Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Dlaczego oglądając słynne fotografie mówi się o dziełach, a kiedy przyglądamy się lokalnym, amatorskim wystawom fotograficznym, okazuje się, że nie zawsze można dostrzec w nich coś szczególnie interesującego?
Oczywiście jak zawsze w takich dywagacjach trzeba zaznaczyć, że i w przypadku mistrzów zdarzają się kiepskie kadry, a u amatorów świetne. Fotografia jest dziedziną sztuki, w której możliwe jest przypadkowe wykonanie fantastycznego zdjęcia. Trudno jednak zorientować się, że właśnie to zdjęcie jest tym dobrym. Bruce Gilden powtarza często, że by móc zostać dobrym fotografem, nie można odrzucić historii fotografii. Należy wiedzieć, co działo się wcześniej. Tylko dzięki temu można zrobić coś nowego i wielkiego. Bo w końcu jak być innowatorem, skoro nie wiemy, co chcemy zmieniać?
Doświadczenie pokazuje, że większość początkujących fotografów popełnia te same błędy. Wielu szybko popada w sztampowość, zbyt mocno przywiązuje się do reguł. Tutaj pojawią się głosy, że skoro reguły przeszkadzają, to dlaczego je w ogóle stosować? Rozum podpowiada, podążając za Gildenem, że aby móc z czymś zerwać, trzeba wiedzieć, z czym.
W takiej sytuacji przychodzi mi do głowy kolejny mistrz, tym razem Jealoup Sieff. On pytany o talent młodych w latach osiemdziesiątych kręcił nosem. Zauważał wielu nieprzeciętnych fotografów, jednak ostrzegał, że mistrzem nie można stać się w jeden sezon. Dopełniał tej opinii Andreas Feininger, podkreślając, że nie zawsze można zrobić dobre zdjęcie, a różnica między mistrzem a amatorem jest taka, że ten pierwszy niekoniecznie podniesie aparat do oka, bo nie zawsze są odpowiednie warunki do wykonania fotografii.
Przypomina mi się historia mojego znajomego odwiedzającego Wielki Kanion Kolorado. Zapytany o foty, wyciągnął widokówki z kiosku i rozbrajająco powiedział, że nie trafił w odpowiednie światło. Wolał kupić zdjęcia, które zrobił ktoś inny. O świetle i pogodzie mówi lub mówiło wielu słynnych fotografów, bo przecież gdy przykładamy wizjer do oka, scena jest gotowa, a kiedy wciskajmy spust migawki, jedynie ją rejestrujemy. Światła zastanego zmienić się nie da. Można jedynie wybierać właściwe dla nas warunki.
Kilka lat temu Mark Power pytany o swoje ulubione światło, odpowiedział, że nie zabiera ze sobą aparatu fotograficznego, kiedy ma do czynienia z tak zwaną „dobrą pogodą”. Wspomniany wyżej Bruce Gilden prawie zawsze fotografuje przy użyciu lampy błyskowej, twierdząc, że pomaga mu ona w wizualizacji emocji, które stara się uchwycić na swoich fotografiach. U zwaśnionego z Gildenem Joela Meyerowitza często można dostrzec grę ostrego światła słonecznego i cienia. W jego klatkach dzieje się znacznie więcej, niż u jego mistrza Henri Cartier-Bressona. Nowojorski streetowiec (Meyerowitz) świadomie postanowił zerwać z ideą decydującego momentu, wymyśloną przez założyciela agencji Magnum (Bresson).
Uznał, że dynamiczny Nowy Jork ma zupełnie inny rytm, niż bressonowski Paryż. I zamiast cierpliwie wyczekanych kadrów, w których świat jest zatrzymany w jedynym możliwym momencie, u Meyerowitza oglądamy pozornie przypadkowe klatki uliczne, w których rozgrywa się wiele scen w jednym momencie. Jak twierdzi nowojorczyk, fotograf wyposażony jest w narzędzie, które ma wbudowaną migawkę, a ona, otwierając się, rejestruje przez określony (zwykle bardzo krótki) czas to, co dzieje się w danej chwili, w obrębie pola widzenia obiektywu. To od autora zdjęć uzależnione jest, co z otaczającej go rzeczywistości zostanie zawarte w kadrze, który jest wycinkiem widzianego przez niego świata.
Tym sposobem dotykamy idei, pomysłu, sposobu widzenia, uczuć, które towarzyszą fotografom. Piękne jest w zdjęciach to, że każdy widzi świat odrobinę inaczej i filtruje go przez swój umysł, oczy i sprzęt, dobierany i używany w określony sposób. Kiedy mowa o czymś mało namacalnym, przypomina mi się film „Hi way” kabaretu Mumio i scena z „jedzerem”. Skojarzenie może dość odległe, jednak chodzi o bardzo skomplikowaną odpowiedź na pytanie zadane na początku. I tak jak ciężko nadążyć za „jedzerem” tłumaczącym smaki potraw, tak trudno zrozumieć sposób widzenia mistrzów obiektywu.
Myślę, że z jednej strony widzenie fotograficzne to proces i ciągły rozwój. To tysiące obejrzanych zdjęć, setki wykonanych fotografii i lata przemyśleń. Z drugiej strony, co jakiś czas możemy obserwować nową falę. Młodzież, która zaprzecza wszelkim prawom i regułom, pokazując światu nowy sposób patrzenia na fotografię. Kiedy ich zapytać o przeszłość, nie wiedzą nic, a mimo to genialnie czują i widzą...
Czy zatem cały ten tekst i przemyślenia mistrzów nie mają sensu? W każdej dziedzinie zdarzają się geniusze, jest ich jednak niewielu. Zostaje miejsce dla pozostałych, u których liczy się praca, upór i ciągły rozwój. Nie warto odcinać kuponów od tego, co już za nami. Przykładem jest Steve McCurry, u którego afera retuszersko-fotomontażowa położyła się cieniem na genialnych wcześniejszych dokonaniach.
Czy każdy jest w stanie być wielkim fotografem? Niestety większość z nas nimi nie zostanie. Warto jednak być sobą, myśleć po swojemu i krok po kroku dążyć do wyznaczonych celów. Tylko w ten sposób mamy szansę stać się niepowtarzalni.
Tekst: Michał „Massa” Mąsior
Michał "Massa" Mąsior - fotograf mody i reklamy, a także bloger. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce'a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Wykładowca Krakowskich Szkół Artystycznych. Jego prace można śledzić na stronie madmassa.com.
(fot. okładkowa: Ludomił / unsplash.com)