Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Jakiś czas temu jechałem samochodem z rodzicami i dziadkiem. Wracaliśmy z mojej wystawy. Panowała niezręczna cisza. Od wielu lat dyskutuję z nimi i sam zastanawiam się czy istnieje klucz do odczytania sztuki nieprzedstawiającej. Czy czerwony kwadrat na białym tle jest zawsze tylko tym co widzimy? Jeśli tak, gdzie rodzi się potrzeba tworzenia takich obrazów? Czy możemy je odczytywać bez kontekstu?
Mój dziadek jest wielbicielem zdjęć romantycznych krajobrazów i kolorowych kwiatów. Obrazy Picassa uważa za, no cóż, bohomazy. Muszę dodać, że jest człowiekiem wykształconym i czułym na piękno, urodzonym w Krakowie, więc i wychowanym w tejże kulturze estetycznej. Od lat próbuję z uporem maniaka wytłumaczyć mu, że do zrozumienia niektórych obrazów potrzebujemy wyjaśnienia, historii, kontekstu. Bo dla mnie wszystko o ten nieszczęsny kontekst się rozbija. Gdy już wiemy, że Picasso posiadł warsztat akademicki w bardzo młodym wieku i szlifował go do perfekcji przez lata, a jego późniejsza twórczość jest efektem rozwoju artystycznego i poszukiwania nowych form wyrazu, jakoś inaczej zaczynamy patrzeć na Panny z Awinionu, bardziej przychylnie i z większą cierpliwością. Zaczynamy się zastanawiać, jak do tego doszedł? Co nim kierowało? Czy to z ciekawości?
Istnieje przeświadczenie, że do rozumienia sztuki potrzebujemy odpowiedniego wykształcenia. A może zależy to od wrodzonej inteligencji lub wychowania. Nie wiem. Wiem natomiast z obserwacji, że większość opinii jakie można usłyszeć na temat „czerwonych kwadratów” brzmi tak:
- Eee, takie to ja sam mogę namalować
- Dobra, a ile to roboty?
- O tym można powiedzieć wszystko, czyli nic
- Oszustwo
- Patrz na tych dwóch gości w szaliczkach z przewodnikiem, jak kontemplują.
I chociaż, rzadko się do tego przyznajemy, bo w galeriach panuje Sztuka, której trudno się otwarcie przeciwstawiać, często myślimy podobnie. Przynajmniej ja myślałem, bo tak było mi wygodniej. Jednak od czasu do czasu trafiałem na taki „kwadrat”, który przykuwał mój wzrok i nie wiedziałem co z tym zrobić, więc czytałem opisy. Dowiadywałem się z nich, że ów „kwadrat” symbolizuje udręczoną wojną mniejszość etniczną w odległym azjatyckim kraju i znów nic nie rozumiałem. Bo byłem przyzwyczajony do obrazów bezpośrednio wpływających na moje emocje. Jeśli zobaczymy zdjęcie umierającego z głodu dziecka, prawdopodobnie większość z nas poruszy. Bo jest dosadne. Przemawia do naszej wrażliwości i wymaga od nas chwili refleksji, chociażby z powodu towarzyskiego konwenansu. „Kwadrat” wymaga czasu i chęci, pojedynku jeden na jeden. Ale jest szansa, że pozostanie z nami na dłużej. I będzie ujawniał swoje znaczenia w miarę naszego rozwoju, albo nie.
- Mnie się wydaje, że skoro chodzi o wyrażanie uczuć i stanów emocjonalnych, przeżyć i rozterek życiowych to można jakoś tak prościej, a nie te „czerwone kwadraty”. A jednak twórczość abstrakcyjna wciąż powstaje i znajduje swoje miejsce w przestrzeni.
W fotografii sytuacja jest utrudniona, bo jako widzowie wiemy, że obraz nie powstał, a został uwieczniony. Bez względu na to jak jego struktura została zmodyfikowana za pomocą obszernej gamy technik nadal pozostaje dokumentacją, chyba, że nie. Czyli ktoś umyślnie wprowadza nas w błąd. Prowadzi z nami grę, więc albo sam musi dawać nam wskazówki albo ukształtować prezentację w taki sposób żeby była w miarę czytelna. Fotografia abstrakcyjna często jest wynikiem przypadku i swoją nieprzedstawieniową formę nabiera w momencie spojrzenia odbiorcy z innej perspektywy. Tak jak pierwsze zdjęcia ususzonych alg służące Annie Atkins jako dokumentacja, którą umożliwiła jej technika fotograficzna dla nas są czymś więcej.
Czyli obraz zdobywa nowe znaczenia po zetknięciu z naszymi skojarzeniami i kodem kulturowym. Świadomość odbiorcy staje się kluczowym elementem w znaczeniu obrazu. Stąd wynika też jego wieloznaczeniowość, często wymykającą się zamierzeniom twórcy.
Mój dziadek chce zbudować wieżę, koło domu, żeby fotografować wschody i zachody słońca. Skoro o gustach się nie dyskutuje, ja dziadka namawiać do bohomazów nie będę, ale zastanawiam się czy mógłbym jakoś skłonić go do pochylenia się nad nimi. Jakie argumenty zachęciły by go do tego? Co właściwie by zyskał? Nie wiem.
Dlaczego czytanie sztuki miałoby być takie proste? Najczęściej w zderzeniu ze sztuką współczesną mówimy: nie rozumiem tego, pewnie jestem za głupi, to nie dla mnie, albo w drugą stronę to jakieś wymysły dla pseudointelektualistów. Ale tak naprawdę nawet nie spróbowaliśmy. Gdybyśmy tak samo podchodzili do piłki nożnej oglądając ją na podwórku pierwszy raz czy nawet dziesiąty, bez zrozumienia zasad pewnie byśmy w nią nie pograli. Ale rodzice częściej mówili „ idź pokopać z kolegami” niż „przejdź się do galerii jest nowa ciekawa wystawa” i cieszę się, że tak było ale to nie znaczy, że mamy się tak łatwo poddawać, bo możemy rezygnować z bardzo pięknej przygody.
„Czerwone kwadraty” nadal bywają dla mnie tematem do żartów, ponieważ tak mało rozumiemy z procesu odbioru sztuki, że boimy się otwarcie o nich mówić. Więc kiwamy głowami zarzucając szaliki na ramię w centralnym punkcie sali. Ale to też dlatego, że „artystyczne” znaczy dla Nas „wyższe”, „lepsze” i „umykające ocenie”.
Amen. Patos na sto dwa.
zdjęcia: Michał Olinowicz