalistyczny sztywny pokrowiec. Jest to miła odmiana od szmacianego woreczka, w którym nieraz otrzymujemy nawet obiektywy z górnej półki. Pierwsze wrażenie po wzięciu do ręki to solidność wykonania (nawet mimo małej wagi). Wszystko jest do siebie dopasowane, nie ma żadnych luzów. Trzeba się chyba bardzo postarać, żeby cokolwiek w tej konstrukcji uszkodzić. W oczy rzuca się też czerwony pasek, charakterystyczny dla Samyanga. Sam design obiektywów jest bardzo minimalistyczny, czym trafiły w moje gusta. Na korpusie znajdziemy również coś z czym nie spotkałem się jeszcze nigdy.
Oba obiektywy posiadają przełącznik zmiany trybu pracy pierścienia. Pierścień funkcyjny, który znajduje się na korpusie, w jednym trybie może odpowiadać np. za manualną zmianę ostrości, a w drugim za zmianę wartości przysłony. Brzmi to bardzo niepozornie, ale jest to moim zdaniem ogromny ukłon w stronę filmowców.
Płynna kontrola przysłony to absolutny must have przy ambitniejszych produkcjach filmowych. Dzięki temu możemy zrealizować np. ujęcie, w którym bohater wychodzi z pomieszczenia na dwór bez nagłych skoków ekspozycji. Oczywiście potrzebna jest nam do tego druga osoba i zdalny follow focus podpięty do pierścienia, ale w wielu innych obiektywach po prostu tej opcji nie ma. Do tej pory, gdy potrzebowałem takiej funkcji, musiałem korzystać z manualnych obiektywów “Samyang VDSLR”, teraz mogę uzyskać podobny efekt korzystając jednocześnie z systemu AF.
Funkcje tych trybów da się zmienić z poziomu stacji dokującej, którą można dokupić za 200 zł (a która aktualnie dorzucana jest w gratisie do obiektywów Samyang AF do Sony E - przy. red.). Z pomocą takiej stacji możemy skonfigurować te tryby bardziej pod siebie, a także skalibrować AF bez potrzeby wysyłania obiektywu do serwisu.
Nie ukrywam, że bardzo przydatna byłaby dla mnie możliwość ustawienia tych trybów jako przełącznik AF/MF. Pracując na obiektywie Sony 24-70 mm f/2.8 GM nagminnie używam tego rozwiązania. Podczas robienia zdjęć reporterskich gdy widzę, że AF sobie nie radzi, np. pod bardzo ostre światło, to szybko przełączam się na MF i radzę sobie sam. Dużo wygodniej jest to zrobić palcem, niż odsuwać wizjer od oka i grzebać w ustawieniach aparatu. Niestety tej opcji, póki co, obiektywy nie oferują.
Ogniskowa 35 mm to wachlarz możliwości. Z pomocą tego obiektywu faktycznie możemy wykonać zdjęcia z najróżniejszych dziedzin życia. Jest on na tyle szeroki, że spokojnie możemy zrobić zdjęcie krajobrazu w górach, a jednocześnie nie powoduje jeszcze nienaturalnego zniekształcenia twarzy fotografowanych osób. Dzięki temu, bez obaw możemy wykorzystać go także do zdjęć portretowych, a jednocześnie nasi modele będą wyglądać na nieco szczuplejszych niż zwykle.
Ten model Samyanga świetnie uzupełnia lukę w segmencie niedrogich obiektywów 35 mm do pełnej klatki - odpowiedniki Sony czy Sigmy są prawie dwa razy droższe. Ten ostatni wymieniony model miałem okazję użytkować bardzo aktywnie na przestrzeni ostatnich lat i przesiadając się na Samyanga nie zauważyłem żadnych zmian na minus, co ucieszy zwłaszcza nasz portfel. Sigma Art dzięki jasności 1.4 zapewnia nam co prawda nieco ciekawszą plastykę, ale to już jest kwestia fizyki, której nie oszukamy.
Ogromną przewagą Samyanga nad Sigmą jest dla mnie z kolei waga. Po całodniowym zleceniu z podpiętym do korpusu ART-em po prostu zaczynałem już czuć plecy. Z rzeczy, które rzuciły mi się w oczy po okresie testowym warto wspomnieć także o tym, że domknięcie przysłony do f/2 zaoferuje nam widocznie ostrzejszy obrazek przy minimalnej stracie na jasności.
Autofokus udało mi się przetestować w warunkach iście bojowych, podczas reportażu z koncertu, gdzie światło zmienia się z każdą sekundą. Raz dostajemy lampą prosto w soczewkę, zaraz potem mamy totalny blackout. Tak zmienne warunki bywają zgubne dla wielu systemów. Podczas pracy nie miałem chyba ani razu sytuacji, żeby AF pulsował czy nie trafił w punkt. Świetnie też dogadywał się z systemem śledzenia oczu i twarzy. Podsumowując, jest to bardzo dobry obiektyw w bardzo dobrej cenie.
Obiektyw Samyang 24 mm f/1.8 jest według producenta skonstruowany z myślą o astrofotografii. Jest to dziedzina fotografii, którą nigdy się nie parałem. Miałem co prawda jedno podejście - w Chorwacji niebo było tak gwiaździste, że gołym okiem widziałem drogę mleczną. Z racji braku statywu zbudowałem wtedy na balkonie konstrukcje z kilku krzeseł, dwóch garnków i popielniczki. Efekt wyszedł współmierny do jakości “statywu” i to mnie chyba zniechęciło.
Wraz z obiektywami dostałem do testów statyw Sirui Traveler. Jest to niezwykle zgrabna, estetyczna i przemyślana konstrukcja. Składa się w taki sposób, że spokojnie wchodzi do plecaka a rozkłada na wysokość prawie 1,5 m. Do tego jest ultra lekki (ok. 1 kg), dzięki czemu nie jest balastem podczas podróży. Kto wie, może gdybym miał go wtedy ze sobą to teraz żyłbym z astrofotografii, a ten artykuł pisał z koła podbiegunowego?
Jako, że z gwiazdami mi nie po drodze postanowiłem sprawdzić to szkło w innych dziedzinach fotografii. Dla mnie najlepiej sprawdziło się ono w fotografii streetowej. Ze względu na tak szeroki kąt możemy złapać dużo więcej ciekawych elementów życia codziennego. Podchodząc blisko postaci uzyskujemy ciekawie zakrzywioną perspektywę, która tworzy surrealistyczną aurę.
Ta ogniskowa sprawdzi się idealnie w takim stylu, jaki np. uprawia Bruce Gilden. Obiektyw ten sprawdzi się również idealnie do focenia architektury czy krajobrazów. Ale… nie zalecałbym robienia nim zdjęć portretowych. Chyba, że nie lubicie swojego modela, albo zależy wam na dodaniu do waszego projektu nutki surrealizmu. Na 24 mm dystorsja jest na tyle duża, że twarze wychodzą po prostu nieco zniekształcone. Wiąże się to oczywiście znowu z fizyką, której nie oszukamy.
Tak, i to bardzo komfortowo. W obu tych obiektywach system autofocusa jest na tyle cichy i sprawny, że spokojnie możemy rejestrować wideo z wykorzystaniem trybu AF-C. Silnik AF nie pulsuje, a jego dźwięk nie jest wychwytywany przez mikrofon.
Ogromnym atutem jest tutaj wcześniej wspomniany już przełącznik zmiany trybów, który pozwala nam m.in. płynnie regulować przysłonę. Gdybyśmy jednak chcieli za pomocą pierścienia po prostu ostrzyć, to chodzi on bardzo pewnie i płynnie. Mimo tego, że jest to elektroniczny pierścień to oferuje on liniowe przełożenie na ruch soczewek, dzięki czemu bez problemu podłączymy do niego system follow focus.
Przechodząc do meritum. Obydwa obiektywy świetnie się sprawdzają, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ich naprawdę niską cenę. Są to szkła bardzo lekkie, ostre i solidnie wykonane. Idealne do podróży, ale nie tylko. Gdybym dzisiaj stawał przed decyzją kupna pierwszego obiektywu, to obydwa te modele rozważałbym jako alternatywę w stylu „a może jednak nie 50-tkę?”.
Tekst i zdjęcia: Michał Mazurek