Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
Za ciekawe zdjęcie dzikiego zwierzęcia uczestnicy wypraw fotograficznych są w stanie zapłacić bardzo dużo. Ostateczną cenę zapłaci jednak natura. Niebezpieczny trend wśród organizatorów warsztatów.
Ciekawe warsztaty fotograficzne nie należą do tanich, dlatego organizatorzy są w stanie zrobić naprawdę wiele, by uczestnicy byli w pełni usatysfakcjonowani i polecili wydarzenie znajomym. Jak donosi serwis oko.press, w Bieszczadach, a prawdopodobnie także i w innych regionach polska przedsiębiorczość poszła jednak o krok za daleko.
“Wygodne fotele, ogrzewany budynek, z zamaskowanych okien wystają ciężkie teleobiektywy. Kilkadziesiąt metrów dalej mięsne ochłapy szarpią wilki, czasem na darmową wyżerkę przychodzą też niedźwiedzie. Mięso rozrzucono, by miłośnicy fotografii przyrodniczej łatwo zrobili wymarzone zdjęcie drapieżnika. W końcu za to zapłacili” - pisze autor tekstu, Robert Jurszo.
fot. Martijn Baudoin / Unsplash.com
Według Stowarzyszenia dla Natury “Wilk” w samym tylko regionie Bieszczadzkiego Parku Narodowego takich czatowni jest kilkanaście, a uczestnicy za tego typu atrakcję są w stanie zapłacić nawet 1700 euro. Często tego typu wydarzenia kierowane są bowiem do amatorów fotografowania z zagranicy.
Co w tym jednak złego? W końcu na pierwszy rzut oka wszyscy wychodzą z tej sytuacji zwycięsko: fotograf ma szansę na wykonane dobrych zdjęć, zwierzęta mają okazję się posilić, a organizator cieszy się z udanego wypadu i przytula okrągła sumę. Problem w tym, że ten “darmowy lunch” odbije się naturze czkawką. I to prawdopodobnie większą niż fotografowie i organizatorzy mogą się spodziewać.
Dokarmianie zwierząt w fotografii przyrodniczej nie należy do rzadkości i dokonywane sporadycznie, w przypadku mniejszych gatunków prawdopodobnie nie będzie miało aż tak dramatycznych konsekwencji. Prowadzone regularnie, w dużej skali, może mieć już jednak opłakane skutki. A takie właśnie działanie obserwowane jest na terenie parku. W efekcie zmieniają się nawyki zwierząt, co może mieć zgubny wpływ na całą populację danego gatunku na danym obszarze.
“Na nęciska przy czatowniach wilczy rodzice przyprowadzają również swoje szczenięta. A te, kiedy już dorosną, dojrzeją do opuszczenia swojej grupy rodzinnej i wyruszą na poszukiwania partnera i terytorium, nie będą unikały siedzib ludzkich. Ale świadomie będą szukały w nich łatwego pożywienia.” - mówi dr hab. Sabina Pierużek-Nowak ze stowarzyszenia “Wilk”. “Kiedy go nie dostaną, mogą być agresywne i próbować wymuszać jedzenie, jak to robią młode psy. I - na przykład - złapać za nogawkę, albo po prostu ugryźć. I na dodatek regularnie plączą się po obejściach i zabijają wiejskie kundle”.
fot. Thomas Bonometti / Unsplash.com
Według badaczy, to prawdopodobnie tego typu działanie przyczyniło się do czterech ataków na ludzi, do których doszło w 2018 (pierwszych udokumentowanych w Polsce od zakończenia II wojny światowej). A prawdopodobnie takie zachowania, z racji migracji młodych osobników staną się powszechniejsze i obejmą większy obszar.
To jednak nie jedyne konsekwencje. Dokarmiane dzikich zwierząt mięsem hodowlanym może negatywnie wpływać także na ich zdrowie, ze względu na obecność hormonów i antybiotyków. Poza tym, przez to, że jedzenie jest łatwo dostępne, zmienia się też aktywność dobowa drapieżników. “Stają się bardziej dzienne; niedźwiedzie przestają zimować, co jest dla nich niekorzystne oraz może przynieść wzrost szkód gospodarczych” - mówi badaczka.
W efekcie wilki przejawiające tego typu agresywne zachowanie są odstrzeliwane tak, jak było to w przypadku ataków z 2018 roku. Jeśli problem będzie się nasilał takich sytuacji będzie więcej, na czym tylko straci natura.
Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć samemu. Dopóki tego typu działania nie będą zabronione prawnie, prawdopodobnie zmieni się niewiele. Pewne krok podjął w zeszłym roku Związek Polskich Fotografów Przyrody, który wprowadził do swojego kodeksu zapis zakazujący nęcenia drapieżników. Dodatkowo wykonane w ten sposób zdjęcia mają nie być kwalifikowane do pokazów i konkursów organizowanych przez związek.
Fragment kodeksu etycznego ZPFP
To jednak tylko kropla w morzu, a weryfikacja tego typu zdjęć jest mało prawdopodobna. Poza tym stosunkowo niewielu fotografów będzie sobie zaprzątało głowę zakazem ZPFP, gdy dane zdjęcie będzie mogło wysłać na dowolny konkurs międzynarodowy. Na zmianę oficjalnych przepisów raczej też nie ma co liczyć, gdyż zwyczajnie w polskim prawie nie istnieją zapisy regulujące kwestię dokarmiania dzikich zwierząt.
“Zwierzęta wolno żyjące to zwierzęta nieudomowione żyjące w warunkach niezależnych od człowieka. (…) Stanowią dobro ogólnonarodowe i powinny mieć zapewnione warunki rozwoju i swobodnego bytu” - czytamy w Art. 21 i 4 ustawy o ochronie zwierząt. Ich dokarmianie nie zmienia w żaden sposób ich statusu i raczej trudno spodziewać się, by w najbliższym czasie takie zapis w ustawie się pojawił.
Dlatego do zmiany sytuacji możemy przyczynić się tylko w jeden sposób - nie brać udziału w tego typu wyjazdach i warsztatach, a także nie dokarmiać dużych drapieżników na własną rękę. Być może dane zwierze uchwycić będzie dużo trudniej, a konkursowe zdjęcie przejdzie wam koło nosa, ale przynajmniej wykonane zdjęcia będziecie mogli pokazywać z czystym sumieniem. Oczywiście na rynku nie brakuje świetnie prowadzonych wypraw, których organizatorzy nie uciekają się do tego typu zabiegów. Dowiadując się o plan warsztatów, warto jednak zadać o to pytanie.
Źródło: oko.press.
(fot. okładkowa: Philipp Pilz / Unsplash.com)