"Magnum Contact Sheets" - recenzja

Autor: Patryk Wiśniewski

21 Październik 2011
Artykuł na: 6-9 minut
Każdy z nas zastanawiał się ile jest przypadku w zdjęciach uznanych fotografów, a ile przemyślanej koncepcji. Ile razy fotograf nacisnął migawkę nim uznał, że właśnie uchwycił "decydujący moment". Prestiżowa agencja Magnum, nakładem wydawnictwa "Thames & Hudson", prezentuje album rzucający światło na kulisy pracy fotoreporterów związanych z agencją. Na łamach publikacji pojawiają się stykówki takich fotografów, jak: Roberta Capy, Henri Carrtier-Bresson, Eliott Erwitt, Marc Ribaud, Trent Parke, Mark Power, Martin Parr, Alec Soth i wielu, wielu innych.

Album zawiera 435 ilustracji, w tym 230 w kolorze. Wszystkie zostały ułożone chronologicznie od pierwszych znanych zdjęć twórców agencji, po dzisiejszych jej przedstawicieli. Ale ta książka to nie tylko zdjęcia, to także świetny wstęp oraz komentarze autorskie dotyczące danego zdjęcia i stykówki z nim związanej.

O tym czym jest "Magnum Contact Sheets" informuję nas wstęp autorstwa Kristen Lubben. Książkę przedstawia jako "epitafium dla stykówek", sposobu edycji zdjęć, który odchodzi do lamusa. Obecnie w agencji na tradycyjnych materiałach światłoczułych pracuje trzech fotografów Bruce Gilden, Chien-Chi Chang i Larry Towell, pozostali fotografowie przeszli na aparaty cyfrowe sporadycznie sięgając po negatyw lub diapozytyw. Książka jest o tyle interesująca, że pokazuje, każdy dostępny format filmu. Od małego obrazka przez 6x6, 6x7 po olbrzymi negatyw 8x10 cala. Ponadto na poszczególne karty książki nie składają się wyłącznie zdjęcia, ale także stop klatki z wideo oraz rysunki.

Stykówka miała szczególne znaczenie dla fotografów. Henri Cartier-Bresson nie pokazywał ich z założenia. Określał je jako "wiadra obierek", pełne skreśleń i straconych klatek. Ale to nie jedyny powód dla którego autorzy zdjęć nie pokazywali stykówek. Ten szczególny rodzaj odbitki to drzwi do sposobu myślenia i pracy danego fotografa. Nic nie pokaże nam w lepszy sposób drogi, którą przeszedł artysta poszukując owego mitycznego "punctum", o którym pisał Roland Barthes. Czasem jest to po prostu szczęśliwy traf, ale w większości wypadków jest to po po prostu świadoma droga, która czasem przez kilka czasem przez kilkanaście, a w niektórych przypadkach wiedzie do celu przez cały film.

Ilość powtórzeń co ciekawe ilustruje rozwój technologii. Na początku książki widzimy, że ujęcie reporterskie są powtarzane w dużo bardziej przemyślany sposób. Fotograf chodzi wokół tematu, zbliża się, oddala, próbuje kadrów pionowych i poziomych. Z czasem i postępująca automatyzacją pojawiają się dokładnie te same kadry, w których tylko temat zdjęcia się porusza. Tego typu działanie (nieuzasadnione bracketingiem) pojawia się na stykówkach w późnych latach 70. W następnej dekadzie staje się już normą. Fantastycznie ilustruję to stykówka Petera Marlowa. Fotograf, który pracował na zlecenie gazety Newsweek, opowiada że wraz z wprowadzeniem napędu elektrycznego do lustrzanek Nikona, z których korzystał, agencja wprowadziła politykę powtórzeń. Jego stykówka w całości poświęcona jest ciasnym portretom Margaret Thatcher zrobionym na konferencji partii konserwatywnej w 1980 roku.

Na wygląd fotografii miała też wpływ sytuacja finansowa danego fotografa. Josef Koudelka żyjący w bloku wschodnim, fotografując inwazję radziecką na Czechosłowację posługiwał się… taśmą filmową, ponieważ była tańsza i łatwiej dostępna. Stąd wzięła się niedoskonałość i ziarnistość zdjęć, które w tamtym czasie wykonał. Jego koledzy z zachodu tego typu kłopotów nie mieli, a niektórzy jak np.: Inge Morath, mogli sobie pozwolić na wykonywanie zdjęć w kolorowym diapozytywie. Co na początku lat 60. nie było takie oczywiste nawet na zachodzie, a zwłaszcza w kręgach artystycznych.

Koniec lat 90. i początek nowego millenium to czas, w którym technologia cyfrowa dopiero raczkowała, dlatego też stykówki dla fotografów Magnum ciągle były głównym źródłem odniesienia. Ale na kartach albumu pojawia się też tchnienie nowych czasów - stykówka Mikhaela Subotzky'ego, która jest zrzutem ekranu z jego monitora. Co ciekawe nie są to zdjęcia cyfrowe tylko skany negatywów w niskiej rozdzielczości. Fotograf tłumaczy, że łatwiej mu się pracowało, kiedy mógł spojrzeć na zdjęcia i ocenić je parą oczu, a nie przez lupę na wyświetlarce. Stykówka, która zamyka album to konceptualny projekt Jima Goldberga zatytułowany "Proof". Jest to symboliczne, że album zawierający stykówki najważniejszy fotoreporterów i dokumentalistów związanych z jedną z najbardziej prestiżowych agencji fotograficznych zamyka projekt stricte artystyczny. Widać Kirsten Lubben uznała, że fotografowanie na tradycyjnych materiałach światłoczułych jest obecnie domeną artystów i pasjonatów.

Album "Magnum Contact Sheets", to wyjątkowo udane podsumowanie epoki w dziejach fotografii, która już najprawdopodobniej nigdy nie wróci. To niezwykła podróż, którą czytelnik rozpoczyna w latach 30. XX w., a kończy w ubiegłym roku. Wielkie brawa dla Kristen Lubben, która opracowała ten materiał w sposób spójny i nienużący. Poza zdjęciami, smaczku dodają mu także komentarze autorów. Zarówno rzeczowe, wygłaszane mentorskim tonem jak w przypadku Martina Parr'a czy Steve'a McCurry'ego jak i te intymne w przypadku Trenta Parke'a czy Jacoba Aue Sobola. Tego typu album to obowiązkowa propozycja nie tylko dla pasjonatów historii fotografii, ale dla każdej osoby fotografującej. Możliwość zapoznania się z warsztatem wybitnych fotografów jest po prostu bezcenna. Wydawnictwo "Thames & Hudson" wyceniło ją na 95 funtów.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)