Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Od kilku lat dość często podróżuję, czego wyrazem są pisano-fotograficzne relacje umieszczane na bieżąco na moim blogu. Wyjazdy te są dość wyczerpujące kondycyjnie, stąd ogarniająca mnie od niedawna pokusa, by zaopatrzyć się w jeden, lekki obiektyw, który zapewniłby mi wystarczającą jakość zdjęć przy okazji nie nadwyrężając kręgosłupa, a także pozwolił na stosunkowo swobodne objęcie szerokich planów przy jednoczesnej możliwości wykonywania portretów w półzbliżeniach lub zbliżeniach. Jest kilka takich obiektywów dostępnych na rynku, jednak - dzięki uprzejmości Fotopolis i F.H. Foto-Technika - miałem przez ostatnie parę dni przyjemność ciągłego korzystania z obiektywu Tamron 16-300 mm f/3.5-6.3 Di II VC PZD MACRO, instrumentu, który właściwie nie ma bezpośrednich konkurentów ze względu na niewiarygodny zakres ogniskowych. Jednym słowem, Tamron spróbował zrobić obiektyw szyty dokładnie na moje potrzeby: najwyraźniej japońscy konstruktorzy śledzą na bieżąco moje podróże i starają się ulżyć ciężkiemu życiu fotograficznego włóczęgi. Do tej pory korzystałem głównie z kilku obiektywów stałoogniskowych, które, prócz radości częstego przepinania, miały i tę niezwykłą właściwość iż grzechotały wesoluśko kilkoma kilogramami w moim plecaku. Dodatkowo lampy i statyw potęgowały we mnie poczucie ciężkiej, wręcz bardzo ciężkiej, a z każdym kilometrem coraz cięższej, pracy fotografa.
Telefon z informacją o otrzymanym do testów obiektywie wprawił mnie w zrozumiale dobry nastrój. Do zaplanowanego kilka tygodni wcześniej weekendowego wypadu na Maltę pozostało parę dni, które postanowiłem wykorzystać na zapoznanie się z nowym sprzętem. Po odpakowaniu obiektyw nie ostrzył, trzeba było delikatnie rozmasować mu pstryczek AF/MF, by się obudził. Po uruchomieniu nakręciłem filtr polaryzacyjny, ruszyłem w teren i... od razu pierwsze wrażenie: lekko! Kroki skierowałem w stronę pobliskiej absolutnej klasyki polskiego wybrzeża, tj. orłowskiemu klifowi, który opatrzył mi się w już tak dramatyczny sposób, że nie mogę mu robić zdjęć bez skrzywienia. Całe szczęście po drodze stoi ładny gracik - reklama szykownej restauracji, na której mogłem przetestować nie dającą mi spokoju rozpiętość ogniskowych. Muszę przyznać, że przejście od 16 do 300mm wyrwało moją fotograficzną szczękę na ziemię i została tam ona do końca dnia. Pamiętajcie proszę, że zwykle fotografuję obiektywami stałoogniskowymi, zoomami zaś ostatnio bawię się niezwykle rzadko, a jeśli nawet, to zazwyczaj na ekstremalnych ogniskowych.
Filtr polaryzacyjny:
Podczas wypraw zazwyczaj korzystam pełną garścią z dobrodziejstw nowoczesnej, japońskiej techniki i zapisuję zdjęcia w dwóch formatach jednocześnie: raw + jpeg basic o najmniejszej wielkości. Po 12-to godzinnym przedzieraniu się przez nieznane, z ekwipunkiem jak komandos, staram się opisać to, co nas spotkało i na obrabianie zdjęć nie mam ani czasu, ani ochoty - ilustracje na bloga stanowią najniższej jakości pliki JPG prosto z aparatu (czasem jedynie przepuszczam je przez jakąś maszynkę do nadania określonego stylu lub koloru). W celu przetestowania Tamrona zmieniłem rozdzielczość i wielkość JPG do maksymalnej dostępnej w aparacie (Nikon D7000) i takimi zdjęciami, prosto z puszki, dzielę się tu z Wami artykule. Cała obróbka sprowadza się do ściągnięcia zdjęcia i załączenia w tekście, chyba że zaznaczyłem inaczej.
Nadeszła cudna sobota, słońce, chmury, lekki wiatr, wymarzona pogoda, by skręcić malutką sesję. Szybka decyzja i ruszyliśmy z moją etatową modelką w łany rzepaku, beztrosko rosnącego sobie w okolicach trójmiasta. Celem było sprawdzenie, czy Tamronem da się zrobić jakiś w miarę ładny portrecik, od planu średniego po zbliżenie. Zastosowałem delikatny strobing przez parasolkę, by porozjaśniać cienie.
Bez filtra:
Nieuchronnie zbliżał się wylot na Maltę, a także podjęcie ważkiej decyzji, czy pozostawić cały szklany arsenał w domu i wyruszyć na podbój wyspy z jednym obiektywem, czy wziąć jeszcze jakieś szkło ze sobą (a nuż Tamron się zepsuje..? nigdy nie wiadomo…). Na wszelki wypadek wrzuciłem do plecaka 14 mm z filtrami ND i wyruszyliśmy. Właściwy test Tamrona na wyspach polegał na sprawdzeniu szerokiego kąta, systemu stabilizacji oraz strzałów ze statywu. Portrety i tele, ze względu na przeprowadzone uprzednio w Polsce doświadczenia, miały drugorzędne znaczenie. Ponadto chciałem znaleźć odpowiedź na najistotniejsze dla mnie pytanie, czy zdjęcia prosto z aparatu z podpiętym Tamronem 16-300 będą miały akceptowalną na bloga jakość? Czy będę w stanie zaprzyjaźnić się z tym obiektywem na tyle, by na czas wypraw pożegnać bez żalu resztę szklarni?
Jako, że wcześniej na Malcie nie bywaliśmy, czekało nas (jak podejrzewaliśmy) sporo ciekawych rzeczy do obejrzenia. Inaczej niż wszyscy zaczynający od Valetty, ruszyliśmy najpierw do dawnej stolicy, położonej w centrum wyspy Mdiny, zwanej Cichym Miastem. Właściwie nie mamy pojęcia, skąd to miano, gdyż wałęsały się tam całe zagony wcale nie tak cichych turystów i żeby znaleźć kadr bez żywego człowieka, należało kierować obiektyw prosto w niebo. Lub sufit. I to jest jedyne w teście zdjęcie, które zostało lekko (3 stopnie) wyciągnięte (z pliku JPG). Wyjaśnienie jest dość proste - o ile byłem w stanie ustawić statyw i bronić jego pozycji, to już dokładne jego wyprofilowanie należałoby przeprowadzić w pozycji leżącej, a w takiej narażony byłem na bezlitosne zadeptanie przez chwilowo oślepionych zmianą natężenia światła ludzi odwiedzających kościół.
Wyprostowane, bez filtra, statyw, vc off:
W Cichym Mieście stał też sobie cichutko przepiękny Fiacik 124 Sport, którego grzechem byłoby nie ustrzelić. Po przegonieniu kilku turystów, Fiacik został sportretowany.
Fiacik szeroko:
Testy szerokiego kąta przeprowadziłem także na wyspie Gozo, której urokliwe plenery dostarczają wielu okazji do szerszego spojrzenia na świat.
System stabilizacji, który dla mnie (mimo, posiadania Nikkora 18-105mm VR) jest technologiczną ciekawostką, czymś w rodzaju dwugłowego cielęcia, sprawdzałem właściwie na każdym kroku i muszę przyznać, iż jestem pod jego ogromnym wrażeniem. Przy 120 mm i dłuższych ogniskowych, oraz wyłączonym VC obraz potrafi drgać w nieprzyjemny sposób, po włączeniu VC i półprzymknięciu spustu czuć bardzo delikatne szarpnięcie, po którym obraz w wizjerze zaczyna 'pływać' w sposób umożliwiający swobodne skomponowanie kadru i wyzwolenie migawki. Co więcej, stabilizacja przydaje się również na szerokim kącie: skacząca na falach łódka, albo prom pływający z Malty na Gozo i z powrotem, tudzież autobus piętrowy, nie ułatwiają robienia zdjęć i tamronowski system przychodzi tu z pomocą. Za to wielkie brawa!
Stabilizacja w praktyce:
Pragnąłem, o ile los pozwoli, sprawdzić sprawowanie Tamrona pod ostre światło, ale to z właściwym sobie wdziękiem przypomniałem sobie dopiero pod koniec pobytu na Malcie.
Pod światło:
Widać sporo blików i flar, część od filtra (w dolnym lewym rogu) i część z obiektywu. Co jednemu pachnie, to drugiemu śmierdzi: ja osobiście lubię takie świetlne “maziajki”, które czasem z pełną premedytacją sam wywołuję, więc bardziej niż flary interesował mnie kontrast zdjęcia i przyznam, że efekt, jak na zdjęcie robione w pośpiechu, tuż przed przyjazdem ostatniego z możliwych autobusu na lotnisko, jest zadowalający.
I tu ciekawostka. Obiektyw posiada przełącznik blokady wysuwu tubusa, ale oprócz przypadkowego przełączenia podczas wsuwania do plecaka, ani razu nie trzeba było go użyć. Skrócony do 16 mm nie przejawiał najmniejszych chęci do spontanicznego zwiększania swojego rozmiaru. I oczywiście, blokada obiektywu 'wydarzyła się' właśnie na koniec, zanim zrobiłem to zdjęcie, co wprawiło mnie w delikatne osłupienie.
Do pełni szczęścia zabrakło mi zdjęć nocnych, ale zmęczony zwiedzaniem i testowaniem, odpuściłem je z pełną premedytacją. W zamian jeszcze ciepłe zdjęcie z Gdyni.
Czy Tamron zdobył moje serce? Niemalże. Oferuje akceptowalną jakość zdjęć i zakres ogniskowych, które w pełni zaspokajają moje potrzeby. Wspomagany filtrem polaryzacyjnym, statywem i lampą błyskową stanowi idealny kompromis między jakością a funkcjonalnością przy moim trybie i sposobie zwiedzania świata. Przez ostatnie dwa tygodnie był na stałe przypięty do aparatu i pozwalał zarejestrować dobre jakościowo zdjęcia, które spokojnie i z przyjemnością można zaprezentować odbiorcom. Nie jest może demonem ostrości, zwłaszcza na szerokim kącie, ale przeglądając wszystkie zrobione zdjęcia stwierdzam, iż ogniskowe od 45 do 300mm są wystarczająco ostre, by na portretach rozróżnić i policzyć rzęsy, zaś szerszy kąt, by naprawdę robić wrażenie, wymaga delikatnego podostrzenia w programie graficznym. Czy to wystarczy? Wolę wziąć Tamrona, niż trzy, nie najlżejsze obiektywy stałoogniskowe. Różnica w wadze, brak kłopotów z brudzącą się podczas zmiany obiektywu matrycą, akceptowalna jakość zdjęć, naprawdę szeroki kąt i fantastyczne zbliżenie,a do tego fenomenalna stabilizacja obrazu i uniwersalność - to wszystko przemawia za Tamronem. Jedyną wadą “Tamiego” jest moim zdaniem zbyt wysoka cena, którą warto by zbić o parę złotych.
Tekst i zdjęcia: Przemek Wollenszleger